"Are you a man of peace or man of holy war?"

Obrazek użytkownika Max
Blog

Na wstępie przeproszę za angielski tytuł, z założenia nie należę do wykształciuchów epatujących swoją (pseudo)znajomością języka angielskiego. Przyczyna jest prosta, to cytat, na wszelki wypadek opatrzony cudzysłowem, a z przyczyn, które wyjaśnię później, pewnego rodzaju profanacją byłoby tłumaczenie...

I jeszcze jedno zastrzeżenie - notka będzie miała charakter refleksyjny i trochę "ksobny" - uprzedzam potencjalnych czytelników, aby nie spodziewali się tym razem mniej lub bardziej trafnych komentarzy odnośnie tego, co dzieje się aktualnie, na dniach, w Polsce. Bardziej zamierzam się odnieść do moich własnych szeroko pojętych impresji. Ale o polityce jednak będzie, więc może nie wszystkich Czytelników Niepoprawnych zanudzę.

Dwa tylko słowa. Przedwczoraj wróciłem do cesarsko-królewskiego stołecznego Miasta Krakowa (ironia zamierzona, oczywiście) po tygodniu spędzonym z dala od cywilizacji (prawie), internetu, telewizji, czegokolwiek, poza kilkoma znajomymi osobami, zieloną trawą, górami, słońcem, piwem, chińskimi zupkami w charakterze prowiantu, etc. I dość szybko przyswoiłem sobie "what's up".
Powiem tyle: quod erat demonstrandum. Żadne poczynania "rządu" P.O łamane przez "elekta" łamane przez "premiera" nie zaskoczyły mnie. Szczekanie dyżurnych "mediatorów" również nie. Tego się spodziewałem generalnie, a szczegóły nie są już tak ważne. Zresztą lepsi ode mnie komentują na bieżąco, po co się powtarzać i to jeszcze w gorszym stylu...

Ale naszła mnie inna refleksja. Popatrzyłem na siebie, człowieka powoli wchodzącego w "smugę cienia" - i zdziwiłem się. Autentycznie.

Bo - to co dzieje się od wielu lat w Polsce, a czego obserwatorem uważnym jednak jestem - zmieniło mnie i zmieniło mój światopogląd.
Z przekonania istota bardzo tolerancyjna (tak, pamiętam definicję, tolerancja to jest to, co możemy jakoś znieść, nie to, co aprobujemy - przepaść olbrzymia), daleki od, z całym szacunkiem, chrześcijańskiego światopoglądu, uważający się za człowieka raczej wykształconego i, na ile jest to możliwe w naszych skarlałych czasach, wszechstronnego - patrzę ze zdziwieniem na moją własną drogę, którą przebyłem.

Bóg, honor, ojczyzna... Przyznaję, z Bogiem parę razy było mi nie po drodze - zwłaszcza w tak zwanym wieku młodym i gniewnym. Ale nigdy nie byłem tak głupi i tak "wierzący" w Jego nieistnienie, żeby zaprzeczać. Bo jednak ateizm formą wiary jest... Pocieszałem się słowami Einsteina - "Bóg jest wyrafinowany, ale nie jest złośliwy - wybaczy mi". Honor i ojczyzna - jak najbardziej i zawsze. Czegoś - do diabła - trzeba się w trzymać, mimo że, jak mówi mój 24-letni znajomy chętnie i często - "życie chłoszcze".

Ale długie lata byłem z boku. Oczywiście, w czasach schyłkowej komuny malowało się hasła na murach, kolportowało gazetki (co więcej mogłem zrobić mając lat -naście?). Potem byłem częścią uradowanego tłumu świętującego "upadek" komuny w 1989 roku. A lat miałem wtedy niespełna osiemnaście. Jak, prawdopodobnie, większość Polaków pomyślałem wtedy - ok, to załatwione. No - nie. Nic nie zostało załatwione. Ale - zostawmy to, wszyscy tutaj znają historię i wiedzą, jak wyglądały lata 1989-2000.

