WCZEŚNIEJ BYŁO Jedwabne ....."Rosica 16 - 18 Luty 1943"
będzie kolejna rocznica zbrodni barbarzyńców niemieckich w Jedwabnem.
Spłonęło żywcem kilkuset ludzi......
Kolejny raz,
za kilka dni, dyżurni kłamcy komotuskiego reżymu będą próbowali winę Niemców za zbrodnię - oczywistą i bezsporną,
przerzucać na Polaków,
w myśl zasady:
obrzucić g......m !
zawsze coś się przyklei.
Nic się nie przyklei !!!
kłamcy.
grossy i szechtery, sztolzmany olkowe i bulowe !
czytajcie TO :
..........UDZIAŁ JUDENRATÓW W ZAGŁADZIE
Jedna z najsłynniejszych żydowskich myślicielek XX wieku Hannah Arendt w 1963 roku wystąpiła w książce „Eichmann w Jerozolimie” z dramatycznym oskarżeniem przeciw Judenratom.
Twierdziła, że bez ich udziału w rejestracji Żydów, koncentracji ich w gettach, a potem aktywnej pomocy w skierowaniu do obozów zagłady zginęłoby dużo mniej Żydów, ponieważ Niemcy mieliby więcej kłopotów z ich spisaniem i wyszukiwaniem.
W okupowanej Europie Niemcy zlecali funkcjonariuszom żydowskim sporządzenie imiennych wykazów wraz z informacjami o majątku. Zapewniali oni także pomoc odmanom – żydowskiej policji w ujmowaniu i ładowaniu Żydów do pociągów transportujących do niemieckich obozów koncentracyjnych.
W swojej książce Arendt napisała:
“Dla Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu, stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział całej tej ponurej historii.”...............
próbuje się zbrodnią tą okrutną i zbrodniami innymi, obciążać Polaków.
i innych
podobnych aktów ludobójstwa !!!
Ma czelność nawet jeden z drugim,
bul obecny spod żyrandola a wcześniej TW Olek, były prezydent niestety również,
Naszej Polski,
syn żydowskiego zbrodniarza z czasów wojny, bandyty.
okrutnego Izaaka Stolzmana, który przemalował się po wojnie na Kwaśniewskiego i ubrał w szaty felczera z pomocą zbrodniczego sowieckiego NKWD, a o którego strasznych dokonaniach,
kilka dni temu, mieliśmy okazję przeczytać tutaj na Niepoprawnych w notce Pana Aleksandra Szumańskiego.
zanim
PRAWDA
ujrzy światło dzienne....
Mieszkającej tutaj za oceanem od wielu lat.
odpowiedział.....
Niemcy,
bandyci niemieccy,
zanim przyszli mordować do Jedwabnego
"dobrze przećwiczyli"
wszystko. Wszak psychol, ich wódz zaczynał lata wcześniej "kryształową nocą", a później doświadczenie Niemców w mordowaniu żydów tylko rosło, i rosło i rosło......Jedwabne, Lipiec 11, 1941 rok. Niemcy, Hitler zaatakował swego najlepszego przyjaciela Stalina i idzie na wschód. By dostać baty pod Stalingradem.......W lutym, 1943 roku już po batach był odwrót, i armia krasna wypierała zagony wcześniejszych przyjaciół Niemców na zachód. Po drodze była Rosica. Kiedyś przez stulecia mała Polska mieścina, własnością będąca rodu Zamoyskich. W czasie o którym mówimy, TAM niestety już nie Polska Była. Tam była Białoruś.....Ale Polacy tam byli wciąż.
Kościół, który poniżej, jest milczącym świadkiem tamtej straszliwej zbrodni ludobójstwa.
Milczącym świadkiem niewyobrażalnego dramatu.
Tragedii.
Niewyobrażalnego okrucieństwa Niemców.
Niemieckich bandytów, sąsiadów zza Odry.
Wczoraj, przedwczoraj i dziś.
Za kilka dni rocznica Jedwabnego.......
