nie"postępowa" Polska - A D 1 7 6 8

Obrazek użytkownika wilre
Blog


Bohaterowie Konfederacji Barskiej
Konfederacja barska - pierwsze polskie powstanie narodowe w obronie wiary i wolności - jest dziś zupełnie nieznana młodemu pokoleniu Polaków. Została wyrugowana ze zbiorowej pamięci przez komunistyczną historiografię jako ruch "wsteczny". Raziło hasło na sztandarach konfederackich "Jezus - Maryja!" i przeciwstawienie się Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu, który był "postępowy".
Józef Chełmoński "Pułaski na czele konfederatów barskich"Repr. A. Kulesza
Podział historii na "postępową" i "wsteczną" był w komunistycznej Polsce ostateczny i nieodwracalny - jak wyrok bez prawa odwołania. Armia Krajowa była wsteczna i reakcyjna, bo nie pomagała patriotom z PPR walczyć z wrogiem. Piłsudski był wsteczny, bo "walczył z młodym państwem radzieckim". Dmowski był wsteczny, bo był "antysemitą". Postępowy był Jagiełło, bo walczył z Krzyżakami (utożsamianymi w propagandzie z zachodnimi Niemcami...). Postępowy był Kościuszko, bo walczył o "wyzwolenie społeczne". Postępowy był Mickiewicz, bo pochodził ze Związku Radzieckiego i pisał do "Trybuny Ludów"... "Pan Tadeusz", niewątpliwie "wsteczny" (apologia szlachty polskiej), był mimo wszystko postępowy, ponieważ napisał go postępowy poeta. Do dziś pamiętam temat z mojego zeszytu do klasy 7 szkoły podstawowej: "'Pan Tadeusz' Adama Mickiewicza - internacjonalizm poety"... O ile szachrajstwa dotyczące historii najnowszej są dziś mozolnie demaskowane, o tyle propagandowe kalki odnoszące się do historii I Rzeczypospolitej funkcjonują ciągle niezagrożone, odgrzewane w postaci nauczycielskich konspektów lekcyjnych sprzed lat. Zresztą, czy można uczyć o czymś, o czym samemu niewiele się wie, bo nas tego nie uczono? Bohater "Xsiędza Fausta" Tadeusza Micińskiego (1873-1919) jedzie "szlakiem pradziadów, którzy w kibitkach lub etapem pieszym wyruszali tysiące wiorst od swego kraju aż po zorze borealne, wśród martwych tajg Kołymy i Jeniseju. Zacząwszy od biskupa Sołtyka, który rażony był obłędem [...], aż do paruset tysięcy powstańców i również paruset tysięcy późniejszego ludu". Słowa te dobrze rozumiał uczeń międzywojennego gimnazjum, dla którego biskup krakowski Kajetan Sołtyk był symbolicznie pierwszym polskim zesłańcem syberyjskim. Dla dzisiejszego czytelnika ten fragment to czysty "mistycyzm".
Independentia
W październiku 1767 roku zebrał się w Warszawie Sejm Rzeczypospolitej. Obrady trwały z przerwami 5 miesięcy i był to jeden z najbardziej dramatycznych sejmów w historii Polski. Warszawę otaczał kordon wojsk rosyjskich, a w Sejmie główną rolę odgrywał ambasador rosyjski Mikołaj Repnin, który otrzymał od Katarzyny II specjalne zadanie: miał skłonić posłów, przy pomocy groźby lub obietnicy urzędów bądź jurgieltu (stałej pensji od dworu rosyjskiego), by uchwalili traktat gwarancyjny z Rosją. Ten traktat oznaczał praktycznie koniec suwerenności Rzeczypospolitej. Od tej pory gwarantem ustroju Polski miał być car Rosji. 