Dwulecie rządu Tuska – miały być cuda a jest żenada
Dwulecie rządu Tuska – miały być cuda a jest żenada
W piątek rozpoczęły się uroczystości poświęcone drugiej rocznicy objęcia władzy w Polsce przez rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Z tej to niewątpliwie „ważnej” okazji rząd zorganizował dwudniową konferencję z udziałem tzw. niezależnych specjalistów oraz członków rządu, którzy w obecności dziennikarzy próbowali jak najbardziej „obiektywnie” podsumować dwulecie rządu Donalda Tuska. Oczywiście na konferencję nie zaproszono polityków opozycji, specjalistów głośno krytykujących posunięcia rządu czy niewygodnych dziennikarzy, gdyż mogliby oni popsuć sielankową atmosferę w jakiej toczyły poszczególne panele zorganizowane w ramach konferencji. Dzięki organizacji konferencji na sposób stricte gierkowski społeczeństwo mogło słuchać przechwałek poszczególnych ministrów o ich „ogromnych osiągnięciach i sukcesach”. Jako młody człowiek, z wykształcenia historyk, dzięki medialnym transmisjom rządowej konferencji poświęconej dwuleciu rządów Donalda Tuska mogłem w praktyce zobaczyć czym jest propaganda sukcesu.
Półmetek rządów Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego jest doskonałą okazją do dokonania oceny tego rządu. Donald Tusk w swoim expose przed dwoma laty obiecywał przywrócenie w Polsce normalności, liberalizm gospodarczy, przeprowadzenie niezbędnych reform oraz liczne cuda, jak choćby : piękne autostrady, sprawną i wydolną służbę zdrowia, godziwe emerytury, oświatę na wysokim poziomie, zmniejszenie obciążeń podatkowych i wiele innych. Szybko jednak okazało się, że obietnice obietnicami, a rzeczywistość napisała zupełnie inny od Tuskowego scenariusza.
Platforma Obywatelska odniosła sukces głównie na fali niezadowolenia ze sposobu sprawowania władzy przez rząd Jarosława Kaczyńskiego, a dokładniej rzecz biorąc próba uderzenia w mityczny rzekomo układ przy użyciu wszelkich możliwych sposobów m.in. stosując podsłuchy czy przeróżne prowokacje w czym celowało Centralne Biuro Antykorupcyjne, na czele którego stanął Mariusz Kamiński. Politycy PO niejednokrotnie podkreślali, że trzeba przywrócić normalność w życiu publicznym, skończyć z podsłuchami i prowokacjami. Po dwóch latach rządów tychże polityków możemy już z całą stanowczością powiedzieć, iż były to tylko puste deklaracje. Okazało się bowiem, że np. na porządku dziennym było podsłuchiwanie przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego kontrolowaną przez obecny rząd dziennikarzy, a jakby tego było mało podsłuchiwano także rozmowy mecenasa Giertycha ze swoim klientem dziennikarzem Wojciechem Sumlińskim. W nowym numerze tygodnika „Najwyższy Czas” red. Leszek Szymowski w tekście pt. „Odwróceni” przedstawia bardzo ciekawe kulisy sprawy Wojciecha Sumlińskiego, których wyjaśnienie powinno stać się przedmiotem kolejne komisji śledczej ( zainteresowanych odsyłam do tygodnika „Najwyższy Czas” z 21 listopada 2009r., str. XII – XIII ). Jaki jest rzeczywisty zasięg nielegalnego stosowania podsłuchów przez obecne służby naprawdę trudno ocenić, ale mówienie, iż pod rządami Donalda Tuska jest normalniej można uznać za dobry dowcip. Zwłaszcza jeśli uwzględnimy w naszej ocenie dokonań rządu afery już ujawnione przez media, a których jeszcze nie wyjaśniono. Warto podkreślić, że ze stanowiska szefa CBA został odwołany Mariusz Kamiński zaraz po ujawnieniu afery hazardowej, w którą zamieszani byli czołowi politycy partii Tuska ze Zbigniewem Chlebowskim i Mirosławem Drzewieckim na czele. Wyjaśnienia afery hazardowej przez specjalnie powołaną do tego sejmową komisję śledczą raczej nie mamy się co spodziewać, gdyż jej przewodniczącym jest członek Platformy Obywatelskiej, czyli partii której politycy w tą aferę byli zamieszani, a przedstawiciele koalicji mają w niej większość, czyli PO jest sędzią we własnej sprawie. Jednak głośna afera hazardowa, która ujawniła powiązania partii rządzącej ze światem biznesu oraz sposób tworzenia prawa w naszym kraju nie była jedyną i zapewne nie ostatnią z afer, w którą zamieszani są platformersi. Głośno swego czasu było też o tzw. aferze stoczniowej. Rząd próbował sprzedać polskie stocznie podobno zainteresowanym tym Katarczykom, a tuż przed wyborami do europarlamentu Tusk ogłosił sukces jakim była rzekoma sprzedaż naszych stoczni Katarczykom. Tuż po zakończonych eurowyborach okazało się, że sprzedaż stoczni była tylko propagandową ściemą rządu, a stocznie poszły na samo dno. Równie bulwersującą i śmieszną za razem była tzw. „afera cieciowa”. Okazało się, że rzecznik polskiego rządu mieszka sobie za darmo w kamienicy swojego niemieckiego przyjaciela bez żadnej umowy nie ponosząc z tego tytułu żadnych zobowiązań. Nie wyjaśniono oczywiście afery dotyczącej milionowych pożyczek Palikota, o których pisał m.in. „Dziennik”. Głośno było także o tzw. „aferze Misiaka”, która związana jest również z polskimi stoczniami. Wyjaśnienia wymaga także również sprawa sztandarowego programu PO, a mianowicie budowy tzw. orlików, którą badało CBA i po odwołaniu Kamińskiego raczej nie zostanie ona wyjaśniona.
