Różne spojrzenia na mord katyński

Obrazek użytkownika Kajeka
Kraj

Ze zdjęcia satelitarnego, które zaprezentował min. A. Macierewicz, pochodzącego z 5 kwietnia 2010 r. wynika, że teren, na którym miało dojść do zaaranżowania lotniczego wypadku tupolewa, został wcześniej do tej aranżacji przygotowany, tj. oczyszczony z drzew. Można podejrzewać, że z dwóch powodów: 1) dla łatwiejszego poruszania się zamachowej grupy operacyjnej (widzimy ją na filmiku Koli), 2) dla łatwiejszego przemieszczania szczątków samolotu, który miał być zniszczony.
Z wywiadu z S. Wiśniewskim z 10 Kwietnia (link poniżej; nie chodzi o wypowiedzi dla TVP Info; Wiśniewski mówi tu dużo spokojniej) przypomnianego przez Pluszaczka, wynika, że słyszał on wybuch/y („huk, dwa błyski ognia (…) dwa wybuchy”, jak mówił tego dnia dla TVP Info), a gdy dobiegł na miejsce katastrofy nie widział, co parokrotnie podkreśla, ciał pasażerów, ale widział „fotele nie fotele, jakieś rzeczy osobiste, jakieś tam zeszyty, kartki, ubrania (…) to było porozrzucane” („wydawało mi się, że to samolot pusty leciał”) (wywiad audio poniżej). Paliły się, jego zdaniem, tylko drzewa i krzaki. Nie było żadnego pożaru charakterystycznego dla wielkich katastrof lotniczych. Wiśniewski przyznaje też, że został zrewidowany i zabrano mu część samolotu, którą sobie wziął z pobojowiska. Jednocześnie twierdzi on wtedy (tak jak i w innych kwietniowych wywiadach), że być może zwłoki były w innym miejscu, do którego nie zdążył przed zatrzymaniem przez specsłużby, dotrzeć.
Brak ciał można tłumaczyć tym, że część pasażerów zginęła w wyniku eksplozji i ich ciała uległy całkowitej dezintegracji. Zastanawiam się teraz, czy eksplozji nie dokonano już po awaryjnym lądowaniu tupolewa (samolot przyziemiał), po którym to lądowaniu część lżej rannych pasażerów zdążyła wydostać się z samolotu. Pasażerowie ci zostaliby jednak zamordowani już na miejscu katastrofy przez czekającą na nich grupę operacyjną, co zdaje się dokumentować filmik Koli. (Kwestie identyfikacji ciał ofiar szczegółowo omawiał Pluszaczek w swoich wpisach; link poniżej; nie wchodząc w szczegóły przypomnę, że tylko 14 ciał było zachowanych w stanie pozwalającym na bezproblemowe ustalenie tożsamości osób zmarłych). Ciała osób zamordowanych mogły zostać zmasakrowane po egzekucji, tak by stan zwłok można było potem tłumaczyć obrażeniami odniesionymi w wyniku katastrofy. Jeśli zaś kokpit zachował się w dość dobrym stanie (jak wiemy, nie był przechowywany pod gołym niebem z resztą wraku), to skala zmasakrowania zwłok załogi i (mającego być w kabinie) śp. gen. A. Błasika jest niewytłumaczalna w inny sposób aniżeli ten, który podałem wyżej (gdyby bowiem wysadzono także kokpit, to nie byłoby co z niego zbierać, tak jak z kadłuba). Poekshumacyjna analiza medyczno-sądowa stanu zwłok powinna zatem przede wszystkim wykazać, że różnią się 1) czasy zgonów osób zabitych 10 Kwietnia oraz 2) przyczyny śmierci pasażerów tupolewa.