....Czasy były coraz bardziej niespokojne. Początkowe sukcesy inwazji niemieckiej zamieniły się w wojnę pozycyjną, a po klęsce 2.ii.1943 r. pod Stalingradem w powolny odwrót ze Związku Sowieckiego. Niepowodzenia Niemców na froncie uaktywniły rosyjską – sowiecką – partyzantkę na zapleczu. Niemcy reagowali coraz bardziej brutalnie, często stosując zasadę odpowiedzialności zbiorowej, której ofiarą padali mieszkańcy całych wiosek…
Już pod koniec 1942 r., jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia, zaczęły się pojawiać pierwsze sygnały o niemieckich akcjach odwetowych. Pozyskano je m.in. w domu mariańskim w Drui. W okolicy gromadziły się oddziały wojskowe. Opat klasztoru marianów i matka generalna eucharystek (7 z nich przebywało w Drui) poprosili misjonarzy w Rosicy o powrót zza Dźwiny, do Drui. Ci nie wyrazili zgody…
W lutym rozpoczęła się niemiecka akcja pacyfikacyjna Winterzauber (pl. Czar Zimy), dowodzona przez Wyższego Dowódcę SS i Policji na froncie północnym i w Komisariacie Rzeszy Ostland, SS-Obergruppenführera Fryderyka (niem. Friedrich) Jeckelna (1895, Hornberg – stracony w 1946, Ryga).
Gdy niemiecka akcja pacyfikacyjna – pamiętajmy, było to tuż po klęsce Niemców pod Stalingradem – stała się nieuniknioną, gdy Niemcy zajęli w Drui klasztor, zmuszając marianów do jego opuszczenia, i instalując w nim swój sztab, do Rosicy udał się wspomniany kleryk Henryk Tomaszewski. Ale ani eucharystki, ani o. Antoni, ani znający białoruski o. Kaszyra nie chcieli opuścić swojej owczarni…
14.ii.1943 r. kleryk Tomaszewski otrzymał ostateczną odpowiedź i opuścił misjonarzy. Ostatnią rozmowę z o. Antonim odbył tego dnia - była to niedziela - w Dryssie , najbliższym Rosicy miasteczku rejonowym (gdzie nie było kapłana i o. Antoni przyjechał tam, by odprawić Mszę św.): „Ja muszę [do Rosicy] wrócić. Tam są ludzie. I prócz tego zostawiłem w kościele Przenajświętszy Sakrament. Nie mogę dopuścić, by Go znieważali. Tam też jest ojciec Jerzy. Jak mogę go zostawić w takim nieszczęściu?” – powiedział o. Antoni na pożegnanie…
16.ii.1943 r. Niemcy, wspomagani przez szczególnie zbrodnicze, ochotnicze jednostki łotewskie (pierwsze łotewskie ochotnicze oddziały walczące po stronie Niemców powstały w 1941 r.; później z nich i z dodatkowego naboru utworzono na wiosnę 1943 r. łotewski legion SS ), otoczyli Rosicę. Kolejno palono domostwa, dom po domu. Nad wsią rozciągnęła się czerwona łuna…
Mieszkańców zagoniono do kościoła.
W świątyni o. Antoni i o. Kaszyra przygotowywali wiernych na śmierć. Udzielali sakramentów: Komunii św., Spowiedzi, chrzcili dzieci, błogosławili… Także prawosławnym, od których przyjmowali wyznanie wiary…
Panował „zadziwiający”, jak to któryś ze świadków zapamiętał, spokój. Modlono się głośno, śpiewano pieśni, w które włączały się nawet najmniejsze dzieci…
Inny ze świadków zapamiętał słowa o. Antoniego: „Nie płaczcie” – miał mówić do przerażonych – „Pan Bóg żąda od nas ofiary, ofiary naszego życia. Musimy to życie złożyć u Jego stóp. Jedna krótka chwila i życie wieczne nas czeka. A ja was zapewniam wobec Boga, który tu z wami jest w kościele, zapewniam was w Jego imieniu, że jeśli przyjmiecie Jego wolę, otrzymacie Niebo […]. Do widzenia w Niebie!”.
Księża próbowali rozmawiać z Niemcami. Pewien sukces osiągnęli: udało się uzyskać uwolnienie sióstr eucharystek, które zaczęły piec chleb dla uwięzionych, i dla sztabu niemieckiego zainstalowanego na plebanii.
Sami też mogli wychodzić z kościoła: nie uciekali, ale nieśli przetrzymywanym pożywienie i wodę. W pewnym momencie Niemcy zażądali, by kapłani wyjechali z Rosicy. W odpowiedzi usłyszeli: „Jeżeli ich [ludzi] zwolnicie to i my wrócimy z nimi do domu, a jeżeli nie, to i my chcemy pozostać z nimi i nie zostawimy ich”…
Wcześniej było Jedwabne. 6 Luty 2014
Na spalenie .
