Przemoc, polityka, liberalizm i jeszcze zdrowy rozsądek
Gadam se właśnie na Salonie z liberałem Ezekielem. No i gadamy se o czymś takim jak przemoc. Ezekiel wystukał tekst o tejże przemocy i w dodatku wmieszał we wszystko katolików. Ale to co wydało mi się wiele mówiące to zdanie, które przeczytałem w jego komentarzu pod wpisem, a brzmi ono tak: „Wynika z tego, że uważają ten sposób wychowania za dobry. Z tego wynika, że przemoc fizyczna ich nie brzydzi.” No powiedzcie, że esencja liberalizmu, nie? Mieszczanina i nowoczesnego intelektualisty – jak w mordę strzelił – można chyba ładnie zapakować i wysłać do Sevres jako wzorzec liberalizmu, może się przyda jakiejś przyszłej cywilizacji. Nie napisał, że przemoc może się nie podobać czy że uznaje ją za złą (zresztą co jest złe dla postmodernisty? Czy nazywanie czegoś złem lub dobrem to faszystowski totalitaryzm? - ale to tak na marginesie), ale że właśnie „brzydzi”.
Nie chce się już niehumanitarnie pastwić nad humanistą Ezekielem, trochę sobie już pofolgowałem w komentarzach, ale wydaje mi się, że normalny, nie zaczadzony ideologią człowiek przemocą brzydzić się nie może.
Zróbmy taki eksperyment myślowy: ja i Ezekiel (czy tam inny liberał) zostajemy zamknięci sami w pustym pokoju. Zamyka nas pewien Ktoś, który mówi, że mamy się dogadać co do przyszłej władzy w naszym państwie – jego to nie interesuje jak i co postanowimy, chce po prostu, żeby za 3 godziny mu ktoś z nas, albo oboje zakomunikował kto i w jaki sposób będzie rządził. Idziemy do pokoju oczywiście razem ze swoimi „ideologiami” – z tym co uważamy na temat tego jak powinna wyglądać polityka, sprawowanie władzy, miejsce w tym wszystkim szarego człowieka. Czyli Ezekiel ze swoim demoliberalizmem, przekonaniem o nadrzędności „przyrodzonych i uniwersalnych praw człowieka” ponad wszystko inne, pacyfizmem i wiarą w to, że każda decyzja polityczna powinna być oparta na consensusie, a nie wywierana za pomocą siły. Ja, załóżmy, uważam odwrotnie.
No i co? Zasuwa żelaznych, dwustukilogramowych drzwi się zatrzaskuje, zostają tylko cztery gołe ściany, ja, Ezekiel, nasze poglądy i decyzja co do wizji przyszłej – powiedzmy - Wolnej Polski. Czyli dwie skrajne postawy i konieczność wyboru którejś. Tak więc mamy Drogi Czytelniku do czynienia z POLITYKĄ – tak jest – gołą, obraną ze wzniosłych przemówień, artykułów prasowych, abstrakcyjnych teorii naukowych i skupiających intelektualistów międzynarodowych kongresów „cośtam” zalecających, sprowadzoną do swej istoty polityką.
Jak łatwo się domyślić Ezekiel będzie chciał postulować słuszność swoich poglądów, tłumacząc mi z przymrużonymi oczami, że przecież obowiązują „przyrodzone i niezbywalne prawa człowieka” – „także w tym pokoju” – zdawał by się uderzać w tego typu tony. „Z nich wynika wolność słowa, powszechne prawo do głosowania i demokracja!” – przekonywał by mnie pewnie liberalną nowomową, choć o ile miałby odrobinę oleju w głowie, zaczynał by dostrzegać, że w naszym zamkniętym na cztery spusty pokoju to tylko i wyłącznie czcze gadanie, zwłaszcza jeśli widziałby brak entuzjazmu na mojej twarzy. Tu już oczywiście dobijamy do kluczowej kwestii jaka miała się wyłonić z tej (alegorycznej) historyjki, a brzmi ona tak: CZY MNIE TO DO CHOLERY MUSI OBCHODZIĆ co Ezekiel wykoncypował sobie w swojej główce? To nie jest tak, że my to mamy ustalić – to ma zostać ustalone. Bo co zmieni jeśli Ezekielowi złamię rękę, albo nawet uduszę go w tym pokoju sznurówką i zapukam do drzwi z wiadomością, że decyzja jest już podjęta? No nic nie zmieni!