200 lat później Związek Sowiecki nawiąże do tego planu i też zostanie gwarantem narzuconego Polsce ustroju, na mocy tzw. układu o przyjaźni, współpracy i pomocy wzajemnej (kwiecień 1945). Mimo gróźb przegłosowanie takiego traktatu okazało się w Sejmie niemożliwe. W ławach senatorskich zasiadali wówczas m.in. biskupi, a wśród senatorów i posłów byli - poza grupą jurgieltników - ludzie wielkiego formatu, tacy jak młody poseł z Pomorza Józef Wybicki, który na znak protestu przeciwko jawnej ingerencji Rosji w sprawy Rzeczypospolitej demonstrował, stając w Sejmie przed Repninem z obnażoną szablą. To był tylko gest, który jednak zachęcał innych do oporu. Takich ludzi nie można było ani zastraszyć, ani przekupić. Po raz pierwszy w dziejach stanęła przed Polakami groźba zniewolenia i zniszczenia państwa przez obcych. O tym, jak bardzo byli do tego nieprzygotowani, świadczy fakt, że w ówczesnym języku polskim nie było takich słów, jak "niepodległość", "suwerenność" czy "niezawisłość". Po prostu dotychczas nie były potrzebne! Zdarzało się, że Rzeczpospolita traciła na jakiś czas część swego terytorium, ale jej byt był dla wszystkich Polaków tak oczywisty, jak to, że jest Bóg. Znane było słowo "wolność", ale w zupełnie innym znaczeniu - jako wolności osobiste, prawa przynależne stanowi, czyli to co dzisiaj nazwalibyśmy raczej prawami obywatelskimi. Ponieważ odpowiedniego słowa nie było, pisarze polityczni tamtych czasów posługiwali się łacińskim terminem "independencja" (przeciwieństwo "dependens" = zależny, zawisły od kogoś). Słowo "niepodległość" - tak ważne dziś w języku polskim z perspektywy naszych doświadczeń narodowych - pojawi się dopiero pod koniec XVIII wieku.
Porwanie senatorów
Repnin ułożył nowy plan. Traktat gwarancyjny przegłosuje nie cały Sejm, lecz jego delegaci. Wybrał zdrajców, którzy za rosyjskie pieniądze i za urzędy przyjęli traktat. Posłów i senatorów, którzy najgoręcej protestowali, dotkliwie karano. Wojska rosyjskie plądrowały ich majątki lub je bezprawnie rekwirowały. Pewnej październikowej nocy porwano w Warszawie i wywieziono do Kaługi biskupa krakowskiego Kajetana Sołtyka, biskupa kijowskiego Józefa Załuskiego, senatora Wacława Rzewuskiego i posła Seweryna Rzewuskiego. Wrócą do kraju po 5 latach - biskup Sołtyk w stanie obłąkania, w którym pozostanie do śmierci.
Ksiądz biskup Kajetan SołtykFot. arch. Naszego Dziennika
Był jedną z najszlachetniejszych postaci na stolicy biskupiej w Krakowie - tej samej, na której 700 lat wcześniej zasiadał św. Stanisław i na której 200 lat później zasiądzie Karol Wojtyła.
Słudzy Maryi
Wiadomo, że kto z ruskim carem raz się zwadził,Ten już z nim na tej ziemi nie zgodzi się szczerzeI musi albo bić się, albo gnić w Sybirze...- pisał Mickiewicz w "Panu Tadeuszu". Ci, którzy mieli odwagę przeciwstawić się Repninowi, udają się na kresy Rzeczypospolitej, gdzie w podolskim miasteczku Bar szlachta zawiązuje konfederację. Jest to pierwsze polskie, ogólnonarodowe powstanie w obronie niepodległości Rzeczypospolitej, przeciwko rosyjskiej przemocy. Także w obronie wiary katolickiej, gdyż rosyjska propaganda, później także pruska, chętnie pokazywała konfederatów jako nietolerancyjnych katolików, gnębiących innowierców. W rzeczywistości chodziło o usprawiedliwienie przed Europą przygotowanego już wówczas rozbioru Polski. Na Zachodzie płatni pismacy przedstawiali Polaków-katolików jako prześladowców innowierców i ostoję ciemnoty. Sowicie opłacany przez Katarzynę II