O wyższych sferach, o Wściekłych i rasistowskich testach
Koniec września. Wiele tematów albo mało tematów do opisania. Zależy jak na to spojrzeć. Temat tematowi nie równy. Są te ważne tematy, mniej ważne, wreszcie te najważniejsze. Dla każdego co innego jest ważne, lub nie. Ludzie niepotrzebnie i nadmiernie ekscytują się polityką. A z polityką jest jak z… pogodą. Wiemy, jaka jest pogoda, wystarczy spojrzeć za okno; wiemy, czego chcemy od pogody, jaka ona ma być, a potem wychodzi to, co zwykle. Jedziemy przykładowo na wczasy na nasze morze albo w góry na dwa tygodnie. Nie mniej niż dwa tygodnie. Nauczeni doświadczeniem: tydzień może padać, ale drugi – pogoda powinna być murowana. I co? Przez dwa tygodnie na przemian pada albo leje. Potem wieszają psy na pogodzie, że niby zepsuła im wakacje. To tak jakby winić kamień, że stacza się z góry w dół, albo do rzek, że płyną od źródeł do ujścia a nie w przeciwnym kierunku. Pogoda nic tu nie jest winna. Pogoda zawsze jest taka, jak jest. Można by rzec, że pogoda zawsze jest „dobra”. I to nawet uwzględniając ostatnią powódź i zniszczenia.
Winna nie jest pogoda, ale nasze oczekiwania. Nasze uroszczenia, nasze wyobraźnia, że możemy, że nam się należy, że mamy prawo. Że mamy wpływ. Że coś znaczymy. Podobnie jest z polityką. Mamy na nią taki sam wpływ jak na pogodę. Choć wmawiają nam, że jest inaczej. Ale o tym, kiedy indziej. Wniosek: nie ma co zajmować się polityką. Polityka to zabawa dla małych dzieci –powiedział Józef Szwejk. Co prawda powiedział to do tajnika, policyjnego wywiadowcy Bretschneidera, który go szpiclował, więc działając niejako pod przymusem. Ale coś w tym jest.
Zatem dziś zajmę się tematami naprawdę poważnymi, uciekać od polityki i od pogody także. Oto artykuł z BBC News. Lubię czytać ten serwis, choćby po to, aby wyjść z naszego „zaścianka” i odetchnąć świeżym powietrzem wielkiego świata i jego prawdziwych problemów. Do tego brytyjskie, angielskie, czyli najlepsze dziennikarstwo. Najlepsze i najbardziej bezstronne. Naprawdę? Do angielskiego czy anglosaskiego dziennikarstwa mam stosunek… powiedzmy, mocno szyderczy. Kiedyś wierzyłem w BBC i w anglosaskich dziennikarzy. Potem przeczytałem, co ci dziennikarze, ich szanowani protoplaści – wzorce niezależnego dziennikarstwa – wypisami np. o Polsce i Polakach po 1943 roku. W 1940 roku, w czasie bitwy o Anglie, pieli z zachwytu. Po konferencji w Teheranie zmienili zdanie całkowicie i w BBC i w Times-ie, - najważniejszej gazecie tamtego czasu. I to ci sami ludzie nie tracąc szacunku do siebie i wiary w demokrację i tzw. wartości wolnego świata.
