Uniwersalna zasada Tomasza Nałęcza

Obrazek użytkownika seaman
Kraj

Wszystkim wiadomo, że profesor Bronisław Geremek wielkim antykomunistą oraz wielkim opozycjonistą był, jeszcze zanim został wielkim autorytetem w III RP. Na miarę i kaliber choćby Adama Michnika czy Antoniego Macierewicza, którzy stali się legendami podziemia i walki z komunistyczną zarazą.

Owszem, zdarzają się i to nie tak rzadko mocne kontrowersje w ocenach tych postaci, niekiedy nawet kompletna negacja ich zasług albo zgoła podejrzenie o odgrywanie podwójnej roli. Nie mam zamiaru w tym tekście oceniać ani tym bardziej rozstrzygać o meritum, czyli o faktycznej postawie delikwentów. Chodzi mi kontekst i analogię do aktualnych wydarzeń.

Ostatnio przetacza się przez media histeryczna dyskusja na temat pewnego ułaskawienia dokonanego przez śp. Lecha Kaczyńskiego. Dodajmy, że sprawa podjęta została przez kancelarię prezydenta Bronisława Komorowskiego z partii rządzącej z żarliwą skwapliwością, która w żaden sposób nie przystaje do wagi sprawy.

Prezydent Kaczyński nie żyje i siłą rzeczy polityczny wydźwięk dotyka jego brata. Proszę sobie tylko uświadomić groteskowość tej próby uderzenia w Jarosława Kaczyńskiego – polityczne konto prezesa partii opozycyjnej usiłuje się dzisiaj obciążyć tym, że dwa lata temu został ułaskawiony znajomy męża córki jego nieżyjącego brata. Tak wyartykułowany związek przyczynowo-personalny to jest czysty kabaret i nie powstydziłby się tego grepsu żaden satyryk.

Tyle że tu nie mamy do czynienia z kabaretem, ale instytucją państwa najwyższego szczebla, jaką jest urząd prezydencki. Dużo się słyszy, że prezydentowi Komorowskiemu należy się szacunek z urzędu, że jest bezlitośnie prześladowany i wyszydzany, co jest jednoznaczne z brakiem państwowotwórczej troski o powagę państwa. Niby tak, ale co zrobić, kiedy on sam przyzwala, żeby jego doradca zamieniał prezydencką kancelarię w kabaret? Szef kancelarii polecił prześledzić bieg wydarzeń oraz dokumentów dotyczących tego aktu łaski. Uznał bowiem, że jawność życia publicznego, a co za tym idzie, demokracja będzie zagrożona, jeśli nie dowiemy się dokładnie, jak przebiegało ułaskawienie znajomego męża córki itd, itp.

Gorliwym kibicem i entuzjastą historii tego ułaskawienia stał się oczywiście najbardziej predestynowany doradca, czyli Tomasz Nałęcz jako specjalista od dziedzictwa narodowego. I tu dochodzimy do kontekstu oraz analogii do osób, o których wspomniałem na początku. Właśnie dzięki niezawodnemu profesorowi Nałęczowi, który notorycznie marnuje okazje, żeby siedzieć cicho.

W rozmowie z Gazetą Wyborczą najpierw z radosną beztroską wyznaje dziennikarce, że w sprawie ułaskawienia jeszcze nic merytorycznego nie ustalono. Po czym z równie swobodną dezynwolturą wobec własnych słów oznajmia swoją opinię albo raczej werdykt: - „Jako historyk mogę powiedzieć, że jeżeliby w tych dokumentach nie dało się odtworzyć tej historii, to będzie można wnioskować, że komuś zależało, by po sobie nie zostawić śladu. Jak lis idzie do kurnika, to stara się tak stąpać, żeby myślano, że do kurnika idzie właściciel”.

Jeśli ktoś nie wierzy, proszę sprawdzić w podanym linku do wywiadu – to nie jest wypowiedź wyrwana z kontekstu, jest ogólną tezą. Nałęcz wypowiada się jako historyk i temu stwierdzeniu nadaje charakter uniwersalny. Oznacza to, że przedstawiając swój pogląd w taki sposób, uznaje, iż można go stosować do sytuacji analogicznych. Z góry zakłada, iż brak dokumentów lub brak zapisów zawsze oznacza, że ktoś je celowo usunął. I tu dochodzimy do analogii - identyczna przypadłość dotyczy akt innego profesora, też historyka, Bronisława Geremka. Nikt nie kwestionuje, że teczkę założoną przez SB wielkiemu autorytetowi opozycji antykomunistycznej i nie tylko opozycji, dokładnie wyczyszczono.