Wtedy spałem. Przekonania miałem takie, jakie miałem, nie zmieniły się, ale skoncentrowałem się na własnym życiu, ze wszystkimi małymi i większymi radościami oraz bolączkami.
Oczywiście - nie podobały mi się rządy SLD, raził moje uszy prezydent Wałęsa, wręcz wstrętem przejęły mnie popisy Kwaśniewskiego w Charkowie, byłem zażenowany tym co zaprezentował AWS - tak. Trochę jestem na bakier z chronologią, wiem, ale nie to jest najważniejsze, myślę. Tak, czy inaczej, dalej byłem niezaangażowany politycznie. Głosowałem - i tyle.

Gdzieś po drodze nastąpiło "przebudzenie". Nie umiem podać daty, ale wiem, że w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że żyjąc w państwie demokratycznym (fasadowa ta demokracja, jasne, ale jakiś tam wpływ mam) jestem, ja też, za tę Polskę odpowiedzialny.

2005 rok - byłem szczęśliwy. Powtórzę tę oklepaną już frazę - "To był MÓJ prezydent". Co z tego, że inni już to pisali, dalej będę to głośno powtarzał. Nie ideał, wielokrotnie nie zgadzałem się ze śp. Lechem Kaczyńskim. Ale to był - wreszcie! - człowiek uczciwy, człowiek kochający Polskę, osoba, która była w stanie mi zaimponować (a o to naprawdę niełatwo, taki paskudny rys charakteru mam), to nie był umaczany elektryk (pogarda zamierzona, tak), to nie był zapijaczony postkomunista, to był ktoś z kogo mogłem być dumny.

2006, wybory parlamentarne, krótkie rządy PiS, przedterminowe ponowne wybory w 2007, wreszcie nastała Platforma. Zabawne... a moją obserwację potwierdzają inni... na początku nikt z nas, którzy oddali głos na PiS, nie był anty-platformiany. Ot, bliska nam partia, o podobnych (sic!) korzeniach, może trochę bardziej liberalna. Bo taki był wizerunek PO ówcześnie.

Dość szybko zmieniłem zapatrywania. Z natury będąc kontra wszelkim autorytetom, za wyjątkiem tych które sam sobie znalazłem, poczułem, że jestem dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, ogłupiany przez medialną propagandę. Bo Kaczyński to, a Ziobro tamto, a ta koalicja z Samoobroną to po prostu groza i słów brak...
Z tych, czy innych względów, do mnie ta prymitywna agitka nie trafiła. Ale do wielu - tak. O, tak. I mówię tu o dość szerokim kręgu moich krakowskich znajomych. Wiek? Tak 25-40, to właśnie ci "młodzi", zresztą niekoniecznie "wykształceni". Nie będę pisał więcej o eskalacji chamstwa, nagonki, o coraz mniej wybrednych środkach stosowanych przez "partię miłości", nie....

Ale dalej, jeśli widzieliśmy się w naszej ukochanej knajpce czy tez prywatnie w domu, piło się zdrowie Pana Prezydenta (na stojąco), poniekąd stworzyliśmy mały bastion, widząc, że jest coraz gorzej i gorzej, a znikąd nadziei.

10 kwietnia.... rozpłakałem się. Pierwszy lat od wielu, wielu lat wybuchnąłem płaczem. Aktualna wybranka mojego serca, zupełnie niezorientowana w polityce, zajęła się mną. Widziałem w jej oczach szok i pytanie "ale o co ci chodzi". No cóż, ja wiedziałem o co mi chodzi...

W następnych miesiącach żyłem nadzieją. Że coś się zmieniło, a Polacy przejrzeli na oczy. Że ta powszechna żałoba o czymś świadczy. Cóż, myliłem się. Oczywiście 47% poparcia dla Jarka to dużo. Ale wynik sukcesem nie jest, nie łudźmy się. Wypociny (przepraszam, piszę o treści notek, w żadnym wypadku o formie) niektórych blogerów odnośnie tego, że to jest wynik "najlepszy z możliwych", że "PiS ma teraz w kieszeni wybory parlamentarne" - och, proszę. W wyborach startuje się po to, żeby wygrać. Mówię o potężnej partii opozycyjnej, nie o Grzesiu Napieralskim umacniającym pozycję we własnym ugrupowaniu, wiecznym kandydacie Pawlaku, czy o efemerydach typu Jurek, Ziętkiewicz, Lepper czy Korwin-Mikke. Jarek startował chcąc być prezydentem, ale, niestety, nie udało się.

C'est la vie. Trudno.