Ty !
Do życia.
Ty ! na prawo.
Będzie żyła !
Golgota............................
Jutro już w krainie cieni.....
- Wolni jesteście.
- Wracajcie na parafię.
- Nie !
- Zwolnijcie ich.
trwała w najlepsze.
- Dziś ta pierwsza będzie kroczyć za nim.....
- Trzymajcie się mocno....
- I się módlcie.
- Zaraz przyjdzie do was
- Już nie żyje ksiądz Antoni.....
- A ja jutro też nie będę już żył......
Nastał dzień nowy.
do Pana.
- My jak TY....Z Wiarą w Ciebie idziemy....
- Zginąć w Ofierze....I w ogniu.....
- I w męce.....
Co nie przeminie.....
- Módlcie się za mnie Do Boga.....
- Sądzić mnie będzie Bóg Przedwieczny......
- Już pora.....
w sercu wiernym,
Każdym jest....
płonące
TAM
w Rosicy
ŻYWE
Stosy.
z ręki morderców.
Ofiarom
Rosica; obwód Witebsk; rejon Wierchniedźwińsk
Położenie na mapie WIG z 1932 r.
Nie byliśmy w Rosicy, leży doslownie 8 km od dworu Nitosławskich w Opytnej. Nie wiedziałem wtedy o niej.
Trzy zdjecia kościoła w Rosicy zbudowanego w latach 1906-11:
autor: Грода Надзея, www.radzima.org
Rosica - rezydencja domu zakonnego w Drui
Adres:
Centralnaia 56, 211641 v. Rosica, Wierchniedzvinskij r-n, Wicebskaja obł., Belarus
Tel:
+37 52 15 126 846
Dzieła spełniane przez współbraci:
Parafia pw. Przenajświętszej Trójcy
100 wiernych, diec. witebska
proboszcz: ks. Henryk Kulesza
Posługa duszpasterska w kaplicach dojazdowych w Balinach, Bigosowej i w Oświei
Opieka nad miejscem kultu bł. Jerzego Kaszyry i bł. Antoniego Leszczewicza, męczenników
Mieszkańcy rezydencji:
ks. Czasłau Kureczka MIC
rektor rezydencji, ekonom, kustosz miejsca śmierci męczenników z Rosicy
ks. Henryk Kulesza MIC
proboszcz
http://www.marianie.pl/index.php?page=pages&text=28
60. rocznica zagłady Rosicy (artykuł z 2003 r.)
Niezwyciężone płomienie miłości
W lutym br. mija 60. rocznica tragedii Rosicy - niewielkiej wsi na terenie Białorusi, położonej za Dźwiną, niedaleko m. Dryssa (obecnie - Wierchniedwińsk). W dniach 16-19 lutego 1943 roku, w ramach karnej ekspedycji przeciwko partyzantce białoruskiej, hitlerowcy, wespół z oddziałami ochotniczymi policji, dokonali w tej miejscowości pacyfikacji ludności cywilnej. Podczas operacji spalono dziesiątki wsi razem z ich mieszkańcami - dziećmi, kobietami, staruszkami; część kobiet w młodszym wieku wywieziono do obozu Sałaspiłs pod Rygą. W płomieniach Rosicy zginęli także katoliccy misjonarze - księża z zakonu oo. marianów Jerzy Kaszyra i Antoni Leszczewicz, których w 1999 r. Kościół zaliczył do pocztu błogosławionych.
Drogi ojców Jerzego Kaszyry i Antoniego Leszczewicza do świętości prowadziły przez Białoruś, Polskę, Litwę i Rosję. Obaj błogosławieni byli związani również z Wilnem. W Wileńskim Wyższym Seminarium Duchownym pobierał naukę o. Jerzy Kaszyra, a o. Antoni Leszczewicz urodził się we wsi Abramowszczyzna koło Nowej Wilejki. Pełnili duszpasterską posługę na terenie archidiecezji wileńskiej, z rąk abpa Romualda Jałbrzykowskiego otrzymali jesienią 1941 r. błogosławieństwo na pracę misyjną po drugiej stronie Dźwiny, na terenach Wschodniej Białorusi.
