Agitka samozwańca Tuska w szpitalu w Sejnach

Obrazek użytkownika M.PYTON
Blog

Wszystkie media – od lewackich po prawicowe podały informację, że „Przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk odwiedził w środę szpital powiatowy w Sejnach – jedną z najmniejszych takich placówek w Polsce, zlokalizowaną na pograniczu polsko-litewskim”.

Hm…Przewodniczący Platformy Obywatelskiej(?). A ja już myślałem, że żaden z dziennikarzy nie posunie się do składania pokłonów samozwańcowi, którego nikt nie wybrał na przewodniczącego! Tak jak to było w czasach głębokiej komuny, czyli za Stalina. Wtedy przed byle aparatczykiem wysłanym z Moskwy do Polski otwierały się wszystkie drzwi – nie tylko drzwi szpitala w Sejnach. Nikt nie pytał kim on jest. Wystarczyło, że był od Stalina, czy Breżniewa. Tak jak Herr Tusk - od Angeli.

A w Sejnach na wysłannika Angeli Merkel czekał sam dyrektor szpitala, by go wpuścić na spotkanie z lekarzami i pielęgniarkami, choć w szpitalu obowiązuje zakaz odwiedzin! W tej sytuacji to drobiazg, że we wszystkich szpitalach, a więc także i w Sejnach obowiązuje zakaz agitacji politycznej! Bo jak wyjaśnił dyrektor szpitala Waldemar Kwaterski, a także wojewódzki radny KO: „Tusk jest znaną i znakomitą osobą, dlatego jego zainteresowanie małym szpitalem to duże wyróżnienie”…

Przypomina mi się dowcip z tamtych czasów o tym, jak dwaj Żydzi przeszli ulicę w Moskwie na czerwonym świetle. Gdy zatrzymał ich milicjant, by wlepić im mandaty, jeden z nich zapytał:

- To na czerwonym świetle nie można przejść bohaterom Związku Radzieckiego, towarzyszu posterunkowy?

Po tych słowach Żyda milicjant tylko zasalutował i odszedł. Gdy milicjant odchodził, drugi Żyd zwrócił się do kolegi:

- Icek, o jakich to bohaterach ty mówiłeś temu milicjantu?

- A co? Zapytać się nie wolno?

Wychodzi na to, że 30 lat po komunie Herr Donald Tusk, jako „znana i znakomita osoba” może nie tylko przechodzić na czerwonym świetle, ale także wszędzie wejść, gdyż będzie to dużym wyróżnieniem dla tych, których Tusk nawiedzi w zakazanym miejscu. Sam Tusk nie musi przecież być świadomy zakazu wejścia na zakazany teren – jak sam tłumaczył swoją agitkę na terenie szpitala w Sejnach. Zakazy nie są bowiem skierowane do Tuska, jako „znanej i znakomitej osoby”. Ten zakaz wstępu dotyczy zwyczajnych ludzi, zgodnie ze starą zasadą: „Co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie”.

Właśnie na tej zasadzie dyrektor szpitala w Sejnach nie wpuścił kobiety do umierającego męża:

- Kilka miesięcy temu zmarł mój mąż, leżał w szpitalu w Sejnach. Mówiło się, że nie można wejść do szpitala, nie pożegnaliśmy się z nim. W takiej sytuacji znajdowało się wiele rodzin, a dzisiaj pan Tusk wchodzi jakby nigdy nic, jakby nie było zagrożenia. Uważam, że jest. Jestem tym bardzo oburzona — mówi w rozmowie z Radiem Białystok kobieta oburzona zachowaniem Tuska.

Jedynym wyjaśnieniem służalczej postawy dyrektora szpitala w Sejnach wobec samozwańca Tuska jest strach. Taki sam strach, jaki towarzyszył uległości wobec każdego aparatczyka wysłanego do Polski z Moskwy w czasach komuny. Zresztą Tusk – podobnie jak Stalin a także Adolf Hitler – sam straszy wrogów jego partii strasznymi konsekwencjami, gdy Platforma przejmie władzę: wywalenie z pracy na bruk to najłagodniejsza z kar. Zresztą sam już wizerunek Tuska przeraża....

Kiedy więc przeczytacie, że „Przewodniczący Platformy Obywatelskiej” odwiedził kolejne, zakazane wstępem miejsce – to możecie być na 100% pewni, że będzie mowa o samozwańcu Tusku, a w istocie Dublerze Borysa Budki, któremu wszystko wolno. Zgodnie z nową zasadą: „Co wolno Donaldowi, to nie tobie - smrodowi”…

A tak całkiem na poważnie to współczuję Herr Tuskowi i jego aparatowi partyjnemu. Pomyślcie sobie, ile biedacy musieli się natrudzić, by znaleźć przydupasa Tuska i Platformy Obywatelskiej, który wpuści Führera totalnej opozycji do szpitala na agitkę z lekarzami i pielęgniarkami? Znaleźli go w jednym z najmniejszych szpitali w Polsce – gdzieś w Sejnach - tuż przy granicy z b. ZSRR…

Warto dodać, że zgodnie z planami koalicji PO-PSL powiatowy szpital w Sejnach miał być zlikwidowany.

P.S. Zapomniałem o Kolendzie-Zaleskiej, która w zabiegach o przychylność Krula Europy już znacznie wcześniej nadała Tuskowi tytuł „profesora”. Tym samym Kolenda wyprzedziła wszystkich redaktorów we wchodzeniu Tuskowi w d…. I to bez tradycyjnego mydła.

Brak głosów