BYŁO CIEMNO. JEDYNIE BLADY, WYCHUDZONY KSIĘŻYC(...)
Było ciemno. Jedynie blady, wychudzony księżyc nieśmiało zerkał zza atramentowej chmury. Spod przymkniętych powiek rzucał świetliste spojrzenia. To tu, to tam.
Wąskimi uliczkami Starego Miasta szedł Mag, a w odgłos jego miarowych kroków wsłuchiwały się z niepokojem dziewiętnastowieczne kamienice.
Mag zawsze miał słabość do pięknych kobiet, Taliskera i butów ze skórzanymi podeszwami. Był z niego wyrafinowany gość.
Trochę zmęczony, niewyspany od paru dni, przemierzał opustoszałe zakamarki miasta, pogwizdując cichutko. Kochał muzykę. Kochał też włóczyć się nocą bez żadnego celu. Podczas spacerów bazgrał po murach, dzwonił domofonami, bezmyślnie kopał puste puszki po piwie, straszył bezdomne koty. Mag lubił małe prowokacje. A że miał sporo fantazji i niemało tupetu, śmiało realizował swój każdy, najgłupszy nawet, pomysł.
I rzecz dziwna: pomimo zamiłowania do błazeństwa, maskarady, drobnych życiowych spekulacji, był osobą ze wszech miar pożądaną. Posiadał bowiem zaczarowany flet.
Magiczne brzmienie tego instrumentu otwierało mu drzwi do wszystkich salonów świata. Witały go zamglone spojrzenia pań i pełne estymy spojrzenia panów. Bywał więc. Tu przesłał dyskretny uśmiech, tam protekcjonalnie poklepał po ramieniu, szepcząc: „Dobrze będzie. Damy radę. Pomyślimy. Żaden problem. Biorę to na siebie. Załatwione.”
Zazwyczaj po wymianie uprzejmości, kilku krótkich, niezobowiązujących rozmowach, przechodzono do gabinetu. Tam Mag rozkładał nutowe zapisy swoich najnowszych kompozycji. Zawsze otwarty na wszelkie sugestie. Skory do współpracy. W grę wchodziły przecież niemałe koszty.
Kiedy było już po wszystkim, wychodził tanecznym krokiem, a drzwi salonu zamykano szczelnie. Wszyscy zebrani patrzyli z zainteresowaniem przez okna. A Mag z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjmował srebrzysty flet, zamykał oczy, brał głęboki oddech i grał. Zaczarowane dźwięki jak srebrzyste kuleczki rtęci rozpraszały się po świecie. I nie trzeba było długo czekać, aby ujrzeć ciągnący się za nim ogonek zasłuchanych ludzi.
„(…)będzie cię wiódł jak czarodziejski flet/i będziesz szedł, i będziesz szedł(…)”
*
Wąskimi uliczkami Starego Miasta, z nowym kontraktem pod pachą, szedł szef jednej z sondażowni - Marcin Mag. A może to jednak nie był on?
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1926 odsłon
Komentarze
Re MAG :)
23 Czerwca, 2010 - 21:59
WIĘCEJ :) - 10
A za władcę sekty MOON - nadal trzymam kciuki.
Pozdrawiam myślących.
rospin
23 Czerwca, 2010 - 23:44
A czy zauważyłeś, że na końcu poddałam w wątpliwość, czy to aby na pewno był Marcin Mag?
Mentalność szefa sondażowni i szefa rządu/sondażowni Rp jest dosyć podobna;))
Nie wiem, czy dam radę z tym władcą sekty MOON - to trochę inne klimaty;)
pozdrawiam:)
intuicja
@ intuicja
23 Czerwca, 2010 - 23:57
Jeżeli trącisz ździebełko historii - SHOKO ASAHARA. Bo jak zapewne wiesz historia lubi się powtarzać. Zwykle tylko w innym miejscu i czasie.
Trzymam kciuki. A nawet jezeli odpuścisz pisanie o tym, to przemyślenia o zbieżnościach i tak pozostaną.
Pozdrawiam :)
intuicja
24 Czerwca, 2010 - 08:30
Krzysztof J. Wojtas
Ciemno było, wiec niezbyt dokladnie widziałem - otóż po doprowadzeniu ostatniej partii zauroczonych do skalnej jaskini, gdy skalna ściana sie zamykała, coś "chyciło" za nogawkę Maga i taż skalne wrota cosiś przycięły Magowi.
Nie dostrzegłem, co to było - coś co mu wystawało i było jego znakiem rozpoznawczym.
Dźwięk wibrujący, na wysokich tonach, się rozszedł po okolicy.
Spotkałaś, intuicjo, Maga po tym zdarzeniu?
Krzysztof J. Wojtas
Krzysztof J. Wojtas
24 Czerwca, 2010 - 15:40
:)))))
Tak, spotkałam go po tym zdarzeniu i jakoś tak cienko śpiewał;)
intuicja