11.04.2013 mija 50. rocznica śmierci wielkiego piłkarza, żołnierza i patrioty. W hołdzie Henrykowi Reymanowi

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

(...)Są takie postacie, które jednym słowem, gestem a nawet miną są w stanie zagrzać do boju albo uspokoić większą grupę ludzi. To się nazywa charyzma, autorytet. Tak mają urodzeni przywódcy. Henryk Reyman do nich należał. Był oficerem, boiskowym kapitanem ukochanej „Wisełki”, selekcjonerem reprezentacji Polski. O takich, jak on, mówi się „legenda sportu”, która ze zwykłego kopania piłki tworzy szkołę charakteru, ambicji, walki, wierności klubowym barwom i wreszcie patriotyzmu.

Ta legenda Reymana do dziś fascynuje kolejne pokolenia kibiców. Tak, tych samych, których większość społeczeństwa – z tych czy innych powodów – uważa za bezmózgich troglodytów. To dzięki fascynacji taką postacią jak Reyman, znienawidzeni „kibole” sięgają po książki, by dowiedzieć się czegoś o historii swego idola, swego klubu, a w końcu o historii Ojczyzny.

To losy takich bohaterów, zapaliły młodych bywalców stadionów do organizowania spotkań patriotycznych, czy wspierania opuszczonych rodaków, wegetujących dziś za wschodnimi granicami Rzeczypospolitej.

To sportowa i życiowa postawa Reymana skłoniła wielu tych młodych ludzi, by zawrócili ze złej drogi i zaczęli… siać ferment. Pozytywny ferment, wynikający z niezgody na nadmierną komercjalizację sportu, korupcję itp.

Tak, kibicowanie potrafi mieć też taką twarz. Ci ludzie doceniają postać Reymana. Mało tego, ci właśnie kibice zamówili Mszę Świętą za spokój jego duszy. Duszy skądinąd pięknej – pełnej wiary i godności, co niespecjalnie dziwi, jako że jego rodzinny dom mieścił się na dzisiejszym placu Sikorskiego w Krakowie, ścianę w ścianę ze szczególnymi sąsiadkami - siostrami sercankami. Reyman nigdy nie mówił o nich inaczej jak „Mateczki”. Był człowiekiem dużej wiary – przystępował do sakramentów u zaprzyjaźnionych kapucynów lub w kościele św. Anny, modlił się, na szyi nosił Cudowny Medalik. Jako przedwojenny działacz Wisły spotykał się z kardynałem Adamem Stefanem Sapiehą, protektorem klubu spod znaku „Białej Gwiazdy”.

Straciliśmy na świetności…

Nie ma się więc co dziwić, że tuż po zakończeniu II wojny światowej zasłużony człowiek dla Ojczyzny i sportu – nie mógł liczyć na wielką sympatię nowych właścicieli Polski, którzy wypominali mu klerykalno-sanacyjną przeszłość, udział w wojnie antybolszewickiej, antysemityzm, wstecznictwo i wiele innych „błędów” obrzydłych „władzy ludowej”.(...)

Jego postawa kłuła w oczy także nowych działaczy Wisły spod znaku „milicyjnej pały”.

Read more: http://www.pch24.pl/w-holdzie-henrykowi-reymanowi,14028,i.html#ixzz2QBWhuFKQ

Brak głosów