Religia na ziemiach wschodnich dzisiejszej Białorusi, które po układzie ryskim znalazły się pod władzą sowiecką, doznała szczególnie srogich prześladowań. Ślady „cywilizacji”, jaką przez 20 lat budowała tam nowa władza, były widoczne: zrujnowane lub przerobione na kluby świątynie Boże, pozbawieni księży wierni, spustoszenie w duszach ludzi, którym zabrano wiarę. Po 17 września 1939 r. i tzw. „zjednoczeniu” białoruskich ziem, na tereny Wileńszczyzny zza dawnej polsko-sowieckiej granicy zaczęli docierać pątnicy, szukający Boga. Z drugiego brzegu zachodniej Dźwiny najczęściej przybywali do miasteczka Druja, słynącego z działalności klasztoru ojców marianów i zakonnego domu sióstr eucharystek, założonych tu przez biskupa Jerzego Matulewicza. W okresie międzywojennym miasteczko Druja było na tamtych terenach ośrodkiem życia religijnego i kulturalnego.
Z opowiadań pielgrzymów o losach religii na niegdyś chrześcijańskich ziemiach wyłaniał się dramatyczny obraz tamtejszego Kościoła. Żeby zadośćuczynić potrzebom ludzi, starających się o wznowienie więzi z Bogiem, oo. marianie i ss. eucharystki już jesienią 1941 r. rozpoczęli przygotowania do pracy misyjnej za Dźwiną. Pierwsze cztery siostry dotarły do Rosicy we wrześniu, a w listopadzie przybył tam o. Antoni Leszczewicz. Wkrótce dołączyli do nich także inni zakonnicy. Misjonarze ogarnęli swoją pracą kilkanaście wsi, zaś jej centrum została Rosica. W trudnych warunkach wojennych wszędzie tam, gdzie docierali misjonarze, wiara powoli zaczęła odradzać się. Zakonnice i zakonnicy szli po wsiach, nauczając prawd wiary dzieci i dorosłych, szykując ich do przyjęcia sakramentów.
Oto jak wspominała o tej działalności misyjnej przełożona generalna ss. eucharystek Józefa Żuk: „Dorośli przychodzili na nauki wieczorem i słuchali ich 2-3 godziny. W tym samym czasie inna siostra w drugim domu lub pokoju uczyła młodzież. Kiedy kurs nauczania dobiegał końca, przyjeżdżali księża i przyjmowali egzamin. Nazajutrz rano spowiadali, chrzcili, udzielali ślubów i odprawiali Mszę św., w której brała udział cała wieś, razem z siostrami przyjmując Komunię św. Po wspólnym posiłku mieszkańcy ze łzami i śpiewem pieśni „Jezu, nie opuszczaj nas”, albo „Serdeczna Matko” żegnali misjonarzy, wyruszających do następnego punktu katechetycznego. I znów ludzie z radością przyjmowali siostry pod swój dach, dzieląc się z nimi dosłownie ostatnim kawałkiem czarnego chleba...”
Latem 1942 r. praca misyjna sióstr i księży stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Zaczęły krążyć pogłoski o planowanej karnej ekspedycji przeciwko partyzantom na terenach, objętych pracą misjonarzy. Opat klasztoru marianów i matka generalna zaproponowali więc misjonarzom przerwać działalność i wrócić do Drui. Temu rozkazowi oni nie ulegli i po powtórnej prośbie otrzymali pozwolenie na samodzielną decyzję. Jednak ani jeden z misjonarzy nie wyraził chęci powrotu, nawet gdy przed Bożym Narodzeniem o. Antoni został uprzedzony o początku ekspedycji.
Kleryk Henryk Tomaszewski wspomina rozmowę z o. Antonim w Dryssie, dokąd został wysłany z Drui, by ostrzec misjonarzy przed niebezpieczeństwem: „Długo musiałem przekonywać ojca o istniejącym zagrożeniu. On słuchał, uśmiechał się, trochę denerwował się, ale przekonać go mi się nie udało. - Ja muszę wrócić. Tam są ludzie. I prócz tego zostawiłem w kościele Przenajświętszy Sakrament. Nie mogę dopuścić, by Go znieważali. Tam też jest ojciec Jerzy. Jak mogę go zostawić w takim nieszczęściu? Wreszcie, żeby mnie uspokoić, dodał: zrobię wszystko, co niezbędne i jutro z o. Kaszyrą wrócimy tu. Nazajutrz rozstaliśmy się. On - do Rosicy, ja - do Drui. Widzieliśmy się po raz ostatni. - Trzymaj się. Módlcie się za nas. - Ojcze, wracaj jeszcze dziś do Dryssy. Jutro może być późno... To była niedziela. 14 lutego”.