francuski filozof Wolter nazywał swą protektorkę Semiramidą Północy i usprawiedliwiał jej gwałty w Polsce. W tej sytuacji konfederaci przedstawili jednoznaczną deklarację ideową, w której walka o zachowanie niepodległości stawała się obowiązkiem religijnym, a nadzieją na zwycięstwo w tej walce Boża Opatrzność. Oświadczali, iż przystępują do obrony "wiary i wolności na wzór dawniejszych konfederacji przy wierze świętej rzymskiej katolickiej [...], przy prawach dawnych i swobodach narodowych, na podźwignienie oraz uwolnienie spod ciężkich i nieprzyjacielskich aresztów współbraci naszych". Wśród animatorów konfederacji pojawił się ks. Marek Jandołowicz (Ksiądz Marek), superior klasztoru Karmelitów w Barze, kaznodzieja, uznawany za proroka i wieszcza. Przypisuje mu się autorstwo modlitw konfederackich, a przede wszystkim wierszowanego proroctwa dotyczącego dalszych losów Polski (Proroctwo księdza Marka). Prawie przez cały okres konfederacji więziony był przez Rosjan. Przeszedł do narodowej historii za sprawą romantycznych poetów, m.in. Juliusza Słowackiego (dramat "Ksiądz Marek") i Seweryna Goszczyńskiego ("Proroctwo księdza Marka"). Z dramatu o księdzu Marku pochodzi słynna "Pieśń konfederatów":
"Nigdy z królami nie będziem w aliansach,nigdy przed mocą nie ugniemy szyi,bo u Chrystusa my na ordynansach,słudzy Maryi.
Więc choć się spęka świat i zadrży słońce, chociaż się chmury i morza nasrożą,choćby na smokach wojska latające -nas nie zatrwożą.
Więc nie wpadniemy w żadną wilczą jamę,nie ulękniemy przed mocarzy władzą wiedząc, że nawet grobowce nas sameBogu oddadzą.
Ze skowronkami wstaliśmy do pracy i spać pójdziemy o wieczornej zorzy, ale w grobowcach my jeszcze żołdacy i hufiec Boży.
Bo kto zaufał Chrystusowi Panu i szedł na święte kraju werbowanie,ten de profundis z ciemnego kurhanu na trąbę wstanie.
Bóg jest ucieczką i obroną naszą, póki On z nami, całe piekła pękną -ani ogniste smoki nas ustraszą,ani ulękną.
Nie złamie nas głód i żaden frasunek,ani zhołdują żadne świata hordy,
bo na Chrystusa my poszli werbunek,na jego żołdy".
Podobne myśli pojawią się w innej, znanej do dziś pieśni konfederackiej:
"Stawam na placu z Boga ordynansu,Rangę porzucam dla nieba wakansu.
Dla Ojczyzny miłej, dla nieba, Maryjej,Ten jest mój azard...".
Rzeczywiście, przeciwstawienie się regularnej armii rosyjskiej było wówczas prawdziwym hazardem. Aby się na to zdobyć, trzeba się było wsłuchać w Boży ordynans (rozkaz), bez względu na okoliczności.
Pod opiekę św. Kazimierza
Manifest konfederacji podpisano w Barze 29 lutego 1768 roku, na kilka dni przed przyjęciem przez Sejm delegacyjny haniebnego traktatu gwarancyjnego z Rosją (6 marca). Kilka dni później, 4 marca, w dniu św. Kazimierza, zawiązano i zaprzysiężono związek zbrojny. Termin nie był przypadkowy. W dawnej Rzeczpospolitej św. Kazimierz był patronem rycerstwa, więc 4 marca był - mówiąc dzisiejszym językiem - dniem wojska polskiego.
Pomnik Kazimierza Pułaskiego w WarceFot. A. Kulesza
