To i ja o rocznicy Sierpnia
Skoro już raz otwarłem książkę Dorna, żeby znaleźć w niej aktualne motto na bloga (patrz po prawej), to znalazłem w niej idealny cytat dla wszystkich gęgaczy, komentatorów i mędrków, którzy od kilku dni załamują ręce, wytężają swe niezwykłe mózgi i nie mogą się nadziwić, że znowu razem nie świętujemy, że nastroju nie ma, że dziedzictwo "S" nie jest szanowane. Cóż to, ach cóż to się stało? Jak mogło do tego dojść? Któż to zawinił, czy to ten przebrzydły Kaczyński tak nas znów podzielił, czy taki charakter narodowy po prostu mamy?
Podkreślenia moje.
A.Ł., A.R.: Dlaczego Polacy nie potrafią współpracować ze sobą przy wielkich projektach, z których korzystają wszyscy?
L.D.: Przyczyną jest brak wewnętrznej więzi , poczucia bezpieczeństwa i sensu. A to z kolei wynika ze zbagatelizowania przez rządzącą elitę największego zasobu społeczno-moralno-kulturowego, jakim dysponowaliśmy: Solidarności. Kolejne rządy traktowały związek zawodowy jako zło konieczne. Tysiąc procent racji miał prezydent Lech Kaczyński, kiedy powiedział, że Balcerowicz nie zrealizowałby swojego planu gdyby nie zaangażowanie związku zawodowego Solidarność. Związkowcy z krzywymi minami, bez entuzjazmu, ale ochronili bolesne reformy. Tak samo było z czterema reformami rządu Buzka. I Solidarność za to poparcie zapłaciła. Podobnej ceny nie zapłacili Balcerowicz, Mazowiecki, Buzek. Ich pozycja - w kategoriach prestiżu i pamięci historycznej - jest dzisiaj bardzo silna. Pozycja Solidarności bardzo słaba.
(...)
W 2005 Leszek Balcerowicz został uhonorowany najwyższym polskim odznaczeniem: Orderem Orła Białego. (...) Ale gdzie są ordery dla szefów komisji zakładowych Solidarności? To byłoby docenienie rzeszy ludzi nie tylko za Solidarność i stan wojenny, ale także za lata dziewięćdziesiąte. Tu chodzi o takich zwykłych członków NSZZ Solidarność, którzy bardzo dużą osobistą cenę zapłacili za przemiany. Likwidacja państwowych zakładów dotknęła właśnie ich. Gdyby oni lub ich koledzy dostali te odznaczenia, może odzyskaliby poczucie dumy i sprawstwa. Ich dzieci i wnuki wiedziałyby, czego w najnowszej historii dokonał ojciec czy dziadek. A tak to tylko mięso armatnie z tych ludzi zrobiono, nie wciągając ich do budowy wspólnego państwa.
(...)
A. Ł., A. R.: O godność bezimiennych robotników apelował na początku lat dziewięćdziesiątych papież Jan Paweł II. Nikt go nie chciał słuchać.
L.D.: Stało się tak, bo środowiska opiniotwórcze, zakorzenione we władzy - jak środowisko "Gazety Wyborczej" - promowały aksjologiczną pustkę. Polakom spodobała się ta pustka. Może dlatego, że przygnieceni spadkiem dochodów realnych schronili się w prywatność, zabiegając o egzystencję własnych rodzin.
Dedykuję te słowa polskiemu premierowi - "koledze związkowców" - który dopytuje się zadziwiony, cóż się stało z pozostałymi 9 milionami członków "S" z lat 1980-1981. Pomijając już kwestię, ilu tych członków było naprawdę: zadawał te pytania, kiedy pod koniec lat osiemdziesiątych "Bokassa" z kolesiami przejmował prawo do historycznej nazwy? Zadawał wtedy pytanie, czy Krajowa Komisja Wykonawcza reprezentuje 10 milionów członków pierwszej "Solidarności"? Czy reprezentują ich kandydaci na odgórnie ustalonej liście wyborczej w 1989? A czy zadawał pytania, co się dzieje z "S", kiedy ta w latach dziewięćdziesiątych osłaniała jego słodki żywot nieroba - płacąc tak, jak Dorn to opisał?
Ale przede wszystkim dedykuję słowa Dorna redaktorom weekendowego wydania "Rz", którzy rocznicę "S" uczcili kuriozalnym wywiadem z Bogdanem Borusewiczem (on, jak rozumiem, reprezentuje tamte 10 milionów najlepiej i najpełniej), wywiadem z Niesiołowskim oraz "specjalnym wydaniem Dziennika Północnego " niejakiego Wilka (którego główny tytuł do chwały polega zdaje się na tym, że mieszka na północy Rosji i kiedyś drukował go Giedroyc). Tekst składa się niemal wyłącznie ze gigantycznego steku najbardziej plugawych bluzgów pod adresem "Solidarności". Litania prostytutek, dziwek, szmat i jeszcze raz puszczalskich, na ileś szpalt tekstu. Napisanego przez "barda Solidarności", który o Kelusie i Kaczmarskim mówi per "Jacek i Janek", ale - co za pech - z niewiadomych względów nigdy sławy tamtych dwóch nie osiągnął.
Wam wszystkim - komentatorzy, mędrkowie, premierzy, marszałkowie, redaktorzy i publicyści - należałoby zadedykować tak naprawdę jedno. Słynny czterowiersz, który według jednej wersji napisał Waligórski, a według innej Tuwim. Wiecie, o który chodzi?
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1817 odsłon
Komentarze
.
31 Sierpnia, 2010 - 03:41
Wydaje mi się, że chodzi też o rozliczenie krzywd, nie bójmy się użyć tego słowa pomszczenie, robotników, tych co padali pod pałkami, tych co byli niszczeni przez system, często w ciszy i anonimowo. Przecież ich są tysiące. Gdy dziś oglądałem koncert na żywo "Solidarności" z urywkami filmowymi z ulic PRLu, to pomyślałem że dla tych ludzi tam stojących, to jak dać w twarz - po 21 latach nic się nie zmieniło, ci co rzucali gazem i pałkami mają się całkiem dobrze, a ich szefowie - jeszcze lepiej