DEZINFORMACJA – STUDIUM NIEWIEDZY (2)
https://bezdekretu.blogspot.com/2019/01/dezinformacja-studium-niewiedzy-...
DEZINFORMACJA – STUDIUM NIEWIEDZY (2)
„Dezinformacja oznacza systematyczne wysiłki zmierzające do rozprzestrzeniania nieprawdziwych informacji i do zafałszowania lub zablokowania informacji dotyczących rzeczywistej sytuacji i polityki świata komunistycznego.
W konsekwencji praktyki dezinformacyjne miały doprowadzić do zmylenia, wprowadzenia w błąd i wpływania tendencyjnie na świat niekomunistyczny, do podważania jego polityki oraz do skłonienia przeciwnika z Zachodu do nieświadomego przyczyniania się do realizacji celów komunizmu.
Program takiej strategicznej Dezinformacji był wcielany w życie od 1958 roku.
Jego głównym celem było stworzenie warunków do realizacji długoterminowej, dalekosiężnej polityki Bloku Komunistycznego, uniemożliwienie podjęcia skutecznych przeciwdziałań przez świat niekomunistyczny i zabezpieczenie strategicznych zdobyczy światowego komunizmu. Choć zrozumienie programu dezinformacji jest kluczowe dla prawidłowej analizy sytuacji w świecie komunistycznym, to jego istnienie było albo ignorowane, albo dezawuowane przez Zachód”
- pisał Anatolij Golicyn w „Nowe kłamstwa w miejsce starych, komunistyczna strategia podstępu i dezinformacji".
Znaczenie książki byłego oficera KGB, nie polega na tym, że autor precyzyjnie przedstawił procesy dezinformacji w świecie sowieckim. Nawet nie na tym, że już w roku 1984 trafnie przewidział transformację PRL-u w III RP i nakreślił scenariusz prowadzący do „okrągłego stołu”. Praca Golicyna ma kolosalne znaczenie w wymiarze, o którym nie wspomni dziś żaden polityk, którego nie biorą pod uwagę historycy, analitycy i ludzie służb specjalnych. Konkluzja tej książki sprowadza się do fundamentalnej tezy: komunizm nie umarł i nigdy nie upadł, a to, co świat postrzega jako efekt „śmierci komunizmu”, jest kolejnym etapem mutacji tego tworu i największym zwycięstwem strategii podstępu i dezinformacji.
Autor „Nowych kłamstw” prowadzi czytelnika przez dziesięciolecia sowieckiej kampanii i bezwzględnie obnaża prawdę, iż wszelkie procesy, odczytywane przez świat Zachodu, jako droga ewolucji komunizmu do „wyższej jakości”-demokracji, nie były tym, za co uznawali je zachodni analitycy. Żadne z sowieckich wzorców dezinformacji: „Słabość i Ewolucja”, „Fasada i Siła”, nie zostały prawidłowo rozpoznane przez państwa Zachodu, a ich przeprowadzenie pozwoliło Sowietom/Rosji na odegranie teatru „upadku komunizmu” i przepoczwarzenie w nowe formy bytowania.
Teza Golicyna (gdyby została zrozumiana i przyjęta) miałaby znaczenie tak dalece rewolucyjne, że żaden z aspektów współczesnej polityki, gospodarki czy relacji międzynarodowych, nie ostałby się w obecnym kształcie. Przyjęcie tej tezy oznacza natomiast, że „świat Zachodu” pozostaje całkowicie bezbronny wobec rosyjskiej strategii podstępu i dezinformacji i nie ma szans na rozpoznanie kremlowskiej gry. Do „uśmiercenia” komunizmu, doprowadziło w istocie jedno z najskuteczniejszych kłamstw, wpisujących się w obszar sowieckiej strategii – teoria o ewolucji komunizmu.
To za jej przyczyną wprowadzono bezzasadną gradację, rozróżniając w komunizmie okresy: „terroru” lat 20. i 30., czas „błędów i wypaczeń” lat 50. oraz następujący po nim „proces destalinizacji”, którego uwieńczeniem miały stać się rządy Gorbaczowa i jego „pierestrojka”. Przeobrażenia w świecie komunizmu, Zachód odczytywał jednoznacznie - jako dowód jego postępującej słabości, a każde z poszczególnych wydarzeń miało być objawem „wzrostu tendencji odśrodkowych wewnątrz międzynarodowego komunizmu”. Zgodnie z tą teorią, polityka „pierestrojki”, zmiany dokonywane w państwach Bloku Wschodniego, a wreszcie upadek ZSRR, stanowiły logiczny ciąg zdarzeń, będący wynikiem naturalnej ewolucji systemu. Związana z tą myślą tzw. teoria konwergencji, miała zaś za zadanie usprawiedliwienie sojuszu państw zachodnich z komunizmem i zapewnienie Rosji „miejsca wśród narodów świata”.