Przywódcami ruchu stali się Józef Pułaski oraz Michał Krasiński, brat biskupa kamienieckiego Adama, zaangażowanego silnie w dyplomację barską. Od początku bowiem szukali konfederaci sojusznika we Francji. Do pewnego czasu liczyli też na życzliwą neutralność Prus i Austrii. Dopiero po roku przysłali Francuzi pomoc w postaci pieniędzy na wyposażenie wojska oraz dużej grupy dobrze przeszkolonych oficerów - instruktorów, pod dowództwem pułkownika Charlesa Dumourieza. Ludzie ci zapisali się jak najlepiej w pamięci Polaków. Wielu zginęło we wspólnej walce, niektórych pognano, razem z Polakami, na Sybir. Z polskich dowódców największą sławę zyskał Kazimierz Pułaski, syn Józefa, późniejszy bohater wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Kazimierz Pułaski wsławił się m.in. tym, iż zorganizował brawurową akcję porwania Stanisława Augusta Poniatowskiego z królewskiej karety, w centrum Warszawy! Konfederaci nienawidzili szczerze Poniatowskiego, uważając go za rosyjskiego stronnika i czyniąc go odpowiedzialnym za nieszczęścia, które spadły na kraj. Poza tym wojska królewskie, dowodzone przez Ksawerego Branickiego (Braneckiego), walczyły razem z rosyjskimi przeciwko konfederatom. W Europie porwanie króla przyjęto źle. Propaganda rosyjska i pruska triumfowały, pokazując konfederatów jako królobójców. Tymczasem Poniatowski ocalał, ponieważ udało mu się przekonać porywaczy, że popełnili błąd. Obiecał im niekaralność. Wypuścili króla. Jakiś czas później kat ściął im głowy na Rynku w Warszawie. Król nie interweniował.
Apetyty sąsiadów
Walki toczyły się przez ponad 4 lata ze zmiennym szczęściem. Był czas - po wypowiedzeniu Rosji wojny przez Turcję oraz po przybyciu korpusu francuskiego - że zwycięstwo wydawało się realne. Ostatecznie przewaga liczniejszej regularnej armii rosyjskiej przeważyła szalę. Nie bez znaczenia była coraz bardziej wroga wobec konfederatów postawa Prus i Austrii, które porozumiały się z Rosją co do rozbioru Polski. Prusy i Austria tworzyły wrogie konfederatom "kordony", które dodatkowo utrudniały opór. Nie czekając na podpisanie aktu rozbioru, zajmowały polskie ziemie. Upadła rosyjska koncepcja podporządkowania sobie całej Polski, przy zachowaniu pozorów suwerenności. W dniu 5 sierpnia 1772 roku podpisano układ I rozbioru. Rzeczpospolita straciła ponad 230 km2, czyli obszar równy około 2/3 terytorium obecnej Polski. Mimo to była ciągle rozległym państwem, o obszarze większym od dzisiejszej Francji czy Hiszpanii. Następne dwudziestolecie to gorączkowe próby ratowania państwa, zakończone ostatecznie tragedią III rozbioru w roku 1795.
Józef Brandt "Konfederaci barscy"Repr. A. Kulesza
Ni chęć chwały, ni zysk podły...
W "Panu Tadeuszu" Mickiewicz kreśli z sympatią postać Macieja "Rózeczki", dawnego konfederata barskiego:
"Siedemdziesiąt dwa lat liczył Maciej, starzec dziarski,Niskiego wzrostu, dawny konfederat barski.Pamiętają i swoi, i nieprzyjacieleJego damaskowaną, krzywą karabelę,Którą piki i sztyki rzezał na kształt sieczkiI której żartem skromne dał imię Rózeczki.Z konfederata stał się stronnikiem królewskimI trzymał z Tyzenhauzem, podskarbim litewskim;Lecz gdy król w Targowicy przyjął uczestnictwo,Maciej opuścił znowu królewskie stronnictwo. (...)Przyczynę zmian tak częstych na próżno byś macał:Może Maciej zbyt wojnę lubił, zwyciężonyW jednej stronie, znów bitwy szukał z drugiej strony?Może bystry polityk duch czasu zbadywałI tam szedł, gdzie Ojczyzny dobro upatrywał?Kto wie! To pewna, że go nigdy nie uwiodłyAni chęć osobistej chwały, ni zysk podły,I że nigdy z moskiewską partyją nie trzymał;Na sam widok Moskala pienił się i zżymał".