Wiemy zarazem na pewno, że Wiśniewski NIE przybywa na miejsce katastrofy tupolewa ZARAZ po niej, lecz w momencie, gdy już „operują” różne „służby ratownicze”. Część gostków, jak widać na filmie Wiśniewskiego, stoi i popala spokojnie papieroski, być może więc należą do grupy operacyjnej, która po akcji „Smoleńsk” sprawuje rutynowy nadzór nad całkowicie pozorowaną akcją ratowniczą (to by też tłumaczyło ich zachowania wobec Wiśniewskiego). Jest to czas circa od kilkunastu minut po zamachu. Znamienne jest to, że są tylko wozy strażackie, a nie ma jeszcze karetek pogotowia (o tym wspomina także dokument z polskimi uwagami do „raportu komisji Burdenki 2”). Powstaje więc pytanie, czy samolot („mały samolocik”, „może wojskowy”, „mały sportowy samolot”, jak przy różnych okazjach starał się rekonstruować Wiśniewski), który miał być przez niego z hotelu fragmentarycznie widziany („zarył skrzydłem o grunt”) i słyszany („dziwny dźwięk”), to był polski tupolew, czy też inna maszyna, biorąca udział w aranżowaniu miejsca wypadku (w czasie zamachu lub po nim). I czy ten samolot został zniszczony, a jego szczątki były na miejscu katastrofy, czy odleciał?
http://lubczasopismo.salon24.pl/Smolensk.Raport.S.24/post/266333,slawomir-wisniewski-archiwalny-wywiad-audio-z-10-kwietnia-2010 (wywiad inny niż ten dla TVP Info)
http://lubczasopismo.salon24.pl/Smolensk.Raport.S.24/post/258761,macierewicz-tupolew-nie-spadl-tak-jak-nam-mowia-sa-zdjecia
http://janosik.salon24.pl/267369,morozowowi-sie-wyrwalo-brzoza-nie-istotna-miecugow-zdziwiony
http://lubczasopismo.salon24.pl/Smolensk.Raport.S.24/post/268074,general-andrzej-blasik-identyfikacja-zwlok-kontra-alkohol
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Poslowie-dowodcy-zaloga-20-osob-niezidentyfikowanych,wid,12188458,wiadomosc.html?ticaid=1b993
http://janosik.salon24.pl/252183,bardzo-wyrazne-zdjecie-satelitarne-kabiny-ktora-potem-wcielo
http://ndb2010.wordpress.com/2011/01/12/raport-mak-dzien-hanby-i-zdrady/
http://www.pluszaczek.com/2010/05/16/slawomir-wisniewski-dluzsza-wersja-materialu-video/
Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, pod koniec stycznia adwokat Marcin Dubienecki, pełnomocnik Marty Kaczyńskiej, zamierza złożyć wniosek o możliwości popełnienia zamachu na prezydenta. - W materiałach dowodowych wyjaśniających przyczyny katastrofy pod Smoleńskiem nie ma kategorycznych dowodów, że mgła była naturalna i nie została rozpylona przez Rosjan. Jest za to zebrany materiał dowodowy, sugerujący sztuczność mgły. Nie są to jednak dowody bezpośrednie – mówi Wirtualnej Polsce mec. Rafał Rogalski, pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, w tym Jarosława Kaczyńskiego.
Czym będzie uzasadniony wniosek Marcina Dubienieckiego? Jak mówi w rozmowie z Wirtualną Polską, chodzi o kwestie związane z zeznaniami rosyjskiego lekarza, naocznego świadka katastrofy, a także brakiem analizy biochemicznej próbek gruntu, która mogłaby potwierdzić lub zaprzeczyć teorii, że mogło dojść do rozpylenia przez rosyjski samolot sztucznej mgły
Wbrew medialnym doniesieniom absolutnie nie zostało potwierdzone, że nad lotniskiem Siewiernyj unosiła się naturalna mgła. Gdyby nie mgła, polscy piloci dostrzegliby wizualnie niebezpieczeństwo zderzenia z ziemią, a do katastrofy najpewniej by nie doszło – mówi pełnomocnik.
