Czy istnieli dobrzy i źli agenci SB

Obrazek użytkownika Andrzej 101
Blog

Dobrych agentów nie było. To mit wymyślony przez samych agentów, ich pryncypałów i esbecką prasę.
Natomiast nie wszyscy agenci byli tak samo źli. Jedni byli tylko źli, inni gorsi, a jeszcze inni najgorsi.
Ja sam dzielę agenturę SB na kilka różnych kategorii.
Na przykład ci, którzy zostali agentami na ochotnika, bez nacisków i haków są gorsi od tych, których zwerbowano szantażem. Choć - mimo iż pierwszą wymówką każdego ujawnionego agenta jest, że go zmuszono - takich wymuszonych agentów było tak naprawdę niewielu.

Podział na agentów płatnych i niepłatnych jest sztuczny. Zapłatą mogła być pomoc w karierze, paszport, odstąpienie od procesu za przemyt czy za jazdę po pijanemu i inne niewymierne korzyści. Ale i tu są wyjątki. Znam przypadek agenta, który podpisał współpracę, aby dostać mniejszy wyrok w procesie politycznym. Kiedy esbe niezadowolona z jego donosów zaproponowała mu po jakimś czasie pieniądze, odmówił. Współpracę rozwiązano.

Ważny jest podział na agentów gorliwych, a nawet nadgorliwych, i na niechętnych. Choć granica jest niekiedy rozmyta, jednak jest możliwa często do ustalenia. Ci nadgorliwi, którzy po wykonaniu zadania bojowego sami się meldowali u esbeckiego patrona prosząc o następne zadanie są naturalnie gorsi od agentów opieszałych.

Dla mnie osobiście najważniejszym kryterium szkodliwości agenta jest jego zaangażowanie w działalność opozycyjną. Jeśli agent był czerwony, to mógł donosić tylko na swoje środowisko. Natomiast niewiele szkodził opozycji. Był więc zły ale niezbyt dla nas szkodliwy. Jeśli jednak działał w opozycji, a zwłaszcza jeśli pełnił w niej ważniejsze funkcje, to im ważniejszą miał on funkcję i wpływy w opozycji, tym bardziej był szkodliwy i zły. Przy czym w tej kategorii absolutnie najbardziej szkodliwymi agentami są ci, którzy mimo ich ujawnienia nadal ich agenturalnej działalności zaprzeczają, dopuszczając się obecnie fałszowania na siłę historii.

Najbardziej znanym takim agentem jest "Bolek". Nie dość, że był agentem, nie dość że temu zaprzecza, to jeszcze procesuje się z ludźmi nazywającymi go po imieniu. Przy pomocy wszelkich dostępnych mu metod próbuje zakneblować usta ludziom mówiącym o nim prawdę. Także za jego sprawą fałszowana jest historia Solidarności.

Pomija się przy okazji problemu agentury sprawę tzw. nieświadomej współpracy.
W tym miejscu rozchodzi się o ludzi wzywanych na tzw. "rozmówki" na SB. Najczęściej byli to ludzie związani z Solidarnością, często byli internowani. Od czasu do czasu wzywano takich na "rozmówki" na SB.
Tylko niewielu ludzi wezwania takie, jako niezgodne z prawem, wyrzucało do kosza. Większość na wezwania chodziła. Przy czym wielu z nich dawało wciągać się w dyskusje, udzielając wielu cennych dla esbe informacji o solidarnościowym środowisku. Wielu z nich próbowało już wówczas przedstawiać wezwania na esbe jako represje. Z własnego otoczenia pamiętam ludzi, którzy chwalili się, jak często ich esbe wzywa, i jak długie są owe rozmówki. Na moje uwagi, że jeśli ktoś jest często wzywany, nie świadczy to o tym, że jest on "ważny", a raczej o tym, że jest gadułą i dlatego go wzywają - reagowali owi "represjonowani" poirytowaniem. Bo podważałem ich "autorytet".

Przy czym, i to jest dla mnie istotne, niekiedy informacje uzyskiwane od chodzących na rozmówki "represjonowanych" były dla esbe ważniejsze od donosów ludzi, których do współpracy przymuszono szantażem.
Znam osobiście przypadek człowieka, którego zwerbowano w sytuacji, gdy groziło mu aresztowanie. Podpisał więc współpracę. Jednak pomimo przynaglania go pisał donosy niechętnie, rzadko i bardzo ogólnikowo. Po jakimś czasie esbe zorientowała się, że agent ów robi ją, mówiąc kolokwialnie, w konia. Bo tamten nadal utrzymywał kontakty z infiltrowanym środowiskiem, nawet ostrzegał czasami ludzi przed działaniami esbe, a donosów nie pisał. A jak pisał, to lał wodę, bez ujawniania tak pożądanych przez esbe szczegółów.
Czy taka osoba jest gorsza od chodzącego często na rozmówki "działacza", który paplał esbekom wiele rzeczy niepotrzebnie i z własnej woli, nie pisząc nawet donosów?

Problem agentury będzie zapewne powracał. Ma bowiem wymiar i historyczny, i moralny.
Jedno jednak nie ulega dla mnie wątpliwości. Najgroźniejszymi agentami pozostają ci, których do tej pory nie ujawniono. Tych dalej można bowiem ewentualnym ujawnieniem ich szantażować.

Brak głosów

Komentarze

Andrzej jeśli wezwanie było żle wypełnione, nie wypełniało znamion z kpk , to szło do kosza!
Tu masz rację, ale jeśli było prawidłowe to się szło!
Oczywicie trzeba było być czujnym, yak, nie, nie znam, nie przypominam sobie! Tylko monosylaby! Dokładnie przeczytać protokół przed podpisaniem i wtedy protokół z przesłuchania był skromny!
Po wyjściu wszystko rozpapleć, jak największej liczbie osób, nawet tym którym się nie ufało!, których sie podejrzewało o rzeczy brzydkie!
Zrobić wielkie hallo!
A "mały konspirator" był świetną instrukcją!
Tylko takie "biedaczki" jak Boni, Niezabitowska czy Maleszka dawali się "oszukać" sb!
Co do różnicowania to fakt, kapuś to kapuś, donosiciel to donosiciel.
Nie było wśród nich dobrych, złych i ,mniej złych.
Wszyscy oni byli paskudni!
pzdr

Vote up!
0
Vote down!
0

antysalon

#40080

To następny mit.
Kapuś zaś, który się nie ujawnił, nie przeprosił i nie zadośćuczynił swoim ofiarom sam wystawia sobie świadectwo. Ci "nieujawnieni" nadal są podatni na szantaż, a także sami z siebie czynią szkody w świadomości innych, chcąc wszystko zbrukać, żeby ich kurewstwo nie odbijało od tła.

Vote up!
0
Vote down!
0

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#40082