Ewolucjonizm - popatrzmy na to w sposób ewolucyjny .

Obrazek użytkownika np1
Blog

Żyjemy w czasy, gdy etyka jest słowem uciążliwym i bez koniunktury.

Są to czasy generowania kapitału i gorączki złota, wielu myśli, że się dorobi, odkuje zrobi karierę nie bacząc na drugiego. Liczne przykłady wydają się im dawać nawet rację, bo są widoczne i spektakularne. Te z przeciwnego bieguna - jak w przypadku dziennikarza któremu się nie powiodło itp. - nie są tematami dnia.

Wielu dziennikarzy jest sama sobie sterem żeglarzem okrętem... i chce radzić sobie sama. Neoliberalizm zrobił swoje, choć nie tylko on. Nieocenioną rolę dają nam od 20 lat nasze elity,  spadek grubej kreski i sygnały jakie ona do nas, niższych warstw ciągle wysyłają.

Hulaj dusza piekła nie ma, Już nie ma kar za popełnione winy, zbrodniarze stają sę ludźmi honoru, TW dostaje Nobla za przeskoczenie płotu. Afery giną w procesowym bagnie, gdzie na końcu nie ma winnych, lub są nimi ludzie trzeciego garnituru, z czwartego rzędu.. Sprawy ciągną się dekadami, stają się przedawnione, ... 

Elity wysyłają w społeczeństwo sygnały bezkarności - to te sygnały są odbierany i społeczeństwo się nimi kieruje. Czuje że może liczyć na podobną bezkarność i ma w d. części rację. Dziennikarze tu nie różnią się tak mocno od innych elit na eksponowanych stanowiskach. Ta grupa mających rzekomo służyć społeczeństwu, pełnić misję czuje się podobnie bezkarna jak jej zleceniodawcy. 

Zły przykład idzie z góry. 

W niemieckiej konstytucji - widnieje "Eigentum verpflichtet" tzn przynależność do którejkolwiek z elit zobowiązuje. A jak się zachowują nasze rządy - gdzie tu widać etos czucia autentycznie zobowiązanym własnemu krajowi, wyborcy, interesowi społecznemu? Patriotyzm jest wykpiwany tak, jak ośmieszaniu poddawane było i jest Prawo i Sprawiedliwość - rozumiane tak, jako osobne wartości jak i jako próbująca stworzyć jakąś nową koncepcję IV RP partia i skupione w okół niej grupy.

 Walka o rząd dusz - szczególnie tych młodych dusz, nieświadomych, chcących tylko korzystać z życia,  niezobowiązująco, bez poczucia odpowiedzialności, bezwolnych konsumentów życia i własnej wolności i przyszłości. Ale młodzi są tacy jaki przykład dają starzy. Demoralizowanie społeczeństwa przez elity władzy i nie tylko to fatalny sygnał w ich kierunku. Któreż z mediów prywatnych przypomina masowemu konsumentowi że ceną wolności jest  odpowiedzialność, świadomość konsekwencji własnych wyborów. Któreż  z nich prezentuje skuteczną pomoc w dobrym rozeznaniu się w świecie w jakim żyjemy i jakieś uznane standardy orientowania się w dżungli priorytetów i todo-list aktualnej rzeczywistości?

Niedowład,  brak, próżnia w zakresie dobrych wzorców, dopełnia obraz. Media - media nie są zainteresowane tworzeniem świadomego konsumenta bo żyją m.in. z reklamy. Konflikt interesu. To jest misja publiczna. Ale nawet odpolitycznione media publiczne przegrywają z kolorowym światem fanu oraz propozycji lekkiego, łatwego i przyjemnego życia wg scenariuszy życiowych promowanych przez konsumpcję kultury masowej w TV prywatnych.

Przegrywają dlatego, że są wymagające. Wysiłek musi być kolportowany przez widoczną i przekonywającą obietnicę dywidendy, aby się opłacał i stał się atrakcyjny. Taką dywidendą był kiedyś patriotyzm i służba Polsce.

W epoce budowania Europy jako supermocarstwa - Europa ojczyzn jest zagrożeniem i koncepjca państwa rugowana skutecznie przez elity z umysłów podwładnych. I tu odpowiedzialność leży na uwiedzionych tą koncepcją i zaślepionych ideologią elitach. Media, dziennikarze są tylko instrumentem, marionetką w tej grze. W poróżnione, skłóconym, napuszczonym na siebie społeczeństwie trudno myślieć w kategoriach narodu, czy państwa - taki zresztą byl design tego konceptu - erozja państwa narodowego, jego wypłukiwanie, dekonstrukcja aby z uwolnionych z jego oków części składowych budować nową koncepcję superpaństwa Europa. 

Nic dziwnego że patriotyzm wypłukiwany z umysłów Salonu za cenę i chęć bycia światowcami i biletów wstępu na salon europejski. A gdzie tu sztuka samoograniczania się do tego co sumienie dyktuje? Wiem powiało teraz antykwarycznym powietrzem. Brzmię sam dla siebie jak dinosaur z prastarej epoki, a to pokazuje jak skutecznie media mnie już przeprogramowały. Ale nie jest źle wystarczy poznać te mechanizmy i tracą wiele ze swojej mocy - dalej jednak mają swoją siłę od której nikt nie ma ucieczki - dlatego potrzebne są alternatywy, kontrataki, łamanie monopolu na tłumaczenie i budowanie nowej przyszłości, a tu konieczne jest złamanie monopolu mediów polsko-języcznych, i lewicowo liberalnych - krótko: niepatriotycznych.

To będzie trudna walka, Rodzina kontra Państwo. Konserwatywne rodziny są liczniejsze - lewicowe częściej lepiej wykształcone, bo rodzice opiekują mniej licznym potomstwem, to kompensowane jest wzajemną rodzinną i wspólnotową pomocą wiec nie mżna z góry decydować który model daje lepsze jakościowo wyniki. Od zbyt wielu czynnków to zależy. Lewicowo libralny model pozwala na większe swobody - ale ryzyka są większe - co w trudnych czasach może być decydujące o powodzeniu. Konserwatywny model stawia na zaufanie, kooprację w rodzinie grupie, wspólnocie, Kościele, co jest czynnikiem dużej stabilizacji w cięższych ekonomicznie czasach.

Lwica stawia na model człowieka stworzony przez Rousseau tzw  „dobre dzikusa”, któremu należy pozwolić na swobodne życie pod dyktando własnych instynktów. 

Tę koncepcję podchwyciło wiele środowisk ze względu na jej wieloraką dla nich atrakcyjność. Kształtuje ona człowieka nie uformowanego, podając mu do konsumpcji kulturę niewiele od niego wymagającą - tak pod względem intelektualnym jaki i estetycznym. Odwołującą się do jego instynktów - często tych najniższych.

 Kształtowanie człowieka to wielki wysiłek = wydatek energetyczny. Rezygnacja z wychowywania oznacza dużą oszczędność zasobów np czasu, energii, kapitału drogiego ludzkiego, zasobów które można przeznaczyć z większym pożytkiem na dobre wychowywanie wąskich elit. Systemicznie patrząc - powstaje dodatkowy zysk energetyczny, taki uwolniony dzikus ma więcej czasu na konsumpcję. 

Kłopot w tym że jakoś musi on na nią zapracować - więc przygotowuje się dla niego kształcenie wg wąskiej specjalizacji na "wyskokowykwalifikowanego" ekspert od jakiegoś tam trybiku w całej ogromnej maszynerii. Im zdolniejszy - tym przeznaczony dla niego trybik może być bardziej skomplikowany - a jego pielęgnacja lepiej popłatna. 

Stąd okrajane z przedmiotów humanistycznych programy szkolne i uczelniane.

Problem w tym, że przy dużej dynamice postępu techniki, jego miejsce pracy może ulec procesowi racjonalizacji i zastąpione zostać jakimś komputerem. Interwały odnawiania się przemysłu są co raz krótsze i taki specjalista bez ogólnego wykształcenia bardzo szybko może się stać frustratem życiowym zepchniętym poza margines społeczny.

Przykłady takie - pewnie dla przestrogi - widziałem w kanale dokumentacyjnym na Phoenixsie. Specjalista informatyk który zarabiał grubą kasę w ciągu 3 lat wypala się, traci pracę, zdrowie, szukając pracy popada w depresję, staje się  bezdomnym, wreszcie odnajduje siebie w zakonie jezuitów. 

Dla polityków społeczeństwo dobrych dzikusów jest łatwe do rządzenia, czy raczej już należało by tu już mówić o zarządzaniu?. Mało krytyczne, nie jest świadome zagrożeń, nie kontrolujące elit, nie konkurujące z nimi (!), nie protestuje i nie angażuje się aktywnie w politykę. Co najwyżej, od czasu do czasu weźmie udział w jakiejś zadymie i utarczce z policją aby wypuścić nadmiar pary.

Swobodne życie bez zbyt wielu wymagań, nastawione na konsumpcje i kulturę masową. Raj dla elit. Oszczędność w handryczeniu się z takimi i wbijaniu im mozolnie jakiś tam wartości do głowy. Po co. Niech żyje jak dobry dzikus. Praca, konsumpcja, instynkty brak odpowiedzialności. Np seks - konsekwencje załatwi się tabletką antykoncepcyjną a w razie wypadku wczesnoporonną, lub aborcją.