Myślę, że po takim doświadczeniu Ezekiel zrozumiał by, że całe te jego „prawa człowieka”, pacyfizm i w ogóle cała ideologia jest tyle co gówno warta o ile nie jest poparta rzeczywistą siłą. Ten pokój to alegoria – można się w nim znaleźć wchodząc do ciemnej uliczki; jesteśmy w nim również cały czas kiedy żyjemy na tej planecie. System z którym mamy do czynienia obecnie nie jest oparty na żadnych wolnościach obywatelskich , prawach człowieka czy innych ideologiach, lecz funkcjonuje tylko i wyłącznie za pomocą aparatu przymusu. Nie ma znaczenia kto ma rację – znaczenie ma to, kto ma siłę by tą rację udowodnić. Pacyfiści mogą gadać w kółko, że brzydzą się przemocą, ale nie rozumieją tego, że tak właśnie mogą robić, bo zapewnia im tą możliwość nic innego jak właśnie przemoc.
Cała nędza pacyfistycznych społeczeństw to właśnie to, że nie przychodzi im do głowy rzecz taka, że sąsiadującego z nimi społeczeństwa może to absolutnie nic nie obchodzić. Jeśli chcą rzeczywiście ten pacyfizm sobie wyznawać, to muszą mieć aparat przemocy, który im go w razie czego obroni. Inaczej są jak małe dzieci, które całymi dniami mogą się bawić i beztrosko łapać na łące motyle, ale tylko dlatego, że rodzice w tym samym momencie zarabiają pieniądze w pracy.
Na tym najwyższym poziomie polityki, do którego żadna ideologia, ani teoria nie jest w stanie sięgnąć, o wszystkim decyduje tępa siła wymierzona w inną tępą siłę. Koniec końców do tego i tak się kiedyś musi sprowadzić. Co by na ten temat nie wykoncypowali sobie lewicowi utopiści.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 3036 odsłon
Komentarze
Kumanie
14 Września, 2009 - 19:24
bicie dzieci pokazuje sprzeczność systemu liberalnego. Z jednej strony państwo ma być jak najdalej od ludzi i ich decyzji, a z drugiej ma ingerować w to, czy okładają swoje dziecko pasem. Dostajemy zatem sprzeczność. Wychodząc z liberalnego punktu widzenia możemy usprawiedliwić istnienie opieki społecznej - różnych systemów Jugendammtów, które by zabierały dzieci takim rodzicom "sadystom". Więcej, a dlaczego wobec tego ma nie być państwowej szkoły, skoro rodzic może infekować umysł dziecka jakimiś "żydomasońskimi rządami nad światem" czy "płaską Ziemią". (Ciekawe, dostajemy tu następną sprzeczność demoliberalizmu - jak ma się wolność sumienia i wolność wychowania dzieci w swoich przekonaniach do państwowych systemów edukacji, w których programy układane są przez urzędników).
Wewnętrzne sprzeczności liberalizmu prowadzą zatem do socjalizmu. Twój interlokutor Ezekiel jest zresztą socjalistą. Dla niego liberałowie to ci niedobrzy, którzy chcieliby wszystko uczynić prywatnym.
A jeżeli chodzi o pacyfizm, to przykład myślenia życzeniowego. Oddziaływania między państwami można porównać do darwinowskich. A tam mili faceci finiszują ostatni. Takie pacyfistyczne państwo zostałoby bardzo szybko zjedzone przez sąsiadów, o ile oni nie mieliby problemów wewnętrznych, które by im to uniemożliwiły. W tej sprawie polecam również swój tekst:
http://kirker-zoologicznieprawicowy.blogspot.com/2009/09/militaryzm-forma-pragmatyzmu.html
pozdrawiam
Kirker prawicowy ekstremista
Kirker prawicowy ekstremista
Kirker
14 Września, 2009 - 19:40
Wiesz Kirker, o to chodzi, że polityka bez tych ideologii obywa się najlepiej, a nie obywa się za to bez przemocy.
Kumanie
14 Września, 2009 - 19:49
zapomniałem jeszcze wspomnieć w poprzednim komentarzu w wiązaniu przemocy z katolicyzmem? A dlaczego nie na przykład z buddyzmem, taoizmem czy różnymi formami animizmu?
Moim zdaniem pozwolić rządzić lewicy, to jak dać małpie zegarek. Oni bowiem nie wiedz, jak się robi politykę, nie rozumieją podstawowych prawideł.
pozdrawiam
Kirker prawicowy ekstremista
Kirker prawicowy ekstremista
Kirker
14 Września, 2009 - 20:18
Nie chciałem ładować wiązać z wątkiem katolicyzmu, żeby epopeji nie robić. Kiedyś może poświęcę temu osobny wpis.