Ale teraz, patrząc wstecz, widzę jedną rzecz. I to jest przesłanka, która skłoniła mnie do napisania tego długiego i nudnego wpisu. Oni, SLD, PO, także kanapowa prawica, również PSL i jego świetlana działalność, wszechobecna goebbelsowska propaganda - to wszystko mnie zmieniło.

W kąt poszedł mój liberalizm (obyczajowy, nie gospodarczy), moja "tolerancja", moje łagodne podejście do ludzi popierających PO. Przeciwnie, uważam, iż moją osobistą winą jest zbyt długi okres, kiedy starałem się "zrozumieć", być wyrozumiałym i miłym.

Cham jest chamem. Wykształciuch jest, li tylko i wyłącznie - wykształciuchem. Złodziej jest złodziejem. Nienazywanie rzeczy po imieniu, milcząca akceptacja dla pauperyzacji polskiej sceny politycznej, pozwolenie na relatywizację podstawowych wartości moralnych - teraz mamy efekty!

Ja, ty, pan, pani, inni. Proszę bardzo, byliśmy "politycznie poprawni" - zbierajmy owoce. Nie zwalajmy winy na polityków - ktoś ich przecież wybrał, prawda? Może moi, a może twoi znajomi, czyż nie?
Nie mówmy, że wszystkiemu winne są media. Ach, są, oczywiście, Tylko, wiecie, media produkują to, co cieszy się największą popularnością. Jeśli lubimy "Taniec z gwiazdami" czy "Mam talent", tylko krok dalej do "Szkła kontaktowego" czy "Kropki nad I". Nie mam racji?

A oni, wszyscy oni, przemawiający do mnie codziennie, tłumaczący mi co jest passe, co jest obciachem, a co jest cacy - oni nauczyli mnie pogardy. Nauczyli mnie też nienawiści.
Nienawiść rezerwuję dla "macherów", ludzi sterujących tym całym obłąkańczym cyrkiem, pogardą, niestety, zaczynam darzyć zdurniałą, kosmopolityczną masę wyborców PO i, pożal się Boże, Komorowskiego.

Nie mówcie mi o standardach demokracji, państwie prawa, proszę. W Polsce demokracja jest wynaturzona, społeczeństwo do niej nie dojrzało. Nie szanuję i nie uznaję wyboru tzw. większości. Czy mam równym szacunkiem darzyć grupę kiboli, którzy po meczu szukają wrogów publicznych w celach oczywistych? A jaka jest, tak naprawdę, różnica? Też przecież zostali w odpowiedni sposób zindoktrynowani, proste hasła zastąpiły im samodzielne myślenie, a presja kolesi ostatecznie utwierdziła w mniemaniu: kto nie z nami, to śmieć.

Że przesadzam? Pewnie tak - tylko, jeśli łaska, porównajcie moją wypowiedź z produkcjami różnej maści rynsztokowych celebrytów nawołujących do "dorzynania", "wojny", okazyjnie pokazujących a to wibrator, a to inny gadżet. To ja sobie teraz pochlebię: w przeciwieństwie do większości z nich w miarę poprawnie posługuję się językiem polskim, chociaż taki ze mnie anonimowy bloger i szaraczek.

Mało mogę, ale takich jak ja, zniesmaczonych, przerażonych, wściekłych, załamanych, jest więcej.

So... I'm a man of holy war. Wybrałem, albo raczej to oni wybrali za mnie. I użyję każdego sposobu, każdego dostępnego środka, żeby ten zgniły, zakłamany układ runął.
Aby Polska była krajem NORMALNYM, a nie postkomunistyczną niemiecko-rosyjską kolonią, rządzoną przez kreatury. Żeby przykładnie karano morderców i złodziei, żebym nie musiał żyć we wstydzie... Wy wiecie, o co mi chodzi.

Jeśli chodzi o mnie - święta wojna.

____________________________________

I - dlaczego nie chciałem tłumaczyć tytułu na polski.
Można, oczywiście. Ale to początek piosenki mojej ukochanej (od lat, pozostałem wierny) Iron Maiden. Płyta już trochę schyłkowa, chłopcy najlepsze lata mają już za sobą, ale dalej czasem udaje im się stworzyć coś prawdziwie magicznego.
Kawałek nie jest optymistyczny, dokładnie pasuje do mojego aktualnego nastroju i, jak każdy dobry utwór, interpretowany może być różnie.