Czym wytłumaczyć Maciejowe zmiany politycznych orientacji? Stanisław August Poniatowski, znienawidzony w czasach konfederacji barskiej, stał się bohaterem narodowym, gdy podpisał Konstytucję 3 Maja. Ile na temat tej konstytucji już napisano (nowoczesna, postępowa, prawa dla mieszczan, opieka nad chłopami), a jak rzadko przypomina się oczywistą prawdę: entuzjazm z jej uchwalenia nie wynikał z jej postępowości, ale z prostego faktu, że była wypowiedzeniem Rosji traktatu gwarancyjnego i wszelkiej zależności. To była istota sprawy i geneza kultu, jaki otaczał pamięć konstytucji - aż do ustanowienia 3 maja świętem Matki Bożej Królowej Korony Polskiej. Maciej "Rózeczka" szedł tam, gdzie "Ojczyzny dobro upatrywał", lecz "nigdy z moskiewską partyją nie trzymał".
Cienie syberyjskie
Już w sierpniu 1768 roku, w pierwszym roku konfederacji, Rosjanie rozpoczęli wywożenie schwytanych jeńców na Sybir. W roku 1771 ambasador Repnin szacował liczbę polskich zesłańców na ponad 14 tysięcy. Organizowano obozy w Warszawie, w Połonnem, na Litwie, i gnano nieszczęśników etapami na Kijów, Smoleńsk, Orzeł, Tułę, do Kazania. Nigdy się nie dowiemy, ilu zginęło. Zachowały się relacje, podane przez profesora Władysława Konopczyńskiego, m.in. w monografii "Konfederacja barska" (1936-38), które budzą grozę. Kiedy w 1774 r. pozwolono powrócić do Ojczyzny 2 tysiącom jeńców, więźniowie Tobolska upomnieli się o to samo. Rosjanie postanowili ukarać "bunt". Namiestnik sybirski Denis Cziczerin przyjął polską delegację, po czym schwytawszy siedmiu jej inicjatorów kazał ich rozebrać. "Nagich bito do 800 uderzeń knutem, po czym nozdrza im powyrywawszy, szubienice na czołach powypalano i okuwszy onych w kajdany w zsyłkę ich odesłano na wieczną do śmierci niewolę". To relacja pamiętnikarza, świadka wydarzenia. Ile podobnych wydarzeń kryje "nieludzka ziemia"? "Kto syberyjskie przemierzy pustynie,Pozna, jak przestrzeń Europy małą,Odległość wszelka dla takiego zginieI wszystko będzie drobnym mu się zdało.Wieczność takiego w dniu zgonu nie strwożyNieokreślona, szara jak step ciemny,Wszystko mu jedno: blask czy mrok podziemnyI piekło... w piekle nie może być gorzej"(Teofil Lenartowicz "Cienie syberyjskie")
Intuicja wieszczów
Konfederacja barska pozostawiła po sobie trwały ślad w świadomości następnych pokoleń Polaków. Stała się mitem narodowym. Konfederaci pokazywani byli przez naszych najwybitniejszych romantycznych poetów - Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Zygmunta Krasińskiego - jako rycerze Maryi, męczennicy za Wiarę i Ojczyznę. Jeśli dziś historycy spierają się nad rolą, jaką odegrali w ówczesnej sytuacji Polski (są tacy, co obarczają konfederatów winą za I rozbiór kraju), niech posłuchają także głosu wieszczów. Oni żyli bliżej tych wydarzeń. Intuicyjnie oceniali czyn barski, bez skomplikowanych analiz, przypominających dzisiejsze spory o Powstanie Warszawskie. Po wojnie komuniści zrobili wszystko, by przedstawić ruch barski jako powstanie ciemnej, sfanatyzowanej szlachty przeciwko programowi postępowych reform. Tyle przeciętny polski uczeń mógł się w szkole dowiedzieć na temat dramatycznego powstania narodowego w obronie niepodległości kraju.