Ze wspomnień naocznych świadków:
„We wtorek rano, 16 lutego, rozdzwoniły się dzwony. Niemcy spędzali do kościoła w Rosicy pierwsze grupy ludzi: matek z niemowlętami, dzieci, młodych i starych. Zapędzili tam i nas, siostry zakonne. W kościele - płacz, krzyk, rozpacz”. (Ze wspomnień s. Jadwigi Wirszuty).
„Żołnierze chwytali wszystkich, kto nie zdążył uciec. Spędzano ich do różnych pomieszczeń, zamykano, obrzucano granatami i podpalano. Z dziećmi uciekłam do lasu, ale głód i chłód zmusiły do powrotu. W tym samym dniu zjawili się Niemcy i popędzili nas do kościoła. Wkrótce zaczęły przybywać inne grupy. Z jedną szedł ksiądz i uspokajał ludzi. Szli ze świecami w ręku”.
„Z nami w kościele byli księża Antoni Leszczewicz i Jerzy Kaszyra. Odprawiali Mszę św., udzielali Komunii, spowiadali, chrzcili dzieci, błogosławili, pocieszali tych, kto był w rozpaczy, przynosili dzieciom chleb. Pomagały im w tym siostry eucharystki, które przedtem nauczały nas katechizmów”.
„Sztab ulokował się na plebanii i, z wyjątkiem Niemców, zachowywał się nieprzyzwoicie. Księży wypędzono z ich pokoi. Wszystkie zakonnice także zapędzono do kościoła, lecz później o. Antoniemu udało się je wyzwolić. Prosił je, by pracowały, ile będą mogły. One gotowały dla sztabu i ludzi, zamkniętych w kościele. Piekły chleb, jeden wypiek po drugim bez przerwy i nosiły ludziom i do sztabu. Księżom wolno było wchodzić i opuszczać kościół: uspokajali ludzi, przynosili jedzenie i wodę, wygłaszali kazania, chrzcili i cały czas spowiadali...”
„Żołnierze zaczęli dzielić ludzi na grupy: na prawą stronę kościoła - do obozu, na lewą - tych, którzy powinni pójść do ognia... Wybierano młode, w sile wieku kobiety - bo mężczyzn zabrali partyzanci - i wywożono. Wtedy zrozumiano, że pozostali muszą umrzeć. Ludzie jeszcze bardziej zaczęli garnąć się do spowiedzi i chrztu. W kościele, gdzie czekano na śmierć, brzmiały śpiew i modlitwy, panował ogólny zadziwiający spokój. Serce wzruszały śpiewy dzieci...”
„Niemcy chodzili po kościele i zbierali grupy ludzi, których później odwozili do szkoły i tam palili. Księża przynosili dzieciom chleb i wodę. Byli wolni... Koło południa zaczęto partiami wywozić ludzi, jak gdyby do obozu. Ale sanie nie jechały w kierunku stacji. Szybko wracały puste, a za kilka chwil domy zaczynały palić się... Na czwarty dzień księży w kościele już nie było. Niemcy rozkazywali im zostawić ludzi i wyjść z kościoła. Ale księża wciąż wstawiali się za ludźmi, tłumacząc, że ci nie są winni. Jeżeli ich zwolnicie - mówili - to i my wrócimy z nimi do domu, a jeżeli nie, to i my chcemy pozostać z nimi i nie zostawimy ich...”
„Księża dobrze wiedzieli o grożącym niebezpieczeństwie, lecz nie ratowali się ucieczką, nie zostawili swej owczarni, zostali tam do końca. W swoim pasterskim sumieniu powzięli decyzję, że jest to świętym obowiązkiem ich powołania. Zostali, żeby być dla nas pomocą. Uczynili to z miłości do Boga i bliźnich... ”.