Jest ona podobno cienka niczym dwustronicowe sprawozdanie tak zwanej komisji Michnika, która w swoim czasie penetrowała archiwa służby bezpieczeństwa. Opozycjonista tak wielkiego formatu, jak przedstawiają go wszyscy apologeci, po prostu nie mógł mieć tak mizernych akt. To niemożliwe. Przypomnę, że wyżej wymieniona komisja (Michnik, Holzer, Ajnenkiel, Kroll) grasowała przez dwa i pół miesiąca w 1990 roku z przyzwolenia innej legendy podziemia, premiera Tadeusza Mazowieckiego – obecnie również doradcy tego samego prezydenta, któremu radzi i Nałęcz.

Oprócz tego zdawkowego sprawozdania nie ma informacji, co poszczególni członkowie sprawdzali, czego zażądali, co zwrócili, a czego nie mogli otrzymać i tak dalej. A tułali się po tych archiwach dziesięć tygodni z okładem! I ten kontekst jak ulał pasuje do zasady wyrażonej przez prof. Nałęcza, że komuś zależało, żeby w aktach np. prof. Geremka nie pozostawić śladu. Ta kwestia wyczyszczenia akt Bronisława Geremka od lat pasjonuje ludzi.

Kiedy Nałęcz był jeszcze prostym wicemarszałkiem Sejmu, na posiedzeniu, któremu między innymi przewodniczył(28.02.2002), poseł Stanisław Zadora zadał pytanie właśnie w tej sprawie.

„W ciągu dwóch miesięcy 1990 r., między kwietniem a czerwcem, w tajnych archiwach działała grupa osób, których nazwiska brzmią: Michnik, Holzer, Ajnenkiel i Kroll. Działo się to za premierostwa pana Tadeusza Mazowieckiego. Zdając sobie sprawę z tego, jakie znaczenie dla rozumienia zdarzeń historycznych mają archiwa, pytam, kto wydał zgodę wyżej wymienionym osobom na wstęp do tajnych archiwów? Wiadomym jest, iż ta komisja, zwana komisją historyków, miała orzec, które zasoby mają być zniszczone”.

Ówczesny wicemarszałek Nałęcz nie wykazał zainteresowania tym faktem, ale być może nie miał jeszcze tak skrystalizowanych poglądów na ten temat. Co innego dzisiaj, gdy z racji urzędu ma możliwości oraz kompetencje - doradza prezydentowi w dziedzinie dziedzictwa narodowego, a przecież nikt nie śmie wątpić, że profesor Geremek i jego działalność należy do tego dziedzictwa.

Zatem, panie profesorze Nałęcz, trzeba być konsekwentny. Słowo się rzekło. Wiemy, gdzie był wtedy kurnik, wiemy też, że to pański kolega doradca wpuścił do niego lisa. Tylko kto był lisem? Nuże do dzieła!

http://wyborcza.pl/1,75478,9223093,Historia_jednej_laski.html#ixzz1G5h5ceJE
http://webcache.googleusercontent.com/search?q=cache:GknYLtoCOgQJ:orka2.sejm.gov.pl/Debata4.nsf/main/58C44ED0+%22Michnik,+Holzer,+Ajnenkiel%22&cd=8&hl=pl&ct=clnk&gl=pl&source=www.google.pl

Brak głosów

Komentarze

wypowiedz Jacka Kurskiego

Vote up!
0
Vote down!
0
#141890

i wlazidupstwa mierzylem w wolkach teraz pora przjsc na nowa jednostke miary ,bedzie nia jeden nalecz {1NA}

Vote up!
0
Vote down!
0
#141919

Z tym że w wołkach mierzy się włazidupstwo premierowskie, a w nałęczach prezydenckie. Także nadal trzeba stosować oba systemy miar....

seaman

Vote up!
0
Vote down!
0

seaman

#141925

Nie twierdziłem, że Nałęcz jest prekursorem. Ale też Kurski nigdy nie zgrywał się na moralistę...

seaman

Vote up!
0
Vote down!
0

seaman

#141924

 mieli połamane kości i wykopana szczękę ?  

więc nie czytam farmazonów.

Vote up!
0
Vote down!
0
#141934