Tu jest ciąg dalszy (wyjątki).

Are you a man of peace
Or man of holy war
Too many sides to you
Don't know which anymore
So many full of life
But also filled with pain
Don't know just how many
Will live to breathe again
(...)
Please tell me now what life is
Please tell me now what love is
Well tell me now what war is
Again tell me what life is
(...)
More pain and misery in the history of mankind
Sometimes it seems more like
the blind leading the blind
It brings upon us more of famine,death and war
You know religion has a lot to answer for
(...)
And as they search to find the bodies in the sand
They find it's ashes that are
scattered across the land
And as their spirits seem to whistle on the wind
A shot is fired somewhere another war begins
(...)
And all because of it you'd think
that we would learn
But still the body count the city fires burn
Somewhere there's someone dying
in a foreign land
Meanwhile the world is crying stupidity of man
Tell me why, tell me why

Brak głosów

Komentarze

a tam smuga cienia, tryska pan wigorem Max!

Vote up!
0
Vote down!
0
#73295

Ba, monsieur, 37, niepoprawnych, lat - jednak ;)

Vote up!
0
Vote down!
0
#73363

Krótko.Witaj na pokładzie.
Pozdrawiam myślących.

Vote up!
0
Vote down!
0
#73368

I u mnie zaczęło się jak to mówią "z górki" ale traktuję to jako naturalną kolej rzeczy..

Wracając do Pańskiego tekstu .,,jestem pod wrażeniem i co oczywista jako żywo choć jak na razie tylko wirtualnie ale stoję w tym szańcu ,tych współczesnych "Okopach św Trójcy" , wraz z panem i jeśli o mnie chodzi to ...zdaję i ja sobie z tego sprawę , że to prawdopodobnie ostatnia linia obrony ..

Nie ma gdzie się już cofać ..

pozdrawiam

............................

"Pozwól mi Panie bym stał się narzędziem Twej sprawiedliwości"
http://andruch.blogspot.com/
/Klub GP w Opolu/

Vote up!
0
Vote down!
0

-----------------------------------------
Andruch z Opola
]]>http://andruch.blogspot.com]]>

#73369

Tekst pisany jest "na gorąco", bez korekty, ale nie wycofałbym ani słowa. Niedobrze tak "odkrywać się", przynajmniej w rozumieniu typowego "samca", ale jednak czasem trzeba, przynajmniej tak mi się wydaje.

Mam wrażenie uczestniczenia w jakiejs surrealistycznej, groteskowej i wstrętnej szopce, co gorsza, duża część publiczności reaguje aplauzem na coraz bardziej płaskie i żenujące scenki wystawiane ku uciesze gawiedzi.

Jakie dno osiągnęliśmy jako naród i społeczeństwo, brak mi słów... A normalnie daleki jestem od patosu i rozdzierania szat.

Pozdrawiam tych, którzy dali radę przeczytać, pociesza mnie to, że nie czuję się tak całkiem sam.
Dziękuję wszystkim.

Hrabia Henryk, tak... mimo wszystko bliższy mi, niż "reformatorzy"...

Vote up!
0
Vote down!
0
#73374

[quote=Max]

Hrabia Henryk, tak... mimo wszystko bliższy mi, niż "reformatorzy"...
[/quote]

"Pankracy" już grozi wizerunkowi Krzyża ( pod pałacem ),
Oby to nie skończyło się jak u Krasińskiego ...

- Pankracy ginie, wypowiedziawszy: Galilejczyku, zwyciężyłeś!

pozdrawiam

............................

"Pozwól mi Panie bym stał się narzędziem Twej sprawiedliwości"
http://andruch.blogspot.com/
/Klub GP w Opolu/

Vote up!
0
Vote down!
0

-----------------------------------------
Andruch z Opola
]]>http://andruch.blogspot.com]]>

#73379

Hmmm - za długi tekst?? Muszę przyznać, że jeden z niewielu o takiej długości który przeczytałam co do jednego wyrazu... i mam bardzo podobne przemyslenia i podobną historię, chociaż o parę lat młodsza jestem.
A w tym momencie nie pozostaje nam nic innego jak "święta wojna"!

Vote up!
0
Vote down!
0
#73477