Jeśli sam nie chcesz zabić, musisz wskazać potencjalnych zabójców!

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

Klauzula sumienia, wprawdzie w Polsce obowiązuje, ale nie oznacza ona, że lekarz rzeczywiście może odmówić zabicia dziecka, a jedynie, że może to zrobić, jeśli zapewni, że „procedura medyczna” polegająca na rozerwaniu dziecka na strzępy, zostanie pacjentce zapewniona. A kolejnym dowodem na to jest próba wymuszenia na lekarzu uczestnictwa w zabójstwie prenatalnym, jakiego dopuszcza się Szpital Kliniczny im. L. Rydygiera w Krakowie.

Sprawa, o której informuje portal Rynekzdrowia.pl rozpoczęła się kilka miesięcy temu. To właśnie wtedy do szpitala zaczęto kierować ogromną liczbę pacjentek, u których przeprowadzić miano zabójstwa prenatalne. W ciągu zaledwie kilku miesięcy zabito więcej dzieci, niż w ciągu dwóch lat wcześniej. I właśnie to wzbudziło niepokój lekarzy, zarówno ginekologów jak i anestezjologów. Jeden z nich zdecydował się więc złożyć jasną deklarację, że on w aborcjach uczestniczyć nie będzie. I choć polskie prawo, rzekomo gwarantuje mu taką możliwość, to szybko okazało się, że jest ono tak sformułowane, że szpital może próbować go zmusić do uczestnictwa w zabójstwie.

Problemem jest treść zapisów dotyczących klauzuli sumienie. Wynika z nich bowiem, ni mniej ni więcej, tylko tyle, że lekarz ma wprawdzie prawo odmówić uczestnictwa w takim zabiegu, ale... ma „obowiązek wskazać realne możliwości uzyskania tego świadczenia u innego lekarza lub w podmiocie leczniczym oraz uzasadnić i odnotować ten fakt w dokumentacji medycznej”. I właśnie na te zapisy powołuje się dyrekcja szpitala, uznając, że anestezjolog nie może odmawiać uczestnictwa w zabójstwie, bowiem – cytuję Bożenę Kozanecką, wicedyrektor ds. lecznictwa w krakowskim szpitalu, za portalem rynekzdrowia.pl - „konieczność wykonania aborcji u każdej pacjentki to bardzo złożony problem, dotykający wszystkich: pacjentkę, jej rodzinę, zespół komisji, który musi podjąć taką decyzje, a potem anestezjologa i ginekologa, który jest zobowiązany do wykonania zabiegu (…) Tymczasem pan doktor zdecydował się rozwiązać ów problem jednym pismem. Z taką formą nie mogę się zgodzić jako osoba współzarządzająca szpitalem”.

Pani dyrektor stwierdziła również, że nie może zwolnić lekarza z uczestnictwa w zabijaniu, bowiem „w szpitalu, który ma podpisaną umowę z NFZ na tego typu zabiegi, nie mogę czynić wyłomu i zwalniać lekarza - jak gdyby a priori - z pewnych zadań”, bowiem wprowadza to zły nastrój w zespole, a lekarze zaczynają się porównywać moralnie. Opinia ta pokazuje zupełnie jednoznacznie, że pani dyrektor uznała, jak Piotr Wierchowieński z „Biesów” Fiodora Dostojewskiego, że warunkiem „dobrej współpracy” w szpitalu jest to, by wszyscy lekarze mieli krew na rękach, by wszyscy uczestniczyli w zabijaniu... Problem polega na tym, że nie istnieje nic takiego jak prawdziwa wspólnota morderców.(...)

http://www.fronda.pl/a/w-szpitalu-m-im-l-rydygiera-w-krakowie-krew-na-rekach-maja-miec-wszyscy,26158.html

Brak głosów