Ale tylko debil może twierdzić, że katolicyzm przemoc wyklucza - żadne państwo nigdy by wtedy nie powstało.
Kumanie
14 Września, 2009 - 20:37
lewacy wiążą katolicyzm ze skłonnościami do przemocy. Swojego czasu pisałem na temat problemu tzw. "katoagresji":
http://kirker-zoologicznieprawicowy.blogspot.com/2008/06/o-zdrowiu-psychicznym-prawicy.html
pozdrawiam
Kirker prawicowy ekstremista
Kirker prawicowy ekstremista
Kuman
14 Września, 2009 - 19:53
Twój przykład z celą równie dobrze może posłużyć Ezekielowi do udowodnienia słuszności jego poglądów. Musi być porozumienie, bo inaczej pozabijamy się.Przemoc w żadnym wypadku nie rozwiąże problemu, powie ci Ezekiel. I tu akurat zgadza się to z Ewangelią.
Najlepszym przykładem, że przeciwnicy przemocy stosują ją i to każdego dnia, jest właśnie sytuacja katolików w naszej rzeczywistości.
I to niekoniecznie musi ona być taka jak w Indiach. To właśnie wolność i poszanowanie odmienności, tolerancja w jedną stronę, wymuszana pozytywnym prawem jest dziś wobec katolików największą przemocą. Przykład choćby z dzisiejszych doniesień: „O prawo do klauzuli sumienia, która pozwalałaby aptekarzom odmówić sprzedaży leków, upominają się uczestnicy Międzynarodowego Kongresu Farmaceutów Katolickich w Poznaniu”.
http://www.rp.pl/artykul/2,363228_Farmaceuci_katoliccy_chca__klauzuli_sumienia_.html
Już sobie wyobrażam sytuację odwrotną, np. gdyby zmuszono gejów do terapii. Prawo jak prawo, należy je przestrzegać, no nie. ;)
Katarzyna
Katarzyna
14 Września, 2009 - 20:26
A cóż to jest prawo? Nic innego jak zalegalizowana przemoc czy prawo do do przemocy. Gdyby nie było tej sankcji to prawo było by tylko czystą abstrakcją.
Co do porozumienia - najpierw trzeba ustalić jak do niego dochodzić. ;-)
Nie zawsze przecież ten consensus jest możliwy. W pokoju zamiast Ezekiela można równie dobrze wyobrazić sobie bolszewika. Ewangelia wcale nie zakazuje tu użycia wobec niego przemocy.
Kuman
14 Września, 2009 - 22:26
Nie pozostaje mi nic innego jak użyć wobec Twoich argumentów przemocy. ;) Przemocą jest też samo życie. Prawo może być przemocą , a może służyć człowiekowi. Czy Dekalog, jaki otrzymał Mojżesz, to przemoc Boga wobec nas, czy też kodeks ruchu przez życie?
Czy kodeks ruchu drogowego to przemoc, czy może pomoc, by się nie pozabijać na starcie?
Czy anarchia nie jest przemocą?
Katarzyna
Prawo a przemoc
14 Września, 2009 - 22:40
Sankcją prawną jest przemoc w jak najszerszym rozumieniu tego pojęcia, ponieważ bez niej nie byłoby przestrzegane. Jednak stwierdzenie, że prawo to przemoc, to niezgodne z prawdą uproszczenie.
Katarzyna
14 Września, 2009 - 23:01
Prawo Boskie to coś innego, bo sankcja jest już nie na tym świecie. Poza tym jego przestrzeganie zależy od woli.
Przemocy wobec mnie niestety nie użyjesz, bo jesteśmy w tej chwili wirtualnymi avatarami.
Anarchia to stan, w którym każdy ma własne prawo i próbuje je narzucać innym. Oczywiście za pomocą przemocy. ;-)
Kuman
14 Września, 2009 - 22:45
Dobre, realpolitik w swej esencji. W przyszłym roku podburzamy UJ i ruszamy z marszem na Warszawę;)
Jaku
14 Września, 2009 - 23:03
Marsz? Coś mi się skojarzyło. ;-)
Kuman
15 Września, 2009 - 15:48
Krzysztof J. Wojtas
Włączyła się Katarzyna i od razu zrobiło się sympatycznie - znaczy konieczny dialog. Jak dialog to przecież równoprawność stron dialogu. No to Równość Woność Braterstwo.
