Pan Sędzia Bogusław Nizieński: Nie wolno nam złożyć broni

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

(...)Pewne przebudzenie nastąpiło po tragedii smoleńskiej.
- Tak, zdecydowanie. Mimo kpin i wyśmiewania. Te drwiny to dzieło marginesu politycznego potrafiącego głośno krzyczeć i nazywać patriotów szaleńcami i ludźmi obłąkanymi. Oni natomiast uważają się za osoby "światłe". To nieprawda. Niech się nie łudzą. Przyjdzie taki czas, że wykaże im się, iż to, co robili, było wielkim błędem i wielką hańbą. Przynajmniej ja to tak widzę - jako ten, który w młodych latach startował z zupełnie innych pozycji. Takim chciałem być do końca i takim pozostanę. Miłości do Ojczyzny możemy się za to uczyć od Polaków mieszkających poza jej granicami. Jeżdżę do Wilna, żeby "naładować akumulatory". Spotykam tam ludzi, którzy mieszkają poza Polską, a umieją ją kochać i dla niej pracować. Serce boli, kiedy obserwuje się los Polaków na Wileńszczyźnie czy na Białorusi. To mnie zobowiązuje do pracy na ich rzecz. Dopóki mogę, dopóty będę działał.

Jak działać na rzecz Ojczyzny w dzisiejszej rzeczywistości?
- Moja odpowiedź nie będzie popularna, jestem człowiekiem innej epoki. Bardzo głęboko zapadła we mnie Polska okresu międzywojennego i wojennego. Wiem, że dla niej trzeba wiele poświęcić. A przede wszystkim wierzyć w nią. I budować Polskę na miarę naszych marzeń.

Walczył Pan w Armii Krajowej już jako szesnastolatek.
- Miałem 16 lat, kiedy brałem udział w pierwszym wypadzie plutonu dywersyjnego. Nie miałem skończonych 17, kiedy wziąłem udział w boju partyzanckim na ziemi leżajskiej. Potem przyszedł okres służby poakowskiej, w Narodowej Organizacji Wojskowej i w WiN. Bardzo mocno przeżyłem śmierć mojego dowódcy okupacyjnego kpt. Władysława Koby, młodszego kolegi pułkowego mojego ojca.(...)

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120606&typ=my&id=my05.txt

Brak głosów