Starzejące społeczeństwo - eutanazją.  Szwajcarowie zauważają że wydatki na pacjenta w ostatnim jego roku życia przewyższają sumę którą wydano przez całe jego dotychczasowe życie.  Jakaż to oszczędność jeśli ten ostatni rok np skróćić o połowę lub w ogóle zachęcić pacjenta do "niemęczenia się" tym ostatnim rokiem do rezygnacji z tej "bolesnej" walki o kilka miesięcy więcej ... 

Pielęgnowanie kultury, tradycji, religii przynosi korzyść ekonomiczną komu innemu z kim się właśnie walczy - środowiska patriotyczne, Kościół, ... i inna "prawicowa ekstrema". Dla geszefciarzy to konkuencja w walce o uwagę i czas konsumenta. To także kłopot, z uwagi na to, że ma do czynienia z odbiorcą "kolorowym" zestandaryzowanym wg lokalnych "progrmów", a nie kulturą massową wg klucza z jakiegoś globalnego master-planu. Regionalnie zróżnicowanego tak jak jest zróżnicowana  kultura i tradycja .

Nie można mu przedstawić jakiejś jednorodnej papki,  bo jeśli ona jednych zadowoli to inni będą marudzili. Chleb będzie zapewniony a Igrzyska zabraknie?

No i tzw efekt skali będzie mniejsz, bo podobnie jak w jednorodnych sieciach komputerowych na których np wszędzie leci Linux, wystarczy tylko raz napisać jakiś program i wszyscy użytkownicy mogą z niego korzystać, a wcześniej muszą kupić. Im większa ilość identycznych komputerów tym zyski większe, koszta produkcji spadają. 

Windows leci na 95% komputerów osobistych - cóż za efekt skali. Jedna firma na świecie zmonopolizowała cały rynek - jakie z tego zyski to już trudno sobie wyobrazić. 

Podobnie jest z kulturą masową i jej twórcami - mim więcej zunifikowanych odbiorców tym efekt skali większy, a z nim zyski i stopień monopolizacji tego rynku.

Ten kto ma monopol ten dyktuje warunki - czyli rządzi i tak tylnymi drzwiami próbuje się  wprowadzać taktyką drobnych kroczków w gospodarce system feudalny, a państwa posiadające transnacjonalnie operujące koncerny pośrednio doradcami feudalnych Dyktataorów. Dobry przykład stanowi firma Monsanto, o której się rozpiszę wylewniej może jednak się kiedy indziej. Krótko Supermocarstwa są zainteresowane w tworzeniu monopolów, a środkiem do celu może być także tu monopolizacja kultury wynikający z niej efekt skali. Wszyskto kosztem redukowania różnorodności i pod nazwą Globalizacja. Polecam książkę napisana przez kanadyjską dziennikarkę Naomi Klein pt "No Logo: Taking Aim at the Brand Bullies" jak zwykle niemiecka wikipedia jest bardziej wylewna niż ta lakoniczna notka w polskiej. 

Rouseaau - "dobry dzikus" - tyle lewica ... - także i librałowie jako że to przynosi niezłe zyski geszefciarzom który postawią na taki model biznesowy - a jest on znakomitym kąskiem i przyczyną wielu sporów o podział tych konfitur, co uwidacznia jak bardzo potrzebne  jest silnie państwo prowadzące poważną politykę wsparcia polskiego przedsiębiorcy na międzynarodowych rynkach.

O samej pracy i konsumpcji, taki dzikus nie ma czasu na rodzinę, nie rozmnaża się więc jakoś tak specjalnie, chyba że niechcący, ale jako rodzic często raczej może stać się zagrożeniem w rozwoju dziecka niż pomocą. Dlatego Państwo chętnie przejmie ten trud, w całodziennych szkołach - jak ma to miejsce we Francji np.

Lewicowa klasa średnia  natomiast stanowią odwrotność i wzór troski o przyszłość potomstwa. Wie jak ważne jest wykształcenie i próbuje wychować w duchu przyjemności z kształcenia się swoje dzieci, a nie ma ich dużo. Jedno, czasem dwoje. To wynika właśnie z ekonomicznego rachunku. Ktoś wyliczył że dobre i szczęśliwe wychowanie dziecka w Niemczech kosztuje powyżej 110 tys do chwili ukończenia jego 16 roku życia, jakiż to wysiłek i konkurencja dla włsnego standardu życia rodziców. Kładą więc wagę na jakość nie na ilość. Co przekłada się w ich niskim współczynniku wymienialności pokoleń. 

Rodzina konserwatywna, ma nieco inną koncepcję i stawia mniej na indywidualizm co na wspólnotę, w której i dzięki której będzie mogła wychować przynajmniej 2 dzieci na wysokim standardzie - dzięki grupowej tożsamości opartej na zaufaniu i kooperacji. Tę jednak trzeba pielęgnować, a to kosztuje czas, wysiłek, a pośrednio także i "pieniądz" bo czas przeznaczony na cementowanie więzi grupowych jest czasem zabranym konsumpcji, która i tak nie jest tak wylewna jak w modelu lewicowym, bo dużo częściej oparta na wartościach, na niepowtarzalnym charakterze i rytuałach grypy, do gustu której nie przypadają większość produktów kultury masowej.

Zły przykład idzie z góry i to jest zamierzone. Osławiona Ideologia Neoliberalna. 

Wcale nie chcę jej tu demonizować, ale o tym nieco dalej. Każdy ma być w pierwszej kolejności odpowiedzialny za samego siebie. Ok ! Ale na tej pierwszej kolejności niestety się wszystko kończy, a do neoliberalizmu należy dużo więcej niż "róbta co chceta" i "brońta sie same". Jeśli sami sobie ni pomożecie - rząd za was tego nie zrobi. ... Itd itp. Tu powtarzam nie chcę demonizować noelibarlizmu, bo spełniać on może tu rolę czynnika aktywizującego, uaktywniającego społeczeństwo, do aktywnego budowania własnego życia, jakiegoś porządku wokół siebie i lokalnych struktur, na zasadzie: jeśli ty tego dla siebie nie zrobisz to przyjdą inni i zrobią to za Ciebie, ale na swoją korzyść. W imię obrony własnych interesów bądź więc aktywny, bo zginiesz. I to było nam po fazie PRLu może i nawet naprawdę potrzebne. I choć istnieją inne metody osiągania tego samego celu to ta wydaje mi się najmniej kosztowna dla elit, bo kładzie na tzw procesy spontanicznie. 

Problem w tym, że ta strategia aktywizuje tych którzy są wystarczająco silni aby podołać wyzwaniu, a przecież jest cała rzesza ludzi przyzwyczajonych przez PRL do bycia prowadzonym, bez wiary w siebie, a nawet i z nią ale bez zasobów np w postaci zdrowia, wykształcenia, sieci socjalnych kontaktów, .. Ludzie czujący się przytłamszeni, przywaleni nowymi czasami, nie przyzwyczajeni do tak ekstremalnej dynamiki zmian. Ludzie o wysokich wymaganiach w stosunku do siebie - nie potrafiących pójść na pragmatyczny kompromis którego drugi koniec wymierzony jest np w sąsiada. Itd. itp.  Tacy ludzie potrzebują prowadzenia, dobrego gospodarza który im powie co mają robić. 

Strategia neoliberalna sprawia że stają się przegranymi okresu transformacji, a przecież drzemią w nich niesamowite potencjały, tylko nikomu się nie opłaca eksploatacja tych potencjałów bo wielu jest tak zajęta sobą. Sferę tę początkowo skolonizował Rydzyk - jego sukces dał mu rację, dlatego piszę o potencjałach tam drzemiących - i nie robię tego cynicznie. Jak pokazuje przykład ta grupa potrzebuje ojcowskiej ręki - prowadzenia, pogłaskania, perswazji, przypominania, edukacji ... krótko - wielkiego wysiłku zanim inwestycja nie zacznie się zwracać. 

Aktywizowanie społeczeństwa neoliberalizmem nie cierpi, długich faz niepewnych inwestycji i wysiłku, który nie wiadomo czy się opłaci. Neoliberalizm jest obcy człowiekowi, zimny, instrumentalizuje go do własnych celów, wciąga, wysysa wszystkie soki i wypluwa. Jeśli ktoś się nie zabezpieczy, zostanie wykorzystany. To bardzo agresywna strategia i człowieka na dłuższą metę odczłowiecza tzn dehumanizuje. Stawia na jednostki najsilniejsze i zwalnia te ostatnie od odpowiedzialności za te słabsze, za własną grupę, kulturę, ... a nawet stara się wbić klina rozłamu między starszą i młodszą generację i dzieci nie czują się odpowiedzialne za los własnych rodziców, bo np robią w tym czasie karierę.

Dlatego w społeczeństwie jest dobry tylko na jakiś okres. Jako forma przestrogi, straszaka - jeśli się nie będziecie udzielać, organizować, dbać o własne interesy, to poszczujemy was straszakiem bezdusznego liberalizmu, w którym będziecie obiektem gry najsilniejszych jej aktorów. Ci będą robili z wami co chcą. I kolejne afery pokazują że Ci robią ze społeczeństwem co chcą. Dlatego musi się ono organizować - to jest jego interes i tu neoliberalizm jest w pewnym sensie dobry. Interes tych silnych aktorów w tej grze jest przeciwny - nas poróżnić, skłócić, podzielić, aby nami łatwiej rządzić i nas łatwiej i doszczętniej wykorzystać, ograbić. No bo silniejszy ma przecież zawsze rację w tym systemie. Bogaci stają się jeszcze bogatsi, biedni jeszcze biedniejsi.