Napisać historię na nowo
Dopiero w ostatnich latach pisze się i mówi na ten temat coraz więcej. Między innymi przed paroma laty w Gdańskim Instytucie Teologicznym, filii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, odbyła się sesja naukowa nt. "O godność Rzeczypospolitej - konfederacja barska". Uczestniczyli w niej najwybitniejsi znawcy dziejów konfederacji barskiej. Inicjator sesji, ksiądz Zdzisław Kropidłowski, powiedział: "Konfederacja barska nie zwyciężyła wojsk przyszłych zaborców, stała się jednak pierwszym świadectwem oporu narodu polskiego przeciw zaborcom i zatrzymała bezwładne, uległe obcym staczanie się narodu w przepaść unicestwienia. Była pierwszym zrywem niepodległościowym i patriotycznym o szczególnie religijnym i narodowym charakterze [...]. W świetle bezprzykładnego załamania się komunizmu, jako systemu reprezentującego tradycyjny imperializm rosyjski, należałoby na nowo prześledzić historię nowożytnej Polski". Takie głosy słyszy się coraz częściej.
Konfederatka
W okresie zaborów czyn konfederatów barskich należał do tematów, które pojawiały się w "nocnych rodaków rozmowach". Nieoczekiwanie symbolem tego czynu i symbolem czystych, polskich intencji stała się... konfederatka, czyli rogata czapka, którą nosili konfederaci. W "Panu Tadeuszu" nosi ją m.in. Podkomorzy - ucieleśnienie wszelkich cnót staropolskich. W ostatniej księdze poematu ("Kochajmy się") konfederatka "z czaplinymi pióry" jest czymś więcej niż czapką. Jest wspomnieniem wolnej Rzeczypospolitej, jej kultury i obyczajów. Podobnie jest u Cypriana Kamila Norwida: "Amarantową włożyłem na skronieKonfederatkę,Bo jest to czapka, którą Piast w koronieMiał za podkładkę. I nie dbam wcale, że już zapomniano,Skąd ona idzie?Ani dlaczego spospolitowanoTę rzecz - o! wstydzie. A jednak widać, że znam klejnot wielkiRzeczpospolitej,Skoro przenoszę ponad wieniec wszelki -Z baranka wity!". Niezwykłe jest to, że w okresie komunistycznym przedmiotem podobnego kultu była wojskowa rogatywka, symbol niezależnego od Sowietów Wojska Polskiego, symbol katyńczyków. Rogatywka, krakuska czy też konfederatka to sukienna czapka o główce z kwadratowym denkiem i otokiem (dawniej obszytym barankiem). Była powszechnie noszona przez mężczyzn od XVI w. W zależności od regionu różniła się kolorem sukna i futra na otoku, a także wielkością. Stała się szybko również wojskowym nakryciem głowy. Jako pierwsi w wojsku użyli jej właśnie konfederaci barscy, stąd nazwa "konfederatka". Nosili ją także powstańcy listopadowi i styczniowi. Była pierwowzorem czapki ułańskiej. W okresie komunistycznym "obca klasowo", w latach 90. wróciła do umundurowania Wojska Polskiego. Tyle było mód w Polsce na oryginalne nakrycia głowy (np. degolówka w latach 60.). Dlaczego by nie nawiązać dziś do tego, które skupiło w sobie tyle wzruszeń różnych pokoleń Polaków?
Bez ideologii
Konfederaci barscy oczekują dziś od nas szacunku i uznania ich "azardu" w służbie Ojczyźnie i Maryi. By tak się stało, trzeba przekazać młodemu pokoleniu wiedzę o tym niezwykłym powstaniu. Wiedzę prawdziwą, bez ideologicznych obwarowań. Nie zawsze to, co ofiarne i dobre dla Polski, było "postępowe".
++++++++++++++
http://www.integra.com.pl/