Uknuta w podziemiach Łubianki „doktryna”, kazała wierzyć, że dwa rywalizujące za sobą i początkowo krańcowo odmienne systemy polityczne, w miarę rozwoju wzajemnych kontaktów, będą stopniowo upodabniały się do siebie i mogły nawiązywać bliższe kontakty. „Konwergencja” usprawiedliwiała więc wszelkie związki ze światowym komunizmem i rozgrzeszała zgraję łajdaków z paktowania z kremlowskimi bandytami. Dzięki uprawianiu tej hiper- bredni, zalegalizowaniu partii i środowisk komunistycznych, sowieckie zniewolenie bez przeszkód torowało sobie drogę do zachodnich szkół i uniwersytetów, co wkrótce doprowadziło do sytuacji, w której znaczna część wpływowych środowisk opiniotwórczych, znalazła się pod inspiracją idei marksistowskich. Tym samym- „konwergencja”, w wydaniu sowieckim, doprowadziła do „oswojenia” Zachodu z komunizmem i zainfekowania całej myśli politycznej błędnymi teoriami i wyobrażeniami.
Była pseudonaukowym podłożem, na którym wyrastały nowe zastępy gawnojedów i użytecznych idiotów, sławiących ducha współpracy i przyjaźni. Kluczem do nowego rozdania starej bredni o „konwergencji”, są dzisiejsze opowieści o „potrzebie normalizacji” stosunków Rosji z Zachodem oraz powszechne przeświadczenie, że bez udziału moskiewskich ludobójców nie da się rozwiązać światowych problemów. Osadzenie tych dewiacji w środowiskach lewackich i lewicowych, nie wynikało bynajmniej z jakiegoś „pobratymstwa ideowego”, jak tłumaczy się to zauroczenie. Komunizm, który nigdy nie był żadną ideologią, filozofią ani doktryną polityczną, wykorzystał jedynie intelektualne upośledzenie liderów tych środowisk, narzucając im „kilka pojęć jak cepy”. To samo czyni dziś z ludźmi „środowisk konserwatywnych” i „narodowych”, siejąc spustoszenie wśród polityków „odwołujących się do chrześcijaństwa” lub „tradycyjnych wartości”. Nazwy te celowo opatruję cudzysłowem, bo rzeczywiste postawy tych ludzi oraz ich stosunek do spadkobiercy Związku Sowieckiego, całkowicie przekreślają sens używania takich określeń. „A czymże jest nasza teoria– przyznawał Lew Trocki –jeśli nie po prostu narzędziem działania? Tym narzędziem jest dla nas teoria marksistowska, bo aż do dziś nie wymyślono nic lepszego”.
A skoro to „lepsze” zostało już wymyślone i okazało się bardziej przydatne od narzędzi terroru, pałki i dołów z wapnem-dlaczego miano nie skorzystać ze zdobyczy „wolnego świata”? Pułkownik Putin, który nie musiał już bawić się w marksistowskie teorie itp. absurdy, doprowadził komunizm na wyższy stopień pasożytnictwa i posłużył narzędziem dostosowanym do potrzeb współczesnego świata. Należało tylko usprawnić „konwergencję” o motyw pieniądza i żądzę zysku, należało osłonić ją bełkotem o „demokratyzacji”, by uczynić z niej doskonałą przynętę na sytych i głupich. Ich samych, również podniesiono na wyższy poziom gawnojedów i zaczęto traktować jako wspólników, kontrahentów, partnerów biznesowych i politycznych. Ludzie, którzy nie rozpoznali celów sowieckiej/rosyjskiej strategii podstępu i dezinformacji, nigdy nie zrozumieją, że celem Putina nie jest „silna Rosja”, „obrona narodu” czy „wartości chrześcijańskich” – lecz władza, rozbój i panowanie nad światem kolejnej watahy komunistycznej.