Neoliberalizm to rodzaj napuszczania nas na samych siebie przez pociąganie za odpowiednie sznurki i spieniężanie wszystkiego na co się pojawi, na co w sowiej niewiedzy, słabości i posiadanych deficytach pozwolimy, to system promujący silnych i dla silnych - rodzaj "kolonizowania głupoty". Dlatego jest tak lubiany przez silne ekonomicznie państwa, przez nie eksportowany na cały świat, kolportowany przez tabuny ekspertów, doradców, spółek consultingowych, itp Takie zachowanie to także rodzaj zagospodarowywania tj "kolonizowania głupoty" tego świata. 

U nas klasa średnia prawie nie istnieje - dopiero powstaje. Brak więc jeszcze masy krytycznej dla instancji pełniącej w krajach wysoko rozwiniętych funkcję kontrolną np kontrolującej Salon.

Już na początku lat 90 Balcerowicz zadbał, aby tej klasie ekonomicznie przetrącić kręgosłup ekonomiczny tak, aby na długi czas wyłączyć ją z gry, aby dla ówczesnego transformującego się na kapitalizm "elit" betonu partyjnego była ona nie groźna.

Teraz jak i  krótko już po 89, po ustawach Wilczka tj po ich "cofnięciu" - wtedy  biurokracja, a dziś unijne Bizancjum, reguluje liczebność i siłę tej klasy. Światowe rynki zbytu są rozparcelowane i podzielone na strefy wpływu. Nadmierny przyrost w dobrze wykwalifikowanej kl średniej PL - oznaczałby przejmowanie tych wzrastającej części tych rynków przez powstające dzięki aktywności naszej kl. średniej przedsiębiorstwa produkujące na eksport, a to oznacza spadek eksportu i utratę miejsc pracy przez dotychczasowych eksporterów obsługujących te rynki.  Często eksporterów z gospodarek wysoko rozwiniętych, których rządy dbają aby tak już zostało. Przejęcie rynków przez Polaków oznaczało by wzrost bezrobocia w tych krajach i upadek drogich systemów socjalnych, więc prowadzą aktywną politykę blokowania rozwoju konkurentów. Temu służy biurokracja unijna, zagraniczny kapitał który "zainwestował" w nasze media i dzięki ich prywatyzacji  kontrolujący co i jak Polacy mają myśleć, jak głosować ile i co konsumować. 

 Przy wzroście PKB - rzędu 7- 8% i więcej było by to nie możliwe, bo wysoka dynamika zmian uniemożliwia sprawną kontrolę. Klasa średnia szybko by się wydostała spod fiskalnej kontroli, rozrosła i wymieniła aktualne górne "10 tys." Dlatego Salon jest właśnie zinteresowany łagodniejszym tempem wzrostu - mniejsza konkurencja  od dołu, mniejsze zagrożenie, lepsza sterowność i efektywniejsze limitowanie dostępu do bycia ellitą. 

Jak to się robi ? - wyścig szczurów, skłócanie, napuszczanie i rozgrywanie jeden przeciwko drugiemu ... robi sowie. Dziennikarze bardzo często dziś to nie misja społeczna, to nie służba społeczeństwu, budowanie i edukacja tegoż - czyli to czym normalnie zajmują się elity, do jakich oni ze względu na swoją zajmowaną w społeczeństwie  wyeksponowaną pozycję niewątpliwie należą,  ... ale chęć karier zadufane w sobie osobowości,  narcyzm, pycha i egoizm, parcie po trupach, to robienie kariery kosztem wszystkiego co normalnie powinno było być święte,  np wybijanie się kosztem, kolegi, rodziny, własnego zdrowia, tego fizycznego jak i psychicznego - burn outs - kosztem moralności, etyki i złamanego, "kreatywnie zaksięgowanego" sumienia, ...

... ale bo i takie sygnały płyną z góry, - od Salonu, kapitału, autorytetów moralnych. 

Śmieszna sprawa z Jaruzelskim i Kiszczakiem, która do tej pory nie jest rozwiązana, Korupcja na górze. Fatalna praca sądownictwa - podwójne standardy, bezkarność, przesobiesiakowanie polityków, gospodarki... No jakiż to sygnały daje innym, społeczeństwu ? No i to ostatnie. Kto i czy potrafi dziś adekwatnie docenić czyjeś poświęcenie - to nieodpłatne oczywiście? Wdzięczność straciła dawno konjunkturę. Antkwaryczne Słowo: "dziękczynienie", "Dzięki - czynienie" czyli docenianie czyjegoś wysiłku. Niemcy o wiele częściej w swojej publicystyce używają słowa "die Wertschätzung" = docenianie, odczuwanie, zdawanie sobie sprawy, zauważanie i uświadamianie wartości jakie się ukrywają w czymś, jakimś przedmiocie, jego wytworzeniu, pracy i wysiłku twórczego jaki był przy tym konieczny, etos pracy, czyjejś pracy, także własnej, wartość  np wysiłku wychowawczym rodziców, nauczycieli, etos przedsiębiorczości - wysiłku przedsiębiorcy aby interes się rozwijał i zapewniał miejsca pracy, oraz wypływy podatkowe dla Państwa. To słowo ma b. głębokie dno - i nie jedno. Rzadziej, ale wraz filozofiami wschodnimi znowu wróciło i wraca do użytku słowo "Dankbarkeit" = Dziękczynność, bycie za coś wdzięcznym - ale no bo i bycie wdzięcznym bez uzmysłowienia sobie wartości za które się jest wdzięcznym, które gdzieś tam się kryją, jest nie możliwe. 

Docenianie - to słowo na zachodzie od kilku lat robi karierę. Szczególnie w słabnącej ilościowo i ekonomicznie klasie średniej można zaobserwować rosnącą "modę" na "docenianie". Docenianie siebie i kolegów, własnego życia i tego co już ostało osiągnięte, co może i nawet przyszło łatwo i bez wysiłku, aby mimo to umieć docenić tego wartość i nie dać się wpuścić w ślepy pozbawiony innych inż ekonomiczne wartości, przynoszący największe zyski tylko wąskiej grupie "właścicieli środków produkcji" wyścig szczurów.  Ojjjj - przez chwilę powiało tu duchem Marksa, który jako ten który prezentował krytyczne spojrzenie na stosunki między właścicielem, pracodawcą, a pracobiorcą, czyli tzw Gesellschaftskritiker, powraca do łask, co widać po wzroście sprzedawanych egzemplarzach "Kapitału" i przemycaniu jego słownictwa do rosnącej części debat publicznych.

Docenianie ma b. dużą i ważną socjologiczną funkcję. Uczy wrażliwości na włożony wysiłek, na ich czyjeś poświęcenie, może nawet nie poparte adekwatnymi środkami finansowym, albo no bo to i w żadnym państwie prawa, to ostanie nie potrafi i nigdy nie będzie w stanie przewidzieć i sprawiedliwie uregulować wszystkie możliwe sytuacje w jakich każdy  nas może dzięki swojej kreatywności i dozie różnych zbiegów okolioczności wytworzyć, albo paść ich ofiarą. Prawo zawsze było jest i chaba będzie w tyle za kreatywną zdolnością człowieka do jego omijania. 

No chyba, że ...  społeczeństwo będzie się kierowało czymś więcej niż przepisami. Będzie miało jakąś kulturę jakieś wartości, które mu są drogie których broni i pielęgnuje, ale ktoś te wartości musi propagować, przekazywać, bronić. 

W politologii znane jest stwierdzenie że demokracja żyje z wartości które sama nie potrafi wytworzyć, wyprodukować. Robią to za nią - media, kultura, religia, sport (np wzorce zachowania fair play, samodyscyplina, wytrwałość ...), rodzina,  wychowanie, szkoła. 

A teraz popatrzmy na wychowanie, rodzinę, szkołę, media w Polsce dziś. Jakie warości sa głównie propagowane w mediach, kulturze masowej. Na szkolnictwo któremu od nie dawna wolno tylko uczyć ale już nie wychowywać. Następuje postępująca osłabianie i fragmentaryzacja społeczeństwa. Kultura i religia przerzywają tak permisywizmu normatywnego. Dawne prawdy są dziś relatywizowane i instrumentalizowane w interesie dziedziczenia zdobytego statusu społecznego na własne dzieci. Każdy ma osobną prawdę indywidualną wg której żyje. Neoliberalizm z innej strony. 

Nie chcę tu go wcale demonizować, bo patrząc z perspektywy samoorganizujących się systemów - tj ewolucyjnej -  nam Polakom była potrzebna faza, ja ją sam  nazywam, dywersyfikacji. Ewolucja wyróżnia cztery główne procesy: mutacja, konkurencja, selekcja i ... - ale o tym ostatnim później... Mutacja dywersyfikuje i w ogóle umożliwia powstawanie różnorodności, dzięki niej w ogóle staje się sensowna konkurencja. W wyniku tej ostatniej dochodzi do selekcji, wygrywa najlepiej przystosowany system, komórka, organizm, jednostka, grupa społeczeństwo itp. Ale na tych trzech ewolucja się nie kończy i nie stworzyła by nowych poziomów rosnącej kompleksowości gdzyby nie ... symbioza, a szerzej kooperacja. To dzięki kooperacji jedna komórka z drugą się połączyły w organizmy wielokomórkowe, te w tkanki, struktóry wyższe itd. Na końcu wcale nie stoi człowiek, ale właśnie jego kooperujące ze sobą zbiorowisko. Najpierw osady, grody, miasta, lokalne księstwa, państwa, a teraz kooperujące kontynenty. 

