BALLADA O LIAN BAI
A dziś nie będzie niepoprawnie.
Na zakończenie lata troszkę w inne klimaty zapraszam.
Może romantyczne nieco ?
Z pewnością wirtualne, bo to było dotknięcie nerealnego świata.
Dla mnie nierealnego.
Dotknięcie wirualne tylko choć marzenia rozbudziło realne.....
Nawet bardzo.
Posłuchajcie teraz mojej opowieści :
" Ballada o Li Yan Bai "............
Daleko za Wielkim Murem,
Gdzieś w Państwie Środka,
Blisko wzgórz zielonych i lasów Mandżurii,
Piękność skośnooką udało mi się spotkać....
Piękna była jak wschód Słońca nad rzeką Ussuri.....
Hej, co mówisz, zapytacie pewnie.
Gdzie tam cię poniosło ?
Co nam tutaj opowiadasz brednie.
Bajki pleść to twoje rzemiosło...
Tak mówicie ? To wasze są racje..
Moja racją opowieści rzewne....
Będę mówił jak kiedyś Szeherezada,
Co snuła opowieść przez 1001 nocy.
Kto chce słuchać, niech wygodnie siada.
Kto zaś nie chce, niech zasypia pod kocem....
Rzecz się działa nie tak przecież dawno.
Świętowano Wyścigi Chińskich Smoków.
Kilka miesięcy przed Olimpiadą.
Zawodami największych herosów.
Moja baśń będzie trochę nierzeczywista.
Będzie trochę jak sen nieprzespany, złoty...
Będzie jak bezpieczna życia przystań.
Jak utkane z pięknych marzeń tęsknoty....
Moja baśń o chińskiej dziewczynie,
Którą poznałem kiedyś na necie,
Stała się dla mnie jak marzenie,
Ze snów wstępujące w życie....
Zacząłem pisać do niej długie listy.
Zacząłem pisać językiem Szekspira....
I byłem wciąż bardziej i bardziej zdumiony.
Czyżby moja nowa, chińska era ?......
I dostawałem listy od dziewczyny.
Listy długie i tak piękne jak ona.
Oczekiwane każdej godziny.
Ona też była listów spragniona.
I pisała o tym, że wciąż się uśmiecha.
Myśli o mnie gdy jest w swoim butiku....
Gdy klientki wchodzą nie słyszy dzwonka.
Buja w obłokach pracując w sklepiku.....
Buja w obłokach i snuje marzenia.
Jak będzie pięknie gdy będziemy razem .
Jak sny przejdą do zaistnienia,
Jak już wyjdą z Krainy Marzeń.....
Jak pójdziemy dalej trzymając się za ręce.
Jak będziemy razem słuchać śpiewu ptaków.
Jak będziemy patrzeć,gdzie kwitną kaczeńce,
Gdzie łąki zielone i ścieżki pełne maków.....
Marzyliśmy sobie, gdy siądę cichutko,
A ona weźmie skrzypce i szarpnie za strunę.
I erhu zagrają dla mnie powolutku,
Wprowadzając w chińską zadumę......
Zamknę oczy i gdzieś tam odlecę.
Gdzie wzgórza zielone i lasy Mandżurii....
Gdzie Morze Żółte, gdzie mieszkało dziewczę.
Gdzie wschody Słońca nad Rzeką Ussuri....
I będą grać erhu niebiańską melodię....
I będą czarować mnie niebiańskim dźwiękiem.
I gdzie ja jestem, będę pytał siebie....
Czy tam już niebo czeka mnie z przyjęciem ??
I tak trwały te moje marzenia.
Tak pisały się te moje listy.
Lecz nie było mych marzeń spełnienia....
Z przyczyn oczywistych... To chiński....
Mur Wielki stanął przede mną....
Mur przedziwnego chińskiego języka....
Język Szekspira, moich listów mowa.
A jej czytanie, chińska fonetyka.
I nie obyło się bez trzeciej strony.
Piękny język Szekspira by dotrzeć do Li Yan,
Musiał przez tłumacza zostać przetworzony.
Nie mogłem pisać do niej tylko sam.
Aż któregoś dnia nastało milczenie.
Dzień minął bez listu, minął drugi, trzeci.
Ja wciąż listy piszę, pisze je marzenie.
Jak ptak do Chin dalekich leci......
Co się stało, czemu to milczenie ?
Tysiąc pytań i żadnej odpowiedzi.
Dzień za dniem mija, już tydzień prawie.
Niepokój we mnie siedzi.....
I wreszcie jest, czytam powolutku.
Nadeszły upragnione słowa.
Stary Chińczyk, tłumacz znalazł się w szpitalu.
Zmogła go choroba....
Ja listy pisałem a Li Yan czekała...
Kreśliła chińskie znaki na białym papierze..
Lecz starego Chińczyka choroba trzymała.
Śmierć pewnie wkrótce go zabierze....
Nie przełożył nasz Chińczyk więcej ani słowa.
Nie wrócił już do swojej pracy.
