Rozmowa "Naszego Dziennika" z W. Cejrowskim

Obrazek użytkownika Sybilla
Inne
Lubię ostre papryczki

 

 

Z Wojciechem Cejrowskim rozmawiają Agnieszka Żurek i Mariusz Majewski Wiadomo, że jest Pan pracowity, a zajęcia często zmienia. Czym właściwie się Pan zajmuje? - W dużej mierze to moja prywatna sprawa, czym się zajmuję. Opowiadanie na lewo i prawo o swojej prywatności uważam za nieroztropne. Robią to różne osoby zwane publicznymi i nie myślą, jakie to może mieć skutki nie tylko dla nich samych, ale także dla ich rodzin. Ja staram się trzymać gębę na kłódkę w sprawach, które dotyczą nie tylko mnie, ale także moich bliskich. Oni już publicznymi osobami nie są i należy się im z mojej strony dyskrecja. Rozumiemy, że to był wstęp. - Niech więc państwu wystarczy taka odpowiedź: zajmuję się różnymi biznesami. Wiele z nich widać na pierwszy rzut oka, no bo skoro produkuję programy do telewizji, to tę moją produkcję widać, programy do radia słychać, książki, które produkuję, są sprzedawane. Innych moich produkcji nie widać i tak niech pozostanie, bo człowiek jest lepszy, gdy jest cichy, więc biznes też jest lepszy, gdy o nim nie trąbimy dookoła. Właściwe pytanie do pisarza: jakie książki Pan czyta? - Dowcipne, błyskotliwe, inteligentne, mądre... Oczywiście to ja oceniam, że coś jest mądre i mogę się w tych moich ocenach mylić. No, ale moją intencją jest, bym nie czytał głupot, tylko rzeczy mądre. A żebym był w stanie je przeczytać bez zasypiania co stronę, to muszą być dowcipne i błyskotliwe. Lubię serię Terry´ego Pratchetta "Świat Dysku". Tych książek jest już ponad dwadzieścia i zawsze wyglądam kolejnej. A teraz czytam "Opowieści z Narnii" w takim ładnym wydaniu ze starymi ilustracjami. Sięga Pan po prasę? - Gazet nie czytam wcale. Chyba, że trafię na jakąś przypadkiem, np. w samolocie. I w samolotach robię wam reklamę. Zawsze pytam: "A gdzie jest 'Nasz Dziennik'?", "A dlaczego właściwie nie ma?", "To może jest "Gazeta Polska"?", "Bo, wie Pani, ja bym chciał coś katolickiego, coś antykomunistycznego, a nie 'Wyborczą'", "Jak to dlaczego 'Wyborcza' mi nie odpowiada? Wie Pani, mój dziadek miał takie powiedzonko, że jak ktoś g... czyta, to g... wie...". Podałby Pan rękę dziennikarzom z "Wyborczej" - krzewicielom "prawa" do aborcji dla każdej kobiety? - Nie, nie może być zgody z propagatorem aborcji. Komu jeszcze Wojciech Cejrowski nie uścisnąłby prawicy? - Och, jest wiele takich osób. Nie każdemu wypada rękę podawać i nie każdemu wolno rękę podawać. Niepodanie ręki to jest dość radykalny sygnał, ale niektóre sytuacje wymagają takich właśnie radykalnych działań. Jezus Chrystus był radykałem, kiedy wymagały tego okoliczności. Kiedy przeganiał przekupniów ze świątyni, to ich okładał biczem. Czyli bił. Ponadto zniszczył ich mienie, rozwalając stoiska. Radykalne sygnały w okolicznościach, które tego wymagały. Jest wiele osób, którym nie powinno się podawać ręki. W sytuacjach spotkania publicznego, jakiejś dyskusji telewizyjnej, np. nie wolno, radykalnie nie wolno, podać ręki zdeklarowanemu sataniście. Poza tym, że taki fizyczny kontakt mógłby być dla nas niebezpieczny, to jednocześnie podanie mu ręki na koniec programu w pewnym sensie daje sygnał zgody. A przecież nie może być zgody z satanistą, nie może być kompromisu z propagatorem aborcji. No i jeśli program dotyczy na przykład dewiacji seksualnych, no to dobrym znakiem sprzeciwu z naszej strony byłoby publiczne niepodanie ręki homoseksualiście. Co jest w Pana życiu "perłą" w rozumieniu ewangelicznym, wartą każdej ceny? - Jeśli to ma być perła warta każdej ceny, to ma prawo być to wyłącznie zbawienie duszy. Z Ewangelii wynika, że tylko za zbawienie wolno nam zapłacić naprawdę każdą cenę, za inne rzeczy już nie zawsze. W którym z odwiedzonych krajów zostawił Pan cząstkę siebie? - Kocham Meksyk i kocham Stany Zjednoczone. W obu tych krajach czuję się u siebie. Odpowiada mi tam kultura, muzyka, kuchnia, język, temperament