Ale warto poczytać np. BBC i zobaczyć jak sprytnie przemycają ideologię postępową pod maska wolnego słowa. To także inny problem. Wracając do artykułu. Sam tytuł poraża: „Bridgerton ball promised glamour. It descended into chaos”. Po naszemu: Bal w Bridgerton – obiecywali wielki świat a wyszedł chaos. Istotnie. Kilka fragmentów: „Wydarzenie w Detroit w stanie Michigan, które odbyło się w niedzielny wieczór, zaprosiło fanów do „wkroczenia do czarującego świata epoki Regencji” z „wyrafinowaniem, wdziękiem i historycznym urokiem”.” Miało być: „Jedzenie w stylu Bridgertonów: indyk, szynka i wspaniałe stoły z deserami, na przykład makaronikami” a było „…rozmoczone kluski z sosem pomidorowym i małe skrzydełka kurczaka.” „Goście ubrani w eleganckie suknie balowe mówią, że z powodu braku krzeseł musieli siedzieć na podłodze, a niektórzy wychodzili wcześniej do McDonald's lub Burger Kinga, gdy zabrakło jedzenia.” W wielkim świecie nie ma zmiłuj. Na filmach w mediach społecznościowych, bo oczywiście znaleźli się ci, co filmowali komórkami owo wielkie wydarzenie kulturalno – towarzyskie, widać gości, głównie panie w kosztownych kreacjach snujących się po pustych salach. Z wysokiej kultury, tego anglosaskiego glamour organizatorzy balu zaoferowali tyko zmęczoną skrzypaczkę zapodającą muzę pod ścianą i wygibasy gołej tancerki na rurze, co nikogo nie interesowało, bo większość gości to były panie. Bilet na spotkanie z wielkim światem kosztował 200 dolców. Koszty kosmetyczki, fryzjera, nowej kiecki i butów był wielokrotnie większy. A tu takie rozczarowanie. Zamiast glamour skrzydełka z kurczaka, rozmiękły makaron i goła baba na rurze. „To było najgorsze wydarzenie, na jakim byłam. Moje imprezy w szkole średniej były lepsze” – żali się uczestniczka balu. Inni krzyczą o oszustwie wyrażając się w sposób uwłaczający o firmie, która zorganizowała owo wydarzenie ze sfery high lifu. Oburzanie jest tak wielkie, że pisze o nim nawet BBC News z odległego o tysiące kilometrów Londynu.
Ale zaraz. Ten wielki bal odbył się w Bridgerton, w Detroit. Wszyscy wiemy, nawet tu w Polsce, co to jest Detroit, miasto w stanie upadku i rozkładu. Jaki więc może być bal ze świata high life w Detroit? To tak, jakby organizować bal z wyższych sfer w Radomiu czy Koluszkach i dziwić się, że nie wyszedł. Nie umniejszając w niczym szanownym mieszkańcom i mieszkaniom rzeczonych miast czy miasteczek Prawdę mówić lepiej mieszkać w Radomiu niż w Detroit. Uczestnicy i uczestniczki zapłacili po 200 dolców, prawda. Co to jest 200 dolców? Jak u nas 200 złotych. Weźmy bal sylwestrowy, z końca ostatniego roku. Wydaje się, że za 200 złotych od osoby to za wiele chyba nie ma się co spodziewać? Żadnych rarytasów, ot minimum. Lichy lokal, marne żarcie, muzyka z taśmy, nie wiadomo czy na pół litra na głowę wystarczy. Na ruskiego „szampana” za 10, 12 złotych na parę powinno wystarczyć. I tyle. Co tu wymagać więcej? Ile płacisz, tyle dostajesz.
A tam, na balu w Detroit była jeszcze „wysoka” kultura. Wiadomo, hameryka! Wnętrza rzeczywiście piękne, choć puste, widać przepych dawno minionych lat. Wynajęcie takich miejsc kosztuje. Nic nie ma za darmo. Zwłaszcza w usa, szczególnie w upadającym czy upadłym Detroit. Kultura, zwłaszcza ta wysoka, równie wysoko kosztuje. Na orkiestrę zabrakło, budżet się nie spinał, starczyło na jedną i to marną skrzypaczkę. Dobre i to. Na skrzydełka z kurczaka, no i na tą dziewoję na rurze. Także kultura, choć nieco niższych lotów. Lub wyższych, zależnie jak wysoko panienka się wciągnie, wyciągnie lub rozciągnie na rurze. Dla każdego coś miłego. Zatem, nie wina organizatora, ale uczestników i uczestniczek. Za marne dwie stówy chcą być traktowani jak celebryci, rodzina królewska czy inni miliarderzy. Wkręcić się w wyższe sfery za marne gorsze. Błędne wyobrażenia, zwłaszcza przecenianie siebie. Potem wychodzi to, co zwykle. Wstyd, żenada i poruta.
