Od Kijowa do Normandii, czyli dzieje jednego pilota…
Postać Eugeniusza Horbaczewskiego, jednego z najlepszych polskich pilotów okresu II wojny światowej, znajduje się w cieniu bardziej znanych asów – Stanisława Skalskiego czy Witolda Urbanowicza. Tymczasem losy „Dziubka” (taki pseudonim nadali mu bowiem jego koledzy) skupiają jak w soczewce ścieżki Polaków, którzy musieli zmagać się z zawieruchą wywołaną przez niemiecki i sowiecki totalitaryzm.
Eugeniusz Horbaczewski urodził się w 1917 roku, w Kijowie, jednakże po odzyskaniu przez Polskę niepodległości rodzina przeniosła się do Brześcia nad Bugiem. Od młodych lat wykazywał zainteresowanie lotnictwem, ukończył kurs szybowcowy i pilotażu, a w 1938 trafił do Szkoły Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie. 1 września 1939 uzyskał tytuł podporucznika, a następnie został ewakuowany (wraz z resztą adeptów lotnictwa) do Rumunii. Stamtąd trafił do Francji, a potem do Wielkiej Brytanii.
Okres „Bitwy o Anglię” nie przyniósł Horbaczewskiemu sukcesów, odbywał bowiem doszkolenie w jednostce treningowej. Dopiero od sierpnia 1941 zaczął latać bojowo w składzie 303. Dywizjonu. Królewskie Siły Powietrzne (RAF), w których składzie walczyli Polacy, wykonywały w tym czasie ofensywne misje nad okupowaną Francję, które okazały się bardzo ryzykownymi zadaniami. Niemcy walczyli nad własnym terenem, do tego dysponowali nowoczesną siecią radarową oraz nowymi samolotami Focke-Wulf 190, które dały im czasową przewagę techniczną nad maszynami RAF-u. Pomimo tego Eugeniusz Horbaczewski zaczął odnosić swe pierwsze zwycięstwa. Do połowy 1942 uzyskał trzy pewne plus jedno prawdopodobne zestrzelenia, walcząc głównie w pobliżu francuskiego wybrzeża kanału La Manche. Lotnik ten był zawsze gotowy do akcji, a do tego okazał się dosyć trudnym podwładnym dla swych przełożonych. Zaowocowało to serią incydentów, w wyniku których Horbaczewskiego przeniesiono do 302. Dywizjonu. Część Autorów sugeruje, że stało się to po tym, jak Horbaczewski zarzekł się, że pobije wynik jednego z czołowych asów Polskich Sił Powietrznych – Jana Zumbacha, który był w tym czasie dowódcą 303. Dywizjonu.
Pobyt krnąbrnego żołnierza w szeregach 302. Dywizjonu nie zaowocował sukcesami, ale sytuacja zmieniła się, kiedy „Dziubek” trafił do sformowanej w celu walki w Afryce polskiej jednostki myśliwskiej, znanej potem jako Polish Fighting Team. Wykazał się wtedy wysokim kunsztem pilotażu, niszcząc pięć samolotów wroga i stając się najlepszym pilotem PFT, zrzeszającego przecież wybitnych polskich lotników. Walki w Tunezji były trudne, a straty aliantów wysokie. W jednej z powietrznych walk Spitfire Horbaczewskiego został trafiony, ale na szczęście lotnik dociągnął do linii zajmowanych przez Amerykanów. Stamtąd powrócił do swej jednostki samochodem, budząc zrozumiałą radość kolegów, którzy sądzili, że poległ.
Koniec wojny w Afryce nie oznaczał dla Horbaczewskiego powrotu na Wyspy. Został dowódcą jednej z eskadr 43. Dywizjonu RAF, a potem jego dowódcą. Był to jeden z tylko trzech przypadków, w których Polak dowodził brytyjskim dywizjonem. Walcząc w rejonie Morza Śródziemnego zniszczył na pewno trzy maszyny wroga. Jego podkomendni zapamiętali go jako dobrego dowódcę. W książce Green Kiwi Versus German Eagle nowozelandzki pilot J. Nory King stwierdził: „’Horby’ nas przejął i ukształtował w jedną całość. Dał nam pewność działania w powietrzu, nowy szyk latania oraz tchnął w nas zapał do walki”[1].
Po powrocie do Anglii Horbaczewski awansował na kapitana i został dowódcą 315. „dęblińskiego” dywizjonu myśliwskiego. W marcu jednostka ta otrzymała samoloty Mustang III, dysponujące znacznym zasięgiem. Walki powietrzne przybrały na zaciętości po rozpoczęciu inwazji Aliantów Zachodnich na kontynent. 12 czerwca 1944 roku 315. Dywizjon zestrzelił 4 samoloty wroga, z czego jeden Fw-190 padł ofiarą Horbaczewskiego. 22 czerwca, w rejonie Cherbourga, 315. Dywizjon dostał się pod silny ostrzał niemieckiej obrony przeciwlotniczej. Dwa Mustangi został trafione – jeden spadł do morza wraz z pilotem, drugi natomiast lądował przymusowo. Horbaczewski wylądował na budowanym przez Amerykanów lotnisku, zażądał samochodu i udał się po zestrzelonego lotnika. Na szczęście teren był już zajęty przez aliantów i Horbaczewski odnalazł rannego pilota. Obaj lotnicy wrócili na polowe lotnisko, skąd odlecieli do Anglii. Jako, że Mustang III był samolotem jednoosobowym, Horbaczewski siedział na kolanach drugiego lotnika.(...)
Read more: http://www.pch24.pl/od-kijowa-do-normandii--czyli-dzieje-jednego-pilota,18434,i.html#ixzz2i6c2gMg2
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 301 odsłon