Po zafundowani nam w ciągu ostatnich 20 neoliberalizmu fazy mutacji, dywersyfikacji, fazy aktywizującej i wzbogacającej społeczeństwo w różnorodność aktorów gry gospodarczej, politycznej, społeczenj, kulturowej, religijnej, ... i idącej z nią ściśle w parze, fazie konkurencji każdej: tej łokciowej, opartej na egoizmie itd tak mocno selekcjonującej i polaryzującej nasze społeczeństwo nie tylko na zwycięzców i przegranych i tych po środku, przy czym role wcale nie są takie jednoznaczne. Wreszczcie moim zdaniem nadchodzi  faza kooperacji, jednoczenia się, organizowania, tworzenia struktur inaczej wypadamy z rozumianej na szerszą skalę - ekonomicznej gry na rynkach światowych. Dużo zależy od naszych elit, ich zdolności talentów, chęci wysiłku, komu będą lojalne. Ponoć bliższa koszula ciału więc i u nich są tacy którzy rozumieją te mechanizmy, tych trzeba docenić, mieć świadomość wartości jakie oni stanowią dla nas, umieć w ogóle te wartości zdefiniować zauważać, cenić tych którzy je niosą, być im za to wdzięczni. Dzięki - czynić i to nie tylko symbolicznie ale konkretnie, czego w grupie "niepoprawnych" wcale nie muszą przypominać.

To wszystko oczywiście oznacza rozumieć rzeczywistość jaką jest na prawdę, znać prawdziwe realia w jakie ona niesie i przypominać o tym we własnym lokalnym otoczeniu. Argumentować i stawiać jemu lustro w którym będzie sie ono mogło przejrzeć wraz z całym pięknem ale i szpetnością

Kiedyś wpadł mi w łapki taki tytuł niemieckiej literatury politycznej, Książka - w tłumaczeniu - "Ile nierówności potrzebuje nasze społeczaństwo" - a ile potrafi w ogóle znieść. Polska należy z krajów unijnych wo największych różnicach w dochodach między górą a dołem piramidy społecznej i najbardziej nierówno - niesprawiedliwie - dzielonymi zyskami wypracowanymi przez cały kraj. Cóż sami na to pozwalamy - widocznie mamy z dawnych czasów tak grubą skórę że potrzebujemy grubego bata aż zaczniemy bronić swoich własnych interesów. Dla mnie to jeszcze jeden rodzaj "kolonizacji głupoty". Ale społeczeństwo jak widać tego potrzebuje skoro nie wychodzi na ulice.

Nie buntuje się bo jest zajęte dorabianiem się i ma mało czasu na zajmowanie się polityką. Zaledwie 30% się nią interesuje. Media i Salon mają tu swój wkład. Przy takich wojnach wizerunkowych trudno oddzielić prawdę od fałszu więc się zajmuje tym co się lepiej opłaca. 

Ale nie ma racji - bo nie wie co traci, nie ma świadomości własnego bogactwa lub się z nim nie identyfikuje. Oddając je Salonowi - rezygnuje z nich, a ten sprzedaje to bogactwo po cenach żenująco niskich. 

Brak świadomego społeczeństwa cywilnego. Podmiotowego, sprawczego, o doświadczeniach sterowności własnym losem i życiem. Wiedzącej co to odpowiedzialność, najpierw za siebie potem za kraj. To kolejny wynik przetrącanego przez Balcerowicza i kolejnych kręgosłupa moralnego i ekonomicznego klasie średniej, trwające aż do tej pory. Wszystko w imię obrony kliki, która ten Salon wypromowała, w imię monopolu władzy Sobiesiaków i ludzi których majątkami tacy Sobiesiakowie z zastępstwie zarządzają i w który przez nich weszli w posiadani - a może tylko tak dzierżawią lub zarządzają - możliwe że wbrew temu co znosić potrafi cierpliwy papier - prawdziwymi właścicielami są grupy wpływu wynajmujące takich sobiesiaków dażądania ich - nieprawnie - zdobytm majątkiem? 

Co dla nas to oznacza? Organizowanie się, autodydaktyka, łamanie monopolu mediów lewicowo "liberalnych" przez tworzenie własnych - jak np niepoprawni. Ich dywersyfikację, konkurowanie, selekcję i kooperację. Budowanie nowych struktur i jedonczenie sił i środowisk. Szczególnie przypominanie o roli wartości które sa kitem scalającym społeczeństwo i pozwolającym na bodowanie siły która jest potrzebna na rynkach światowych.

 
Cóż daliśmy sie skłócić, podzielić, zatomizować w zamian za kasę, karierę, prestiż, status, ... czy nawet obietnicę takowych - przesadnie wodzić za nos neoliberalizmowi teraz czas na kurs korekcyjny - na kooperację, symbiozę, organizowanie się  - najwyższy czas.

Informacja >> Formacja  >>  Organizacja  >>  Akcja  >> jak to przypomina pewien talent organizacyjny od czasu do czasu.

Brak głosów

Komentarze

Krzysztof J. Wojtas
No to fazę wstępną mamy z głowy - znaczy informację.
Bo dzięki takiemu tekstowi - wszystko jasne.

Teraz proszę o fomację.
Czyli na jakich zasadach sie organizować/ Co ma być wodstawowymi wartościami na jakich będziemy budować organizację? Na pieniądzu? Na sile fizycznej/militarnej?

Piszę to bez złośliwości, bo większość moich notek poświęcona jest tematowi. A w tym wypadku, jak i większości podobnych, koniec tekstu jest związany z opisem stanu.
Tylko co dalej?

Vote up!
0
Vote down!
0

Krzysztof J. Wojtas

#48811

Przyznaję - intensywniej obserwuje polską politykę, gospodarkę, ... za krótko, od niecałych dwóch lat, aby czuć się do końcowej odpowiedzi na tak trudne pytanie tego wystarczająco przygotowanym.

To dziwne mimo że to pytanie sam sobie od czasu do czasu zadaję i jego nadejście jako logiczną konsekwencję przeczuwałem, to jednak mimo to mnie jakoś zaskoczyło.

Wyrwało mnie z koleiny analitycznych myśli na poziom syntezy. Mam kilka odpowiedzi, z którym sam się sam jednak nie do końca zgadzam - żadnej którą mógłbym uznać w tym momencie za wartą wyszczególnienia.

Ciągle mam uczucie że czegoś to nie wiem,że muszę jeszcze trochę dłużej poobserwować, jeszcze nie wystarczająco dużo wiem, aby dokonywać z sensownym efektem tego typu syntezy. Zwłaszcza, że jak do tej pory najlepiej czułem się jako analityk, przed syntezą czułem respekt.

Od kiedy jednak prześladuje mnie przekonanie, że jestem ewentualnie chorobliwym perfekcjonistą, to mogę się mylić i wymagać od siebie syntezy która ma "150%" porycie w rzeczywistości, co jest oczywiście logicznym nonsensem, ale ten typ tak ma.

Do dobrej syntezy potrzebna jest jak najdłuższy czas obserwacji - dlatego historycy są dobrzy w tym względzie- i szeroka wiedza humanistyczna. Kiedyś zdecydowałem się na ten eksperyment. Mimo,że uważałem się za ścisłowca od pewnego czasu wypuściłem się na obce wody, gdzież to wcześniej czułem się niesfornie i niepewnie - taki szaleńczy skok na głęboką wodę.

Eksperyment miał mnie przekonać że mam rację i jako humanista jestem kompletnym dyletantem, ale tak się nie stało. Tzn dalej czuję się dyletantem, moja pisownia styl ... katastrofa, ale dziwnym przypadkiem odkryłem obsesyjną namiętność do przedmiotów które kiedyś nienawidziłem. Historia, historia kultury, filozofia kultury, socjologia, filozofia analityczna, komparatorystyka i wiele wiele wiele innych, no i polityka.

Tylko czasu i środków brak. To co tu teraz robię to luks na który mnie nie stać. Ani czasowo, zdrowotnie, jak i finansowo, ale obsesja jest silna. Nie zdziw się jak czasami zniknę na kilko tygodni, czeka mnie wiele zmian i mam wrażenie długie posty to forma ucieczki.

Bardzo mi przypadł do gustu blok Michalkiewicza.

Mam tysiące myśli na temat różnych rozwiązań i żadne z nich minie nie zadowalają. Czuję że potrzebuję więcej danych, więcej potwierdzania, kiedy się mylę, kiedy mam rację i gdzie tak, a gdzie już przesadzam i dlaczego? Za krótko w tym siedzę ... - albo znowu mi się włącza ten perfekcjonizm, może to takie zboczenie byłego ścisłowca?

"Tylko co dalej?"
Dla kogo?
Co dalej dla Niepoprawnych?

Dobrze było by założyć jakiś Think tank, i zająć się tymi tematami zawodowo, prowadzić własne badania w tym kierunku, organizoać sympozja, konferencje, zapraszać ludzi z kraju ze świata, specjalistów, publicystó ... Może jakiś Instytut Badań Strategicznych ... ?

Z realistycznych sensownych rzeczy: uważnie obserwować i monitorować co się dzieje - to bardzo ważne. Tworzyć Archiwum i bank danych zebranych materiałów i obserwacji z rozbudowanymi funkcjami przeszukiwania.

