Gdzie są Jego prochy?

Obrazek użytkownika Żołnierze Wyklęci

Gdzie są Jego prochy? - podsumowanie dziennikarskiego śledztwa Grażyny Starzak Wykłady "Gdzie są jego prochy? - relacja z dziennikarskiego śledztwa" Grażyny Starzak oraz "Powojenne losy ogniowców" Krzysztofa Strauchmanna stanowiły jeden z najmocniejszych punktów ogólnopolskiej konferencji naukowej "Wokół legendy Ognia. Opór przeciw zniewoleniu. Polska - Małopolska - Podhale 1945-1956" , która odbyła się w dn. 9-11 marca 2007 roku w Nowym Targu. Obu wykładom poświęcone są osobne artykuły. Grażyna Starzak, od wielu lat pracująca w "Dzienniku Polskim", jest autorką licznych reportaży i tekstów magazynowych. Krzysztof Strauchmann kilka lat pracował w Oddziale Podhalańskim "Dziennika Polskiego". Gdzie są jego prochy? Grażyna Starzak dziennikarskie śledztwo dotyczące pochówku "Ognia" przeprowadziła w 2004 r. - Zebrałam dziesiątki dokumentów, przeprowadziłam wiele rozmów, wysłuchałam wyznań, śledziłam wiele tropów, analizowałam liczne domysły. Nie przypuszczałam, że tak wiele osób i w tak różnym wieku interesuje się tą postacią - mówi. Jak podkreśla, nie dotarłaby do wielu zaskakujących odkryć, gdyby nie ludzie różnych zawodów, których połączyła fascynacja postacią Józefa Kurasia "Ognia" i jego historia, i którzy często na własną rękę, bądź na prośbę dziennikarki - badali, szperali, szukali, sprawdzali ślady i tropy prowadzące do odpowiedzi na pytanie, gdzie znajduje się ciało partyzanta z Podhala. Wśród osób tych byli m.in. dr Andrzej Ślęzak, dyrektor Szpitala im. Stefana Żeromskiego w Krakowie, prokurator Ida Marcinkiewicz, informatyk Piotr Walczak czy w końcu pragnący zachować anonimowość ksiądz proboszcz jednej z parafii w Małopolsce. Ślady, które zbadała Grażyna Starzak, prowadzą najpierw do wojewódzkiej siedziby Urzędu Bezpieczeństwa w Krakowie, gdzie - według zeznań świadków - miały trafić zwłoki "Ognia", który - przypomnijmy - osaczony w domu w Ostrowsku, śmiertelnie postrzelił się w głowę. Dalej tropy wiodą do... zakładu anatomii Akademii Medycznej Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Jak podaje Grażyna Starzak, ciała wielu tzw. bandytów - partyzantów lub ludzi wrogich systemowi - którzy zginęli w czasie wojny lub tuż po niej - trafiały na miejscowy cmentarz do wydzielonej choć utajnionej kwatery, albo do zakładów anatomii jako materiał do ćwiczeń dla studentów medycyny. Tak postąpiono np. ze zwłokami "Odyńca" - podporucznika Antoniego Wodyńskiego (VI Brygada Wileńska AK), które - po pół roku przechowywania w chłodni - wydano do ćwiczeń studentom medycyny Zakładu Anatomii Prawidłowej we Wrocławiu. - Niewykluczone więc, że osoby będące wówczas studentami AM UJ, widziały ciało "Ognia" na prosektoryjnym stole - mówi Grażyna Starzak. Jedną z takich osób jest dr Roman Kozłowski, dziś legenda lekarzy krakowskich, wspaniała osoba. Twierdzi, że w zakładzie anatomii zobaczył wówczas zwłoki "Ognia", nie ma jednak pewności. Taka wieść rozeszła się wówczas wśród studentów i profesorów. Pani Janina, chcąca zachować anonimowość, dziś emerytowany pediatra, przypomniała sobie pewne zdarzenie z 1947 r., gdy studiowała na Akademii Medycznej w Krakowie. Miała akurat zajęcia z anatomii opisowej. Przezwyciężając strach, zaglądnęła do jednej z sal. Na stole zobaczyła ciało "zwalistego mężczyzny z charakterystyczna bródką". Później od jednego z kolegów dowiedziała się, że na ich wydział trafiły zwłoki jakiegoś partyzanta z Podhala, o pseudonimie "Ogień". Po lekcjach anatomii woźni zbierali szczątki do wiader. Części miękkie palili, kości wkładali do drewnianych skrzyń i zawozili na cmentarz Rakowicki. Kolejny ślad prowadzi więc na Rakowice.Tymczasem, w latach 80., w niewyjaśnionych okolicznościach wybuchł pożar w zakładzie anatomii opisowej Akademii Medycznej UJ. Zniszczeniu uległa cała dokumentacja dotycząca zwłok, które trafiały do zakładu w 1947 r. - Osoby, którym zależało na zniszczeniu dokumentacji, nie przypuszczały jednak, że adnotacje na ten temat znajdują się również w archiwum cmentarza Rakowickiego, które przeszukał informatyk Piotr Walczak, zainspirowany przez dr. Andrzeja Ślęzaka - mówi dziennikarka. Czy zwłoki "Ognia" trafiły na Rakowicki cmentarz w skrzyni, opatrzonej napisem z trzema wykrzyknikami "nie ekshumować"? I czy znajdują się w miejscu wskazanym przez księdza proboszcza obdarzonego wyjątkowo silnym biopolem? - Proszę pamiętać, że to wszystko mówi wam dziennikarz, nie historyk - zaznaczała autorka wykładu. Na zakończenie dodała, że Instytut Pamięci Narodowej nie ustaje w poszukiwaniach pochówku "Ognia", i że być może przyniosą one efekt, który nie będzie budzić żadnych wątpliwości. Ich powojenne losy - Nie jestem historykiem, jestem dziennikarzem, a ta prelekcja to moje przemyślenia po spotkaniach z ludźmi, z którymi rozmawiałem - zaznaczył na początku wykładu "Powojenne losy ogniowców" Krzysztof Strauchmann. Według opracowań resortu spraw wewnętrznych, w marcu i kwietniu 1947 r. na terenie woj. krakowskiego ujawniło się ponad 500 członków oddziału "Ognia", w powiecie nowotarskim ujawniło się 230 osób. - Dowódca IV Kompanii Jan Batkiewicz zadbał, by wychodzili z lasu z godnością, nie tylko z poczuciem porażki - mówi Krzysztof Strauchmann. 25 marca 1947 r. w tajemniczych okolicznościach ginie Kazimierz Białoński "Rudy", członek oddziału "Powichra". Dwóch umundurowanych ludzi zastrzeliło go w Zakopanem, podczas spaceru z dziewczyną (prawdopodobnie agentką bezpieki). - Śmierć ta była głośno komentowana przez ludzi "Ognia". Był to dla nich sygnał, że mimo ujawnienia się, władza dobiera się do nich - mówi Krzysztof Strauchmann. - "Dlatego za bardzo nie spaliśmy w domu, znowu się trzeba było po stodołach chować" - przytacza wspomnienia Stanisława Komperdy. W dziwnych okolicznościach w areszcie w Ochotnicy powiesił się "ogniowiec" Józef Cebula. - To jest dość podejrzane, może to było samobójstwo, a może coś innego - mówi autor wykładu. Kolejny przypadek "samobójstwa" to śmierć Piotra Wybrańca, który w areszcie w Nowym Targu miał sobie poderżnąć... brzuch nożem. Część "ogniowców" wróciła więc do konspiracji. Tak powstał oddział "Wiarusów". Inni próbowali uciec na Zachód. Nie wszyscy mieli jednak taką możliwość. - Gorczańskie lasy do 1956 r. były miejscem schronienia dla pojedynczych osób ze środowiska "ogniowego" - mówi Krzysztof Strauchmann. W 1952 r. UB rozpoczyna operację "Ogniwo", której celem jest planowe rozpracowanie środowiska "ogniowców". Był to jednak dopiero początek wieloletniego okresu represji, którym poddawani byli zarówno ludzie "Ognia", jak i ich rodziny. Więzienia, represje w miejscu pracy, niemożność znalezienia zatrudnienia, życie w ubóstwie - to tylko niektóre konsekwencje podziemnej walki partyzantów. Źródło: e-Zakopane.info> Grażyna Starzak - Gdzie pochowano "Ognia"? - część 1 (z 13)> Strona główna>

Brak głosów

Komentarze

Tylko jakoś te biopola dziwnie brzmią. :\

Vote up!
0
Vote down!
0
#728