mieszkańców... Po prostu i zwyczajnie oba te kraje kocham jak swoją matkę Polskę. Podróże ponoć kształcą. Dostrzega Pan wspólny mianownik właściwy ludziom szczęśliwym - bez względu na to, czy żyją w Europie, Ameryce Południowej czy Australii? - Bieda daje sporo szczęścia. Bogactwo z kolei prowadzi do niedostatków szczęścia. Ludzie biedni mają lepsze relacje rodzinne i sąsiedzkie, bo potrzebują siebie nawzajem. Bogacze się odgradzają, alienują, strzegą swoich sejfów. W krajach bogatych poziom zadowolenia jest mniejszy niż w biednych. To oczywiście statystyka, a nie analiza konkretnych przypadków. Bo już skrajna bieda, czyli osoby umierające z głodu w Afryce szczęśliwe nie są. Swojski bigos czy egzotyczne specjały, Pana typy na kulinarnej mapie to...? - Polskich potraw nie lubię. Ja lubię... i tu się państwo zdziwią... lubię liście. Zwykłą zieloną sałatę, ale zwykłą, a nie rzymską czy lodową. I taką sałatą opędzą państwo cały mój jadłospis. Nie będę cierpiał z braku innych rzeczy. Nie cierpię ryb. Nie lubię świniny. Z mięs lubię "trawożerców", czyli wołowinę, ale także mięso kozie, baranie... Z kuchni generalnie najbardziej odpowiada mi kuchnia meksykańska, ze wskazaniem na potrawy najbardziej pikantne. Czyli... najbardziej lubię chili. Ostre papryczki! Jak mam na stole ostry sos tabasco, to zjem wszystko, nawet to, czego normalnie nie lubię. Z tabasco zjem nawet budyń, nawet kolorowy krochmal, czyli kisiel, nawet ryby... Życzymy smacznego! - No dobra - są rzeczy, których nawet z tabasco nie wytrzymuję. Tradycyjny polski rosół z domowym makaronem spowodował, że wyemigrowałem za granicę, gdzie rosołu nie znają. Jak mnie za granicą pytają, co to takiego ten rosół, to im odpowiadam, że to jest herbatka z kurzego łoju, czyli gorąca woda z rozpuszczonym tłuszczem. Tak to widzę. Miłość do Matki Bożej z Guadalupe to największy skarb, jaki ofiarował Panu Meksyk? Łatwo można u Pana zaobserwować obecność tego kultu. - W Meksyku to naturalny kult, tak jak u nas kult Matki Bożej Częstochowskiej. A ponieważ kocham Meksyk i spędzam tam od 25 lat bardzo dużo czasu, to mam naturalne inklinacje w kierunku Guadalupe. W sanktuarium w Guadalupe bywam częściej niż na Jasnej Górze. Guadalupe to pierwsze w historii świata objawienie maryjne. Najstarsze oficjalnie uznane przez Kościół. To bardzo mocne miejsce. No i Guadalupana nigdy mi nie odmówiła pomocy - zawsze dostaję to, o co poproszę. Mocne miejsce do tego stopnia, że czasami boję się prosić. Ma Pan innych przyjaciół wśród świętych? - Następny w kolejce jest jedyny święty, co do którego mamy gwarancję stuprocentową, czyli Dobry Łotr - Pan Jezus osobiście ogłosił, że ten gość trafi do raju, czyli zostanie świętym. Można chyba stwierdzić, że to pierwszy oficjalny akt kanonizacyjny w Kościele - te słowa "jeszcze dziś będziesz ze mną w raju". Lubię tego świętego, bo... mało kto o nim pamięta, więc ma on sporo czasu wolnego dla mnie. Podobno przyjmuje Pan Komunię Świętą tylko na klęcząco? - Zgodnie z zaleceniem Benedykta XVI oraz w zgodzie z obowiązującą w moim Kościele liturgią - klękam do Komunii Świętej. W Watykanie się klęka. Na świecie Kościół dopuszcza przyjmowanie Komunii Świętej na stojąco, niestety także do łapy, ale na kolanach nadal jest legalnie. Tymczasem księża w Polsce utrudniają klękanie, na przykład stoją na schodku ołtarza i kiedy człowiek klęknie przed tym schodkiem, to ma twarz na wysokości księżowskich kolan. To jest w oczywisty sposób niewygodna pozycja dla księdza, bo musi się bardzo schylać. Robi się niezręcznie. Czemu ksiądz nie stanie o pół kroku głębiej albo czemu nie zejdzie ze schodka? U św. Stanisława Kostki w Warszawie usłyszałem kiedyś w kazaniu na temat przyjmowania Komunii Świętej na kolanach coś takiego: "Nie lękajcie się, nie wstydźcie, klękajcie, bo nie można przesadzić z uszanowaniem dla Jezusa Chrystusa, a zatem klękajcie z uszanowaniem, klękajcie". No to