Prowadzić autentyczną rzeczywistą pozbawioną socjotechnik alternatywną do mainstream'owych narrację. Jakość wygrywa o okresach krytycznych, gdy selekcja jest szczególnie ostra. Jako to mówił analityk z Bloombergu "Kiedy przyjdzie odpływ to widać kto pływał nago". Wymaga koniunktury i czasami potrzebuje czasu ale się przebija.

Usieciować się z innymi, potrzebna jest masa krytyczna, rozbudowywać kontakty, dywersyfikować je i dbać o różnorodność, to trudne.

Robić to co konkurencja ? - nie wiem? - mam tu konflikt między etyką a pragmatyką, muszę przemyśleć
Kolonizować głupotę? - tu muszę się jeszcze zastanowić, jeśli tak to w jak i w jakim zakresie.

Zadbać o własną rodzinę, struktury lokalnue, rozbudowywać własną grupę, kooperować z innymi, pomagać tym, co już coś konkretnego rozpoczęli i potrzebują pomocy, szukać unikalnych ludzi, rozbudowywać "węzły komunikacyjne" wspierać prasę patriotyczną, edukować, znać fakty, mówić o nich tam gdzie chcą słuchać, wychowywać, ...
- To zbiór niezwiązanych na razie myśli jakie mi przychodzą czując się sprowokowany tym pytaniem.

Co dalej dla Polski? - to za trudne pytanie jak na jednego człowieka ...

Poszukiwanie Masterplanu nie można wypracowywać w pojedynkę i jako amator, tu musi istnieć konkretny team fachowców pracujących nad m.in. kalasyfikowaniem info zebrane m.in. w monitoringu mediów polskich i zagranicznych, analiza, systematyka, selekcja tych informacji, jako przydotowanie do sensownej styntezy w postaci różnych scenariuszy "strategiczny gier planszowych", modelowanie przewidywalnych zachowań itp ...

To wszystko zastawiam dla profesjonalistów. Tutaj - tu to jest tylko, jak to mówią ciekawie niemcy "das Kratzen an der Oberfläche" [drapanie po powierzchni, naddzieranie laku] oaz wróżenie z fusów, a nie jakaś dogłębna analiza. No może jeszcze jakaś tam wymiana własnych narracji, i zebranych informacji to ważne, ale chyba najważniejsze na niepoprawnych i o ogóle blogach, last but not least, to nadawaanie poszczególnym informacjom, innych niż mainstream'owe, bo własnych priorytetów - to jest to co z "całej tej całości" uważam za niesłychanie ważne (!!!), bo tworzy alternatywną narrację, (jeśli to na prawdę robi). I ważne aby była ona jak najbliższa rzeczywistości, o co cholernie trudno - a szczególnie po kliku wykładach z teorii mediów i komunikacji.

To wszystko dla mnie jest "dużo za mało" aby pokusić się o prezentowanie własnego Master-planu - scenariusza jakiejś wielkiej sprytnej gry planszowej, własnej rzeczowej narracji, która miała by ręce i nogi, a już nie wspomnę o szansie choćby częściowej implementacji w czyny.

Takie rzeczy powstają w wyniku prowadzenia autentycznych wielopoziomowych dyskursów prowadzonych na różne tematy symultanicznie, równolegle na wielu usieciowanych ze sobą płaszczyznach społecznych i pozaspołecznych. Usieciowanych za pomocą mogących w razie potrzeby spontanicznie powstawać i zanikać "komunikacyjnych węzłów" [nie wiem czy to tak się po polsku nazywa - moje tłumaczenie z niemi. słowa "Kommunikationsknoten"], kanałów inforamcji między poszczególnymi wątkami tematycznych dyskursów. A u nas co ? - akademickie dyskursy się cenzuruje i upolitycznia, obsadza ludźmi jak to pięknie p. Wolniewicz określił za pomoca strategi równania w dół, w mediach - monopol jednej prawdy i przewodniej roli tylko jednej partii. Opozycja śpi - albo jest zatomizowana, każdy chciałby być królem, chociaż w tym można było by sie doszukiwać ... Nie, nie to wszystko blokuje rzetelną wymianę informacji - należalo by chyba rzeczywiście za Rydzykiem mówić o "deformacji". Jestm osobą prawie nie wierzącą, ale jak widzę tę naszą komunikacyjną i strategiczną krótkowzroczność to aż chciało by mi się z płuc wyrwać "Ludzie jesteście tak zakłamani że tylko prawda waz wyzwoli" Z tą prawdą na zachodzie wydwawało by się że nie jest lepiej. Miałem jednak okazję przekonać że za kulisami medialnego jazgotu, panują inne obyczaje, ale to już inna bajka, bo tam klasa średnia i elity medialne wywierają na polityków niesmowitą presję kontrolną i mają nie tylko świadomość powagi swojej ale wieloletnie doświadczenie. Nam - cóż mi pozostaje na razie walka o to, aby nie stać się kompletnym lemingiem. A szanse są duże.
Przepraszam za tę znów przydługą i posępną wypowiedź, ale lepsza gorzka prawda niż słodkie kłamstewka.
A

Vote up!
0
Vote down!
0
#48844

Przepraszam za tę znów przydługą i posępną wypowiedź, ale lepsza gorzka prawda niż słodkie kłamstewka.
A

Ps. Dobrze było by tworzyć w PL wreszcie jakieś Think tanki które by zatrudniały profesjonalistów zajmujących się zawodowo badaniami strategicznymi i monitoringiem. Od dawna się zanoszę z przeprowadzeniem małego dochodzenia na ten temat. Może gdzieś już coś takiego istnieje, ale albo jest utajnione - tego bym się raczej spodziewał, i/albo istnieje w/przy służbach specjalnych, a te to możesz sobie zapomnieć. Może jakaś fundacja, jakieś NGO (Non-governmental organization) itp. to mogło by być ciekawe... Tylko jaki kapitał miał by to finansować? Nie mam pojęcia jak to wygląda pod tym względem u nas w prawicowych środowiskach narodowo patriotycznych, czy jest jakaś kasa na to i ktoś sensowny tym się zajmuje. W okół prezydenta zauważam doradców ze środowiska raczej akademickiego, ale nie weryfikowałem tych inormacji.

Vote up!
0
Vote down!
0
#48840

Krzysztof J. Wojtas
W tym problem, że brak jest jakichkolwiek ośrodków "narodowych". To, co niektórzy próbują robić - jest tępione - przez system, ale i "usłużnych".

Moja uwaga.
Nie czynić zbyt daleko idących wniosków i sugestii. Łatwo zniechęcić siebie i innych.
A prób tworzenia think tanków bylo sporo - żadnych sensownych rezultatów.
Ale próbować trzeba

Vote up!
0
Vote down!
0

Krzysztof J. Wojtas

#48846

Przyznaje że początkowo "zniechęciłem" się "nieco" przydługim tekstem ..
Dziś miałem okazje znów zajrzeć do pańskiego blogu i w końcu zacząłem to czytać ale tylko ostatni skrawek dyskusji i muszę przyznać że w wielu kwestiach o których pan wspomina sytuacja i mnie się jawi całkiem podobnie .

Zaś samych wątków które pan porusza jest tak wiele , że nie sposób w jednym zdaniu się do nich odnieść. Warto było by całość ponownie "przesiać" i tym razem usystematyzować , budując coś na kształt konspektu z wyodrębnionymi zagadnieniami po czym w kolejności rozwijać, dodając do podpunktu możliwe rozwiązania.

Któryś z przedmówców wspomniał i o tym że nie wystarczą doskonałe analizy i gotowe scenariusze , tu trzeba się liczyć również z "oporem" wewnętrznego wroga , który też wie co w trawie piszczy ...

Jestem tego prawie że pewien że takie teksty jak pański , są dokładnie analizowane przez wyspecjalizowane komórki co z pewnością w razie potrzeby , daje stronie przeciwnej atut w postaci "wyprzedzającego uderzenia" ...w postaci umiejętnie zastosowanej dezinformacji w mediach.

Co nie oznacza że i w takim przypadku jesteśmy zupełnie bezbronni , że nic nie możemy zaradzić. Tego typu inwigilacji nie sposób zapobiec z tym już trzeba się oswoić..

Wykorzystujmy zatem to co jeszcze mamy ,w tym nade wszystko własny intelekt , będąc zarazem ostrożnym i przewidującym obserwatorem wszelkich zmian jakie wokół nas zachodzą i grajmy tak jak przeciwnik na to pozwala.

W dalszym ciągu (oby jak najdłużej) posiadamy w miarę niezależne i raczej wolne od cenzury portale w "blogosferze".. Tu możemy ( póki co ) demaskować fałsz i podwójną grę mainstreamowych mediów...
To może tyle z moich bieżących obserwacji..

pozdrawiam
............................
http://andruch.blogspot.com/

Vote up!
0
Vote down!
0

-----------------------------------------
Andruch z Opola
]]>http://andruch.blogspot.com]]>

#48851

Jestem tego prawie że pewien że takie teksty jak pański , są dokładnie analizowane przez wyspecjalizowane komórki co z pewnością w razie potrzeby , daje stronie przeciwnej atut w postaci "wyprzedzającego uderzenia" ...w postaci umiejętnie zastosowanej dezinformacji w mediach.