Brak głosów

Komentarze

Proszę wybaczyć,to z głupoty

Vote up!
0
Vote down!
0
#53365

Dzięki za przypomnienie faktu oraz uświadomienie szczegółów, które w edukacji mojego pokolenia, były celowo ignorowane i zamazywane. Więc jak j/w historia kołem się toczy, nic dodać, nic ująć!!! Pzdr.

Vote up!
0
Vote down!
0
#53371

Bardzo ważny tekst! Powinien znaleźć się w "polecankach" na SG - sugestia dla Adminów. Ponadto, moje prywatne zdanie, warto by było zmienić formę tekstu (bez żadnej ingerencji w tekst!) - wyjustować, pogrubić te piękne cytaty, tak aby całość była bardziej przejrzysta. Warto, bo to wpis traktujący o naszej tożsamości narodowej! Zdaje się, że wciąż gramy ten sam mecz..

"Milcząse psy" Waldemar Łysiak

(okruchy szkiców autorskich do tomu III)

WOJNA KONFEDERATÓW BARSKICH

Wstep:

"Z calej Polski wyruszali bunczucznie starzy i mlodzi, nienawidzacy tego króla z
cesarskiego nadania, plwajacy na rozzuchwalonych „heretyków”, lub tylko glodni
duzej bitki, której nie bylo od tak dawna, wszyscy zwyciezcy, bohaterscy, nie
pokonani, w huku kielichów rozpryskujacych sie za plecami jak najcelniejsze salwy, w rytmie pozegnalnych mazurów, w kropidlanych blogoslawienstwach proboszczów, a za okiennicami, na gankach, na schodach i na drogach, zostawaly zalzawione oczy i furkoczace na wietrze chusteczki tysiecy zaslubionych i nie zaslubionych wdów, z pamieciami przezytych lat, godzin lub blogimi falami dziewiczych marzen, a nad nimi gestnialy chmury, które jeszcze nie byly kleska, tylko scenografia, zlowrózebnym tlem pierwszego z wielu antyrosyjskich powstan Polaków.

Opis bitwy:

...Wstrzymali konie. Z lasu wysypal sie tlum Rosjan, pulk piechoty i kilka szwadronów kawaleryjskich. Szeregi soldatów, niby nieznane kolorowe owady, przesuwaly sie z glosnym chrzestem w naglych galopadach, jak w balecie trudnym do pojecia, którym kieruje sama smierc. Na koniec wychynal spomiedzy krzaków rój armat. Przeciw tej potedze nie bylo zadnej szansy.

—Nooo!...— krzyknal pulkownik, dobywajac szable. — Jesli mam umrzec glupio, to musi byc bardzo glupio, po polsku!

—My wszyscy z toba, wasza milosc! — odkrzyknal adiutant w imieniu konnej gromady szlachciurów.

Pulkownik uniósl sie w strzemionach.

—Dzieci! Widzicie te armaty?

—Tak jest, panie pulkowniku!

—A tych kanonierów?

—Tak jest, panie pulkowniku!

—Armaty moga zostac, zrozumiano?

— Tak jest!

—No to z Bogiem, w nich!

Poszli przeciw ruskim pulkom i dzialom jak tajfun, kilkoma luznymi watahami. Gdy
w polowie dystansu pierwszy szereg z bliska juz ujrzal, co ich czeka, zadrzal i zawahal sie. Lecz powstrzymac konie znaczyloby dac sie zmiesc tylnym szeregom. Z przodu smierc byla bardzo prawdopodobna, z tylu pewna, wiec gnali dalej, tylko paru szczesliwców na flankach odskoczylo w bok. Rosjanie, przygladajac sie uciekinierom, bili im brawo. Ciemne sylwetki tchórzy malaly na tle szarego widnokregu, az znikly jak rozwiane cienie. Wiatr, który hulal od rana, a teraz nalezal do konfederatów, bo pchal ich w plecy i w zady zwierzat, wzmógl sie, lecz grzmot rosyjskich dzial zagluszyl go jedna salwa. Na malym skrawku laki zmieszala sie krwawa zupa z ognia, zelaza i ludzkich czlonków.

Dwa dni pózniej, kilka kilometrów od bitewnego pola, do stajni jednego z dworów
przyblakal sie ranny kon z pustym siodlem i z jukami wypelnionymi bochenkiem
zeschlego chleba, zmiana bielizny i resztka prochu. Byl to wierzchowiec pulkownika. Ci, co przezyli, zatrzymali sie, kolujac wokól trupów. Ujrzeli swego wodza na trawie. Pelzl jak szczenna suka, wlokaca po ziemi obolaly brzuch. Naraz, ku zdumieniu wszystkich, kleknal i wstal, ukazujac sie na scenie oblanej krwia, w blaskach zachodzacego slonca, niby dantejski cien, mityczny olbrzym, co sie waha, czy wejsc, czy wyjsc z grobu. Nie bylo w tej chwili nic bardziej imponujacego jak ta bryla zawzietych miesni, rzucajacych pieklu wyzwanie. Mial oblakany wzrok, gdy przez zeby zagwizdal fragment jakiegos hymnu, a potem ryknal:

—Dzieeeci! Wasz komendant umrze tutaj! To warto zobaczyc!

