MARSZ PUTINA NAM SIĘ NALEŻY! ALE…
Naród, który przełknął Smoleńsk i późniejsze tzw. śledztwo, zasługuje na kolejne upokorzenia. Szczególnie po wschodnim imperium nie można się spodziewać niczego innego, jako następnych aktów agresji i poniżania w odpowiedzi na słabość i tchórzostwo. Nie warto nad tym wylewać łez czy silić się na dramatyczne gesty oburzenia. Ale trzeba to mądrze wykorzystać…
Zarówno nasi krajowi okupanci, jaki i ich zagraniczni mocodawcy, systematycznie i planowo serwują nam pokazowe policzki i kopniaki. Od 10 kwietnia 2010 mamy ich całą listę – począwszy od wezwań naszego duchowieństwa i ludzi kultury, by w odpowiedzi na Smoleńsk szczególnie uczcić 9. maja poległych sołdatów. Tylko w ostatnich dniach przełknęliśmy sądowy cyrk związany z miejscem TV Trwam na multipleksie oraz bezkarny atak „bohatera PO” na opozycyjną dziennikarkę. Powtarzam – to nie przypadki, ale stała obróbka psychologiczna mająca złamać do ostatka nasze morale. W tym kontekście marsz rosyjskich „kibiców” jawi się dla nas jako szansa.
O ile dotychczasowe ataki cieszyły się poklaskiem polactwa, które rechotało, że ktoś znowu dowalił pisiorom lub moherom, o tyle triumfalny pochód rosyjskich kibiców przez naszą stolicę może niemiło przerwać beztroskę grilujących. Gdyby do tego dołożył się łomot spuszczony nam na boiskach Euro (piszę w trybie warunkowym, choć to zapewne zbytnia rezerwa – następne elementy mamy jednak jak w banku), gdy do tego dołoży się zapaść komunikacyjna, gdy do tego dołoży się zapaść gospodarcza tuż po zakończeniu rozgrywek…
Gdy więc rosyjscy „kibice” urządzą nam marsz triumfalny w stolicy, naszym zadaniem jest to jak najlepiej udokumentować (o bezsensowności wojny z nimi nie będę tu nawet wspominał), by później puszczać to jak najczęściej do grila. Oby tylko naszym wschodnim gościom wystarczyło fantazji do jak najbardziej prowokujących zachowań, ranieniu naszych uczuć patriotycznych czy symboli. To, co piszę, może wyglądać na jakichś masochizm, ale przypomnę to, co pisałem kiedyś o technice aikido:
„Podstawowa metoda japońskiej sztuki walki aikido polega na wykorzystaniu siły przeciwnika przeciw niemu samemu. Jest więc nadzwyczaj skuteczna przy przewadze siły atakującego. Taką właśnie sytuację mamy obecnie w Polsce. Obóz niepodległościowy jest słaby, rozproszony, pozbawiony wizji i wyrazistych przywódców – szczególnie dla młodego pokolenia. Przeciw narodowi od lat zwrócone są potężne siły medialne, finansowe i tajne. Czas więc na polityczne aikido…” idź POD PRĄD, styczeń 2012
Niech więc nasz przeciwnik nabierze jak największego rozmachu w ciosie, jaki chce nam zadać – my musimy się tylko sprytnie uchylić i pozwolić, by jego siła zadziałała na naszą korzyść.
Grilującego polactwa nie poruszyła zbrodnia na naszych elitach czy jawne kapitulanctwo i zdrada rządzących. Oni myślą tylko kategoriami własnego interesu, rozrywki i konsumpcji. Niechże więc sam Putin jak najskuteczniej popsuje im tę rozrywkę, a Tusk wystawi słony rachunek za konsumpcję! To niestety nasza jedyna szansa na „przebudzanie narodu”…
PS
Powyższe rozważania mają sens, o ile Putin nie planuje operacji bezpośredniej, a „kibice” nie pozostaną u nas na dłużej po zrzuceniu sportowych ciuszków. Wtedy przerabiamy kolejną lekcję rozbiorową...
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1577 odsłon
Komentarze
Popieram!
30 Maja, 2012 - 16:40
Popieram zawarte we wpisie wszystkie tezy.Jeśli polactwo staje się patriotami( we własnym mniemaniu)wtedy, gdy masowo dekoruje swe samochody biało-czerwonymi chorągiewkami kupionymi w Tesco, a przy największych świętach o fladze nie pamięta,to zasługuje na wielkie rozczarowanie.
Mam nadzieję,że będzie to już w pierwszym meczu.