Lubię wynajdywać luki w rozumowaniu rozmaitych autorów. Ostatnio czytałem w "Do Rzeczy" refleksje Wojciecha Cejrowskiego, który usiłował się wytłumaczyć przed pewną panią, która kupiła jego hawajskie koszule i miała pretensje, że wszystkie one były produkowane... w Chinach, których Cejrowski tak przecież nie lubi. No i wolnościowiec Cejrowski musiał popaść w czysty determinizm stwierdzając, że widocznie tak być musi. Co ja bym zrobił bez takich ludzi jak Cejrowski, czy nawet, czasami, Ziemkiewicz, nie mówiąc już o pełnokrwistych liberałach.
No i mamy tu typowy problem z percepcją rzeczywistości gospodarczej i politycznej. Przyjrzyjmy mu się bliżej.
W latach 70tych dokonano zmiany w systemie gospodarczym zastępując gospodarkę kapitalistyczną, opartą na kapitale i produkcji, gospodarką konsumpcjonistyczną opartą na kredycie i marketingu. Pozwoliło to na dynamiczny i niemal nieograniczony rozwój wszelkich dziedzin gospodarki, ale z pewnymi poważnymi konsekwencjami - system uzależnił się od konieczności dostarczania coraz to nowszych modeli produktów, by utrzymać gorączkę zakupowo-konsumpcyjną i wypłacania coraz bardziej rosnących dywidend dla akcjonariuszy firm brylujących na giełdzie. Nie bez znaczenia były też rozbuchane oczekiwania konsumenckie, wyrażane tłumami nawiedzającymi galerie handlowe - świątynie konsumpcji, które przekładały się na poparcie polityczne dla partii.
Gdy rósł rozwój, musiała rosnąć też konkurencja firm walczących o udział w zysku. Dla obniżenia kosztów produkcji przenoszono produkcję do krajów dysponujących tanią siłą roboczą, szczególnie do Chin, co miało fatalne konsekwencje dla rynku wewnętrznego i cięto wszelkie inne, uznane za zbędne, koszty, np na badania i rozwój. Centrale firmowe pozostały w USA, ale miejsca pracy zostały wyeksportowane do Chin, co zwiększało zyski menadżerów, ale miało wpływ destruktywny na rynek pracy w USA. W ten sposób pojawiły się w USA nożyce rozwarstwienia finansowego grożące kłopotami finansowymi i napięcia między satysfakcją konsumentów a rozczarowaniem pracobiorców. Trump próbował ten trend odwrócić starając się o przywrócenie miejsc pracy w Ameryce i to jest właśnie kluczowy problem do rozwiązania w USA, którego administracja demokratyczna nie będzie w stanie rozwiązać, chyba, że jakimś dziwnym przypadkiem.
Spróbujmy sobie wyobrazić sobie dalszy rozwój sytuacji jaka panowała przed Trumpem i co by było gdyby ten nie doszedł do władzy. Cały światowy rynek produkcji przejmują Chiny, w związku z czym rośnie chińskie bogactwo, w tym koszty pracy i Chińczycy zaczynają windować ceny, które oparte na konsumpcjonizmie kraje Zachodu muszą akceptować. Automatycznie rosną ceny na poszczególnych rynkach i znika polityczna dywidenda płynąca z dostępności szerokiej i taniej oferty konsumpcjonistycznej i coraz bardziej doskwierają trudności na rynkach pracy. Maleją zyski amerykańskich firm, co dotyka także suto dotychczas wynagradzanej klasy menadżerskiej. W efekcie rosną wewnętrzne napięcia polityczne w USA, znacznie groźniejsze niż dotychczas i musi pojawić się drugi, znacznie bardziej radykalny polityk w rodzaju Trumpa.
Bo przecież polityka demokratów oparta jest na doskonale znanym nam haśle - żeby było tak jak było. A po pandemii tak z pewnością już nie będzie.
Wybory pokazały, że społeczeństwo amerykańskie jest maksymalnie spolaryzowane, a do tego nie zdaje sobie sprawy z przyczyny polaryzacji i braku zaufania do systemu. Weźmy argumenty pomocnicze z dziedziny popkultury, które pokazują obraz stosunku popkultury czy jej twórców do amerykańskich instytucji państwowych. W filmach sensacyjnych przeważają motywy związane z korupcją w szeregach FBI, CIA czy wojska, o politykach nie wspominając. Jedyny ratunek może przyjść ze strony Supermenów, Spidermanów czy, ostatnio, Avengersów. Sądzę, że komentarz jest zbyteczny.
Komentarze
polaryzacja
Amerykanie rzeczywiście podzielili się strasznie, jest to też pewnie wynik działań chińskich służb, a nadchodząca "era" Bidena wróży same straty dla supermocarstwa...