Powyższe afery i inne jeszcze nie nagłośnione w zestawieniu z zachowaniem posła Palikota, który zasłynął m.in. z przynoszenia na konferencje prasowe sztucznego penisa czy świńskiego ryja, a także z prześcigania się z marszałkiem Niesiołowskim w prymitywnym obrażaniu głowy państwa dają obraz tzw. normalności.
Rząd Donalda Tuska na wspomnianej we wstępie konferencji najbardziej chwalił się osiągnięciami w gospodarce. Wielokrotnie premier i jego ministrowie powtarzali brednie o tym, jakoby Polska stanowiła jakąś zieloną wyspę na czerwonej mapie kryzysowej europy, gdyż jako jedyny kraj w UE mamy dodatni wzrost PKB. Szybko zapomniano, że nieudolny minister finansów w momencie, gdy do Europy zawitał kryzys prognozował budżet przy zakładanym wzroście PKB na poziomie ponad 4%, a gdy kryzys uderzył również w nasz kraj rząd bezczelnie zaklinał rzeczywistość wmawiając Polakom, że Polsce kryzys nie grozi. Warto podkreślić, że przy zakładanym wzroście 4% obecne 1% oznacza spadek wzrostu gospodarczego o 3%, czyli jednak porażka rządu. Obecnie sytuacja gospodarcza Polski jest tragiczna. Nieubłagalnie zbliżamy się do przekroczenia tzw. pierwszego progu ostrożnościowego. Zgodnie z ustawą o finansach publicznych po przekroczeniu pierwszego progu ostrożnościowego, czyli w momencie, gdy zadłużenie przekroczy 50% PKB, deficyt budżetowy na przyszły rok nie może być wyższy niż w roku poprzednim. Z drugim progiem mamy do czynienia gdy dług przekroczy 55% PKB, a wówczas następny budżet musi zapewnić obniżkę długu. Natomiast Konstytucja RP w art. 216 mówi, iż niemożliwym jest, aby dług publiczny przekroczył 60% produktu krajowego brutto. Wiele wskazuje na to, że pierwszy z progów ostrożnościowych zostanie przekroczony już niebawem, a drugi w nowym roku. Świadczyć o tym mogą beznadziejne działania ministra Rostowskiego, które polegają na tzw. kreatywnym księgowaniu. Jan Vincent Rostowski i pani Jolanta Fedan na wspólnej konferencji prasowej przedstawili propozycję zabrania około 60% składek trafiających do Otwartych Funduszy Emerytalnych, które to miałyby zasilić ZUS. Uzasadniając swoją bezczelną propozycję ministrowie używają demagogii podkreślając, iż OFE obecnie pobierają prowizje w wysokości 7% od przekazywanych im składek, a za pozostałe środki kupują obligacje. Propozycja przedstawiona przez ministrów koalicji rządzącej jest nie tylko złodziejstwem, ale także oszustwem ponieważ wprowadzając reformę emerytalną powołującą do życia OFE wmawiano Polakom, że pieniądze gromadzone przez fundusze są ich pieniędzmi w dodatku dziedziczonymi, a teraz rząd chce nam nasze pieniądze zagrabić, aby ratować coraz bardziej trupiejący ZUS. Oczywiście nie jestem zwolennikiem obecnego systemu emerytalnego, gdyż jest on najdelikatniej mówiąc beznadziejny. Ponieważ OFE inwestują w obligacje, a ich oprocentowanie nie pokrywa wszystkich opłat ponoszonych przez każdego ubezpieczonego na rzecz OFE, ZUS, fiskusa oraz z racji rosnącej inflacji, tak więc każdy z nas w obecnym systemie emerytalnym najzwyczajniej w świecie traci. Z