Wszelkie „idee narodowe”, głoszone przez kremlowskiego despotę, jego odwołania do religii czy „wartości chrześcijańskich”, mają taką samą wartość, jak „teoria marksistowska” Trockiego i są zaledwie narzędziem w rękach bandytów i dewiantów. Były przydatne, więc zostały zastosowane. Gdy skończył się czas ich przydatności, odrzucono je i sięgnięto po nowe. Putin będzie więc socjalistą dla zaczadzonych socjalizmem i narodowcem, dla wyznawców idei narodowych. Stanie się gorliwym chrześcijaninem, gdy przyjdzie mu oszukać chrześcijan i pierwszy sięgnie po symbole wolnomularstwa, gdy sprzymierzy się z masonami. Dla Żydów założy jarmułkę, a muzułmanom zbuduje meczet. Nie ma takich idei, doktryn i religii, których prawdziwy komunista nie byłby w stanie wyznawać. Tylko ludzie wyjątkowo ograniczeni na umyśle i poddani sowieckiej/rosyjskiej dezinformacji, mogą utrzymywać, jakoby celem komunizmu była: „władza proletariatu”, „gospodarka kolektywistyczna”, „internacjonalizm” czy „ustrój socjalistyczny”.
Te hasła stanowiły zaledwie „narzędzie działania” i dla przetrwania komunizmu nie miały najmniejszego znaczenia. Podobnie – jak zbiór ideologicznych frazesów, przydatnych dla opisu zjawisk przejściowych i usprawiedliwienia najpotworniejszych zbrodni. Dziś, równie dobrze, mogą zostać zastąpione hasłami: „zjednoczenia Europy”, „integracji politycznej i gospodarczej”, „tworzenia społeczeństwa demokratycznego” czy „wprowadzania wspólnoty norm prawnych i socjalnych”. Gdy i te zostaną zużyte - grupy komunistyczne przyjmą kolejny katalog terminów, traktując je zawsze jako użyteczne narzędzie. Na potrzeby niniejszego tekstu, nie sposób przedstawić gruntownej analizy tezy o fałszywej „śmierci komunizmu”. Zrobiłem to przed laty, w książce „Antykomunizm – broń utracona”.
Zwrócę jedynie uwagę na fragment rozdziału książki Golicyna, zatytułowany „Zagrożenia dla Zachodu ze strony polskiej „odnowy”, w którym autor przedstawił zarys „systemu politycznego”, jaki stworzono nam w ramach historycznej mistyfikacji, pod nazwą „wolnej i niepodległej” III RP. „Rząd koalicyjny w Polsce – pisał Golicyn w roku 1984 - w rzeczywistości okazałby się totalitarny, pod nowym, podstępnym i bardziej niebezpiecznym przebraniem. Przyjęty jako spontanicznie ukonstytuowany, o nowej formie wielopartyjnego, półdemokratycznego reżimu, w istocie służyłby podkopywaniu oporu przeciwko komunizmowi, wewnątrz i na zewnątrz Bloku. Na Zachodzie byłaby coraz bardziej kwestionowana potrzeba łożenia ogromnych wydatków na obronę. Pojawiłyby się nowe możliwości do oddzielania Europy od Stanów Zjednoczonych, następnie zneutralizowania Niemiec i zniszczenia NATO”. Kto ma odwagę zrozumieć dzieje III RP w ich rzeczywistym wymiarze i nie uległ dekadom ahistorycznej indoktrynacji, bez trudu dostrzeże, że nakreślony tu obraz do głębi charakteryzuje system ustanowiony przy „okrągłym stole”. Z cechą podstawową dla tej sukcesji komunistycznej - „podstępnym i bardziej niebezpiecznym przebraniem”, które udanie imitując „naturalne procesy demokratyczne” i erzac suwerenności, doprowadziło Polaków do akceptacji nowej formy zniewolenia.
Prawdziwy również jest opis relacji europejskich oraz sposób rozgrywania słabości Zachodu przez Rosję i Chiny, które w ramach komunistycznej strategii odgrywają dziś rolę „stabilnego brata”. Gra na „oddzielanie” Europy od Stanów Zjednoczonych, czy podtrzymywanie mitu „polityki pokojowej”, skutkującej niechęcią państw Europy do ponoszenia „ogromnych wydatków na obronę” i są elementem tej samej taktyki, jaką ZSRR zapoczątkował w latach 80. ubiegłego wieku. Podobnie, jak wykorzystanie przez Rosję wzorców komunistycznej dezinformacji, precyzyjnie opisanych przez Golicyna: „Słabości i Ewolucji” oraz „Fasady i Siły”. Te pierwsze posłużyły w latach 90. do ugruntowania tezy o „śmierci komunizmu” i wykazania fałszywej „demokratyzacji” „nowego” państwa rosyjskiego, te drugie – są dziś podstawowym narzędziem, przy pomocy którego Putin rozgrywa świat Zachodu i kontynuuje politykę odbudowy Związku Sowieckiego.
