Terroryzm niejedno ma imię

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

Choć wszystko wskazuje na to, że sprawcami bostońskiego zamachu są pochodzący z Czeczenii bracia Carnajewowie, niewykluczone, że, jak pisał poeta, „inni szatani byli tam czynni” i sprawiedliwość dosięgnie kiedyś rękę a nie tylko ślepy miecz. Zamach ten jest poważnym ciosem dla czeczeńskiej sprawy i może zniszczyć resztki sympatii, jakie żywiła światowa opinia publiczna dla tego narodu. Dlaczego młodzi ludzie wygnani przez krwawy konflikt zbrojny ze swojego rodzinnego kraju mieliby dokonywać terrorystycznego zamachu w swojej nowej ojczyźnie, która ich przygarnęła otwierając przed nimi szansę spokojnego życia?

Rodzina Carnajewów należała do nielicznej, dwustuosobowej grupy uchodźców z Czeczenii, którym przyznano azyl polityczny w USA. Po ucieczce mieszkali w Kirgistanie i Dagestanie i w 2002 r. emigrowali przez Turcję do USA. Młodszy z braci 19-letni Dżochar nawet nie urodził się w Czeczenii. Starszy z braci, 26-letni Tamerlan w zeszłym roku spędził sześć miesięcy w Dagestanie i prawdopodobnie tam przeszedł przeszkolenie wojskowe. Czy został on zwerbowany i przeszkolony przez muzułmańskich ekstremistów z al-Kaidy?

Kto inspiruje al-Kaidę?

Jest coraz więcej przesłanek wskazujących, że organizacja ta, a przynajmniej jej obecne kierownictwo może być inspirowane i wspierane przez rosyjskie służby specjalne. Zamordowany przez rosyjską Federalną Służbę Bezpieczeństwa (FSB) Aleksander Litwinienko twierdził, że osoba numer dwa w tej organizacji, a po zabiciu Bin Ladena jej główny przywódca Ayman al Zawahiri jest rosyjskim agentem, który był szkolony w tajnym ośrodku FSB w Dagestanie, kierowanym przez przyjaciela Litwinienki. Warto więc pamiętać, że nie każdy, kto był szkolony w Dagestanie musi być islamskim ekstremistą. Od pewnego czasu pojawiały się też doniesienia, iż rosyjski wywiad wykorzystuje kilkumiesięczny pobyt arabskich ochotników w oddziałach autentycznych czeczeńskich bojowników, do budowania legendy swoim arabskim agentom, którzy po krótkim pobycie w Czeczenii wracają do swoich krajów. Okryci sławą bojowników szybko awansują w szeregach muzułmańskich organizacji ekstremistycznych i przejmują nad nimi kontrolę.

Dorabianie gęby czeczeńskim separatystom

Nie można zaprzeczyć, że zdesperowani czeczeńscy bojownicy walcząc z rosyjskim okupantem dokonują terrorystycznych aktów, jednak w przeszłości pojawiało się wiele przesłanek sugerujących, że w najbardziej odrażające akcje terrorystyczne przypisywane czeczeńskiemu ruchowi oporu zamieszane były rosyjskie służby.

Pierwszy duży atak terrorystyczny dokonany przez Szamila Basajewa, a polegający na zajęciu szpitala, w którym znajdowało się 1 600 zakładników w Budionowsku, mógł być wynikiem przypadku i sami Czeczeni nie doszukują się tu działania rosyjskich służb. W czerwcu 1995 r., kiedy pierwsza wojna czeczeńska wydawała się już być wygrana przez Rosjan grupa bojowników Basajewa zmierzała do Moskwy by zaatakować tam budynek rosyjskiego parlamentu. W drodze została jednak zdekonspirowana i została zmuszona podjąć walkę z rosyjskimi siłami. Mając rannych w swoich szeregach i nie mogąc już liczyć na realizację swojego pierwotnego zadania zajęła budynek miejscowego szpitala. Powodzenie tej akcji przyczyniło się do wycofania rosyjskich wojsk z Czeczenii w 1996 r. i pokazało Czeczenom, że działania terrorystyczne mogą przynieść wymierne korzyści polityczne.

W przypadku terrorystycznych ataków na moskiewski teatr na Dubrowce w 2002 r. i szkołę w Biesłanie w 2004 r. pojawiły się zarzuty, że choć brali w nich udział Czeczeni, mogli oni być na obcych usługach. Czeczeński ruch oporu twierdził, że wielu terrorystów, którzy brali udział w tych akcjach znajdowało się w rosyjskich więzieniach. Dlaczego więc znaleźli się na wolności?

Dowódca czeczeńskiego komanda, który zajął moskiewski teatr, Mansur Barajew był krewnym innego czeczeńskiego polowego dowódcy Arbiego Barajewa, który oficjalnie walczył z Rosjanami, jednak po jego śmierci znaleziono przy nim dokument stwierdzający, że jest on wysokim oficerem rosyjskiego FSB. Biorąc pod uwagę klanowość społeczeństwa czeczeńskiego nie sposób oprzeć się wrażeniu, że działania wuja i bratanka były częścią uzgodnionej i uprzednio zaakceptowanej polityki całego klanu i prawdopodobnie właściwych służb. Choć czeczeński dowódca polowy Szamil Basajew oficjalnie przyznał się do odpowiedzialności za te ataki, jednak odcięły się od nich i potępiły je podziemne władze czeczeńskiej republiki.

Osobny problem stanowi tu sposób odbijania zakładników. W Budionnowsku i Biesłanie strona rosyjska prowadziła ostrzał z czołgów oraz miotaczy ognia. Znamienne, że w Biesłanie rosyjskie władze nie chciały zgodzić się na mediację oferowaną przez czeczeńskiego prezydenta na uchodźstwie Asłana Maschadowa. Podczas odbijania zakładników w teatrze na Dubrowce użyto zbyt mocnego gazu obezwładniającego. Następnie w wyniku nieudzielenia pierwszej pomocy uwolnionym już zakładnikom przez rosyjskie służby medyczne zginęły 133 osoby. Pojawiły się również doniesienia, że zapalniki posiadanych przez terrorystów ładunków wybuchowych nie były sprawne. Czy było to tylko szczęśliwy zbieg okoliczności, czy też wynik działania służb?
(...)

Read more: http://www.pch24.pl/terroryzm-niejedno-ma-imie,14586,i.html#ixzz2SPRSl0WW

Brak głosów