Wpływ, jaki mieli księża na ludzi, przesądził o ich losie. Ojciec Antoni Leszczewicz zginął 17 lutego, następnego dnia rozstrzelano i spalono ojca Jerzego Kaszyrę. Siostry, na prośbę o. Antoniego, Niemcy odwieźli do Drui. Po kilku dniach od pacyfikacji siostry wróciły do Rosicy, gdzie na pogorzeliskach znalazły szczątki zwęglonych ciał, wśród nich - rękę z różańcem. W Rosicy zginęło ponad 1100 niewinnych osób.
Człowiek człowiekowi potrafił zgotować piekło na ziemi. Ale w tym samym czasie inny człowiek umierając zwyciężył nienawiść ogromem swej miłości, składając ofiarę własnego życia.
„Jestem głęboko przekonana, że zmiany, jakie zachodzą teraz na tej ziemi, że wolność religijna i odrodzenie wiary, dane dlań przez Boga są także wynikiem męczeńskiej śmierci tych księży” - tak napisała w swoich wspomnieniach siostra eucharystka Paulina Łatyszkiewicz, naoczny świadek tragedii Rosicy.
Opr. Czesława Paczkowska
źródło:http://www.magwil.lt/archiwum/2003/mww2/vasar11.htm
Bł. Jerzy Kaszyra MIC (ur. 4 kwietnia 1904 w gminie Aleksandrowo, zm. 18 lutego 1943 r. w Rosicy) – polski duchowny katolicki, marianin, męczennik, błogosławiony Kościoła rzymskokatolickiego.
Urodził się w rodzinie prawosławnej, jednak jego matka w 1907 przyjęła katolicyzm. W 1922 zgłosił się do seminarium księży marianów w Drui. Śluby zakonne złożył 2 sierpnia 1926, a po studiach filozoficznych w Rzymie i teologicznych w Wilnie, 20 czerwca 1935 roku przyjął święcenia kapłańskie. Pracował w parafiach mariańskich na Litwie i w Polsce jako wychowawca młodzieży i kleryków oraz przełożony klasztoru. W 1942 roku wyruszył wraz z bł. ks. Antonim Leszczewiczem do Rosicy, gdzie rozpoczęli misję wśród tamtejszej ludności. Dnia 17 lutego 1943 został żywcem spalony przez Niemców w stajni w Rosicy, wraz z grupą wiernych ks. Leszczewicz. Następnego dnia druga grupa ludzi została zamknięta przez nazistów w domu niedaleko drogi, dom oblano benzyną i podpalono. Z tą grupą ludzi był ks. Jerzy Koszyra. W Rosicy łącznie zostało spalonych 1528 osób, przed tym byli oni trzymani w ciągu trzech dni w kościele bez jedzenia i picia.
Papież Jan Paweł II beatyfikował go wraz z 107 innymi męczennikami z okresu II wojny światowej 13 czerwca 1999.
Bł. Jerzy Kaszyra MIC
Antoni Leszczewicz MIC (ur. 30 września 1890 w Abramowszczyźnie, zm. 18 lutego 1943 w Rosicy) – polski duchowny katolicki, błogosławiony Kościoła katolickiego.
Syn Jana i Karoliny Sadowskiej. W 1909 wstąpił do seminarium duchownego w Petersburgu. Święcenia kapłańskie przyjął 13 kwietnia 1914. Był wikariuszem, nauczycielem religii i łaciny oraz proboszczem w Irkucku, Czycie i Harbinie. Pod koniec 1937 wyjechał do Japonii, a na początku 1938 był w Rzymie. W 1939 wstąpił do nowicjatu Zgromadzenia Księży Marianów w Drui i Skórcu. W nowicjacie obchodził 25 lecie kapłaństwa, a 13 czerwca 1939 złożył śluby zakonne. Ponownie wyjechał do Drui, by zająć się duszpasterstwem w tamtejszej parafii. Już podczas okupacji niemieckiej wraz z późniejszym błogosławionym ks. Jerzym Kaszyrą MIC wyruszył za Dźwinę na misje. Był przełożonym grupy misyjnej i sióstr eucharystek na terenie BSRR w Rosicy k/ Dryssy.
Rząd polski uhonorował w 1934 roku ks. Antoniego Leszczewicza Srebrnym Krzyżem Zasługi, za jego działalność na rzecz biednych.
