Tylko tym, że zachorował pan dyrektor szkoły, do której chodził Łukaszek, można tłumaczyć serię wypadków, które zaszły w pewien lutowy piątek. Zaczęło się od informacji, że szkołę zamierza odwiedzić znana pani profesor etyki.
- Nie mam czasu się nią zająć - burknęła pani wicedyrektor, która zastępowała pana dyrektora. - Pani, koleżanko, niech pani się nią zajmie.
- Z chęcią - odparła pani pedagog...