Szukam pracy – moje przygody – monter narzędzi budowlanych – część III
Przez ostatnie dwa tygodnie sporo się wydarzyło, uczestniczyłem między innymi w III Pikniku dla Rodzin Zastępczych, byłem z wizytą w mieście królów, a także prowadziłem prace związane z uruchamianiem wirtualnego słupka ogłoszeniowego Bazaroskop. W tym samym czasie również intensywnie szukałem pracy. W przeciągu dwóch ostatnich tygodni odbyłem kilka krótszych lub dłuższych rozmów wstępnych, dziś powracam do moich przygód związanych z poszukiwaniem pracy.
Wstęp
Jakiś czas temu w jednym z portali ogłoszeniowych pojawiło się ogłoszenie „firma zatrudni montera narzędzi budowlanych”. Nie było podanego adresu mailowego, nie było strony www, ale był podany numer telefonu komórkowego. Zadzwoniłem, odebrał jakiś pan. Umówiłem się na spotkanie następnego dnia w siedzibie firmy. Firma mieści się na peryferiach Bielska-Białej, w dzielnicy Wapienica.
Dzień pierwszy
Pojechałem na wymienioną podczas rozmowy telefonicznej ulicę, ulica ta jest dość długa, z jednej strony biegnie droga szybkiego ruchu a z drugiej są jest zlokalizowane kilkanaście rożnych firm, w tym betoniarnia. Poszukiwanie hali lub biura firmy oferującej zatrudnienie zajęło mi około godziny. Pytałem w różnych częściach tej ulicy o firmę X ale nikt nie potrafił odpowiedzieć na pytanie czy firma X istnieje ani gdzie się ta firma znajduje. Chociaż podałem ulicę wraz z numerem nie wiedziały gdzie to jest dwie panie, sekretarki dwóch różnych firm. Pani z portierni jeszcze innej firmy także nie wiedziała. Magazynier który ładował towar wózkiem widłowym na placu jakiejś firmy również nie był w stanie mi udzielić jakiejkolwiek wskazówki. Zrezygnowałem z poszukiwania i wróciłem do domu.
Dzień drugi
Następnego dnia zadzwoniłem ponownie pod podany telefon i umówiłem się z panem jeszcze raz. W końcu do trzech razy sztuka. Wytłumaczyłem rozmówcy telefonicznie że byłem, szukałem ale nikt nie potrafił mi wskazać siedziby firmy. Gdy pojechałem ponownie pod wskazany adres udało mi się odszukać tą firmę. Okazało się że owszem firma ma szyld widniejący nad drzwiami wejściowymi do budynku, ale patrząc od strony ulicy tego szyldu w ogóle nie widać gdyż zasłaniają go wysokie drzewa. Dopiero gdy wejdzie się pomiędzy drzewa a budynek firmy to można dostrzec ten szyld. A podobno „reklama dźwignią handlu”, więc chyba dobrze jest poprawnie oznakować swoja firmę aby można ją było łatwo znaleźć. No chyba że się produkuje nielegalny towar lub zatrudnia pracowników bez umowy.
Rozmowa wstępna
Na rozmowę wstępną musiałem chwile poczekać, gdyż pan który miał ze mną rozmawiać akurat rozmawiał z kimś innym. W końcu nadeszła moja kolej. Sympatyczny pan z nogą w gipsie ( może to kierownik? ), przejrzał moje CV, zapytał mnie o kilkanaście różnych detali związanych z CV. W pytaniach między innymi padło dlaczego nie przedłużono mi umowy u poprzedniego pracodawcy, a także czy planuję jakieś dłuższe wyjazdy oraz czy mam dzieci. Pan zapytał mnie także o moje oczekiwania wobec firmy. Odpowiedziałem że interesuje mnie stabilna praca, nie mam planów związanych z wyjazdem gdyż w Polsce jest w sumie dość dobrze pod warunkiem że ma się z czego utrzymać. Dałem do zrozumienia panu z nogą w gipsie że na podjęciu pracy zleży mi bardzo.
Praca którą oferował pracodawca jest związana z montażem narzędzi budowlanych. Jest to montaż poziomic, takich jakich używa się podczas remontów budowlanych lub poziomowania sprzętu AGD. Praca miałaby polegać na zakładaniu plastikowego elementu wypełnionego jakimś płynem do aluminiowego profilu, a następnie komputerowym wyważeniu takiej poziomicy aby bąbel powietrza znajdujący się w tym plastikowym elemencie poziomicy pokazywał poprawnie poziom. Pan z nogą w gipsie zapytał mnie czy taka praca by mi odpowiadała, a następnie stwierdził że on sam mógłby wykonywać ta pracę, ale jest to dla niego zbyt monotonne zadanie. Oczywiście że by mi odpowiadała ta praca, być może trochę monotonna ale jak najbardziej do nauczenia i wykonywania.
Gdy rozmowa dobiegała już końca pan z nogą w gipsie powiedział szczegóły dotyczące stawki godzinowej. Był to rząd wielkości 11 – 12zł brutto, powiedział także że ma 3 osoby chętne na to stanowisko i że musi się zastanowić i wybrać któregoś z kandydatów.
Umówiliśmy się na telefon dwa dni później, akurat wtedy wypadał piątek. Obiecał zadzwonić i mnie poinformować jaka jest jego decyzja.
