Prof. Szwagrzyk: Móc odnaleźć "Łupaszkę" i "Zaporę" to zaszczyt i honor

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

Wybitni dowódcy oddziałów AK i WiN mjr Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka" i mjr Hieronim Dekutowski "Zapora" to kolejne ofiary komunistycznej bezpieki, które udało się zidentyfikować po ekshumacjach na warszawskich Powązkach. Wyniki identyfikacji podał IPN.

Stefczyk.info: Wiem, że jest pan jak najdalszy od nadawania ważności mniejszej lub większej odnalezionym przez was na "Łączce", ale musi pan przyznać, że upublicznione dziś nazwiska majora Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" i Hieronima Dekutowskiego "Zapory" robią wrażenie nawet na osobach interesujących się historią incydentalnie?

Prof. Krzysztof Szwagrzyk: Tak, to bardzo znane nazwiska i długo oczekiwane. Bardzo wiele pytań o tych właśnie ludzi dostawaliśmy od wielu miesięcy. To są ludzie powszechnie znani i szanowani, przez niektóre kręgi uznawane za wręcz symbole Żołnierzy Wyklętych". Dzisiejsza sytuacja jest dla nas wyjątkowa, kiedy możemy wśród tych dziewięciu ofiar komunizmu wymienić nazwiska tych wielkich Polaków i wręczyć dokumenty stwierdzające odnalezienie i zidentyfikowanie ich szczątków ich najbliższym. Bardzo się ciesze, że do tego doszło i powiem, że traktujemy wewnątrz naszego zespołu poszukiwawczego dzisiejszy dzień jako swoisty rodzaj uhonorowania tych ludzi. Jednocześnie jest to dzień, który musimy uznać za święto, które wynagradza nam wszystkie trudy, które w międzyczasie należało pokonać. Mieć możliwość identyfikacji takich wielkich Polaków to jest ogromny osobisty honor dla każdego z nas. Mamy świadomość tego, w czym uczestniczymy i, że to właśnie nam przypadła rola. Bez względu na to, co my wszyscy w życiu będziemy jeszcze robili, zawsze będziemy mogli powiedzieć: tak, to my mieliśmy ten zaszczyt poszukiwania szczątków majora "Zapory", majora "Łupaszki", tak, to my zidentyfikowaliśmy ich szczątki i to my ogłosiliśmy ich nazwiska.

Zespół, który pracuje pod pańskim kierownictwem jest znany widzom i czytelnikom z takich, jak ta dzisiejsza uroczystości. Jednak codzienna praca, aby do takiej konferencji doprowadzić jest chyba długa, żmudna i wiąże się choćby z wielogodzinnym przeszukiwaniem grobów…

Praca nad grobami jest jednym z końcowych etapów naszej działalności. Proszę pamiętać, że zanim gdziekolwiek podejmiemy prace ekshumacyjne, najpierw przez wiele miesięcy wykonujemy ogromna prace archiwalną. To jest badanie źródeł, to jest szukanie informacji takich, które pozwalałyby na określenie po pierwsze, kogo poszukujemy, kiedy został stracony, w jakim był wieku, czy w egzekucji był jeden, czy kilku mężczyzn. Pytań stawiamy więcej. Gdzie chowano ofiary, czy był to obszar znany? Gdzieś w pobliżu cmentarza, czy gdzieś daleko w lesie? Tego typu informacje są niezbędne do tego, aby rozpocząć prace przygotowawcze. Potem dopiero wchodzimy ze sprzętem, który pozwala na wykonanie badań nieinwazyjnych, np. georadar, czy wszelkiego rodzaju sondy. Te wszystkie urządzenia potwierdzają lub wykluczają, że w miejscu, gdzie przystępowaliśmy do badań mamy do czynienia z pochówkami.

Dopiero potem następują przygotowania organizacyjne do prac ekshumacyjnych. Na "Łączce" w ubiegłym roku pracowaliśmy przez cztery tygodnie, w tym roku, w maju i czerwcu pracowaliśmy przez kolejne cztery tygodnie. Jednocześnie trwały prace genetyczne, prace medyczne, których celem było doprowadzenie do takiej sytuacji, jak ta dzisiaj, gdy poznajemy imiona i nazwiska naszych bohaterów, możemy je przypisać do konkretnych szczątków.

No właśnie, o tej pracy się mało mówi, ona nie odbywa się w blasku fleszy, może to trochę niesprawiedliwe, może ludzie zbyt mało doceniają przez to wasz trud?

Rzeczywiście te etapy pracy są okryte pewną mgiełką tajemnicy, ale my też chcemy, żeby tak było. Uznajemy, że te prace przygotowawcze wymagają skupienia, wymagają spokoju. Bardzo źle się pracuje w chwili, kiedy idziemy do miejsca, które dopiero chcielibyśmy zbadać i mamy nad sobą pięć kamer i dostajemy co chwile kolejne pytanie: co teraz, co teraz będziecie robili? Tego typu atmosfera nie służy pracy, uznajemy, że konferencje prasowe są takimi chwilami, kiedy możemy i powinniśmy mówić o naszej pracy, ale na co dzień musimy ja wykonywać z daleka od kamer i mikrofonów. Musimy ja wykonywać w skupieniu. To jest praca specyficzna i inaczej wykonywać się jej nie powinno.

Choć kwatera "Ł" na warszawskich Powązkach oddaje nam teraz najwybitniejszych Polaków, to należy mieć świadomość, że "Żołnierze Wyklęci" to nie tylko "Łączka". Ile takich miejsc w kraju jeszcze jest i kiedy one doczekają się na zbadanie?

Na najbliższe lata takich miejsc mamy kilkadziesiąt. Z tych, które będziemy badali w tym roku i w roku następnym wymienię tylko kilka. To cmentarz przy ul. Wałbrzyskiej w Warszawie, cmentarz w Poznaniu, dwa cmentarze w Gdańsku, wracamy także do Białegostoku, aby tam przeprowadzić badania ekshumacyjne. Mamy na liście także kilkanaście budynków dawnych Powiatowych Urzędów Bezpieczeństwa Wewnętrznego, w dziedzińcach tych budynków także grzebano ofiary systemu komunistycznego. Wszędzie tam musimy najpierw przeprowadzić badania poszukiwawcze, potem być może przyjdzie także czas na prace ekshumacyjne. Nasze obowiązki będziemy wykonywali przez wiele lat i wierzę, że przyjdzie taki dzień, kiedy będziemy mogli powiedzieć, że jeśli nie wszystkie, to te najważniejsze, najbardziej masowe miejsca, gdzie chowano ofiary systemu komunistycznego zidentyfikowaliśmy i przywróciliśmy imiona i nazwiska ofiarom komunizmu, które tam gdzieś zostały pogrzebane.

Pracuje pan z całym zespołem i to wasza wspólna zasługa, ale jak pan osobiście odbiera wasze osiągnięcia? Czy to jest dzieło pańskiego życia?

Tak, traktuję to jako dzieło własnego życia. Myślę, że bez względu na to, jaka będzie moja przyszłość, nigdy nie będę miał większego honoru jak ten, który mam w tej chwili. Mieć możliwość poszukiwania grobów naszych bohaterów - to zaszczyt i honor. Tak to traktuję.

http://www.stefczyk.info/publicystyka/opinie/prof-szwagrzyk-moc-odnalezc-lupaszke-i-zapore-to-zaszczyt-i-honor,8334660586

Brak głosów