„Dojdziemy w końcu do prawdy”

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

Grzegorz Wierzchołowski, współautor tekstów śledczych o katastrofie smoleńskiej w „Gazecie Polskiej”, opowiada o swoich ustaleniach i ostatnich kontrowersjach związanych z publikacjami tygodnika.

W ostatnim numerze „Gazety Polskiej” ujawniliście nazwisko funkcjonariusza BOR, który według was już po upadku samolotu dzwonił do swojej żony i zdążył z nią porozmawiać. Kobieta zaprzecza jednak, że taka sytuacja miała miejsce. Spadły na was za to gromy z różnych stron. Skrytykowała Was nawet „Rzeczpospolita”. Macie dowody na podparcie swoich tez?

Grzegorz Wierzchołowski*: Nigdzie nie napisaliśmy, że funkcjonariusz dzwonił do swojej żony, tylko że taką wersję przedstawił nam nasz informator, notabene: bardzo dobry i znany dziennikarz. Jego wypowiedź zdementował brat tego funkcjonariusza, co przedstawiliśmy w artykule. Natomiast zgadzam się, że w zestawieniu obu tych wersji zabrakło nam delikatności i rozwagi, powinniśmy bowiem zamieścić w tekście wypowiedź żony opisywanego funkcjonariusza. Był to poważny warsztatowy błąd, za który ją osobiście przeprosiliśmy.

Po wspomnianym artykule Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i Rada Etyki Mediów wydały oświadczenie potępiające „Gazetę Polską” i „Nasz Dziennik” za teksty poświęcone katastrofie smoleńskiej. Podobno wasze dziennikarstwo jest „szkodliwe społecznie” i „rodzi odruchy nienawiści”…

Bardzo się cieszę, że zostałem potępiony przez stowarzyszenie, którego honorowym prezesem jest były członek PZPR Stefan Bratkowski. To, że wśród „potępionych” znalazły się takie osoby jak mój kolega z „Gazety Polskiej” Leszek Misiak czy dziennikarze „Naszego Dziennika”, jest dla mnie dodatkowym zaszczytem. Wszystkich naszych czytelników zapewniam, że dalej będziemy „rodzić odruchy nienawiści”, szczególnie w środowiskach podporządkowanych interesom pewnego wąsatego pana i jego przyjaciół szkolonych przez GRU.(...)

http://www.fronda.pl/news/czytaj/dojdziemy_w_koncu_do_prawdy

Brak głosów