No ja mam taką nadzieję że jest analizowany,  i monitorowany. Wcześniej napisałem, że blog ten jest raczej 

Tego nie mogę bliżej wyjaśnić, ale ten tekst jest intencjonalnie w pewnym sensie skierowany do tych ludzi. Zresztą to nie jest żadna tajemnica - chodzi o metodę zamkniętych oddziałów - metoda stosowana w obronie przed wywiadem gospodarczym -  jeden odział ma być całkowicie informacyjnie oddzielony od pozostałych, nie wie co robi drugi - wszystkie nitki zbiegają się w instancji wyższej i to ona wie co tak naprawdę jest rozpracowywanego, ludziom z dwu różnych oddziałów nie wolno mówić nad czym pracują, oddziały dlatego nazywam "zamknięte". Domyślam się, że takie struktury muszą posiadać właśnie często służby specjalne - jak bym tak się zabezpieczał 

Wprowadzenie komunikacji między tymi oddziałami dezorganizuje i osłabia te służby i demoralizuje ludzi tam pracujących - informuje w czym biorą tak na prawdę udział, co spędza im sen z oczu i może stać się powodem wielu "wycieków"

Poza tym nie ma sie czego bać - jutro i tak może nas już nie być na tym świecie, więc robię dziś to co mógłbym robić jutro. Na masową skalę nie można kontrolować wszystkich = wydatek energetyczny jest zbyt wysoki, i się nie opłaca, to za drogie. Dlatego wolność słowa jest tak ważne, także i w ten sposób łamie monopol władzy i jednego rodzaju narracji - tej samej melodii rozpisanej tylko na wiele głosów.

Wręcz przeciwnie należy zasypać społeczeństwo "Prawdą" ono wbrew pozorą jest mądrzejsze niż się zachowuje. To beczka prochu, może miejscami zwilgotniałego - przyznaję - czekająca na iskrę inicjującą, może ładunek inicjujący.

 

 

Vote up!
0
Vote down!
0
#48907

[quote=np1]Wręcz przeciwnie należy zasypać społeczeństwo "Prawdą" ono wbrew pozorą jest mądrzejsze niż się zachowuje. To beczka prochu, może miejscami zwilgotniałego - przyznaję - czekająca na iskrę inicjującą, może ładunek inicjujący.[/quote]

Nie inaczej pojmuję moją "pisaninę" ..;-)

Tylko dlaczego słowo -Prawdą- ujął pan w cudzysłów ?

pozdrawiam
............................
http://andruch.blogspot.com/

Vote up!
0
Vote down!
0

-----------------------------------------
Andruch z Opola
]]>http://andruch.blogspot.com]]>

#48908

Nieświadomie znów dał o sobie znać mój chorobliwy perfekcjonizm.

tu "Prawda" =  taka jaką my subiektywnie znamy. Prawda - bez cudzysłowu - to w tym momencie ta nazywana absolutną - do której nikt z nas nie ma bezpośredniego dostępu.

Najlepiej wyjaśnia to alegoria platońskiej jaskini - każdy z nas widzi rzeczywistość tylko  jako kontury cieni przedmiotów rzucanych na ścianę jaskini. Rzeczywistość jako taka - a z nią Prawda - jest zniekształcana już choćby przez sposób działania naszych zmysłów krórymi ją odbieramy, nasz "punkt siedzenia" który jest punktem widzena ... 

Czyli "Prawda" = najbliższa rzeczywistości narracja jaką nam się uda osiągnąć, ale jednak subiektywna

Kiedyś był całkiem dobry wpis w pl wikipedii o Alegorii jaskini - niestety znikł. Dlatego podaję odsyłacz do niemieckiej (tutaj) albo do na szybko znalezionego - nie srpawdzonego - opisu z google (tutaj)

 

Vote up!
0
Vote down!
0
#48913

Tak też myślałem ale ..wolałem się upewnić ..

pozdrawiam
............................
http://andruch.blogspot.com/

Vote up!
0
Vote down!
0

-----------------------------------------
Andruch z Opola
]]>http://andruch.blogspot.com]]>

#48919

W dalszym ciągu (oby jak najdłużej) posiadamy w miarę niezależne i raczej wolne od cenzury portale w "blogosferze".. Tu możemy ( póki co ) demaskować fałsz i podwójną grę mainstreamowych mediów...
To może tyle z moich bieżących obserwacji..

 Będą próby ograniczania komunikacji i cenzury interentu - tego można być pewnym dlatego Jako strategię prewencyjną należy tę kwestię ciągle monitorować, jak od czasu do czasu robi to np p. Michalkiewicz -  powracająco, prewencyjnie tematyzowć w periodycznie wracających falach echa miedialnego i w rozmowach, szkolnym wychowaniu medialnym, itd. - np omawiając Orwella "1984" itp

Z drugiej patrząc - strony system jest zmuszony do umożliwienia więcej niż minimum komunikacji - inaczej podcina sobie finansową gałąź na której siedzi. Salon żeruje na społeczeństwie - a zachłanność ponoć nie zna granic. Bogate społeczeństwo to bogaty łup i jeszcze bogatszy, wypływowy Salon, posiadający zatem większe strefy wpływu. Te ostatnie musiały by być komuś zabrane - ale ten będzie stał z założonymi rękami. Będzie się bronił - do tej walki Salon potrzebuje środków, zasobów, kapitału ludzkiego, ludzi wykształconych,  jest zmuszony rozbudowywać swoje wpływy inwestując w to co już ma - siłę własnych niewolników, czyli nas, aby móc nie tylko nas potem lepiej oskubać i mieć z czego, ale dlatego że nas potrzebuje !!! To jest jego Pięta Achillesa, uzależnienie nie tylko od głosu wyborcy ale od jego siły ekonomicznej, intelekutalnej, wiedzy, doświadczenia, zwartości zorgnizowania, jedności stania jednym frontem w obliczu aktaków wymirzonych na wprowadzanie między nas różnych sztucznych linii podziałów itd. 

Państwo, a w tym i Salon, jest silne i bogate siłą i bogactwem swoich obywateli.

Na razie jest on na dorobku i łasy na każde g.... które mu się rzuci - byle ładnie było opakowane i w miarę popłatne. Ale apetyty rosną - i dobrze. trzeba je jeszcze bardziej ...

Konkurując z innymi Salon nie ma innego wyjścia jak dbać o tę - po drugiej stronie dźwigni znajdującej się - siłę i bogactwo własnego społeczeństwa. Wystarczy w nim, salonie, tylko ciągle podsycać wzbudzić niepohamowaną zachłanność (także: nie-po-chamo-wane?) ambicje, a to przecież nie jest trudne. ;-) , aby szybko ochłapy  jakie z Pańskiego stołu, Europejskego politycznego lub bizesowego demi-monade, spadają na ziemię zaczęły nie wystarczać. Ale to wymaga społeczeństwa lepiej zorientowanego w gospodarczo-bankowo-politycznym "teatrze z rozpiską na role", tak tym tubylczym jak i europejskim przynajmniej połowy wyborczych lemingów. Kasa może być z tego duża - a jak lemingi czują kasę to i zaczynają myśleć. 

 

Z jednej strony jako atak można było by tu  - wprowadzać narracyjnie nowe linie podziału tam gdzie się domyślamy, że istnieją.

Fajnie robi to w pewien felietonista, którego nazwiska teraz z premedytacją nie podam, aby monitorujących te blogi nie prowokować inicjowania w jego kierunku nagonki medialnej jako strategii prewencyjnej. Dobrze było by też znać się inaczej niż tylko z bloga, nic nie zastąpi kontaktu osobistego i budowania przez lata grona sprzymierzeńców, którym można ufać, na których można liczyć, gdyby zaszła taka konieczność. Zwara własne szeregi i pomagać je zwierać tymczasowym sprzymierzeńcom, nie dopuszczając do sztucznych podziałów tak długo już i z taką łatwością w ciągu ostatnich 26 lat (sic! od `84 albo wcześniej nawet od `81) skutecznie wprowadzanych u nas przez stronę przeciwną, które są wymierzone najczęściej w naszą indywidualność i podsycają stojący za nim narcyzmem i próżności.

To byłby kij, a marchewka? - tu wejdę na jeszcze nie do końca przemyślany grunt. Kooperacja, może raczej kooptacja, nieformalny, ale na warunkach tolerowny pakt z diabłem? Trzeba być Lwem i Lisem, mówi ponoć nawet i Biblia.

Z jeszcze innej strony - jednoczyć to to środowisko żeby nie było rozgrywane przez kolesi z zewnątrz, aby zachowywało się jak team - nie jak basen tylko z samymi wygłodniałymi rekinami, którym za zagryzanie kolegów rzuca się jakiś ochłap nadziei na jakieś tem synekury czy miejsca w zarządach za spekulacje złotówką czy bilet wstępu do salonów europejskich. 

Mam cichą nadzieję .. Nie - jestem pewny, że tam też są ludzie, którzy są zdolni, a nawet chętni do dbania o nasz interes (sic!).Także służbach specjalnych !.

Są oni - albo się tak przynajmniej czują - na pewno (od)izolowani i podobnie jak my grają wg w ich rozumieniu "tak jak przeciwnik na to pozwala." choć na wyższym poziomie i przeciwnikiem jest tu nie własne społeczeństwo a konkurencja z zewnątrz lub poziom wyżej w hierarchii siły.  Nie mogą na nas /dół, niżej w hierarchii, społeczeństwo, lemingi, inne grupy, niepoprawni.../ liczyć, bo jesteśmy jako całe społeczeństwo rozgrywani i w ich przekonaniu:  

(1) za słabi,

(2) za mało rozumiemiy, za mało mamy doświadczenia 

(3) skłócani narracją mediów polsko-języcznych, geszefciarzy, pożytecznych idiotów, konjunkturalistów, ... itp - często jednostek wybitnych i wcześniejszych  idealistów, którzy się zawiedli naszym, społeczeństwa lemingów, ..., zachowaniem.