zapłaconych składek w wysokości 1000 zł każdy z nas mógłby uzyskać o blisko 10% mniej od tej kwoty, czyli 901,87 zł, a warto podkreślić, iż kwota ta może być jeszcze mniejsza, gdyż w obliczeniach założono tylko 3% próg inflacji ( zainteresowanych dokładniejszymi wyliczeniami i informacjami odsyłam do tygodnika „Najwyższy Czas” z 21 listopada 2009r., s. VII – VIII ), czyli de facto jesteśmy skutecznie okradani z naszych pieniędzy, a o godziwej emeryturze przy obecnym systemie będziemy mogli pomarzyć. Rząd Donalda Tuska zamiast reformować obecny beznadziejny system emerytalny zamierza wydoić z niego nasze pieniądze w celu chwilowej poprawy kondycji ZUS –u, aby dzięki temu nie przekroczyć progów ostrożnościowych. Jednak takie działania spowodują dalszy wzrost zadłużenia i niewydolność systemu emerytalnego. Mimo kryzysu zamiast racjonalizacji wydatków publicznych obserwujemy coraz liczniejsze przykłady totalnego marnotrawstwa publicznych pieniędzy, o którym już niejednokrotnie pisałem, a mianowicie wydawanie grubych pieniędzy na remont ministerialnych łazienek czy zakup nowoczesnych i niezwykle drogich foteli dla swoich urzędników przez ministra Sikorskiego. Warto podkreślić, że w skutek kryzysu, którego przecież według rządu w Polsce być nie miało pracę straciło duża grupa Polaków, którzy nie mają żadnych widoków na znalezienie nowej, zwłaszcza w obliczu prawdopodobnych upadków kolejnych przedsiębiorstw. O reformie KRUS –u i ZUS –u rząd wiele mówił, ale na słowach się skończyło. Totalną klapą okazały się głośno zapowiadane przepisy ułatwiające życie przedsiębiorcą, a tzw. jedno okienko to jeden z wielu niewypałów obecnego rządu. Obniżenie obciążeń podatkowych może nastąpi, ale nie za tego rządu, gdyż już po nowym roku czekają nas podwyżki akcyzy m.in. na alkohol i papierosy oraz podwyżki cen prądu i gazu. Pakiet antykorupcyjny nie tylko spóźniony, ale również kiepski nie jest w stanie ograniczyć negatywnych skutków kryzysu gospodarczego. Wielu przedsiębiorców np. nie stać nawet na ogłoszenie upadłości. Zamiast liberalizacji gospodarki mamy do czynienia z dalszym utrwalaniem socjalizmu. Wbrew rządowym zapewnieniom o dobrej kondycji gospodarki i finansów publicznych mamy do czynienia ogromnym kryzysem w tych dziedzinach. Sytuacja materialna Polaków może się jeszcze bardziej pogorszyć na skutek kolejnego „dobrodziejstwa” UE. W Brukseli przygotowano projekt wprowadzenia we wszystkich krajach członkowskich specjalnego bezpośredniego podatku dla wszystkich obywateli krajów należących do tego socjalistycznego molocha na rzecz „wspólnej” kasy oczywiście przy jednoczesnym utrzymaniu składek członkowskich. Jak widać biurokracja tego federalistycznego tworu będzie coraz bardziej się rozrastać a na to potrzeba dużo pieniędzy, naszych pieniędzy.
A tak na marginesie przy okazji ogłaszania rządowego sukcesu jakim jest wzrost PKB na poziomie 1% Polska jako jedyne państwo w UE mające dodatni wskaźnik wzrostu PKB musi wpłacić do unijnej kasy dodatkowo 1,05 mld składki, a to w skutek obligatoryjnej decyzji UE.
