Szewczak: Czy telefon z góry rządzi w spółkach Skarbu Państwa?
Chodzi o to, żeby każdy Polak miał szanse na pracę, a nie tylko partyjni wybrańcy i ci którzy znają Grasia, Protasiewicza czy Schetynę - pisze Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK.
Szanowni czytelnicy zacznę w stylu poetyki polityków PO z Dolnego Śląska "znamy się za długo, żeby tam o dupie Marynie gadać". Taśmy prawdy rządzącej partii nie pozostawiają żadnych złudzeń. Jeśli takie dile odchodzą przy wewnątrzpartyjnych wyborach to jakie lody są kręcone w wyborach ogólnopolskich. Z pewnością czekają nas nowe fakty, nowe taśmy, być może jeszcze bardziej sensacyjne.
To już nie jest tylko kwestia smaku, czy braku klasy, jak to ocenia Minister Infrastruktury Sł. Nowak. Niektórzy Polacy zaakceptowali i rozgrzeszyli spotkania w "Pędzącym Króliku", rozmowy na cmentarzach i tych nocną porą przy śmietniku. Był już i „Zbycho” i „Rycho”, przebrzmiała już nieco afera Amber-Gold, o której po ponad roku śledztwa nie wiemy nadal nic. Ostatnio dotarły do Polaków wieści z Trójmiasta o prominentnym polityku PO Prezydencie Gdańska P. Adamowiczu, który sam przyznał się, że mając 7 mieszkań, być może zapomniał o jednym w swej deklaracji majątkowej. A przecież jego wiedza o wzajemnych relacjach w rządzącej partii jest z pewnością przeogromna, znacznie szersza niż szeregowych delegatów na partyjny zjazd w Karpaczu.
Niestety cała Polska zobaczyła na własne oczy jak wygląda święto demokracji na partyjnym zjeździe PO na Dolnym Śląsku. Chodzi o to, żeby każdy Polak miał szanse na pracę, a nie tylko partyjni wybrańcy i ci którzy znają Grasia, Protasiewicza czy Schetynę. Nie może być tak, by przepustką do intratnych stanowisk w spółkach Skarbu Państwa był szantaż, sprzedajność i nepotyzm, a nie profesjonalizm, uczciwość, cywilna odwaga i patriotyzm. Dziś otrzymujemy niezbite dowody na to, że resztki majątku narodowego stały się prywatnym folwarkiem garstki polityków.
Degrengolada moralna, szambo czy jak wolą inni bagno, jak określają to co się dzieje obecnie w rządzącej partii, jej byli członkowie i posłowie to najprawdopodobniej tylko wierzchołek góry lodowej. Tym razem chodzi o coś znacznie poważniejszego, a zarazem groźniejszego. Chodzi o bezpieczeństwo ekonomiczne Polskiego Państwa, w tym o dobór kadr, zarządzających i nadzorujących do najważniejszych, dysponujących największymi pieniędzmi, idącymi w setki miliardów złotych spółek Skarbu Państwa. Kto komu i na jakich zasadach dobiera dziś fachowców do tego typu firm, pokazał zjazd wyborczy PO na Dolnym Śląsku. Skoro okazuje się jak donoszą media, że vice prezes wielkiej spółki na Dolnym Śląsku dysponującej miliardami publicznych i państwowych pieniędzy może wykonać błyskawiczny telefon do "obłaskawionego delegata" i oferować stanowisko, to pojawia się uzasadnione pytanie czy ta praktyka nie jest obecnie powszechna w sferze zarządzania wielkimi, polskimi jeszcze po części firmami.
Czy na podobnych "zasadach" może odbywać dobór do Rad Nadzorczych i Zarządów w spółkach miejskich czy rządowych agencjach? Swego czasu jedna z gazet biznesowych podała listę 400 tzw. 'fachowców od biznesu" z PO, którzy obsiedli państwowe i publiczne spółki, że już nie wspomnę o obecności członków koalicyjnego PSL w rządowych agencjach. To z pewnością nie jest ta obiecywana przez premiera D. Tuska formuła odpartyjnienia i profesjonalizmu w spółkach Skarbu Państwa, gdzie korupcję wypala się gorącym żelazem, a które przecież dysponują miliardami naszych wspólnych pieniędzy, dokonują wielomiliardowych inwestycji w tym również za granicą, gigantycznych zleceń i wydatków na marketing, reklamę i PR i kancelarie prawne, które ścigają krytyków aktualnych patologii.
Jaki profesjonalizm, jakie wartości etyczne i troskę o Polską Rację Stanu oraz jakie gwarancje bezpieczeństwa zarządzania naszymi wspólnymi, ogromnymi pieniędzmi dają tak dobierani i awansowani na najwyższe stanowiska w spółkach Skarbu Państwa, tacy właśnie ludzie. Tacy właśnie mianowani do spółek SP ludzie jak ci w Karpaczu mogą się okazać równie mało odporni na szantaż, naciski, obietnice zrobienia życiowego dilu, a zarazem wielce dyspozycyjni i spolegliwi, nie tylko w stosunku do swych krajowych baronów i partyjnych bonzów, ale również wpływu zagranicznych lobby. A przecież tego typu zagrożeń w świecie biznesu, w tym również w polskiej gospodarce jest niestety coraz więcej.
Polityczna pajęczyna, która oplotła dziś Polskę zwłaszcza w gospodarce i finansach, może mieć dramatyczne skutki nawet dla samego istnienia państwa polskiego. Na czele zdecydowanej większości spółek SP stoją dziś ludzie nominowani i zależni od układu rządowego PO-PSL. Czy w tej sytuacji reprezentują oni dziś wyłącznie interesy polskich podatników, akcjonariuszy i polskiego państwa? Czy wystarczy jeden telefon z góry, by decyzje o wielomiliardowych wydatkach stały się co najmniej mocno wątpliwe? (...)
Czytaj oryginalny artykuł na: http://www.stefczyk.info/publicystyka/opinie/szewczak-czy-telefon-z-gory-rzadzi-w-spolkach-skarbu-panstwa-,8932029476#ixzz2jFHwpKhc
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 252 odsłony