Moje przemyślenia
Nie zraziła mnie wpadka z oznakowaniem siedziby firmy, no cóż, najwyraźniej nie wszystkim zależy na bezproblemowym dotarciu klientów do siedziby firmy. Magazynier który dzień wcześniej ładował wózkiem widłowym jakiś towar na samochód robił to dokładnie przed tą halą tej firmy której szukałem ja. Ale ten magazynier nie wiedział że w tej hali mieści się firma X. Ot zagadka, albo raczej brak dobrego oznakowania.
Praca fajna, komputerowo - manualna czyli taka jak lubię, a także wizja zarabiania 11 czy 12zł brutto to argumenty przemawiające za podjęciem takiej pracy. Zawsze to lepsza opcja niż praca w ochronie za 6zł brutto na godzinę. Rozmowa z panem z nogą w gipsie konkretna. Nie był to ani jego monolog ani mój, po prostu rozmowa dwóch ludzi z czego jeden jest kierownikiem a drugi szuka pracy.
Czekałem z niecierpliwością na jego telefon. Gdy upłynęło już pół piątku a telefon uparcie milczał zadzwoniłem ja. Przypomniałem się, pan bezproblemowo skojarzył sobie moją osobę, niestety jego odpowiedź była negatywna. Zdecydował się wybrać innego kandydata.
Podsumowanie
Mijają kolejne dni a pracy jak nie ma tak nie ma. Każdego dnia przybywają kolejne firmy do których uparcie wysyłam CV. Na dzień dzisiejszy jest ich już 98. Aż tyle firm zapoznało się, ( lub nie zapoznało się ) z moim CV. Aż tyle firm miało szansę zaprosić mnie na rozmowę wstępną. Ale z tej szansy skorzystało raptem kilka firm. Firma produkująca narzędzi budowlane była jedną z takich firm.
Dlaczego uparłem się aby wysyłać CV a nie jechać do tych wszystkich firm?
Zdecydowanie wolę przyjechać na zaproszenie tych firm które uznają że mogę im się do czegoś przydać, niż wciskać się na siłę bo tak trzeba. Jazda w ciemno, zatrzymanie się na portierni, ochronie lub sekretarce nie należy do najprzyjemniejszych. Pytania w stylu „był pan umówiony" - nie, nie byłem. „To proszę się umówić" albo "proszę zostawić CV a ja przekażę". Równie dobrze można wysłać CV i poczekać na kontakt. A jak się nie skontaktują to znaczy że albo nie szukają pracownika, albo nie spełniam oczekiwań pracodawców, albo moje CV po prostu umknęło, lub trafiło do spamu, bo i tak się może zdarzyć, zwłaszcza że sporo firm podaje niekomercyjne adresy mailowe, na przykład Gmail.
Każda rozmowa telefoniczna, każdy wyjazd generuje jakiś koszt, jechanie 6 km po to aby pani z ochrony powiedziała „proszę zostawić CV u mnie, a ja przekażę do kadr” mija się z celem. Być może to zły tok myślenia, być może trzeba się „wcinać na siłę” usiłując „złapać bezpośredni kontakt z szefami różnych firm” ale do takiego działania trzeba mieć przede wszystkim wiele wiary we własne siły, a to nie każdy posiada.
„Co nas nie zabije to nas wzmocni” – kolejna porażka w poszukiwaniach pracy, ale to nic, szukam dalej. Gdzieś chyba w tym Bielsku jest jakaś firma która faktycznie jest zainteresowana zatrudnieniem kogoś kto chce pracować, gdzieś chyba w tym Bielsku jest taka firma która przegląda chociaż cześć dokumentów które przysyłają osoby ubiegające się o pracę. I ja tą firmę zamierzam znaleźć. Jak już pisałem w starszych wpisach mam ze swojego otoczenia co najmniej 5 osób które będąc w wieku produkcyjnym szukają pracy. A ile takich ludzi jest w Polsce?
A przy okazji, mając na uwadze mój portal Bazaroskop oraz poszukiwanie pracy rozpocząłem badanie pewnego zjawiska. Dotyczy ono stopnia zaangażowania pracowników poszczególnych firm w jedną ze spraw firmowych a mianowicie korespondencją elektroniczną. Wyniki cząstkowe tego badania wcale nie są optymistyczne.
Reasumując, nadal szukam pracy, podobno „kto szuka ten znajdzie”. Tymczasem to tyle, wkrótce kolejna część moich przygód, zapraszam do lekturki.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1441 odsłon
Komentarze
Powodzenia w poszukiwaniach:-)
26 Maja, 2011 - 17:35
Mnie niestety czeka emigracja. Pracę mam. Nawet trzy a czasami i cztery. Poważnie. Pracuję w tygodniu od 8:30 do 16:30 w jednej pracy. W drugiej od 17 do 19 lub 21. W weekendy jeżdżę jako dostawca pizzy. Czwartą praca (w zastępstwie dostawcy) jest praca w promocjach, ankietach. Już zapomniałem co to jest odpoczynek... Moja żona też zapomniała, co to jest odpoczynek. Ma męża na papierze. Moje dzieciaki chodzą spać okolo 22. Dlaczego? Całą trójka czeka by zobaczyć tate...
Chcę, by moje dzieci żyły w wolnej Polsce!
jazzon?!
26 Maja, 2011 - 21:54
MUSISZ tyle zaiwaniać? Na serio potrzebne Ci tyle pieniędzy? Zastanów się, bo niekiedy rezygnacja z paru stów kosztem rodziny to cenne wyjście.
Żal rodziny, dzieciaków...:(
PS. pluszak - trzymam kciuki, szkoda że jesteś z BB, bo w Katowicach i okolicach na pewno coś byś znalazł.