Joanna Lichocka w Rzepie upomina się o prawo do pamięci o 10 kwietnia 2010

Obrazek użytkownika Polska444
Artykuł

"Od kilku lat czuję się jak w stanie wojennym – dwie różne Polski, dwa obiegi, dwa kanały kolportażu" – te słowa internauty o nicku Jancz wpisane pod jednym z tekstów zamieszczonych w sieci na temat żałoby po katastrofie smoleńskiej zwięźle opisują stan ducha całkiem sporej liczby Polaków. Sama jestem uczestnikiem i świadkiem rozwijania się swoistego drugiego obiegu.

W tym drugim obiegu żałoba nie jest obciachem, pytania o to, czy katastrofa smoleńska mogła być zamachem, nie są dowodem choroby umysłowej (choć nie oznaczają automatycznego przekonania, że tak właśnie było, jak chcieliby propagandowi prostaczkowie), a szacunek dla osób modlących się pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie jest uczuciem zupełnie naturalnym (aczkolwiek niekoniecznie idącym w parze z chęcią zaangażowania się w wydarzenia wokół krzyża).

W tym drugim obiegu film Marii Dłużewskiej i mój "Mgła" zobaczyło już ponad 2,5 miliona osób. Często są to te same osoby, które obejrzały też "List z Polski" Mariusza Pillisa, a od niedawna oglądają "Krzyż" Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego oraz film Anity Gargas "10.04.10". Pokazy odbywają się niemal co dzień gdzieś w Polsce, zazwyczaj przy przepełnionych salach.

Często jest tak, że gdy w mieście czy miasteczku rządzi Platforma Obywatelska, to osoby zarządzające domami kultury, słyszą – tak jak w Chełmku – że stracą pracę, jeśli zgodzą się na pokaz. I się nań nie godzą. Wtedy zwykle znajduje się jednak ktoś, kto taki pokaz zrobi – ksiądz udostępni salę w domu parafialnym albo właściciel prywatnej szkoły salę gimnastyczną...

Całość artykułu - wartego przeczytania do końca - pod linkiem:

http://www.rp.pl/artykul/637953.html

Brak głosów