Mój tato Wacław Szymanek miał kontakty z policją polską w służbie Niemców we Włodzimierzu Wołyńskim. Ponieważ w mieście był głód, mój tata i inni Polacy często wyjeżdżali pod osłoną wojska niemieckiego w teren, aby zdobyć potrzebne do przeżycia pożywienie. Pamiętam, że takich wypraw było dużo. Jednego razu w początkach września 1943 r. ja i mój tato Wacław też pojechaliśmy, bowiem Niemcy szukali...
Pan Kazimierz Sidorowicz urodził się w rodzinie polskiej. Jak każde prawie dziecko wołyńskie wychowywał się w atmosferze zgody i miłości rodzinnej, jak to zwykle bywało na b. spokojnym Wołyniu. Jak sam podkreśla nie przypomina sobie przed II wojną światową, ani jednego przykładu wrogiego odnoszenia się Ukraińców do Polaków, mówi tak: „Bolesława Rocha znałem od...
Tatuś Jan Rusiecki zostawił konie u stryja Karola Rusieckiego i był w kościele pw. Narodzenia NMP w Swojczowie, potem udali się na cmentarz. I gdy uroczystość pogrzebowa Władysława Nowaczyńskiego skrytobójczo zamęczonego w czerwcu 1943 r. przez banderowców dobiegła końca, a tatuś wracał po konie i wóz, wtedy na drodze spotkali go Ukraińcy i koniecznie chcieli zabrać go ze sobą na „poszpant” do...
Przed wybuchem II wojny światowej, chodziłam przez trzy miesiące do I klasy, a potem miałam rok czasu przerwy. Po tym czasie zakwalifikowali mnie od razu do klasy II i uczyłam się jeszcze przez około rok czasu, ale to była już wojna i czas okupacji. Jako beztroskie dziecko właściwie nic nie wiedziałam, że ma wybuchnąć wojna, choć niektóre zdarzenia mogły takie myśli sugerować. Dla przykładu latem...
Nazywam się Bolesław Sawa. Mam 85 lat i mieszkam w miejscowości Buśno gm. Białopole pow. Chełm. Urodziłem się 27 maja 1927 r. w miejscowości Ludmiłpol, gmina Werba, pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu. Rodzice moi to Józef i Zofia Sawa z domu Solak. Ojciec zmarł, gdy miałem zaledwie osiem lat. Został pochowany na cmentarzu parafialnym w Swojczowie. Ze strony ojca nie pamiętam żadnej rodziny....
Od końca sierpnia 1943 r. Niemcy dość często zabierali mnie, siostrę Halinkę oraz Janinę Dubiel do kopania okopów dla wojska niemieckiego. Niemcy chodzili po domach i spisywali, wyznaczając ile osób ma z danej rodziny iść do roboty. Kopaliśmy w różnych miejscach, głównie wokół miasta Włodzimerz Wołyński. Jednego razu za Jankę, pojechała moja bratowa Helena. Kiedy skończyłyśmy już kopać i...
Przyszli Ruskie, już było po wojnie. W mieście Włodzimierz Wołyński spotkał mnie znajomy Ukrainiec Jan Grzybowski z Taratku Kohyleńskiego. Zaprosił mnie do swego domu w mieście. Z tego co mówił rozumiałam, że jego żona oślepła, córka Wierka pracowała we wsi Werba w gminie, a on sam uciekł do miasta z kolonii Teresin. Potem zaczął opowiadać, jak on sam, jego syn Mikołaj Grzybowski i inni Ukraińcy...
Jednego dnia do naszego domu przyszedł pod wieczór Tadeusz Roch syn Władysława i Amelii Roch z d. Grusiewicz. Był b. załamany, gdy wszedł do magazynu, w którym mieszkaliśmy, powiedział od razu: „Helenka mama z Zosią zamordowane!”. Usiadł i zaczął opowiadać, co się w ostatnich godzinach wydarzyło, mówił tak: „Nasza mamusia spała z Zosią w naszej stodole, (stała na rogu domu, tylko około 5 m). Ja z...
Moja pamięć sięga 1930 r., gdy narodził się mój braciszek Stasio, do dziś pamiętam jego chrzciny w naszym kościele par. pw. Narodzenia Najświetszej Maryi Panny w Swojczowie. Byłam wtedy na tej uroczystości i była tam także cała nasza rodzina. To była piękna i słoneczna niedziela, poza tym niewiele rozumiałam z tego, co się właśnie działo. Pamiętam także narodziny Lodzi i Krysi, byłam już dużym...
Na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim ukazały się pamiętniki ukraińskiego patrioty, bł. męczennika grecko – katolickiego bp Grzegorza Chomyszyna. Podczas promocji książki we Lwowie w końcu września tego roku, która odbyła się pod patronatem metropolity lwowskiego abp. Mieczysława Mokrzyckiego, doszło do skandalicznych i dość groźnych w swojej wymowie zachowań „wyszywanych koszul”.
Nazywam się Adela Roch, mam 89 lat, ur. się 7 maja 1927 r. we wsi Swojczów, gm. Werba, pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu. Mój tatuś nazywał się Jan Rusiecki, jego rodziców nie pamiętam. Moja mamusia miała na imię Zofia z d. Kalinowska, jej mama miała na imię Petronela, a imienia dziadzia nie pamiętam. Miałam zaledwie 3 latka kiedy rodzice opuścili Swojczów i przenieśli się do nowej kolonii...