O tym jak tragiczną sytuację mamy w polskiej służbie zdrowia może na własnej skórze przekonać się każdy z nas. Państwo od każdej pensji zabiera mi na służbę zdrowia duże pieniądze, a kiedy znajduję się w konieczności skorzystania z usług, za które systematycznie płacę, okazuje się, iż jest to co najmniej utrudnione jeśli w ogóle możliwe. Chcąc dostać się do niektórych specjalistów należy zapisać się na długo przed planowaną wizytą ( bywa że na kilka miesięcy ), do rejestracji przeważnie ustawiają się ogromne kolejki chorych chcących skorzystać z należnej im pomocy, a wielu z nich odchodzi z kwitkiem. Wiele szpitali przekroczyło już tzw. limity na większość zabiegów i dlatego ograniczają one przyjęcia, a niektóre wręcz nie przyjmują pacjentów. Za wiele zabiegów musimy dopłacać. Jeśli nie udaje mi się dostać do specjalisty w państwowej służbie zdrowia jestem zmuszony korzystać z usług specjalistów prywatnych, a więc ponoszę kolejny wydatek. Pomijam już fakt, że z usług medycznych korzystam sporadycznie i bywa, że przez cały rok nie korzystam z nich wcale, ale oczywiście składki państwo zabiera mi regularnie miesiąc w miesiąc nie dając możliwości, abym w razie potrzeby mógł bez przeszkód skorzystać z czegoś za co jestem zmuszony płacić. Mimo tragicznej sytuacji służby zdrowia pani minister Kopacz nie traci dobrego humoru bredząc coś o rzekomych swoich sukcesach.
Dużo mówi się o budowie infrastruktury drogowej oraz zaplecza na potrzeby organizowanego w Polsce EURO 2012. Owszem powstają nowe odcinki autostrad, ale ich jakość, a także tempo powstawania pozostawiają wiele do życzenia. Za kiepskiej jakości autostrady, a raczej ich fragmenty, dość często remontowane jesteśmy zmuszeni płacić coraz drożej. Rozpoczęto budowę stadionów, z którymi ponoć mamy zdążyć na czas. Warto przy tej okazji wspomnieć, że koszt budowy np. stadionu narodowego jest o wiele wyższy niż rzeczywisty, a to ze względu na zastosowanie nowych przepisów, które miały wpłynąć na przyśpieszenie wszelkich procedur związanych z wyłanianiem wykonawców.
Polityka zagraniczna to kolejna sfera, w której według publicystów i słów samego premiera rząd odniósł sukces. Ponoć wzrosła nasza pozycja w Unii Europejskiej czego najlepszym dowodem miał być wybór Jerzego Buzka na przewodniczącego europejskiego parlamentu. Wątpliwy to jednak sukces jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, iż jest to funkcja jedynie reprezentatywna. Żaden z Polaków nie pełni poważnej funkcji w strukturach unijnych. W sprawach naprawdę ważnych dla naszego bezpieczeństwa – energetyka – Unia Europejska ma w głębokim poważaniu głos Polski. Za naszymi plecami UE przyklepała budowę gazociągu po dnie Bałtyku, a także budowę gazociągu OPAL, która ma być najważniejszą lądową odnogą gazociągu północnego, która ma biec od niemieckiego wybrzeża Bałtyku wzdłuż granic Niemiec i Polski w stronę Czech. Dzięki realizacji tych planów Gazpromu, za których realizacją najgłośniej optują Niemcy Rosjanie będą mogli wstrzymać dostawy gazu do Białorusi, Litwy lub Polski bez konieczności jednoczesnego wstrzymania ich do Niemiec, Francji czy Holandii. W ten sposób zostaniemy zupełnie uzależnieni od Gazpromu. Jak widać w UE liczą się tylko interesy państw tzw. starej unii, a przede wszystkim Niemiec i Francji. Polska nie ma w niej nic do powiedzenia.
Uwzględniając powyższą analizę mogę wystawić rządowi PO - PSL ocenę niedostateczną. Doprawdy poza skutecznym PR –em trudno doszukać się rzeczywistych sukcesów rządu. Podziwiam wybujałą wyobraźnie publicystów, którzy oceniają rząd Donalda Tuska na dobrą 3 + lub nawet 4. Zamiast przejrzystości, walki z korupcją, normalności mamy kolejne doniesienia o obsadzaniu „swoimi” wszystkich możliwych publicznych stanowisk bez względu na kompetencje i kwalifikacje, kolejne afery świadczące o powiązaniu i przenikaniu się świata polityki i biznesu, podsłuchiwanie niepokornych dziennikarzy, próby cenzury internetu. Miały być cuda a jest beznadzieja.
http://prostowoczy.blog.onet.pl/
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 907 odsłon
Komentarze
lesiu, była żenada, jest żenada i będzie żenada! A beznadzieja
22 Listopada, 2009 - 17:26
to owoc żenady!
pzdr
antysalon