Te uczucia niemocy, bezsilności, zniewolenia głupotą innych, bezwładu, nadmiernej przewagi przeciwnika, utraty: sterowności, siły sprawczości ... = ogólnie podmiotowości - przypadają w udziale nie tylko nam, niepoprawnym.

Są stałą występującą na każdym poziomie hierarchii. Przez rezygnację z walki - zdrajcy stają się tym kim są.  Sprawmy że znajdą nową nadzieję. Wiem że są siły przeciwne, zawsze były. Tu przypomina mi się makabryczny nieco żart Stefana Müllera o nas Polakach, który usłyszałem w jego programie kabaretowym. 

Jacyś tam kanibale złapali Polaka, Niemca i Francuza i chcą ich  zjeść, a ze skóry zrobić łodzie do łowienia ryb. Francuz przekonuje że jest doskonałym kucharzem i z tego, co dzungla im daje może im niespotykane wspaniałości codziennie do jedzenia wyczarować - nic nie pomogło. Niemiec przekonuje ich o ich barbarzyństwie, czy coś podobnego ... - nie pomogło. Polak cały czas coś dziwnego robi. Jeden z kanibali pyta: dlaczego nakłuwasz się po całym ciele polowym widelcem ? "Zjeść to mnie może i zjecie - ale łódka to wam się nie uda"

Tych ludzi tam na górze jest pewnie więcej i są podobnie rozgrywani jak my, sfrustrowani że ich nie rozumiemy i że nie mogą na nas w razie konieczności liczyć "bo lemingi dadzą sobie wszystko wmówić". Tak być nie musi - dlatego trzeba zbierać info o przeciwnikach i ewtlnych sprzymierzeńcach. 

Proponować i m marchewkę w postaci ... niestety współpracy tym co zgłaszają chęć obrony naszego interesu -  wiem wiem wiem - polityka to śmierdzący proceder i bagno, ale może trzeba działać na wielu frontach, szukać gdzie jest mniejszy opór.

Lew i Lis .. ?

 

Vote up!
0
Vote down!
0
#48933

pozdrawiam
............................
http://andruch.blogspot.com/

Vote up!
0
Vote down!
0

-----------------------------------------
Andruch z Opola
]]>http://andruch.blogspot.com]]>

#48978

Będę musiał go wreszcie przeczytać, bo znam tylko rodzynki Dzięki za poprawkę, czekam na więcej ...

:-)))

Vote up!
0
Vote down!
0
#48986

Masoneria narodowa a'la Walerian Łukasiński ?
Samo słowo masoneria wzbudza dreszcze; te fartuszki i głos proboszczów. Wyobrażasz sobie ;-)

pzdr
Milton

Vote up!
0
Vote down!
0
#48865

ale mniejsza o nią ...

Pytanie - co myślisz o tym co pisze Michalkiewicz ?

Vote up!
0
Vote down!
0
#48914

Podoba mi się to, że odwołujesz się do cybernetyki i teorii systemów, gdzie mamy do czynienia z częścią i całością, a także z przepływami energetycznymi i informacyjnymi. W Twoim interesującym opisie dochodzimy do problemu sterowności/nie-sterowności systemowej, o czym ciągle mówi Jadwiga Staniszkis. Organizacja zwana Polską jest niestety system niesterownym. Michalkiewicz mówi o tym bardzo trafnie i dosadnie: "państwa dzielimy na poważne i niepoważne." Niemcy zaliczane są do pierwszej grupy, Polska do drugiej. Widać to szczególnie w polityce zagranicznej.
Naszym głównym problemem polskim jest zmiana statusu z nie-sterowności na sterowność. Czy można to zrobić jawnie ? Straciłem nadzieję, za dużo sił czuwa nad nie-sterownością polską. Stąd moja trochę żartobliwa aluzja, chodzi o to jaką formę organizacyjną ma przybrać grupa stawiająca sobie za cel ustanowienie sterowności Polski. Powinny robić to partie polityczne, ale słabo im to idzie. Być może tworzenie struktur niejawnych jest drogą do tego. Oczywiście dostrzegam są to takie sobie dywagacje.
Co do Michalkiewicza,to lubię go czytać, ma świetne pióro.

pzdr
Milton

Vote up!
0
Vote down!
0
#48973

[..] Być może tworzenie struktur niejawnych jest drogą do tego. Oczywiście dostrzegam są to takie sobie dywagacje. [..]

"Takie sobie dywagacje"? Papalapap! {=takie tam sobie gadanie!}.  Czy one są takie sobie - to wcale nie jestem tego taki niepewny. Dawne kontakty z ludźmi żyjącymi w Niemczech owocują czasami w ciekawe info. Np o ile wiem w każdym mieście uniwersyteckim w Niemczech istnieją "Burschenschaften" (tłum. korporacje) lub neutralniej "studentische Verbindungen" zrzeszających młodych studentów. Przynajmniej jeden tuzin. W sprawdzanym na wyrywki Frankfurcie  - ponad 60, jeśli nie znacznie więcej. 

Małe grupy związane różnymi tradycjami i rytuałami. Krytycy mówią o ponad połowie z nich jak o "werbunku, wylęgarni i przechowalni prawicowego nacjonalizmu i narcyzmu". Przed dwoma laty w jakiś czwartkowy wieczór na DLF'ie [Deutschalndfunk - główne ogólnoniemieckie radio publiczne] można było wysłuchać b. krytyczny esej na ten temat, wraz z relacjami ze niektórych zajazdów zarządów takich korporacji oraz powiązań z wyszszym szczeblem zarządzania w przemyśle, administracji i finansach. Nie wiem czy to miała być krytyka czy akcja reklamowa - bo na ten temat normalnie nigdzie nic, a zwłaszcza w radiu publicznym, tak obszernie i dokładnie nie można usłyszeć. 

Zainteresowałem się tym tematem. Oficjalnie wiele z nich  łączy zamiłowanie do tradycji szermierczych - to są "schlagende Verbingungen", innym razem chóralnych - "Sengerschaften" i wielu innych. Są to małe grup kilkunastu do 20, 30 Studentów mieszkających we wspólnie wynajmowanych okazałych budowlach, nie rzadko o wysokiej zabytkowej lub historycznej i majątkowej wartości, które są w prywatnym posiadaniu tych związków od kilkudziesięciu lat i dłużej. 

Taki student dostaje dobrze wyposażony jednoosobowy obszerny pokój z internetem,  komputer i opłaca nieco więcej niż połowę najniższego w tym mieście czynszu. Płaci dużo mniej niż nawet za niekiedy b. korzystne miejsce w akademiku, dużo mniejsze, bo ok 9m2,  które dostają w pierwszej kolejności studenci, których rodzice za mało zarabiają, które dlatego dofinansowuje niemieckie państwo. 

Resztę płacą tzw "die alten Herren" tzn dawni członkowie, alumni, tego związku studentów, którzy już skończyli studia, pracują na różnych nie rzadko na wysokich pozycjach w przemyśle, ... kórzy - o dziwo - mają za sobą tak szybkie kariery, że określa się je przymiotnikiem "kommetenhaft", szybko się pojawiających jak kometa. Ludzi standardowo przeciętnie zdolni z najniższych warstw społecznych, którzy startują swoje szybkie kariery zaraz po studniach od razu już od nieprzeciętnie wysokich stanowisk startowych. Na początku jeszcze jako praktykanci, ale już o wynagrodzeniu powyżej  4/5 średniej krajowej.

Ciekawe wielu niemieckich polityków, od tych lokalnych po najwyższe urzędy w kraju oraz "kapitanów gospodarczych tankowców" czyli wysokich managerów w firmach o strategicznym znaczeniu dla gospodarki niemieckiej, ..., było w czasie swoich studiów członkami takich burszenszaftów i chyba nie przypadkiem, mówi się o powiązaniach, plecach oraz nepotyzmie, choć tu beneficjent takiej kariery jest skoligacony ze swoim "mecenasem" nie tyle więzami krwi, co więzami burszenszaftu. 

Po wstąpieniu do burszenszaftu następuje  kilkumiesięczny okres próbny, z którym związany jest nie tylko jak już powiedziałem, tani pokój, wyskoki standard życia, przyjemna i wygodna infrastruktura do nauki, ale i wspólnie organizowane prywatne festyny, imprezy, spotkania i rytuały w zamkniętym gronie. Co jakiś czas - 2 razy do roku, organizowane jest spotkanie czy raczej zjazd wszystkich członków, pieczenie kiełbasek, picie piwka, w otaczającym zabytkową siedzibę w dzielnicy willowej, wspaniałomyślnie wyposażonym ogrodzie, i  rozmowy przybyłymi alumnami, dawnymi członkami teraz już pracującymi na swoich stanowiskach. 

O czym się toczą rozmowy tego nie wiem, nikt nie chce zdradzać tajemnicy, Damy w tych spotkaniach nie uczestniczą a więc żaden męski urok na nic by się tu zdał, a i o jednostronną orientację seksualną tych wyłącznie przecież męskich członków związku nie można w żaden sposób, choćby związany z cieniem nikłej pogłoski,  podejrzewać - przynajmniej ja nie natknąłem się na ani jeden ślad, ani jedną insynuację,  choćby drobną poszlakę na ten temat.