W efekcie – żaden analityk świata zachodniego, nie potrafi zrozumieć, że wtedy, gdy Kreml szczerzy kły, chełpi się swoją siłą i napina wątłe muskuły - mamy do czynienia ze słabym i nieprzygotowanym przeciwnikiem, który nigdy nie zdecyduje się na totalną konfrontację i może zostać pokonany przy niewielkim nakładzie sił i środków.
Bać powinniśmy się wówczas, gdy Rosjanie przestaną się chwalić militarną potęgą i utajnią informacje na ten temat. Putinowska Rosja, skrywając pod atrapą pseudo-demokracji najgorsze tradycje przepoczwarzonego komunizmu, sięga dziś po dezinformację tym chętniej, że państwa „wolnego świata” są wobec niej całkowicie bezbronne.
Cyklicznie przypominana agresywność Rosji, utwierdza w przeświadczeniu, że mamy do czynienia z państwem w dużym stopniu nieobliczalnym, które w obronie swoich interesów, gotowe jest do totalnej konfrontacji. Na przykładzie wielu zdarzeń rozgrywanych na arenie międzynarodowej widać, że specyfika rosyjskiej (a wcześniej sowieckiej) dezinformacji polega na tym, że czerpie ona ze słabości zachodnich polityków, niezdolnych do postrzegania Rosji w jej rzeczywistym wymiarze politycznym i militarnym. Obecna mistyfikacja jest tym łatwiej akceptowana, że spełnia oczekiwania tych, którzy z powodu błędu, strachu lub z wyrachowania, chcą w państwie Putina dostrzegać równorzędnego partnera lub groźnego przeciwnika. Znajdziemy tu analogię do postawy, jaką w latach 80. wobec Związku Sowieckiego przejawiał „wolny świat”.
Tylko niewielu wówczas rozumiało, że ma do czynienia z mocarstwem, które najbardziej obawia się otwartej, zbrojnej konfrontacji, a swoją siłę czerpie z dezinformacji i propagandowej ofensywy. Józef Mackiewicz w tekście "Miejmy nadzieję" z 1982 roku pisał: "Nawet z punktu czysto militarnego Związek Sowiecki jest wielokrotnie słabszy od "Zachodu".
Niedawno Szwedzki Instytut Badań Wojennych w Sztokholmie ogłosił wyniki tych badań w czasopiśmie "EST". Jest to szczegółowa analiza, której przytaczać tu nie będziemy z braku miejsca. Opracowanie wszystkich odcinków terenowych, rodzajów broni i sytuacji porównawczych z Zachodem. Wynika z tego, ze militarnie na lądzie, na morzu i w powietrzu Pakt Warszawski jest co najmniej pięciokrotnie słabszy od Paktu Atlantyckiego. A nie odwrotnie, jak to się lubi przedstawiać. Stąd Związek Sowiecki i cały jego Blok jest mocarstwem, które najbardziej obawia się otwartej wojny ("Konfrontacji"). Gdyż przy trafnej ocenie ze strony Wolnego Świata i zastosowania trafnej polityki, Blok Sowiecki rozpadnie się w drzazgi przy pierwszym zderzeniu wojennym. Rozpadnie się też cała ofensywna, psychologiczna sieć komunizmu, która dziś oplątuje i zagraża kuli ziemskiej". Takie myślenie – zasadne, również w odniesieniu do obecnej „potęgi militarnej” państwa Putina, jest całkowicie obce społecznościom „wolnego świata”.