Inne wydarzenie, tym razem z naszego, krajowego podwórka. Z pozoru zwykły wpadek drogowy, zderzenie dwóch aut: mercedesa i toyoty. Winny kierowca mercedesa. Toyota wypada z drogi, dachuje. Co robi sprawca wypadku? Goni z bronią kierowcę toyoty, dogania i zabija. Teraz trwa pościg policji za krewkim kierowcą mercedesa. Kim jest nerwowy kierowca? Ja wiem! To wściekły! Wściekły człowiek albo furiat. Za komuny nakręcili film pod takim tytułem. Bohaterem, tym tytułowym wściekłym był jakiś gość, który z obrzynem za pazuchą krążył po ulicach i zabijał przypadkowych przechodniów. Oczywiście dopadła go (socjalistyczna) sprawiedliwość pod postacią dzielnego i przenikliwego kapitan Milicji Obywatelskiej Zawady. Kapitana Zawadę grał ekranowy heros Milicji Obywatelskiej Bronisław Cieślak. Moim zdaniem, to tenże Wściekły wstał z grobu i wsiadł za kierownicę mercedesa. Pierwsza teoria.
Inne skojarzenie to Jan Maciej Karol Wścieklica, bohater i tytuł sztuki Witkacego. Autor, Witkacy, to jest Stanisław Ignacy Witkiewicz (1883 - 1939), tak charakteryzuje swego bohatera: „Wścieklica powinien podcharakteryzować twarz na ponuro, a w akcie 3cim być zupełnym trupem”. Witkiewicz, moim zdaniem, pisał kiepskie sztuki, ale zawierające interesujcie czy zabawne elementy. Czy zatem to imć Jan Maciej Karol Wścieklica zstąpiwszy z desek sceny siedział za kierownicą mercedesa i wystrzelił mordercze pociski do ofiary? Osobiście wątpię. Czy postać Jana Macieja Karola Wścieklicy z kimś się kojarzy? Chyba tak… Mamy przecież takiego wściekłego premiera. To nasz obrońca sprawiedliwości; krynica mądrości, wyrocznia prawdy; źródło wiedzy, co jest sprawiedliwe, a co niesprawiedliwe… Ten co był, jest i będzie. Jedyny, cudowny i niepowtarzalny Donald Wścieklica Tusk. Zwany także Furiatem. Który sam o sobie powiada, że jak widzi coś takiego, to taka go furia ogarnia… Ileż to razy pisano, że Tusk się wściekł. Dlaczego? Z mnóstwa powodów. A to, że deszcz pada. Albo że nie pada. Że jest opozycja. Że jest nie taka jak jego zdaniem być powinna. Że unia jest taka wspaniała, a Niemcy to najlepsze co mogło się zdarzyć. A podli, źli ludzie tego nie doceniają. Mnóstwo powodów by się wściec. Jan Maciej Karol Wścieklica był wściekły, bo z salonów stolicy, z fotela premiera wrócił do swej zagrody, na swoje własne gumno we wsi Niewyrypy Małe. Wścieklica miał prawo być wciekły, każdy to przyzna. Wściekły Wścieklica. Nawet pasuje. Nasz Donald Wścieklica Tusk podobnie wrócił z brukselskich salonów do naszego polskiego bagna, na nasze gumno. Czy nie ma prawa być wściekły i to od rana do nocy? Nawet jak budzi się w nocy i idzie na siku to także jest wściekły. Co to się dziwić, że budzi się wściekły i zasypia wściekły. Śpi wściekły i wściekłe ma sny, a dzień cały pełen jest furii. Aż nim telepie.
I dajmy na to, jedzie drogą po ciężkim tygodniu pracy, cały tydzień wściekły, swoim wychuchanym mercedesem a jakiś prostak z toyoty zajeżdża mu drogę… Toż nawet święty by się wściekł. A co dopiero nasz Furiat! No i, cóż… Zdarzyło się to, co się zdarzyło. Czy to znaczy, że to wściekły kierowca mercedesa jest winny temu zdarzeniu? Oczywiście nie. Wściekły jest wściekły, bo taka jest jego natura. Czy chodzi tu o Jana Macieja Karola Wścieklicę ze wsi Niewyrypy Małe czy Donald Wściekły Tusk z miasta Zoppot, obecnie i niesłusznie zwanego Sopotem. Wściekły kierowca jest zatem niewinny. Kto jest winny? Rzecz jasna, ten drugi, kierowca toyoty. Mógł przecież ustąpić drogę mercedesowi, poczekać, skręcić przed im, zjechać z drogi bodaj do rowu, nie wjeżdżać wreszcie z domu. Mnóstwo dowodów jego winy. Szczęście, że nie żyje, inaczej nasza oczyszczona praworządność dałaby mu do wiwatu.