Yagon 12
Zyjac w USA - ma sie troche inne spostrzezenia.
Trump mial i ma poparcie glownie w klasie sredniej (czyli wsrod wlascicieli i pracownikow drobnych i srednich biznesow).
Amerykanie zyjacy z zasilkow i plac minimalnych glosuja tradycyjnie na demokratow. Jedni dlatego, ze nie chce sie im pracowac a zasilki - choc niewysokie pozwalaja na normalne zycie, drudzy dlatego, ze demokraci forsuja podwyzki stawek minimalnych .
Dzialania Trumpa wobec Chin pomogly odbudowac wiele malych i srednich firm - dalszy ich rozwoj bedzie zapewne... hamowany przez demokratow - dlatego, ze ta spolecznosc (pracownicy i wlasciciele) glosuja tradycyjnie na Republikanow.
Tak wiec w interesie Demokratow jest... oslabienie amerykanskiej gospodarki, w interesie Ameryki jest oslabienie demokratow.
mikolaj
Dyskutował bym z tym
Dyskutował bym z tym twierdzeniem. W USA jest najniższy wskaźnik bezrobocia. Poparcie Trumpa jest wysokie w wielkich firmach. Problem jest upolitycznienie mediów i firm komunikacji Google, Microsoft, Facebook, itd. Oni nie produkują oni są politycznie umotywowani. Człowiek który chce zmienić system Trump jest skazany na porażkę dodając do tego deep state. Reasumując, korupcja doszła do takiego momentu ze albo rewolucja albo pogłębienie systemu i proletariusze wszystkich krajów łączcie się.
Fajnie opisane. Kreowanie
Fajnie opisane. Kreowanie zysku bez względu na koszty które odbija rykoszetem jest akceptowane przez corporate world. Potem niech się martwi rząd a rząd / politycy/ siedzą w ich kieszeni. I kolko się zamyka. Demokratycznie nie do rozwiązania czyli???
Okaże się w momencie gdy
Okaże się w momencie gdy dojdzie do wyraźnego uświadomienia sobie konfliktu w ramach indywidualnej psychiki między dostępem do pracy a dostępem do konsumpcji. Jednostka jako pracownik i jako konsument - co okaże się ważniejsze ?
"American dream" poszedl sie dawno "jebac"...
Pewnie zaraz sie dowiemy od "swiadomych", ze "bogactwo USA jest okreslane na podstawie jego zadluzenia" (b.clinton)..., a wzrost "ekonomii i gospodarki" jest okreslany po wzroscie bezrobocia..."..
Jak czytam takie i inne "pierdolenia" na temat USA i "fuck-cjonujacej" tam "demon-kreacji" , to "American Dream" (kraj mlekiem i miodem plynacy) z "pokojowymi" misjami "stablizacyjnymi", to az "ziemniaki" same zaczynaja "rosnac na betonie"...w kierunku schronu...
==============================
jasiek z toronto
http://polskawalczaca.com (Niezalezny Uniwersytete Internetowy)...
jasiek z toronto
Witam - przeczytałem temat i wszystkie, dość trafne komentarze
- chciałbym jednak zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz.
Czy zauważyliście że demonstracje antyrasitowskie w USA po wyborach błyskawicznie wygasły ?
Czy pamiętacie że ich przyczyną były uliczne, bezprawne egzekucje dokonane przez "Policjantów" na Afro-Amerykanach ?
Czy to był "przypadek" ? - czy celowe morderstwa komunistów ? - aby wywołać napięcia przedwyborcze którymi z racji sprawowania funkcji obciąża się urzędującego Prezydenta.
Pan Prezydent Donald Trump powinien zlecić Generalnej Prokuraturze dochodzenie i jeśli te zbrodnie się potwierdzą to tych "policjantów" powinni skazać na karę śmierci i krzesło elektryczne za morderstwa z pemedytacją.
Polko i Polaku zacznij działać dla Polski zanim znowu obudzisz się na Syberii albo nad dołem Katyńskim.
Proszę nie demonizować
Proszę nie demonizować policjantów. Proszę sobie wyobrazić siebie jako policjanta atakowanego przez te babole w rodzaju Lempart, to zrozumie pan to jak się oni czują. Szczególnie w przypadku policji amerykańskiej jest to istotne, bo oni na okrągło mają do czynienia z przestęstwami czarnych, które są przemilczane z powodu politpoprawności. Policja amerykańska jest praktycznie na wojnie.
Nie chcę być czarnowidzem, ale Ameryka ...
... dopiero będzie w opałach, a jeśli Ameryka to i reszta "nieczerwonego" świata.
Apoloniusz