Po wybuchu II wojny światowej przeżył okupację sowiecką, a po 1941 znalazł się na terenach przejętych przez Niemców. Dnia 17 lutego 1943 został żywcem spalony przez Niemców w stajni w Rosicy, wraz z grupą wiernych. Ks. Leszczewicz nie opuścił swoich wiernych pomimo, że był ostrzeżony o pacyfikacji.
Został beatyfikowany przez papieża Jana Pawła II 13 czerwca 1999 wraz z grupą 108 błogosławionych polskich męczenników okresu II wojny światowej.
Bł. Antoni Leszczewicz MIC
Białoruś: uczczono męczenników z Rosicy
W dniach 17 i 18 lutego obchodzono 69. rocznicę męczeńskiej śmierci dwóch mariańskich kapłanów – księży Jerzego Kaszyry i Antoniego Leszczewicza – którzy zginęli w płomieniach ognia wraz ze swoimi parafianami, podczas pacyfikacji białoruskiej wsi Rosica. Obaj księża nie chcieli opuszczać swoich wiernych i towarzyszyli im do końca.
Co roku w tych dniach w kościele w Rosicy odbywają się uroczyste obchody upamiętniające dzień narodzin dla nieba tych dwóch błogosławionych kapłanów mariańskich. Poniżej zamieszczamy relację z tegorocznych uroczystości, pochodzącą z portalu Catholic.by.
TAM, GDZIE MIŁOŚĆ ZWYCIĘŻYŁA ŚMIERĆ
Fenomen Rosicy
„Zebraliśmy się, by chwalić Boga w rosickim kościele i prosić błogosławionych Jerzego i Antoniego o wstawiennictwo w naszych codziennych sprawach. W te dni szukamy Bożej łaski, a ta łaska narodziła się tu, w mękach i wierze konających ludzi” – takimi słowami zwrócił się o. Czasłau Kureczka MIC, proboszcz parafii w Rosicy, do licznie zebranych pielgrzymów, kapłanów i sióstr zakonnych, tych wszystkich, którzy 18 lutego przybyli do Rosicy, żeby kolejny raz uczcić śmierć błogosławionych męczenników, ojców marianów Antoniego Leszczewicza i Jerzego Kaszyry.
Co roku poszerza się geografia miejscowości, z których przyjeżdżają pielgrzymi do Rosicy. W tym roku przyjechali tutaj wierni z Połocka, Nowopołocka, Witebska, Brasławia, Miorów, Dzisny, Głębokiego, Łuczaja, Rasonów, Bigosowa, Drui, Wierchniedźwińska, Szarkowszyny, Pelikanów, Mińska, Borysowa, Żodzina i nawet z Pińska. Razem z wiernymi do Rosicy przyjechali ojcowie marianie na czele z ojcem prowincjałem Pawłem Naumowiczem MIC, który kieruje polską prowincją, wizytator apostolski dla grekokatolików na Białorusi archimandryta Sergiusz Gajek, księża diecezjalni, siostry zmartwychwstanki. A siostry eucharystki – które, jak to podkreślił ks. Kureczka, „w tamtych dniach do końca służyły ludziom w tej świątyni” – przyjechały do Rosicy, by zakończyć swoje sześciodniowe rekolekcje i odnowić wiarę oraz miłość do Boga i człowieka.
W styczniu ubiegłego roku kościół w Rosicy obchodził swój setny jubileusz. To wydarzenie będzie uroczyście obchodzone podczas letnich uroczystości, ale już teraz o. Czasłau wspomniał o tym, mówiąc: „Dziękujmy Panu Bogu za ten kościół, gdzie miłość zwyciężyła śmierć, gdzie istnieje szczególny duch modlitwy, gdzie z nami, ze swoim narodem i za nas modlą się błogosławieni męczennicy. W tych dniach Rosica przemawia szczególnie”.
Uroczystości rozpoczęła adoracja Najświętszego Sakramentu. Zgodnie z tradycją w swoich powitalnych słowach o. Czasłau przytoczył fragmenty z licznych listów, które przychodzą do Rosicy od wiernych z całej Białorusi i w których dzielą się oni swoimi wrażeniami z odwiedzin tego świętego miejsca Białorusi oraz tym, jaki wpływ na ich życie mieli błogosławieni męczennicy. Trzeba zauważyć, że w Rosicy zawsze stoją długie kolejki osób chcących skorzystać z sakramentu pokuty i pojednania. Wielu pielgrzymów zostawia tu swoje intencje, w których przez wstawiennictwo błogosławionych męczenników modlą się ojcowie marianie.