Czy policja załapie tego furiata? Moim zdaniem to bez znaczenia. Osiągnęliśmy takie wysokie standardy praworządności, na takie wyżyny wzniosła się prokuratura, a sądy są pełne tak nieskalanych mężów i żon, że Wściekły nie może zostać skazany. Nawet jak go policja złapie, to i tak prokurator go nie oskarży. Jeśli prokurator wniesie akt oskarżenie, to sąd go nie skaże. Jeżeli sąd wydałby wyrok skazujący, to Wściekły się tylko roześmieje. Powie, że to nie jest sąd. To co było, to nie rozprawy a spotkania trzech facetów w togach. On nie uznaje takiego sądu i to nie wyrok a tylko poglądy tych trzech gości. Nie jest to sąd, bo żaden nie jest sędzią. Jeden nie jest sędzią, bo urodził się w roku parzystym, drugi ma na imię Marian, a trzeci nosi okulary. Żaden nie jest prawdziwym sędzia i ja Wściekły to wiem. Ja i tylko ja, Wściekły, decyduję kto jest sędzią, a kto nim nie jest. Co jest wyrokiem, a co tylko pogadanką lub poglądem. Gdyby zapadł słuszny wyrok, sprawiedliwy, uniewinniający, to by się mu podporządkował. A tak, to on czka na taka sprawiedliwość i wyjeżdża do Brukseli. Lub Berlina po kolejny order i zaszczytne stanowisko pokojowca (inaczej lokaja) piątego szambelana dworu cesarskiego w Poczdamie. Albo i nie wyjeżdża, bo na zadania do wypełnienia, i praworządność do przywrócenia. Bo praworządność to taka sprawiedliwość, która jemu czyni dobrze, a nie innym. I o to chodzi.
Jeszcze jedna informacja z usa, dokładnie z Chicago. Według badań, testów jakie wprowadzono tylko 25 % studentów, absolwentów szkół średnich w tym mieście umie czytać. Co oznacza, ze średnio 3 na 4 uczniów szkól średnich w Chicago nie umie czytać, są analfabetami. Takie są wyniki wprowadzonych standaryzowanych testów. Atoli są już glosy, że standaryzowane testy to rasizm, kolejne narzędzie ucisku białych nad czarnymi. Jest wyjście. Dla czarnych studentów trzeba wprowadzić standaryzowane testy, ale standaryzowane według nich. Może trzeba by je zapisać pismem obrazkowym? Będzie dobrze. Tak to już bywa. Tak to jest. Czarni są równie mądrzy jak biali tylko testy są rasistowskie. Jedni chcą się wkręcić w wyższe sfery psim swędem za lada gorsz, inni są wściekli od rana do wieczora. I mają rację. Tyle jest powodów do furii. Jednych zżera ambicja, inni płoną z wściekłości. Są i tacy co nie zdają testów, bo nie umieją ich przeczytać. To jak maja zdać?
Tylko moja obietnica, że dziś nic o polityce, spaliła na panewce. Wszystko przez wściekłego kierowcę mercedesa i skojarzenia. Ale to chyba także normalne. W końcu obietnice są po to, by ich nie dotrzymywać. Ale o pogodzie nic nie było. To plus. Tak biegnie czas. Dla jednych dobry, dla innych podły, dla wielu zwyczajny. Jak chmury na niebie. Wściekli się wściekają, frustraci frustrują, głupi głupio gadają. Lub piszą. Tak to zwyczajnie bywa. Psy szczekają karawana jedzie dalej. Za dwa tygodnie znowu będzie o czym pisać. Psy są po to, aby szczekać. Czasem ugryźć, ale głównie szczekać.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 202 odsłony
Komentarze
jak to podsumować?
1 Października, 2024 - 09:14
Nie tacy są Polacy, jaka jest Polska, tylko taka Polska, jacy Polacy . A gadanie, że połowa to nie Polacy to chowanie głowy w piasek.
Czesław2