Przyznanie się po latach czyli rzecz o karierze Michała Boniego

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

W rządzie premiera Donalda Tuska pełni nie tylko funkcję ministra administracji i cyfryzacji. To jeden z nieformalnych bliskich doradców szefa rządu. Choć jego pozycja nie jest już tak mocna jak wcześniej, nadal zachowuje mocne wpływy. Ale podobno myśli teraz bardziej o przeprowadzce do Parlamentu Europejskiego niż o karierze na krajowym podwórku.

Michał Boni, rocznik 1954, urodził się w Poznaniu, ale swoje życie związał z Warszawą. Kończył stołeczne Liceum Ogólnokształcące im. Bolesława Prusa w 1973 roku i – to ciekawostka – był w jednej klasie z prof. Piotrem Glińskim, kandydatem PiS na nowego premiera. Boni jako humanista wybrał studia na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie był zatrudniony do 1990 roku jako pracownik naukowy. W 1980 roku zapisał się do „Solidarności”, działał w jej podziemnych strukturach także po wprowadzeniu stanu wojennego. Szyld „Solidarności” pomógł mu w karierze w III RP.

Michał Boni miał nie tylko burzliwe życie polityczne, ale również prywatne. Był trzykrotnie żonaty. Pierwszą jego żoną była prof. Anna Nasiłowska, pisarka i krytyk literacki. W połowie lat 80. związał się z Barbarą Engelking, która obecnie jest szefową Centrum Badań nad Zagładą Żydów Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk. W ubiegłym roku zawarł po raz trzeci związek – z młodszą o prawie 20 lat Hanną Jahns, urzędnikiem Komisji Europejskiej.

TW „Znak”

Nie pełnił na tyle ważnych stanowisk w „Solidarności”, aby znaleźć się na liście działaczy przeznaczonych do internowania w stanie wojennym. Wszedł do władz Międzyzakładowego Komitetu Koordynacyjnego Wola, który zrzeszał około stu komisji związku. Była to jedna z największych i najdłużej działających podziemnych struktur „Solidarności”, niestety silnie zinfiltrowana – jak pokazuje kazus Boniego – przez bezpiekę. Od marca 1983 r. aż do września 1989 r. pełnił funkcję redaktora naczelnego tygodnika „Wola”, współpracował m.in. z Andrzejem Urbańskim i Maciejem Zalewskim.

W drugiej połowie lat 80. włączył się też w działalność Duszpasterstwa Ludzi Pracy Wola i redagowanie podziemnego czasopisma „Praca”. Ta aktywność pomogła mu w odegraniu istotnej roli w odradzającym się w 1989 r. związku, bo został członkiem Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej „S”, a rok później stanął na czele Regionu Mazowsze NSZZ „Solidarność”.

Boni nie przeszedł przez lata 80. bez skazy. W 1985 r. podpisał deklarację współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, która swojemu nowemu tajnemu współpracownikowi nadała pseudonim „Znak”. Z dokumentów wynika, że kontakty TW „Znak” z bezpieką trwały do początku 1990 roku.

Profesor Ryszard Bugaj, dawny dobry kolega Boniego, nie krył, że krytycznie oceniał postawę obecnego ministra. Nie chodzi nawet o to, że spotykał się z esbekami, bo to robiło wielu ludzi „S”, ale że o rozmowach z bezpieką nie informował innych działaczy podziemia. To niweczyło zabiegi SB, bo taki agent był już nieprzydatny, i pomagało przez to uniknąć kłopotów wielu ludziom. Co prawda pod koniec lat 80. Boni ujawnił swoją tajemnicę, ale chyba niecałą. „Wiedzieliśmy, że Boni podpisał jakąś lojalkę w SB, ale nie sądziliśmy, że na nas donosił” – wspominał Władysław Frasyniuk.

4 czerwca 1992 r. nazwisko posła Boniego wraz z pseudonimem znalazło się na liście przygotowanej przez ministra spraw wewnętrznych Antoniego Macierewicza, który realizował uchwałę lustracyjną Sejmu.

Profesor Mirosław Dakowski, który też był zaangażowany w działalność drugiego obiegu, relacjonował, że współpraca Boniego z SB wyszła na jaw w 1987 r., gdy zaczęto badać sprawę wykrycia przez esbeków kilku nielegalnych drukarni. Co prawda prof. Dakowski zastrzegał, że tej sprawy nie należy bezpośrednio wiązać z TW „Znak”, to jednak wielu ludzi odcięło się wtedy od Boniego.

Przyznanie się po latach

Boni nie ukrywał swojego krytycznego stanowiska wobec lustracji, posługując się klasycznymi argumentami całego antylustracyjnego środowiska, które straszyło wojną domową, polowaniem na czarownice. Zwolenników lustracji wyzywał „od Robespierrów i Dzierżyńskich”.

Gdy ujawniono tzw. listę Macierewicza, Boni podobno najpierw przyznał się na posiedzeniu klubu parlamentarnego Kongresu Liberalno-Demokratycznego do współpracy z SB, ale błyskawicznie się z tego wycofał, gdy zobaczył, jak skuteczna jest akcja zmierzająca do obalenia rządu Jana Olszewskiego. (...)

http://naszdziennik.pl/mysl/59641,przyznanie-sie-po-latach.html

Brak głosów

Komentarze

gość z drogi

ilę zła idzie za tym człowiekiem,zła pomijając już CZAS Solidarności...ale ja mam na względzie jego doradztwa we wszystkich możliwych "prywatyzacjach" kiedyś mówiło się o nim,,że to najbardzierj "zapracowany człowiek" rónocześnie pełniący doradztwo w Chemii,PO Srebny Szpital...to również ten,co był w Smoleńsku i dalej kłamał ...sprawa dotycząca otwierania trumien...

"Złodziejska prywatyzacja" i Smoleńsk...złotousty Kłamca...

dzięki za przypomnienie ,tego,który KŁAMSTWO ma wpisane z życiorys...

pozdr z 10

 

 

 

 

Vote up!
0
Vote down!
0

gość z drogi

#416466