Z pamiętnika męża zaufania 2011, część 2/2

Obrazek użytkownika starykibol
Kraj

Wchodzi do lokalu dwóch chłopaków, widać od razu, że młodzi. Siadają z kartami przy stole z przegrodami. Jeden z nich – rzut oka na swoją kartę i – głowa za przegrodę, do kolegi. Klasyczny „odruch ucznia” – pokaż jak napisałeś.

Dobre wychowanie – jedni wchodząc mówią głośno i wyraźnie „dzień dobry”, wychodząc „do widzenia”. Ale i tacy, którzy wchodzą jak do obory…

Sposoby składania i wkładania kart do urny to cała historia: na pół w poprzek, na pół wzdłuż. Czasem nawet na cztery. Oddzielnie Sejm, oddzielnie Senat, Senat w Sejmie, Sejm w Senacie. Wkładając do urny trzymanie palcami u dołu, trzymanie u góry.

Po południu idę z żoną i synem do mojej komisji zagłosować. Wychodząc z lokalu chowam plakietkę męża zaufania do kieszeni marynarki. Na korytarzu czepia mnie starsza kobieta:
- Przepraszam, pan wyszedł z tamtej komisji – czy pan jest mężem zaufania?
- Tak.
- A z jakiej partii, jeśli można spytać?
- Prawo i Sprawiedliwość.
- Acha, to jednak jesteście (z wyraźnym zadowoleniem). I jak będziecie sprawdzać?
I dalej przepytuje mnie dokładnie, ale z wyraźną sympatią i ulgą, że ktoś jednak patrzy na ręce.

Do lokalu wchodzi para staruszków. Właściwie wchodzi tylko pani, bo pan jest na wózku pchanym przez panią. Jest wiele osób niepełnosprawnych, o laskach, poruszających się z widoczną trudnością. Taki widok chwyta ze serce.
Mam wrażenie, że spośród tych, którzy mają problem z odczytaniem kart, jest grupa, których problemy z ostrością widzenia nie wynikają ze słabego wzroku…

Miło widzieć, jak ktoś nie wertuje karty (a faktycznie – książeczki) do głosowania do Sejmu. Tylko stawia krzyżyk na pierwszej stronie (czyli na PiS). Złapałem się na tym, że jak widzę kogoś, kto właśnie przeciwnie – wertuje, to chciałoby się podejść i powiedzieć (a la Tadziu Ł., kumpel z akademika): no i czego wertuje? Czego przewraca te kartki? Niech stawia krzyżyk na pierwszej stronie i spada.. He he...

Koło 12-ej pierwsza reakcja wyborców, która niekoniecznie robi miłe wrażenie. Do lokalu wchodzi starszy gość, podchodzi do stołu komisji i patrząc na mnie, bardzo zdecydowanym głosem mówi:
- A ja chciałbym wiedzieć kto uczestniczy… Kto to jest ten pan?
Odpowiadam:
- Jestem mężem zaufania.
On: A czyim? Chcę zobaczyć wizytówkę.
Wstaję, podchodzę do niego, pokazuję wizytówkę.
Odpowiedź: Acha.
Wracam na miejsce. Koniec „akcji”, ale początek był ciekawy.

Inny obrazek. Kobieta w średnim wieku po odebraniu karty rozgląda się – nie ma wolnych krzeseł. Staje na boku, aby postawić krzyżyk na stojąco. Podkłada pod kartę do głosowania kalendarz z Janem Pawłem II. Piękne uczucie – nie mam wątpliwości, że nie będzie przewracać kartek.

14:00 – drugi komunikat komisji o frekwencji: ponad 600 kart wydanych (w tym 8 „na zaświadczenia”), frekwencja 27,7%.

