Ludzie których spotkałem

Obrazek użytkownika wiki3

<p>Nic tu nie będzie o ludziach typowych, nie ważne, czy są to prostaczkowie, czy wielcy.</p> <p>Przez swoje życie miałem okazję poznać wielu ludzi, robotników, członków KC, generałów, posłów, senatorów, premierów. Jednak uważam tych ludzi za zwykłych, takich których los postawił w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu, potrafili to wykorzystać i sprawdzali się lepiej lub gorzej, jednak byli normalni, jak każdy z nas.</p> <p>Ja opowiem o takich co nie potrafili sobie radzić, los kazał im zmagać się z życiem ponad ludzką wytrzymałość, byli nadwrażliwi w miłości, nie potrafili wykorzystać (nie chcieli) miejsca w którym się znaleźli, ich postępowanie było nietypowe.</p> <p>Jeśli zmarli to już prawie nikt o nich nie pamięta, jak jeszcze żyją mało kto zna ich życie.</p> <p>Postaram się choć częściowo zachować o nich pamięć, bez nazwisk, a czasem pod zmienionym imieniem.</p> <p>Niech w tych wspomnieniach pierwszy będzie Rysiek. W następnych odcinkach wspomnę innych.</p> <p>Przyjechał do Polski jednym z ostatnich transportów repatriantów z ZSRR chyba w 1954 roku. </p> <p>Studiował na Politechnice Gdańskiej budownictwo, skończył, uzyskał tytuł inżyniera budowlanego.</p> <p>Był dobrym inżynierem, niestety często musiał zmieniać pracę zajmując coraz to niższe stanowiska.</p> <p>Ryśka poznałem w 1962 roku, został przyjęty do naszej firmy na stanowisko majstra (uprzednio był kierownikiem budowy). </p> <p>Dziwiło mnie jego zachowanie, wyglądał na ciągle wystraszonego, po kilku dniach okazało się, że był nałogowym alkoholikiem. </p> <p>Jak był trzeźwy był doskonałym pracownikiem, kolegą, sęk w tym, że trafiało się to coraz rzadziej. </p> <p>Dyrekcja postanowiła go zwolnić, jednak uległa prośbom pracowników i został wysłany przymusowo na trzymiesięczny odwyk. </p> <p>Po powrocie przez jakieś trzy tygodnie dał się poznać jako świetny fachowiec, dyrektor był zachwycony, sielanka jednak trwała krótko. Któryś z jego znajomych namówił go do wypicia jednego kieliszka wódki, przecież to nie może zaszkodzić, był to jednak kieliszek przywracający poprzedni stan.</p> <p>Znowu pił, znowu groźba zwolnienia. Namówiliśmy dyrektora do ponownego wysłania Ryśka na odwyk. </p> <p>Historia powtórzyła się co do jednego szczegółu, za wyjątkiem, że tym razem został zwolniony z pracy.</p> <p>Nie podjął już nigdzie pracy, chodził z coraz to bardziej szemranym towarzystwem ciągle pijany. Stracił mieszkanie, znajomych, błąkał się po dworcu kolejowym.</p> <p>Nie przypominał dawnego Ryśka, wyglądał na człowieka pięćdziesiąt letniego, a miał zaledwie trzydzieści lat.</p> <p>Staczał się coraz niżej, żebrał, spał po krzakach, pił już jedynie denaturat na nic innego nie mógł sobie pozwolić.</p> <p>Dlaczego nie spotykał takich sprzedawców którzy by mu odmówili? Pewnie by nie pomogło, jednak kto wie?</p> <p>Znajomy rzeźbiarz potrzebował denaturatu do jakichś prac, wyskoczył do najbliższego sklepu jak stał, w poplamionym ubraniu, z bujną brodą, wskazał na połówkę i poprosił o podanie – usłyszał od ekspedientki: „jak ja ci k.... pijaczyno dam to zaraz znajdziesz się w izbie wytrzeźwień, już dzwonię po milicję. Był całkiem trzeźwy, omijał nawet wódkę, nie mógł pić. A jednak znalazła się osoba co nie sprzedała mu denaturatu.</p> <p>Rysikowi brakowało takiego szczęścia.</p> <p>Coraz rzadziej był spotykany, wreszcie wszelki ślad po Ryśku zaginął.</p> <p>Często myślę, czy to on był winny, czy jego Boże się pożal koledzy którzy częstowali Ryśka tym jednym kieliszkiem – który miał mu nie zaszkodzić.</p> <p> </p> <p></p>

Brak głosów