Moje listy do Li Yan i jej do mnie mowa,
Czekały na nowych tłumaczy....
I któregoś dnia, po tygodniu może...
A może po jeszcze dłuższym czasie,
Zaproszono dziewczynę do biura na rozmowę,
Gdzie wskazano nowych kilku tłumaczy....
Spojrzała Li Yan Bai, pomyślała sobie.....
Musze dobrze wybrać, tłumacz nie może chorować.
Ma tłumaczyć nasze listy dobrze.
Przekładać myśli moje na angielskie słowa....
Przekładać słowa tego, który do mnie pisze
Z języka Szekspira na język Mandarynów....
Chcę znać jego myśli, poczuć jego ciszę.
Odczuwać pragnienia chociaż nie ma czynów....
I tak sobie duma skośnooka piękność,
Którego ma wybrać z tych kilku tłumaczy ?
Czy ten z siwą głową gwarantuje jakość ?
Czy może tamten młodszy lepiej przetłumaczy ?
No i jak myślicie Drodzy Czytelnicy ?
Jakiego dokonała wyboru ?
Czy będzie weteran co stoi z prawicy ?
Czy młodzieniec z drugiego szeregu ?
Li Yan Bai decyzja zaważy na wszystkim...
To jakiego dokona wyboru,
Echem się odbije w życiu rzeczywistym...
Czy będzie szare, jak dziś, czy jutro, pełne kolorów....
Los przewrotny i chytry jak bohater Ulisses,
Co konia pod murami Troi postawił.
Wybierając tłumacza dał jej odczuć stress...
Tłumacz tym koniem trojańskim się jawił....
Wybrała Li Yan Bai młodego tłumacza.
Napisała do mnie o tym z radością....
Nie poczuła Li Yan, a ja jak Kasandra....
Serce zakuło jak dotknięte ością....
Budowałem dalej moje miasto marzeń.
Stawiałem dalej pałace i parki....
Myślałem naiwny, że stawiam na skale.
A to były tylko ruchome piaski....
Pisałem do niej jak wiele dla mnie znaczy.
Pisałem jak bardzo chciałbym blisko ją mieć.
A tłumacz młody to wszystko tłumaczył.
Dziś widzę jak splatał misternie swą sieć.....
Stał ten koń trojański w murach mojej Troi
I śledził uważnie jakie piszę słowa....
Serce jak wróżka Kasandra, czegoś się boi.
Nie wie, że jutro zaboli też głowa.....
Napisałem do niej jeszcze kilka listów....
Wciąż wkładałem w pisanie całe swoje serce.
Dostała ode mnie wazon pełen kwiatów...
Myśl pisała listy, lecz serce w rozterce....
Kasandra szeptem mówi - tam coś się dzieje,
Koń trojański pełen wojowników....
Jej tłumacz twoim słowom inne szaty daje.
Używa słów ostrych jak ostrza sztyletów....
Serce jak Kasandra, ostrzega i płacze.
Ręka wciąż długie listy wysyła za mur.
Mury Troi wciąż stoją marzeniem wzniesione.
Lecz stoją u mnie, tam skruszony mur....
Koń trojański, tłumacz wybrany przez Li Yan,
Pewnie wkrótce zada ostateczny cios.
Tutaj jeszcze bronię z rozpaczą moich serca bram....
Tam, cóż bronić mogę ? Tam uderzy Los.
I razu pewnego, po wysłaniu bukietu czerwonych róż,
Gdy czekałem na małe słowo dziękuję....
Otrzymałem krótki, jakby chłodny list, no cóż,
Chłód poczułem, za dreszcz nie podziękuję....
Napisała Li Yan Bai, dziwną okazując radość.
Mój tłumacz założył mi nowy adres E...
Płacić musiałeś wysyłając listy, już dość.
Teraz będziesz mógł listy wysyłać za Free.......
Słowa Li Yan ugodziły jak sztylet wojownika....
Serce skrwawione zaczęło łkać...
Lecz to nie wszystko, coś jeszcze na mnie czeka.
Zranionego trzeba wszak dobić....
Spojrzałem na ten nowy E - mail adres....
Zrozumiałem ironię losu, koniec złud.
Tak nadszedł dla mnie uczucia kres.
W adresie ujrzałem słowo...CUD...
Tłumacz przewrotny, chytry jak Ulisses,
Osaczył Li Yan Bai moim niby słowem.
Ono było moje, lecz gdy osiągało kres.
Tłumacz uznawał je swoim....
Tak się kończy legenda o chińskiej dziewczynie,
Co żyła gdzieś daleko za Chińskim Murem....
Była piękna, skośnooka, była jak marzenie.
Pozostanie tylko wspomnieniem.
Gdzieś, blisko wzgórz zielonych i lasów Mandżurii,
Żyje pewnie szczęśliwie z chytrym tłumaczem.
Z nim podziwia wschody słońca nad Rzeką Ussuri....
Lecz ja....
Ja chyba nie jestem w rozpaczy............
A S...czas Olimpiady
Letniej w Chinach
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1066 odsłon