Robię sobie przerwę. Idę do domu – obiad i koniecznie drzemka. Wstałem przecież koło 5-ej, a nie wiadomo, o której położę się. Trochę bałem się tego – przecież powinienem pilnować urny cały czas. Ale jak się okazało, że przewodniczący komisji jest z komitetu „zaprzyjaźnionego”, a wiceprzewodniczący głosował na PiS, to chyba mogę. Wracam do lokalu po 17-ej.
1800 – trzeci komunikat komisji o frekwencji: ponad 1000 kart wydanych (w tym 23 „na zaświadczenia”), frekwencja 45,5%.

Podchodzi do mojego stolika mężczyzną z kartą głosowania do Senatu i pyta:
- Gdzie jest Morawiecki?
- Przykro mi, ale nie mogę panu pomagać.
- To niech mi pan przeczyta wszystkich.
Kandydatów jest trzech. Proste. Genialne.

Około 30letnia kobieta czyta nazwiska na karcie do głosowania. A siedzący obok 4-5letni chłopiec podśpiewuje: „… za twoim przewodem złączym się z narodem…”.

Dochodzi 21-ta. Jeszcze jakimś rzutem na taśmę wchodzi grupka wyborców, ale ogólnie zaczyna się robić pusto. O 21ej zamykają lokal.
Wzmagam czujność – w końcu liczenia głosów jest najważniejsze.
W komisji jest kilka energicznych osób. Dwóch facetów bierze się od razu za urnę – chcą wysypywać karty na podłogę. A przecież – nie wolno! Podchodzę do przewodniczącego i mówię: czy nie sądzi pan, że najpierw należy policzyć niewykorzystane karty? A póki co, to urny nie wolno otwierać? Trochę obawiam się reakcji, ale reaguje w porządku – faktycznie, ma pan rację. Więc tylko plombują wlot do urn i zostawiają je w spokoju. Na moment. Po rozpoczęciu liczenia kart niewykorzystanych „aktywni” znowu wracają do urny i mówią: wy liczcie czyste karty, a my będziemy segregować głosy; będzie szybciej. Przewodniczący (młody chłopak, fajny, ale bez doświadczenia) ulega. Szybko więc analizuję sytuację: czy mam się upierać (dla sprawy mogę to zrobić, ale wiem, że to zepsuje atmosferę), czy też odpuścić. Myślę więc: skutki, efekty… Czy to czymś grozi? Dochodzę do wniosku, że nie – czyste karty są na jednym końcu sali, a urny chcą opróżniać na przeciwległym. Staję więc sobie pomiędzy.
Nie będę opisywał całego procesu liczenia. Nie było źle, choć mogło być dużo lepiej. Najważniejsze, że nie było żadnych przekrętów, oszustw, itp. Skończyliśmy o 4:50. O 5ej jestem w domu. Nieźle – 24 godziny (z 1,5 godzinną drzemką). Już dawno nie miałem takiego maratonu. Ale jestem zadowolony. I dumny. Nie siedziałem w domu narzekając. Zrobiłem coś. Nie zbawiłem świata, ani Polski. Ale zrobiłem to, co mogłem. Żeby każdy z nas, każdy z kilku milionów to zrobił. Ech… jak to powiedział kiedyś trener Czesław Michniewicz do piłkarzy: niech każdy poprawi się o 10%, to drużyna będzie lepsza o 100%. Manipulacja, ale jakże pragmatyczna.

Brak głosów

Komentarze

 wielkich bohaterskich ,ale codzienne konsekwentne działanie w konsekwencji daje 

efekty .

Niby pozytwywizm, ale ja czuje w tym nutke romantycznej postawy:) 

 

Vote up!
0
Vote down!
0
#207628

Żeby tylko ktoś zadzwonił, na numery telefonów jakie zostawiłem na siebie i mojego syna...
Może nie byłbym tak wściekły, kiedy zobaczyłem,że Męża
Zaufania nie ma.
W okolicznych komisjach TAKŻE...
Pozdrawiam

"My nie milczymy, my rośniemy,zmieniamy w siłę gorzki gniew- I płynie w żyłach moc tej ziemi, jak sok w konarach starych drzew" Yuhma

Vote up!
0
Vote down!
0
#207629