No, oprócz jednej, jaka jakoby zdarzyła się na jednym z  niezmiernie rzadko wg autora relacji odwiedzanych spotkań, gdzie wolni, niczym nie zaprzysiężeni i związani jakimkolwiek rytuałem studenci z wyjątkiem zamiłowania do palenia pewnej orientalnej roślinki - żartach nierozważnie raz zaimputowali. Ale wiary żadnej temu dać nie można no bo ogarniająca ich niebiańska błogość, i zmysł mąci i pamięć. 

Ogólnie przypomina to nie tyle klimaty, co struktury znane u nas z wcześniej internatów i wojska: nowi adepci - koty, i stare wygi - starszacy czy jakoś tam podobnie, tyle że rytuały -  te inicjacyjne,  jak i mające na całe życie scalać ze sobą członków  są odmiennie przeciwne. Wykwintne, wyrafinowane, subtelne .. no i prawdopodobnie brzemienne w późniejsze "popłatne" skutki. Bardziej przypominają może rozciągnięty na cały okres studiów kurs przygotowawczy do jednej z lóż niż promującej indywidualizm bochemy.

Przyjęcie do takiego związku studentów poprzedzone jest z rozmową wstępną, kwalifikacyjną i po zaakceptowaniu adepta, kilkumiesięcznym okresie życia w burszenszafcie, często dokładnie po roku,  nowy adept musi się określić czy chce zostać pełnoprawnym członkiem czy rezygnuje. Z drugim jest związana konieczność szukania nowego, na pewno droższego i mniej wygodnego lokum - pierwsza zobowiązuje. Podpisuje on,  mniej lub bardziej uroczyście lub w zrytualizowany sposób, zobowiązanie że po zakończeniu studiów, zdobyciu pracy będzie ze swojego wynagrodzenia dobrowolnie przekazywał określone procentowo lub mniej formalnie świadczenia na rzecz drobnej prywatnej fundacji z której utrzymywany jest bruszenszaft i zachęcani do przyłączenia się nowi studenci.

 

Vote up!
0
Vote down!
0
#48988

Oczywiście świetna praca mityczno-logiczna, jak dla mnie za skomplikowana. Takie podejście do prostych spraw, powoduje wiele klopotow interpretacyjnych patriotyzmu w państwie narodowym jakim jest Polska. Odpowiedzi są poste. Globalizm jest zprzeczeniem państwa narodowego, jest korporacja nie państwem, nie ma granic do obrony, żadnych granic moralnych jest zwyklym prywatnym komunizmem. Dziwię się ludziom, którzy potrafia wyprowadzić tak skomplikowane tezy, a nie potrafia dotrzec do zwylklych ludzi, którzy przeciez maja decydować w wyborach w jakim świecie będziemy życ, czy w świecie nicości czy we wlasnym kraju. Albo dziala tu niezdecydowanie lub platna protekcja, obcej nam ideologii, która najlepiej sluży zleceniodawcom, niewiedzą zainteresowanych. Czuję jednak intencje np1, że też jest przerazona tą perspektywa, więc obliguje cie do skrótów i objaśnieniu im w naturalny sposób, iż dobrowolnie zgadzają sie zostać niewolnikami wlasnej glupoty. Bo jeżeli święty spokój i strach przed utratą dóbr i śmiercią w obronie wlasnej nacji, mialby ze mnie stworzyc niewolnika, to wole być wojownikiem, choćby pięć minut!!! Bo zawsze można zamknąc granice i nadzieję wrogów na bezkrwawe zaszczyty.

Vote up!
0
Vote down!
0
#48984

Proste jest piękne ...

Jeśli chodzi o politykę - dla wielu - za piękne. Dla mnie proste wytłumaczenia oznaczają podbudowę argumentami natury ogólnej,  powierzchowne bez  zakreślenia granic kontekstu - i dlatego często, podejrzliwe.

 

Proste - oznacza uproszczone, uogólnione, zredukowane, okrojone ...

W każdym z tych zabiegów osobno, kryje się tak ogromne pole dla manipulacji odbiorcą, że wynik końcowy w rękach grupy manipulatorów, może okazać się propagandową mieszanką wybuchową, w której role został to tego stopnia uproszczone, że czarne stało się białym, białe czarnym.

Prosty wynik aby był przyjęty musi być czymś legitymowany. Często - autorytetem twórcy, czy osoby z ust której on pada, do której autorstawa się odowuje.

Proste E=mc2 miało fatalną dekoniunkturę i nie było akceptowane - aż do momntu zacimienia słońca w bodajże 1912 r, które zmusiło do zmiany pozycji niechętny świat fizyki klasycznej. A więc w nauce także proste nie zawsze jest od razu piękne, a dziś przyjmowane przez nas tylko na wiarę - tu w niemylność naszych fizyków, aż nie pojawi się kolejny Kopernik czy Einstein. 

Z prostotą związany jest nierozerwalnie autorytet, a tych u nas jak na lekarstwo więc i proste rozwiązania nie brane są na wiarę. 

Lemingi są mądrzejsze niż my zwykliśmy to przyjmować. Owszem jest to mądrość "rozmyta" czy "rozproszona" na populację grupy i dlatego trudno z nią dyskutować. Jedyna możliwość to środki masowego przekazu - a te są w rękach monopolu.

Lemingi lubią prostotę - jednocześnie czują że za prostotą czyhają równie groźnie niebezpieczeństwa. Są w konflikcie:  skomplikowanego - nie rozumieją, prostota - niepewna i podejrzana jak autorytet który ją wyraża.

Wewnętrzny konflikt rodzi napięcie, niepokój i strach. Hormony stresu idą do góry. Dłuższe trwanie w takim stanie jest niebezpieczne i ogromnie wyczerpujące.

Kiedyś w przed niebezpieczeństwem można było szybko uciec do jaskini, za tarczę wspólnoty, ukojenie znaleźć w aktualnie obowiązującej narracji, religii, złożyć ofiarę bożkowi aby go uspokoić - a potem gdy minęło dużo dużo czasu - pójść do spowiedzi i oczyścić się z grzechu i wymodlić najwyższą ojcowską ochronę jaka kiedykolwiek mogła zaistnieć - opatrzności Bożej. 

No i problem do następnego razu przestawał istnieć - lub niosło się krzyż cierpienia oddając je w ofierze jedynemu Bogu. 

Hormony spadały, mózg redukował wydatki energetyczne, człowiek pogodniał - nawet chory !!! 

W przypadku fizycznego bólu np choroby, tak długo były odprawiane lecznicze obrzędy, że często powstawał pewien stan zrytualizowanej hipnozy, która jak udowadniają neuronalni eksperci może zblokować ból fizyczny nawet do zera - o czym donoszą zresztą relacje pacjentów hipnotyzowanych przed chirurgiczną operacją, w pełni świadomi i mimo to nie odczuwający bólu. 

A Teraz, Gott ist Tod - stwierdził stan rzeczy Nitzsche, i ludziom został zabrany doskonały mechanizm radzenia sobie ze stresem. Są teraz w kropce i napięciu.

Szukają wyjście lub popadają w depresję, bo chemia mózgu nie jest przystosowana do dłużej trwającego stanu permanentnego stresu i staje się rozregulowana.

 Depresja, Neurozy, Natręctwa, Psychozy, - epidemie post post modernistycznego społeczaństwa. Pierwszą i ostatnią deską ratunku zawsze była ucieczka. Na różne sposoby. Jeśli Bóg już nie istnieje to powstała próżnia. Samoorganizujące się systemy nie cierpią jakiejkolwiek próżni! Jest ona już w tym momencie czymkolwiek wypełniana gdy powstaje. W Modernizmie została zastąpiona np konsumpcją. Taki był przecież nawet i cel bozbywania się religijnej narracji. Czyż nie stała ona w drodze do ekonomizacji kolejnych dziedzin życia?

Nie przypadkiem pasaże i galerie są inscenizowane jak nowoczesne świątynie, a każdy sklep upodobnia się do ołtarza poświęconemu jakiemuś Bogowi. Tu - świątynia poświęcona obuwiu, tam - bożkom nowoczesnych technologi komunikacji, a jeszcze gdzie indziej bogini relaksu po pracy - wellness, spa itp I już można na jakiś czas uciec od stresu. Po porządnych zakupach - trzeba odpocząć - jakiż to był stras pada z niektórych ust. TV, jogging, ... itd itp. Ucieczki ucieczki ucieczki. przed Rzeczyiwstością. Z tą ostanią mamay do czynienia ostatnio tylko w pracy i w budowaniu związków partnerskich, i kilka tam jeszcze innych... ale jakże i na tych dwóch poolach upiększamy sobie tę rzeczywistość i późnij się dziwimy i znosimy katastrofy ... Czasowe horyzonty uległy uproszczeniu, redukcji .. Autorytetów - nie ma ... CZłowiek - w ciągłym stresie.

I do tego wszystkiego jeszcze polityka? - nie dziękuję odpowie szanujący się standardowy leming. I ma po części rację. Bronimy leminga bo nam wyginie, nie będzie chciał się rozmnażać. Potomstwo - widział w kategoriach stresu ... przed którym jest w ciągłej ucieczce.

Proste nie zawsz jest takie piękne jak bezrefleksyjnie to przyjmujemy ! 

.

PS:

Bo jeżeli święty spokój i strach przed utratą dóbr i śmiercią w obronie wlasnej nacji, mialby ze mnie stworzyc niewolnika, to wole być wojownikiem, choćby pięć minut!!! 

Ładnie powiedziene.   :-)

Vote up!
0
Vote down!
0
#48987