Trzy cytaty na dziś

Obrazek użytkownika yuhma
Idee

Trzy cytaty, dwie daty. Żeromski i Reymont, chłopi w 1863 i po 1905.

Rok 1863

Z błyskiem pożądliwości w oczach rzucił się przede wszystkim do kieszeni i zanadrza i począł szukać trzosa. Nic tam już nie znalazł. Obdarł tedy trupa z sukmany, szmat zgrzebnych, zzuł mu buty, zabrał nawet zbłocone onuczki, owinął tymi łachmanami część broni i szybko się w oddalił. Po upływie godziny wrócił, aby zabrać resztę zdobyczy.
Do jednej z tych dziur zaciągnął nad wieczorem trupa powstańca i zwłoki konia obdartego ze skóry. Zepchnął je pospołu do jednego lochu, uwikłał żerdzią między dylami i zielskiem i narzucił z wierzchu trochę gliny, aby tego żeru wrony nie wytropiły.
Tak bez wiedzy i woli zemściwszy się za tylowieczne niewolnictwo, za szerzenie ciemnoty, za wyzysk, za hańbę i za cierpienie ludu, szedł ku domowi z odkrytą głową i z modlitwą na ustach. Dziwnie rzewna radość zstępowała do jego duszy i ubierała mu cały widnokrąg, cały zakres umysłowego objęcia, całą ziemię barwami cudnie pięknymi. Głęboko, prawdziwie z całej duszy wielbił Boga za to, że w bezgranicznym miłosierdziu swoim zesłał mu tyle żelastwa i rzemienia...

S. Żeromski "Rozdzióbią nas kruki, wrony" (1895)

Rok 1905

NACZELNIK WIĘZIENIA
Potańcz i ty, kochanku. — Karnawał teraz w Warszawie...
CZAROWIC
Pan tu wspomniałeś: karnawał w Warszawie... Warszawa tańczy do upadłego, do białego dnia. I ja mam chęć dziś tańczyć do upadłego, upaść w radosnym tańcu! Po powstaniu sześćdziesiątego trzeciego roku byliśmy jedynie skatowaną szlachtą, społeczeństwem bez ludu. Wyście wtedy nam, szlachcie–narodowi, lud mądrze wydarli. Teraz myśmy wam lud nasz ze szponów wyrwali. I to już na wieki.

S. Żeromski "Róża" (1909)

Pisarz się skrzywił, ale już czytał przekładając na polskie.
– ...jako przykazano postawić szkołę w Lipcach, któraby była i dla Modlicy, Przyłęka, Rzepek i drugich pomniejszych wsi.
Skończył, ale nikt się nie odezwał.
– Więc cóż, wszyscy jednogłośnie zgadzacie się? – zapytał uroczyście pisarz.
– Nie! Nie chcemy! Nie! – wrzasnął Grzela i za nim kilkudziesięciu.
– Nie potrza nam takiej szkoły! Nie chcemy! Nie! – wołano już ze wszystkich stron, a coraz śmielej, głośniej i hardziej.
– Każde stworzenie ma swój głos, a jeno nam przykazują mieć cudzy.
– Sam Najjaśniejszy Cysarz nadał ustawę i tam stoi kiej wół, co szkoły i sądy mają być po polsku!
Na ten wrzask wyszedł naczelnik i stanął w progu.
– Karpienko! Iwanow! – ryknął naczelnik na strażników, stojących w pośrodku ciżby, ale chłopi w mig ich ścisnęli między sobą, a ktosik im szepnął:
– Niech jeno któren tknie kogo... nas tu ze trzystu... miarkujcie...
Wrzało coraz głośniej, gdy Grzela wystąpił i powiedział śmiało:
– A niby jaka to ma być ta nowa szkoła?
– Jak i wszystkie! – wyrzekł naczelnik.
– To my akuratnie takiej nie potrzebujemy! Na swoją uchwalim i pół rubla z morgi, a na inszą ni szeląga. W naszej szkole muszą się uczyć po naszemu.

W. Reymont "Chłopi" t. IV (1909)

Brak głosów