Głównym celebransem podczas mszy świętej był wikariusz generalny diecezji witebskiej ks. prałat Franciszek Kisiel. Liturgię upiększył swoim śpiewem chór z Borysowa pod kierownictwem o. Wiaczasłaua Pialinaka MIC, który co roku przyjeżdża do Rosicy.
W swoim kazaniu o. Paweł Naumowicz MIC, zwracając uwagę obecnych na ogień, który znajduje się na obrazie błogosławionych męczenników, zaznaczył, że „pierwszym znaczeniem tego ognia jest cierpienie, prześladowanie, niesprawiedliwość”.
„W tym ogniu cierpienia zawarte jest Boże światło. Błogosławieni męczennicy zostali razem ze swoimi parafianami, aby dawać im miłość, bo mieli w sobie inny ogień – ogień miłości Ojca, z którego rodzi się ogień miłości do drugiego człowieka. Ten ogień miłości pozwolił męczennikom wejść do ognia cierpienia. Nasi dwaj męczennicy wskazują na pewien rodzaj męczeństwa – męczeństwa, które przychodzi w danym momencie” – powiedział o. prowincjał.
O. Paweł Naumowicz zaznaczył także, iż istnieje i takie męczeństwo, które odbywa się w życiu codziennym. Jako przykład wspomniał bł. Jerzego Matulewicza, który odnowił Zgromadzenie Marianów, a którego 25-lecie dnia beatyfikacji jest obchodzone w bieżącym roku.
Co skłania wielu pielgrzymów do przyjazdu tu, do Rosicy, w tych mroźnych dniach, ofiarujących swój wolny czas, oddających pieniądze za przejazd; co zmusza ich do tego, by marznąć w wyziębniętym kościele i iść w procesji do miejsca męczeństwa? O tym fenomenie Rosicy zawsze wspomina o. Czasłau Kureczka. Opowiedział on jak jeden człowiek bardzo dziwił się, że pielgrzymi przychodzą tu nawet w 30-stopniowy mróz i w 30-stopniowy upał. Mówiąc o tym ów człowiek dodał: „Naprawdę tu działa Bóg i jego łaska”.
Rzeczywiście racjonalnie nie da się tego wytłumaczyć. W myślach nasuwa się opowiadanie pewnego kleryka o tym, jak kilka lat temu do Rosicy na sierpniowe uroczystości przyjechali zagraniczni goście i bardzo dziwili się, ujrzawszy krwawe odciski jednego z pielgrzymów, który przeszedł 300 kilometrów, żeby trafić do Rosicy. Po cóż to? – zdumieli się – przecież mamy XXI wiek? Gdy jednak trafili na miejsce śmierci błogosławionych, zrozumieli po co.
„Znajduję tu spokój i radość, tutaj też popłaczę. Właśnie tu czerpię siłę. Jest to tak, jak gdyby w upalny dzień napić się zimnej wody” – mówi jedna z pielgrzymów z Głębokiego.
Tradycyjny krzyż, który prowadzi procesję na miejsce śmierci błogosławionych i ich parafian, niesie Konstanty z Żodzina. Krzyż naprawdę ciężki, ale przecież krzyż nigdy nie bywa lekki. Ludzie w tej procesji zawsze idą milczący i skupieni. Pewnie niejeden z nas, idących tą drogą, wspomina te odległe zdarzenia i tych ludzi. I ten krzyż, który – według wspomnień świadka tamtego dnia Anny Żurawliowej – wziął ojciec Jerzy i poszedł… A w dal naokoło roznosi się pieśń: „Stwórz we mnie, Boże, serce czyste…”
Zawsze na pożegnanie o. Czasłau Kureczka zachęca pielgrzymów do pisania listów, do przybywania w to miejsce, zostawiania tutaj swoich modlitewnych próśb. I rzeczywiście, wielu pielgrzymów niejeden raz powróci tutaj, do Rosicy, do miejsca, gdzie miłość zwyciężyła śmierć.
Katarzyna Łaurynowicz
tłum. Vital Danilowicz MIC
Za: www.marianie.pl.
http://www.zrobtosam.com/PulsPol/Puls3/index.php?sekcja=1&arty_id=15353
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 3186 odsłon