Rosyjskie protokoły oględzin wskazują inny czas odnalezienia rejestratora ATM-QAR Tu-154M niż raport Millera

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

Według raportu Millera, cztery rejestratory rządowego Tu-154M znaleziono na wrakowisku 10 kwietnia 2010 roku. W samolocie było łącznie pięć rejestratorów: cztery parametryczne i jeden akustyczny. Załącznik nr 2 (pkt 2.1) do raportu Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego mówi wprost: „Na miejscu wypadku 10.04.2010 r. zostały odnalezione następujące rejestratory samolotu Tu-154M: katastroficzny MŁP-14-5, eksploatacyjny KBN-1-1, kaseta pamięci ATM-MEM15 (odnaleziona w szczątkach rejestratora ATM-QAR). Rejestrator K3-63 nie został odnaleziony na miejscu wypadku”.

Wynikałoby z tego, że wszystkie, oprócz K3-63, rejestratory już w dniu katastrofy były do dyspozycji śledczych i komisji technicznej.

Polska prokuratura wojskowa, która prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy, dysponuje jednak rosyjskim protokołem oględzin, który nie pozostawia najmniejszych wątpliwości: rejestrator ATM-QAR Rosjanie znaleźli dopiero w poniedziałek, 12 kwietnia.

Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej, który odnotował fakt odnalezienia ATM-QAR, stwierdza, że dowód ten „ujawniono w ramach prowadzonych oględzin miejsca katastrofy 12 kwietnia 2010 r.”. Dokładna godzina podjęcia skrzynki nie jest znana, bo protokół podaje czas zbiorczo dla wszystkich czynności prowadzonych tego dnia na miejscu wypadku (od godz. 10.30 do godz. 18.00 czasu moskiewskiego). Starszy śledczy Komitetu Śledczego pisze: „Ujawniono rejestrator pokładowy ATM-QAR, który zapakowano do polietylenowego worka, opieczętowano metką z napisem objaśniającym oraz podpisami osób uczestniczących w tej czynności”.

Z dokumentacji czynności śledczych wynika również, że 10 kwietnia, wbrew informacji zawartej w raporcie Millera, nie odnaleziono też innego rejestratora, a mianowicie KBN-1-1.

Stało się to dopiero w ciągu kolejnych kilku dni. W dniu katastrofy – raportują rosyjscy prokuratorzy – zabezpieczono tylko dwa urządzenia: parametryczny MŁP-14-5 i akustyczny MARS-BM. Potwierdza to protokół oględzin i zabezpieczenia ich przez oficerów śledczych.

Los MŁP-14-5 i MARS-BM można odtworzyć jedynie częściowo. Nie wiadomo przede wszystkim, kiedy dokładnie i przez kogo zostały znalezione na miejscu katastrofy. Rosyjski protokół mówi tylko o formalnej czynności oględzin dowodów, które mogły zostać ujawnione wcześniej. W każdym razie śledczy zanotował czas swojej czynności w przedziale między godz. 20.30 a 22.40. Dokument mówi, że „opisano wygląd [rejestratorów] i zabezpieczono poprzez zapakowanie do pudełek kartonowych (każdy rejestrator do oddzielonego pudełka) w sposób uniemożliwiający osobom postronnym dostęp do ich zawartości”.

Dalej mowa jest o tym, że nie otwierano osłon, a „na każdym pudełku umieszczono notkę informacyjną opatrzoną pieczęcią oraz podpisami osób uczestniczących w tej czynności”. Byli to śledczy, prokurator oraz dwóch świadków, w sumie czterech obywateli Federacji Rosyjskiej. Wszyscy podpisali się i na pieczęci, i w protokole.

Uderzający w całej sprawie jest fakt nieobecności żadnego z polskich prokuratorów przy formalno-procesowych czynnościach podejmowanych przez Rosjan, choć we wskazanych w protokołach godzinach byli już na miejscu.

Pierwszy samolot z Warszawy wylądował w Smoleńsku ok. godz. 19.00. Przyleciało nim dwóch prokuratorów: płk Ireneusz Szeląg (szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie) i płk Zbigniew Rzepa (rzecznik NPW). Na pokładzie był także dyrektor Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych płk prof. dr hab. inż. Ryszard Szczepanik i płk dr inż. Antoni Milkiewicz, znany z badania katastrofy Iła-62M w 1987 roku. Obaj są teraz w zespole biegłych prokuratury. Rosjanie za głównego przedstawiciela Polski uznali jednak płk. Edmunda Klicha, wówczas przewodniczącego PKBWL, któremu towarzyszył członek komisji, były pilot specpułku Waldemar Targalski.

To do Klicha podeszli Tatiana Anodina i Aleksiej Morozow z MAK i zaprowadzili do rejestratorów.

Targalski w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” w sierpniu 2011 r. przypomniał, że najpierw zostały sfotografowane. „Wtedy pierwszy raz zobaczyłem panią Anodinę i pana Morozowa. Rosjanie zapytali, czy rejestratory mogą zostać wydobyte. Po konsultacji z Edmundem Klichem zdecydowano, że tak. Zapakowano je do pudeł, zaplombowano” – relacjonował. Zapewne jedna z fotografii, przedstawiająca obudowę od MARS-BM, leżąca na ziemi w błocie, znalazła się na s. 64 raportu Millera.

I tu pojawia się wyraźna sprzeczność. Według Targalskiego, przy tej czynności obecni byli: on sam, Klich, Anodina i Morozow. Tymczasem rosyjski protokół, opisując tę samą czynność, nie wymienia ani Targalskiego, ani Klicha. Klich wspomina, że po wylądowaniu procedury graniczne trwały dwie godziny, więc akurat ok. godz. 21.00 Polacy mogli już uczestniczyć w wydobywaniu rejestratorów. Dlaczego jednak skoro, jak twierdzą, mieli być świadkami tych czynności, ich nazwisk nie ma na pieczęciach?

Spóźniony wniosek
(...)

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/60837,nowy-blad-w-raporcie.html

Brak głosów