Jego zdaniem obniżanie lotu w ostatniej jego fazie nie było lądowaniem, lecz próbą wzrokowego poszukiwania lotniska, zwłaszcza wobec niewyposażenia lotniska Siewiernyj w system naprowadzania ILS, który pozwoliłby wylądować nawet we mgle. - Ogłoszony właśnie raport MAK zawiera w tym względzie podobne wnioski. Jak się okazało, zabieg ten zakończył się tragicznie – mówi Rogalski. Zaznacza, że jest pewien materiał dowodowy, sugerujący sztuczność mgły. Podkreśla, że nie są to jednak dowody bezpośrednie. Powołując się na dobro i tajemnicę śledztwa, nie wskazuje jakie są to dowody.
Mgła była zaplanowana?
„Gazeta Polska” pisała, że po katastrofie prezydenckiego tupolewa nie przeprowadzono analizy biochemicznej próbek gruntu, a oparto się jedynie na obserwacji meteorologicznej z ostatnich 30 lat. Zastanawiano się, czy Ił-76 mógł przyczynić się do pogorszenia warunków pogodowych w Smoleńsku.
Rogalski podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską, że po stronie rosyjskiej były dziwne działania czy zabiegi, na przykład związane z mgłą. – Wiele przesłanek wskazuje na być może planowanie sztucznej mgły na długo przed 10 kwietnia, a więc dowody pośrednie – mówi.
Wśród przesłanek mogących teoretycznie potwierdzać teorię zamachu, wylicza Rogalski, są m.in., brak korygowania błędów w ścieżce zejścia samolotu, a wręcz utwierdzanie polskich pilotów, iż są na właściwych ścieżkach zejścia; wydanie dwuznacznych komend horyzont dopiero w momencie, gdy losy samolotu, tj. katastrofa, była absolutnie przesądzona; nie wydanie zakazu lądowania na lotnisku Siewiernyj; nakazanie kontrolerom przez tzw. logikę w Moskwie dopuszczenie polskiego tupolewa do podejścia do lądowania, mimo pełnej wiedzy o tragicznych warunkach atmosferycznych; nie przekazanie zapisów z radarów, do dzisiaj niedopuszczenie polskich ekspertów do wraku samolotu TU-154M; wadliwe karty podejścia, tj. z błędnymi parametrami naprowadzającymi na oś pasa startów i lądowań; błędne działanie bliższej radiolatarni i prawdopodobnie wadliwa odległość między bliższą a dalszą radiolatarnią.
– Radiolatarnie były mobilne, przez co mogły być w każdej chwili przesunięte. Oczywiście mogłoby to wprowadzić w błąd polskich pilotów – mówi Rogalski. Zaznacza jednak, że zamach wymagałby umyślności: - Stąd wszelkie okoliczności są badane przez prokuraturę pod kątem tego czy mieliśmy do czynienia z lekkomyślnością lub zwykłym niedbalstwem, czy też były to działania celowe. W oparciu o zgromadzony na ten czas materiał dowodowy nie jesteśmy w stanie tego rozstrzygnąć w sposób kategoryczny.
" ...Zgodnie z zapisem CRV [Cockpit Voice Recorder], odczytanym przez stronę polską, dowódca załogi zgłosił, po minięciu wysokości 100 metrów, że odchodzi na drugi krąg. Drugi pilot to potwierdził...Do tej pory nie udało się ustalić dlaczego mimo, że kapitan Protasiuk podjął na czas decyzję o odejściu na drugi krąg, samolot uderzył w ziemię. Nad tym zastanawia się płk Mirosław Grochowski, wiceprzewodniczący polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy. Potwierdza, on że załoga TU-154 próbowała wykonać manewr odchodzenia. Dlaczego jej się nie udało? - Tego jeszcze nie mogę powiedzieć, bo to przedmiot bardzo szczegółowych badań komisji. Szukamy odpowiedzi, dlaczego - pomimo podjęcia tej decyzji - lot skończył się tragicznie.... "

Brak głosów