Platforma pogrąża oświatę

Obrazek użytkownika Roman Kowalczyk
Kraj

Bilans rządów Platformy w oświacie zasmuca - zamykane są szkoły, eksperyment z posyłaniem 6-ciolatków do szkół okazał się niewypałem i został odroczony do 2014 r, zaś od 1 września 2012 r. z liceum ogólnokształcącego pozostanie głównie nazwa (popularne ogólniki zmienią się de facto w ośrodki kursowe przygotowujące do matury). Rozporządzanie MEN z 17 listopada 2010 r. o pomocy psychologiczno - pedagogicznej podpisane jeszcze przez Katarzynę Hall wprowadza do szkół nieznaną wcześniej biurokrację, która pochłonie bardzo dużo czasu nauczycielom. Postulat, aby pomagać potrzebującym uczniom jest oczywiście słuszny, ale rząd D. Tuska nie przekazał samorządom dodatkowych pieniędzy na zajęcia wyrównawcze lub rozwijające talenty młodzieży i usiłuje zmusić nauczycieli do pracy za darmo. Swoją drogą, jak mają być pieniądze dla szkół, jeśli przez ostatnie 4 lata przybyło 75 tysięcy urzędników, a gabinety polityczne - przystań dla aparatczyków obecnej władzy - funkcjonują w najlepsze?! Rosną za to wydatki na funkcjonowanie Ministerstwa Edukacji Narodowej - w 2008 r. było to 39 milionów złotych, w 2011 r. już 52 miliony…

Kiedy po wyborach w Sejmie decydowano, kto stanie na czele poszczególnych komisji z woli D.Tuska przewodnictwo Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży objął poseł Ruchu Palikota Artur Bramora (decyzja została podjęta po spotkaniu szefa Platformy D. Tuska z J. Palikotem; to jedyna komisja sejmowa, której przewodzi przedstawiciel Ruchu Palikota). Dyspozycja D. Tuska i posłuszne głosowanie posłów PO za kandydaturą A. Bramory jest przykrym papierkiem lakmusowym stosunku tej formacji do oświaty.

A. Bramora, który z zawodu jest technikiem okulistycznym i pasjonuje się modelarstwem, zna szkołę o tyle, że onegdaj ukończył technikum mechaniczne. W czwartek 16 lutego dziennikarze TVN 24 zadawali mu różne pytania dotyczące funkcjonowania państwa, a szczególnie edukacji (materiał dostępny na stronie internetowej tej telewizji). Wybraniec Platformy nie wiedział prawie nic, m. in. nie umiał odpowiedzieć na pytanie, co to takiego jest obowiązek szkolny. Widok zagubionego, nerwowo uśmiechającego się człowieka, który problematyki oświatowej po prostu nie zna, a z woli PO kieruje sejmową komisją liczącą 40 posłów, dowodnie zaświadcza, w jak fatalnym stanie znajduje się państwo polskie.

Brak głosów

Komentarze

zawodowego.

Wielu dziennikarzy pisze rozrywając szaty (szkoda, że w chwili, gdy walec "reformy" się toczy i nie za bardzo uda się go zatrzymać) nad fatalnymi skutkami reformy w liceach. Mało kto zajmuje się tragicznymi skutkami tej reformy w szkolnictwie zawodowym - w tym w technikach. Napiszę na podstawie najbliższego mi przedmiotu - uczę przedmiotów elektrycznych. Ta reforma jest wprowadzana absolutnie bez głowy. Brak programów nauczania (mają je na szybko napisać sobie sami nauczyciele), obcinanie zakresu materiału w podstawie programowej, wprowadzanie reformy na ślepo bez analizy jej skutków - to musi zaowocować drastycznym obniżeniem poziomu wykształcenia Polaków. Co więcej, podstawy programowe w technikach tak "wykastrowano", że przyszli technicy wyjdą gorzej wykształceni, niż niedawno wychodzili uczniowie słabych zawodówek. Przykładowo przyszli technicy elektrycy nie będą się uczyć o elektroenergetyce i energoelektronice! Mają wyłącznie umieć położyć instalację elektryczną do 400 V. Niezorientowanym wyjaśniam, że elektroenergetyka zajmuje się wytwarzaniem, rozdziałem i przesyłem energii elektrycznej. Bez tego przedmiotu trudno być przygotowanym do pracy w elektrowni czy zakładzie elektroenergetycznym. Z kolei energoelektronika zajmuje się elektronicznym przekształcaniem energii elektrycznej. Na tym przedmiocie bazują między innymi napędy samochodów elektrycznych, nowoczesnych tramwajów i lokomotyw, napędy w przemyśle. Dzięki tej dziedzinie elektrotechniki w przeciągu ostatnich 20-30 lat gruntownie zmieniły się napędy urządzeń przemysłowych, odbiorniki stały się bardziej energooszczędne, praktycznie jest to przyszłość elektrotechniki. Dziś w zasadzie trudno się z tymi urządzeniami elektrykowi nie spotkać. Ale ministerstwo uznało, że nie warto tego uczyć, a technicy w Polsce nie potrzebują kontaktu z nowinkami technicznymi w zasadzie szybko wypierającymi stare rozwiązania. Absolwenci technikum elektrycznego zamiast technikami zostaną instalatorami. Tragedia!

Zamiast wypuszczać wszechstronnie wykształconych absolwentów, potrafiących radzić sobie na rynku pracy i mogących znaleźć pracę w różnych miejscach, wypuścimy wąskich specjalistów, a właściwie nawet nie specjalistów, bo wątpię, czy bez usuniętego z podstawy programowej materiału będą potrafili pojąć złożoność tego, co im zostawiono i zastosować to w praktyce.

Obawiam się, że obecna reforma ma na celu rozwalenie szkolnictwa państwowego, żeby zmusić rodziców do posyłania swoich dzieci do szkół prywatnych. Te zapewne zaproponują kształcenie w poszerzonym zakresie materiału, a ich absolwenci będą poszukiwani przez pracodawców nie dlatego, że te szkoły będą lepiej uczyć, ale dlatego, że będą uczyć tego, czego zabroniono szkołom publicznym, a co jest potrzebne w praktyce zawodowej. Możliwe też, że na bessę liczą prywatne "dokształty", które zaczną realizować płatne kursy uzupełniające, pozwalające absolwentom techników uzupełnić wiedzę z dziedzin niezbędnych do znalezienia sensownej pracy.

No, chyba, że chodzi o masowe kształcenie obsługi zmywaków w Londynie. Ale do tego nie trzeba uczyć nikogo przez 4 lata...

Vote up!
0
Vote down!
0

M-)

#227652