I jesteśmy w domu.
Ja tam uważam, że jesteśmy zmanipulowani do postępującego feminizmu. Skoro kobieta ma mieć równe prawa (w rodzinie np.) to znaczy, że trzeba z nią uzgadniać wszystkie sprawy. Stąd do demo-lib-kracji już tylko krok.
Tymczasem;
są jednoznaczne prawa dane ludziom. Prawo Naturalne (ja stwierdziłem kiedyś, że przed Prawem Naturalnym jest wyższe Prawo - Prawo Trwania - (szykuję się, aby powtórzyć, z rozszerzeniami, swój cykl z S24)- Dekalog jest już znacznie późniejszym tworem.
Dopiero na bazie Prawa Trwania możemy (w chrześcijaństwie) dokonać interpretacji wskazania Chrystusa - Dwu Przykazań Miłości).
Dalej już z górki - możemy tworzyć systemy polityczne.
Pozdrawiam
Krzysztof J. Wojtas
Krzysztof J. Wojtas
15 Września, 2009 - 18:11
No pozmieniało się od czasów kiedy mężczyzna był od zadawania ran, a kobieta od ich opatrywania. Stąd ta niechęć kobiet do przemocy jest jakoś po trosze usprawiedliwiona, choć powinny ją zaakceptować przychodząc do życia politycznego.
Prawo naturalne to też inny rodzaj prawa, choćby dlatego, że człowiek nie ma wpływu na jego kształt. Tutaj jest relacja człowiek - świat przyrodniczy i to my jesteśmy pod butem.
Istnieje oczywiście napięcie pomiędzy naturą ludzką, a Prawem Boskim - dla mnie ono po prostu zabezpiecza niektóre zapędy człowieka i nadaje mu pewną szlachetność. Znaczące to jest w Nowym Testamencie, ale nie interpretuję go w kontekście życia społecznego i politycznego - dla mnie odnosi się raczej do osobistej postawy. Zresztą relacje zwierzchnictwa: ojciec-syn czy pan-sługa są w nim czyś naturalnym i Jezus nigdy ich nie podważał.
Kuman
15 Września, 2009 - 22:18
Krzysztof J. Wojtas
Piszę swoje uwagi z pewnym sarkazmem.
jest prawdą, że wiele się pozmieniało. jest wiele nowych sytuacji społecznych. Tyle, że w natłoku różnych pomysłów, idei i zwykłej codzienności, często gubione są podstawowe zasady.
Jak rozważać kwestie szczegółowe, kiedy te podstawowe nie są określone?
Dla mnie zawsze pierwszym prawem jest prawo do życia, a nie prawa ludzkie.
Czy można mówić o prawie do opieki zdrowotnej jeśli będzie się niszczyć środowisko powodując zagrożenia dla życia.Albo kiedy żądamy tej opieki nie dbając jednocześnie o stan zdrowia.
Jaka jest hierarchia wartości - czy życie ludzkie jest najważniejsze, czy też życie zbiorowości?
Mnie się wydaje, że celem każdego z nas jest wytworzyć w sobie takie hierarchie wartości - mam nadzieję, że to pisanie temu służy. Tylko niekiedy sądzę, że powoduje coraz większy mętlik.
Krzysztof J. Wojtas
Krzysztof J. Wojtas
15 Września, 2009 - 23:20
Prawo do życia - fajnie, ale do dodałbym bym jeszcze do tego oś czasu i pomyślał o tych, którzy z różnych powodów się nigdy nie narodzą. Albo będą żyli jak atożsamościowe maszynki do zarabiania pieniędzy, czyli jednak też nie żyli. Dlatego rozpatrywanie życia w kategoriach jednostkowych jest dość ułomne - to nic innego jak świecki humanizm. A świeckiemu humanizmowi mówimy stanowcze nie.
Krzysztof J. Wojtas
16 Września, 2009 - 11:44
Nawet nie tyle psują ziemię, co ziemia przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Są po prostu z tej ziemi wykorzenieni. Zakorzenione życie w ziemi zamienia się w funkcjonowanie wolnych jednostek w betonowych miastach. Pojawia się liberalizm i inne towarzyszące mu wielkomiejskie wynalazki.
I o to mi chodzi, żeby postrzegać jednostkowe istnienie poprzez pryzmat kultury właśnie.
A w ogóle to albo personalizm chrześcijański, albo filozofia wschodu. :-)
Powrzucaj tamte notki, to sobie pogadamy.