Gdy tylko Niemcy napadli na ZSRR, szybko pogonili Sowietów daleko na wschód. Muszę przyznać, że nie zauważyłem, aby ludność ukraińska z radością witała wkraczających hitlerowców. Ukraińcy z Kohylna, w tym czasie przejawiali inną, szczególną aktywność, otóż po ucieczce Sowietów, coraz częściej jeździli furmankami do Lasu Kohyleńskiego, gdzie znajdowało się b wiele broni i amunicji, pozostawionej...
Ucieczkę wszystkich do miasta Włodzimierza Wołyńskiego zaplanował mój tata Wacław Szymanek, mama Michalina Szymanek z d. Roch była przeciwna, nie chciała zostawiać tego, nad czym się tyle wszyscy napracowali. W końcu jednak podporządkowała się woli męża. Tej nocy kiedy mieliśmy uciekać do miasta Włodzimierza Wołyńskiego, ojciec przygotował furmankę, a ja przygnałem krowy. Było już ciemno, gdy...
Gdy zbliżała się wojna 1939 r. miałam skończone ledwie 14 lat i jeszcze nigdzie, po zabawach nie latałam. Może także dlatego, aż do samej wojny, nie spotykałam się z aktami agresji, ze strony miejscowych Ukraińców. Nie słyszałam nawet o przypadkach niechęci, wobec Polaków, ani od rodziców Władysława i Jadwigi Karbowiak z d. Borkowska, ani od innych ludzi w naszej okolicy. Owszem zdarzały się...
Bolesława Rocha znałem od najmłodszych lat dziecinnych. Mieszkaliśmy od siebie tylko ok. 1 km, on na Zastawiu w Kohylnie, a ja w Smolarni. Razem bawiliśmy się i paśliśmy krowy na łąkach. Razem z nami krowy paśli Niemcy i Ukraińcy, przed wojną było spokojnie, przyjaźniliśmy się i nie było między nami wrogości. Nie przypominam sobie, aby powstawały między nami jakieś większe różnice tylko dlatego,...
Sakrament Chrztu Świętego otrzymałam w kościele parafialnym pw. Narodzenia NMP w Swojczowie, moi rodzice chrzestni to Kazimiera Brzezicka z d. Roch i Stanisław Rusiecki. W wyniku późniejszej zawieruchy wojennej i zburzenia naszego kościoła w Swojczowie przez Ukraińców w sierpniu 1943 r., po dramatycznej i wymuszonej ucieczce naszej rodziny na Zamojszczyznę w roku 1944, moja I Komunia Święta...
Już latem 1942 r. zauważyłem, że zarówno starsi jak i młodzi Ukraińcy, coraz częściej organizują gromadne spotkania, podczas których śpiewają wrogie piosenki dla Polaków. Osobiście słyszałem wiele razy jak śpiewali tak: „Smert Lachom, smert, smert Moskowskoj, Żydowskiej komunie.”. W czerwcu tego samego roku, miało miejsce jeszcze inne, znaczące zdarzenie. Moja mama Michalina pracowała w konopiach...
Nazywam się Roman Szymanek, ur. się 23 grudnia 1932 r. w Kohylnie, gm. Werba, powiat Włodzimierz Wołyński na Wołyniu. Moja rodzinna wieś była b. duża, zamieszkana w ogromnej większości przez Ukraińców, których liczba mogła wynosić nawet 150 rodzin. Polskich rodzin było zaledwie siedem. Ukraińcy byli przeważnie prawosławni i chodzili do cerkwi, stojącej w środku naszej wsi, natomiast moja rodzina...
Właściwie każde święta w Swojczowie miały b. radosny i naprawdę szczególny charakter. A w naszym domu najmilej wspominam Święta Bożego Narodzenia bowiem tatuś przynosił z lasu dużą choinkę, która mocno pachniała świeżym lasem. I chociaż nie mieliśmy kolorowych bombek, to radości było co nie miara, przy strojeniu drzewka. Robiliśmy bowiem różne ozdoby z kolorowego papieru oraz wieszaliśmy dużo...
Mój tato miał na imię Aleksander Roch, a mamusia Agnieszka z d. Cichosz. Mieszkaliśmy w pobliżu Tartaku Kohyleńskiego od strony starej, ukraińskiej wsi Kohylno, gm. Werba, powiat Włodzimierz Wołyński. Była to duża wieś licząca ponad sto numerów, zamieszkana jedynie przez kilka rodzin polskich. Moi rodzice mieli już dwoje dzieci: Czesławę lat około 10 i Edwarda lat około 5, a ja urodziłam się w...
Jakże inny był poniedziałek, od samego rana budził się piękny dzień, słońce świeciło wyraźnie. Tatuś wciąż martwił się naszym położeniem, postanowił więc, że wybierzemy się przez Kohylno na naszą łąkę, aby kosić siano. Chciał zobaczyć kogoś z mieszkańców Kohylna i porozmawiać o ostatnich wydarzeniach. W drodze nikogo jednak nie spotkaliśmy, a robota też się nas nie trzymała. Widząc, że idzie...
Ledwie tydzień po naszym przybyciu do miasta, a zatem około 19 lipca 1943 r. , moja mamusia Jadwiga Karbowiak z d. Borkowska i inna Polka o nazwisku Antoniak, udały się drogą do Teresina, wspomina Helena Wójtowicz z d. Karbowiek ps. „Dama”. Szły tak w biały dzień na piechotę, gdy doszły na Smolarnię zauważyły, że z przeciwka od strony Teresina, jedzie dwie furmanki pełne ludzi, rozpoznały chyba...