Elity i elitki

Obrazek użytkownika Jaga
Kraj

Otrzymałam i przesyłam myśli "Doświadczonego"
Każdy naród posiada swoje elity gospodarcze i intelektualne. Odznaczają się one zaangażowaniem w sprawy swojego kraju, staraniem o jego rozwój i dobrobyt. Jej przedstawiciele dla dobra swej ojczyzny gotowi są do ofiar ze swego majątku, a nawet życia. W Polsce, w czasach I Rzeczypospolitej i w okresie rozbiorów taką rolę odgrywała światła część arystokracji i szlachty. Ich dziełem była Konstytucja 3 Maja i powstania narodowe.
W okresie II Rzeczypospolitej elitę stanowili ekonomicznie niezależni przemysłowcy i ziemianie oraz doskonale i wszechstronnie wykształcona inteligencja. Dzięki nim obszar powstały z trzech części o różnych prawach i zwyczajach, w krótkim czasie stał się jednolitym państwem o wysokim poziomie oświaty i nauki
i szybkim rozwoju gospodarczym.
W okresie II Wojny Światowej, Niemcy nazistowskie i komunistyczna Rosja z osobna, oraz „wspólnie i w porozumieniu” wymordowali polskie elity intelektualne i gospodarcze. Przedstawiciele elit, którzy przeżyli okres II wojny światowej zostali w większość zlikwidowani przez mówiących po polsku agentów sowieckich zarządzających Polską. W tym okresie działające pod nadzorem „doradców” sowieckich „elity polityczne” początkowo rekrutowały się z byłych agentów komunistycznych, uzupełnionych półanalfabetami z „awansu społecznego” i zwykłymi kryminalistami. Jednak do funkcjonowania państwa, zwłaszcza w sferze gospodarczej, niezbędni byli ludzie wykształceni. Wobec tego władze komunistyczne postawiły na ukształtowanie inteligencji „nowego typu”. Przez odpowiednie szkolne programy nauczania, dobór podręczników i selekcję tak kadry nauczającej, jak i przy rekrutacji na studia wyższe, utworzono warstwę społeczną zwaną „inteligencją pracującą”. Odznaczała się ona na ogół wysokim stopniem przygotowania zawodowego i ignorancją w dziedzinach nie związanych z kierunkiem studiów, zwłaszcza w zakresie nauk humanistycznych. Tacy ludzie nie odczuwali potrzeby dokształcania się i poszerzania swych horyzontów myślowych. Wcześniej nazywani by byli „półinteligentami”. Reprezentantami tej warstwy była rodzina tytułowego bohatera serialu filmowego „Czterdziestolatek”.
Przedstawiciele „inteligencji pracującej” w przeważającej większości interesowali się tylko bieżącymi sprawami zawodowymi i towarzyskimi oraz starali się utrzymać lub podnieść swój standard materialny i swą pozycję. W tym celu bez większych skrupułów wstępowali często do partii komunistycznej nawet wówczas, gdy jej założenia programowe sprzeczne były z ich własnymi przekonaniami. To dodatkowo wyrabiało w nich oportunizm i niechęć do zajmowania się sprawami nie dotyczącymi ściśle ich osobiście, czy ich bliskich. Ideałem dla tej grupy, zwłaszcza w latach epoki gierkowskiej było mieszkanie, Fiat 600, lub Syrenka oraz wczasy w Bułgarii, czemu sprzyjał propagowany wówczas model rodziny 2+1. Sprawy niepodległości Polski, wolności słowa, zatruwania środowiska i umysłów młodzieży, zwalczanie Kościoła Katolickiego i religii oraz najazdu na Czechosłowację w 1968 r., czy protestów robotniczych i studenckich w latach 1968, 1970, czy 1976 były poza sferą ich zainteresowań. Postawa taka nosiła wtedy nazwę „tumiwisizmu”. Wierzyli też, lub udawali wiarę w kłamstwa propagandy sukcesu, że Polska „rośnie w siłę, a ludziom żyje się coraz dostatniej”. Wierzyli, że PRL dzięki polityce zagranicznej i sojuszowi ze Związkiem Sowieckim jest stabilna i bezpieczna. W takiej atmosferze rodzinnej wychowywały się ich dzieci i reprodukowały dalsze pokolenia „inteligencji pracującej”.
