Dzień Mrówkojada Albinosa Skrzydlatego
To jest orzeł na miarę ich możliwości, przez nich zrobiony, oni tym orłem chcą otworzyć oczy niedowiarkom. I to nie jest ich ostatnie słowo! Myślcie sobie o mnie co chcecie, ale ja nie przypuszczałem, że czerscy tak bezrefleksyjnie i gładko wejdą w konwencję filmu Barei. W życiu bym się nie spodziewał, że oni na serio zmajstrują coś w estetyce tamtego misia, jakieś koszmarne skrzyżowanie mrówkojada z rybitwą i będą z tym łazić po Warszawie. To naprawdę przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania.
W dodatku, jakby nie dość było barejowskiej estetyki, bezwiednie wciągnęli do tego Wyspiańskiego ("nie polezie orzeł w GWna"), a za patrona obrali sobie gościa żywcem wyjętego z Ilustrowanego Tygodnika Rorywkowego(Gajowy Marucha). To jest po prostu kondensat groteski. Słusznie mówi Ludwik Dorn, że teraz straszą procesami, ponieważ zreflektowali się poniewczasie ze zgrozą, że stoją w obliczu porażającej śmieszności. Bo też to są klimaty z wykładu mniemanologii stosowanej Jana Tadeusza Stanisławskiego.
Generalnie mają świętować pod dość enigmatycznym hasłem, że „orzeł może” oraz pod egidą prezydenta Bronisława Komorowskiego, którego obecność faktycznie wręcz gwarantuje wesoły nastrój. Promotorzy marszu z czekoladową pokraką jednak nie ułatwiają nam poznania motywów świętowania. Małgorzata Kidawa-Błońska z PO mówi, że mamy się cieszyć, że możemy świętować. To nie jest łatwe do pojęcia, bo równie dobrze można świętować, że możemy się cieszyć. Poseł Halicki sugeruje, że w ten sposób połączymy się duchowo z Polakami mieszkającymi za granicą, co już zakrawa na kabaret.
Najogólniej chodzi chyba o to, żeby Kolenda-Zaleska mogła wreszcie napisać, że Polacy się cieszą, a w podtekście, że jest dobrze albo co najmniej nie jest źle. Owszem, gospodarka się zwija, budżet się wali, Unia się rozsypuje, ale rodacy maszerują żwawo z czekoladowym dziwolągiem i wydają radosne okrzyki. Znaczy tak trzymać, jest normalnie, furda bezrobocie. Pić, tańcować, nie żałować, bida musi pofolgować.
Ja zresztą nie mam nic przeciwko radosnemu optymizmowi, ale kiedy nawołuje doń środowisko, które organizowało tłuszczę do do pogromu katolików na Krakowskim Przedmieściu, to ja wiem, że im chodzi o ten sam „radosny happening”. Niech Kolenda-Zaleska dźwiga tego durnego mrówkojada wspólnie z Komorowskim, który w takich imprezach gustuje, bo to w sam raz na jego poczucie humoru. Jego zresztą bardzo łatwo rozśmieszyć, więc nie będzie problemu z odpowiednim nastrojem.
Najbardziej groteskowa wydaje się promocja patriotyzmu przez czerskich, którzy zwalczanie patriotyzmu uważają za swój święty obowiązek. Mamy sporo powodów do dumy – mówią czerscy. I to jest racja, oczywiście z ich punktu widzenia. Sęk w tym, że ich powody do dumy skłaniają nas do protestu, a nasze powody do dumy napawają ich strachem. Kiedy my dumnie maszerujemy, to oni wyzywają nas od ksenofobów i faszystów. Natomiast gdy my patrzymy na ich obsceniczne parady, to czujemy wyłącznie obrzydzenie. To już lepiej niech sobie maszerują osobno ze swoim mrówkojadem i całą palikociarnią.
PS. A ja dzisiaj zacząłem majowe i przez cały maj mam szczery zamiar radośnie to nabożeństwo celebrować. To dla mnie ze wszech miar optymistyczne przeżycie i nie wyobrażam sobie tego miesiąca bez codziennego śpiewania Litanii Loretańskiej. Nie potrzeba mi do tego żadnych akcesoriów ani czekoladowych maszkaronów. Chwalmy łąki umajone, a nie wymyślne pokraki.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 822 odsłony