Ruszyl ku wrogom i dostal w piers pocisk z karabinu. Biegl jeszcze przez chwile, poruszajac dziwacznie rekami, jak ptak po ucieciu lebka; zrobil kilka kroków i przewrócil sie na wznak z oczami otwartymi szeroko i rozdziawionymi ustami.

Wówczas jegry ruszyly przeciw powstancom. Tlum zolnierzy biegnacych z wyciem i mordem w oczach do ataku jest najbardziej fascynujacym widowiskiem ze wszystkich masowych widowisk, jakie stworzyl czlowiek, odkad nie posyla sie juz tlumów dziewic pod kamienne skalpele poganskich bozków, w ofierze krwawym Priapom i Quelzaqoatlom; najbardziej fascynujacym lecz nie dla tych, przeciw którym biegna. Konfederackie resztki poczely uciekac. Nie bylo dokad, za ich plecami staly juz inne hordy soldackiego wojska, czekajac na odwrót „buntowszczików”. Rotowy ogien zalsnil dluga blyskawica, wyznaczajaca linie horyzontu, i poszedl nisko, po nogach koni. Wicher lamal galezie drzew, a tamci szli z dwóch stron, równym, niewzruszonym krokiem, z tornistrami na plecach, z
osmalonymi pyskami, do wtóru bebnów, posylajac fale goracego olowiu w niedobitych, którzy ryczeli od bólu i od strachu, i padali pokotem.

Nocna ciemnosc i jej przytlaczajaca cisza czynily pobojowisko, pelne ludzkich i konskich trupów, rozrzuconej broni i ubabranych krwia traw, jeszcze bardziej tragicznym niz kiedy spowijal je dym, huk i szal zabijania.

Epilog Konfederacji Barskiej:

Wracali nie ci sami piekni bohaterowie; wracali przeobrazeni w ponurych bandytów, nielitosciwi, bijacy zony pogwalcone przez Rosjan, topiac swe zdegenerowane dusze w alkoholu i rozpaczy, swiadomi juz, ze caly ich wielki wysilek, cale to poswiecenie, cale samozaparcie, nie znaczyly nic, byly niepotrzebne i skazane na kleske od poczatku. Wrócili tak bardzo zepsuci, jak psuje przegrana i wszystko mieli w dupie."

Dziękuję i pozdrawiam

-------------------------------

Samotny wilk w biegu

Vote up!
0
Vote down!
0
#53373

A teraz bardziej optymistycznie,

rowniez  zaczerpniete z Łysiaka

"Milczące Psy"

tom I  WILK i KRUK

i motto

" wszystko co się ma zdarzyć na swiecie,dzieje się najpierw

w sercu człowieka i w nim należy szukać,gdyż tam rodzi się Historia

(...) To wszystko,co mozna dostrzec w głębi ludzkiej

fizjologi,a także w ludzkiej psyche ,

wpisze się pewnego dnia w HISTORIĘ.

Taka jest zasada ewolucji człowieka,a więc

także

INTUICYJNEGO Poszukiwania".

                         Denis de Rougemont

                    " Przyszłość jest naszą sprawą "

 

i oby myslenie o przyszłosci i intuicyjne poszukiwania

dały nam szansę na odzyskanie Polski,

Polski wolnej gospodarczo i politycznie,

Polski niezaleznej od "somsiadow"

a Konfederaci byli Historią znaną kazdemu Polakowi............,

  obrazy Chełmonskiego............TEZ........

i  by nikt, nigdy juz nie mowił ,ze

Polska mu ciąży..........

                    

Vote up!
0
Vote down!
0

gość z drogi

#53387

gdy takie słowa padają z ust rządzącego..........

dycha za Konfederatow

następna za Chełmonskiego

Vote up!
0
Vote down!
0

gość z drogi

#53388