Krótki okres karnawału „Solidarności” w latach 1980-81, spowodował ożywienie „inteligencji pracującej” i jej przystąpienie do ruchu. Stan wojenny ostudził jednak nastroje tej warstwy, która w dużej mierze powróciła do sposobu myślenia z okresu sprzed Sierpnia. Z takim bagażem ideowym i z takim nastawieniem weszła ona w okres tzw. „transformacji”. W większości nie angażowała się w jakieś działanie mające poprawić sytuację polityczno-społeczną i gospodarczą Polski. Braki w wykształceniu ogólnym i nie zdolność do samodzielnego myślenia sprawiły, że warstwa ta była bardzo podatna na manipulacje polityków, a zwłaszcza mediów. Dzięki temu, ludziom tym, głównie za pośrednictwem mediów, udało się wmówić, że podobnie jak w PRL, jest tylko jedna słuszna siłą polityczną, która prowadzi kraj do dobrobytu. Udało się również wzbudzić w tych ludziach irracjonalny strach przed opozycją, zwłaszcza prawicową, strach bezpodstawny, porównywalny z pradawną obawą przed „wilkołakami”. Owocem tego strachu była nawet zbrodnia.
Przedstawiciele „inteligencji pracującej” ślepo wierzą w różne obietnice bez pokrycia, opiniowane przez „ekspertów” tak dobranych, aby dać im dobrze zarobić. Nie interesuje ich zdanie na ten temat prawdziwych znawców problemu. Nie interesuje ich też upadek oświaty tak organizacyjny, jak zwłaszcza programowy, niszczenie autorytetów i patriotyzmu, ani walka z Kościołem Katolickim, choć uważają się za katolików. Nie dbają o chaos na kolei i budowach szos i autostrad, nie starają się dojść prawdy w sprawie tuszowanych rozlicznych afer, nie chcą wiedzieć czemu kłamstwa rosyjskie w sprawie Tragedii Smoleńskiej powielane są przez polityków i media w Polsce. Nie przejmują się reformą emerytur, choć wiedzą, że przy prowadzonej polityce antyrodzinnej i antynatalistycznej nie da ona, poza chwilowymi oszczędnościami, żadnych pozytywnych skutków. Ale ich to nie obchodzi bo w większości sami są już na emeryturze, lub są jej blisko. Widzą skutki systemu: chamstwo i wulgaryzm polityków i w mediach, rozwydrzenie młodzieży, w wyniku czego w szkołach muszą być ochroniarze oraz coraz częściej zdarzają się przypadki dokonywanych przez młodocianych przestępstw i nawet zbrodni. Ale ich to nie dotyczy, ich dzieci już wyrosły, zwykle zresztą na obraz i podobieństwo rodziców, na „młodych, wykształconych z wielkiego miasta”. Nie przejmują się tłumieniem wolności słowa – poprzez ACTA, czy blokowanie telewizji Trwam, bo nie oglądają ani katolickiej telewizji, ani niezależnych stron w Internecie. Oni cenią nade wszystko swój osobisty spokój, bez konfliktów i kłótni politycznych, niezależnie od wpływu takiego stanu na losy kraju. Liczą na to, że stabilne rządy i odpowiednia polityka zagraniczna zapewnią im takie samo bezpieczne warunki bytowe, jak w PRL za Gierka. Wierzą też tak, jak szlachta w XVIII wieku, że brak wojska stwarza bezpieczeństwo Polski. Czasami jednak wbrew propagandzie sukcesu, dostrzegają skutki prowadzonej polityki zwłaszcza, gdy dotyka ich lub ich bliskich – rosnące bezrobocie, biurokracja, korupcja, kumoterstwo, inflacja, drożyzna, niedotrzymywanie obietnic, ruina opieki zdrowotnej, zapowiedź likwidacji kilkuset hospicjów. Jednakże akceptują to wszystko, bo jedyną według nich alternatywą jest dojście do władzy wspomnianych „wilkołaków”, a to by było „straszne”. Lepsze już byłyby lewaki.
Kiedyś inteligencja była „solą ziemi”, aktywną warstwą opiniotwórczą o wysokim autorytecie. Z teraźniejszą „inteligencją pracującą” obojętną na losy Ojczyzny nikt się nie liczy. Jednakże wykształcona na koszt swego kraju powinna czuć się odpowiedzialna za swoje czyny. Bo jeżeli nie dojdzie to do jej świadomości i swoim dobrym przykładem nie pociągnie za sobą innych, to za lat 30-40 nie tylko zmaleje o 7 milionów liczba Polaków, ale może już nie być Polski. I wówczas na tajnych kompletach historii Polski, nieliczna młodzież będzie się uczyć, że upadek swej Ojczyzny zawdzięczają m.in. „inteligencji pracującej” z przełomu XX i XXI wieku, tak jak za rozbiory w XVIII wieku obwinia się ówczesną ciemną szlachtę. A za obojętność na walkę z Kościołem i religią, za brak protestu przeciw zabijaniu poczętych, m.in. w wyniku metody in vitro, odpowiedzą przed inną Instancją.
„Doświadczony”

Brak głosów