Gdy szef NATO, Jens Stoltenberg, perorował na konferencji monachijskiej: „Rosja jest naszym wielkim partnerem i tak chcemy ją traktować. NATO nie szuka konfrontacji, nie chcemy nowej zimnej wojny. Jesteśmy przekonani, że osiągnięcie bezpieczeństwa w Europie jest możliwe poprzez zintensyfikowanie dialogu. Nie chodzi o prowadzenie wojny, chcemy wojnie zapobiec” - dawał pełne świadectwo podległości strategii podstępu i dezinformacji i w każdym z powyższych słów potwierdzał działanie w interesie Kremla. Wskazuję na te okoliczności, bo fałszywy obraz współczesnej Rosji – w tym, jej wymiaru militarnego i politycznego, jest konsekwencją nierozpoznania celów długofalowej gry sowiecko-rosyjskiej i efektem przyjęcia tezy szczególnie groźnej, a kompromitującej polityków i służby Zachodu – o „upadku” komunizmu. To był „kamień milowy” w zwycięstwie podstępu i dezinformacji. Jeśli nawet pojawiłaby się szansa na prawidłową ocenę poszczególnych elementów rosyjskiej dezinformacji, to błędna interpretacja celów strategii komunistycznej, a nawet – co ma obecnie miejsce - całkowite negowanie tego terminu, przekreśla możliwość wygranej. W „Nowe kłamstwa w miejsce starych. Komunistyczna strategia podstępu i dezinformacji”, Anatolij Golicyn podkreślał, że sowiecka dezinformacja opierała się na błędach przeciwnika i przyswojonych przez niego stereotypach myślenia. Z nich czerpała siłę i inspirację. Po to, by podstęp był wiarygodny i skuteczny, dezinformacja musiała jak najpełniej odpowiadać oczekiwaniom tych, którzy mają zostać oszukani. Istota sowieckiej/rosyjskiej dezinformacji nie polegała zatem tylko na zmyleniu przeciwnika, ale na posłużeniu się nim samym do sprokurowania fałszywych hipotez, analiz, danych – na tyle podstępnych i niekorzystnych, że ich przyjęcie, przyspieszało przegraną. By tak się stało, musiały zostać spełnione dwa warunki: należało doskonale poznać przeciwnika, a następnie - posługując się tą wiedzą nieustannie wzmacniać w nim naturalne skłonności do wyrażania myśli sprzyjających realizacji celu. O ile podstawowa dezinformacja sprowadzała się do przedstawienia fałszu jako prawdy, o tyle dezinformacja stosowana przez Rosję miała na celu zmuszenie przeciwnika, by on sam stworzył fałszywy obraz – a stworzywszy go, postępował według tego simulacrum. W efekcie nierozpoznania celów sowieckiej strategii - „świat Zachodu” zaakceptował tezę o „śmierci komunizmu”, a dostrzegając w Rosji państwo, jakim nigdy nie była i nie będzie, stworzył zabójcze dla siebie simulacrum. Teraz zaś czyni wszystko, by przyspieszyć swój koniec.
Zdaję sobie sprawę, że zawarte w tym tekście rozważania, mogą się wydawać nieistotne dla tych, którzy – w dobrej wierze – chcą ograniczać swoją uwagę wyłącznie do spraw polskich. Cóż bowiem po tym, że dostrzeżemy grozę przegranej wojny z komunistycznym podstępem, jeśli nie mamy żadnego wpływu na działania obcych rządów, na pracę analityków i ludzi służ specjalnych? Jaki pożytek z teorii dezinformacji, skoro „praktyka życia” wymaga podążania za tematami bieżącymi i (zwykle) wymusza reakcje nie zawsze zgodne z wiedzą i doświadczeniem? Nie jest jednak prawdą, że ukazane tu aspekty sowieckiej/rosyjskiej dezinformacji, nie mają znaczenia dla sprawy polskiej. Takie rozumowanie – nawet w dobrej wierze, świadczyłoby o rażącej ignorancji i wadliwym pojmowaniu świata współczesnego
. Bo- podobnie, jak Zachód nie rozpoznał celów komunistycznej strategii podstępu i dezinformacji i prowadzi działania kompletnie nieadekwatne do skali zagrożenia, tak my- Polacy, nie potrafiliśmy rozpoznać jednego z kluczowych elementów tej strategii – sowieckiego „poligonu”, tzw. „transformacji ustrojowej”, której bękartem jest państwo nazywane III RP. A skoro nie potrafiliśmy rozpoznać – wszystkie błędy, popełniane dziś przez „wolny świat” w odniesieniu do strategii komunistycznej i państwa Putina, mają tą samą wagę i to samo znaczenie, jak nasze błędne oceny na temat magdalenkowego tworu. Równie błędne, muszą być działania i środki, podejmowane w celu „naprawy” lub obalenia III RP. Jeśli nie uwzględniają założeń obcej i wrogiej Polakom strategii, będą skazane na porażkę i doprowadzą do kolejnego etapu zniewolenia. To już jednak temat na ostatnią część „DEZINFORMACJI”.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 967 odsłon