Byłam łączniczką "Zapory" - rozmowa z Izabellą Kochanowską ps. "Błyskawica", łączniczką mjr. Hieronima Dekutowskiego "Zapory"

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

(...)Pewnego dnia, idąc ulicą, spotkałam pana Nowakowskiego z sąsiedniego majątku. Powiedział mi, że specjalne brygady NKWD będą pacyfikować dwory. Większość okolicznych ziemian już wyjechała, ale mój ojciec postanowił zostać w majątku. Nowakowski polecił mi, żebym pojechała do Łopiennika i ostrzegła ojca, bo groziło mu aresztowanie. Gdy wyszłam na ulicę, zupełnie przypadkowo natknęłam się na "Zaporę" idącego z kilkoma ludźmi. Poszliśmy na lody. Pamiętał o mojej prośbie, więc wydał mi polecenie: "Proszę na mnie czekać w Łopienniku". Potraktowałam to jako rozkaz, więc zostawiłam szkołę i pojechałam do domu.
Zdążyła Pani ostrzec ojca?

- Przekazałam to, co polecił mi pan Nowakowski. Ojciec następnego dnia kazał zaprząc dwa wozy i razem z uciekinierami, którzy u nas mieszkali, postanowił wyjechać. Przed wyjazdem udaliśmy się na chwilkę do krawca, aby odebrać jakieś rzeczy. Po drodze mijaliśmy jadące w stronę Łopiennika samochody, najeżone bronią, wyładowane Rosjanami i berlingowcami. Gdy wróciliśmy do majątku, ojciec oraz jego brat zostali aresztowani i przewiezieni na Zamek w Lublinie, gdzie mieściło się więzienie UB. Wszystkich obecnych w naszym dworze ludzi zamknięto w jednym pokoju, przed którym postawiono straż. Ja się wywinęłam i byłam na zewnątrz. Przedstawiciele nowej władzy zwołali przed nasz dom okoliczną ludność i wygłosili przemowę na temat panów-krwiopijców. Powiedzieli, że wszyscy mogą sobie brać, co chcą, więc rozpoczął się rabunek. Udawałam córkę kowala (należał do Batalionów Chłopskich) i mimo że byłam poszukiwana przez NKWD, nikt nie zdradził, że jestem córką właściciela majątku. Wielokrotnie przyjeżdżali do dworu, aby mnie aresztować, ale nikt z okolicznych mieszkańców mnie nie wydał. Wójt, który był też w konspiracji, przywiózł pana Odorowskiego, pełnomocnika do spraw reformy rolnej. Podczas rozmowy w cztery oczy pan Odorowski, który wiedział, kim jestem, poprosił mnie, żebym została, bo on nie zna się na rolnictwie i moja pomoc będzie konieczna. Dzięki temu mogłam wykonać rozkaz majora i oczekiwać na jego przybycie.
Major na te tereny wrócił dopiero zimą 1945 roku.

- Tak, w lutym 1945 roku. Był to okres działalności ROAK. Raptem zjawił się łącznik od "Zapory". Major prosił mnie, żebym przyszła do wsi Wały. Ucharakteryzowałam się na wieśniaczkę, wzięłam grackę i poszłam do tej wsi. Major był bardzo zadowolony, że się stawiłam. Powiedział, że znowu organizuje oddział i będzie potrzebował kogoś, kto ma dobrą orientację w okolicy, bo trzeba utworzyć nowe placówki, zorganizować zaopatrzenie, sieć łączności itd. Ten teren miał być jego matecznikiem, bo działalność prowadził na obszarze kilku województw. Chciał, żebym ja się tym zajęła, żebym była też jego "oczami i uszami", tak aby po powrocie wiedział, co się wydarzyło, kto donosi, kto zapisał się do PPR-u.

Bardzo chciałam walczyć w oddziale, ale nie miałam wyjścia: rozkaz to rozkaz - choć "Zapora" wypowiedział go w formie prośby. Ledwo zdążyłam wyjść na gościniec za wsią, a tu patrzę - idzie obława. Zaczęła się walka.(...)

http://www.naszdziennik.pl/mysl/15262,bylam-laczniczka-zapory.html

Brak głosów