klękam, bo tak czuję. Tylko że ja mam twardy charakter, zaprawiony w bojach, a ile osób nie klęka, bo wprawdzie chciałoby, ale się krępuje... Podczas spotkania autorskiego na Uniwersytecie Warszawskim namawiał Pan młodych do buntu przeciwko władzy, do wychodzenia na ulice. Dlaczego pozytywny bunt jest taki ważny? - Bunt jest wynikiem pracy umysłowej polegającej na rozróżnianiu, co jest dobre, a co złe. Dlatego bunt jest ważny. Buntujemy się, gdy dochodzimy do wniosku, że dzieje nam się zło, któremu w końcu trzeba się przeciwstawić. Bunt jest walką z jakimś złem. Dlatego jest ważny. Bunt jest też aktem publicznym, a życie publiczne, głos ludu, wyrażany ma być nie po cichu w domu, tylko właśnie na ulicy. Jest ważny, bo wtedy władza słyszy, co myśli obywatel. Bunt jest doskonałą, czasami jedyną, formą wymuszania na władzy, by zmieniła swoje postępowanie. Szansa na bunt pojawiła się w związku z katastrofą w Smoleńsku. Wielu liczyło na duchowy przełom w Narodzie. Pan także? - Na razie to ja traktuję katastrofę w kategoriach przyziemnych - interesuje mnie jasna odpowiedź na pytanie: czy to Ruscy zwalili ten samolot? I wolałbym, by odpowiedź była kategoryczna i definitywna, że nie zrobili tego Ruscy. Bo jeśli oni, to bardzo źle. Z tym że ta odpowiedź nie może być gołosłownym zapewnieniem. Potrzebne są dowody - udowodnienie prawdziwej przyczyny. Takie niezbite dowody wskazujące konkretną przyczynę i przebieg katastrofy będą jednocześnie oczyszczeniem Rosji z moich niesłusznych podejrzeń. A podejrzenia mam prawo mieć, bo Rosjanie mają za paznokciami wiele naszej krwi, choćby ludobójstwo katyńskie i 50 lat kłamstw, że to nie oni mordowali w Katyniu. Ludzie wyszli na ulice, broniąc krzyża przed Pałacem Prezydenckim. Był Pan wśród nich... - Byłem pod krzyżem m.in. w dniu tej największej rozróby sprowokowanej przez prezydent Warszawy - panią HGW. To ona udzieliła zezwolenia na manifestację o godzinie 23.00. Na manifestację w strefie bezpieczeństwa przy siedzibie głowy państwa. Stałem w milczeniu, odciągając część agresji od tych ludzi, którzy postanowili pilnować krzyża. Modliłem się na różańcu, krzyżyk trzymałem w górze. A w myślach wspominałem ten moment, gdy Jan Paweł II unosił swój papieski krzyż, aby uciszyć komunistów zakłócających centralną Mszę Świętą w czasie pielgrzymki do Nikaragui. Komunistyczne bojówki wrzeszczały Papieżowi w twarz, a Jan Paweł II z uniesionym krzyżem zakrzyknął kilkakrotnie: "Silentio!!!" (cisza). I komuchy się uciszyły. Katastrofa smoleńska, sprawa krzyża na Krakowskim Przedmieściu dobitnie dowiodły, że toczy się gra na wykluczenie dużej grupy Polaków z życia społecznego. - To część szerszej tendencji wykluczania katolików, którą obserwujemy w Unii Europejskiej. To paradoks, bo przecież w systemach demokratycznych przynajmniej teoretycznie decyduje większość, a tymczasem w Unii promowane są głosy mniejszości, a większość się ucisza i marginalizuje. Dziękujemy za rozmowę.



 

 

Brak głosów

Komentarze

Ludzie (zwłaszcza ludzie mediów) będący po tej samej - prawej - stronie barykady powinni się jednoczyć, bo inaczej dorżną nas jak watahę. Dziś propaganda kłamstwa jest nawet silniejsza, niż była w PRL-u, bo posługuje się wyszukaną socjotechniką oraz, co z bólem stwierdzam, niektórymi ludźmi kościoła atakującymi "toruńskie" media. W dzisiejszym ND jest też wywiad z Janem Pietrzakiem, kolejnym człowiekiem wyrzuconym z oficjalnych mediów za niepoprawne poglądy. Trzeba dziś kupić tę gazetę... Nie tylko zresztą dziś.

444Polska.bloog.pl

Vote up!
0
Vote down!
0

"Nasze miejsce po stronie odwagi bezbronnej" - Jan Pietrzak

#409296

Choć w kilku kwestiach nie popieram Pana stanowiska to nie przeszkadza mi to podzielać Pańskich odczuć i spostrzeżeń w wielu innych.

Pozdrawiam.
contessa

Vote up!
0
Vote down!
0

contessa

___________

"Żeby być traktowanym jako duży europejski naród, trzeba chcieć nim być". L.Kaczyński

 

 

#409300