NZS - dzieło niedokończone

Obrazek użytkownika Nessun Dorma
Artykuł

http://niezalezna.pl/29240-nzs-–-dzielo-niedokonczone

NZS – dzieło niedokończone

Ten artykuł to nie apel do tych liderów NZS-u, których wszyscy znają z telewizji. To apel do drugiego szeregu. Do tych tysięcy studentów sprzed lat, którzy strajkowali, roznosili ulotki, malowali plakaty. Potem to się skończyło, ale tamtej roboty nikt za nas nie dokończył. A więc spróbujmy zrobić to teraz.

Ruch Solidarności w czasie 16 miesięcy w latach 1980–1981 miał charakter ogólnospołeczny i ponadpokoleniowy. Od generacji pamiętającej II Rzeczpospolitą, przez średnie pokolenie ukształtowane po wojnie wokół przełomowego roku 1956 i symbolicznego 1968, po studentów i młodzież, która właśnie zaczynała wchodzić w dorosłe życie. Ta najmłodsza część solidarnościowego ruchu skupiła się wokół założonego jesienią 1980 r. Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Nie ma w najnowszych dziejach Polski pokolenia, które miałoby równie niezwykły, optymistyczny i obiecujący start, a które zarazem zostałoby tak bardzo rozproszone i zmarginalizowane przez późniejszy bieg wydarzeń. A jednak właśnie to pokolenie – bez nazwy i bez własnego mitu – pozostaje dziś najsilniejszą nicią łączącą obecną Polskę z doświadczeniem solidarnościowej rewolucji sprzed 30 lat. I tylko ono może na powrót związać dziedzictwo Solidarności z odklejoną od historii i dryfującą bez celu współczesnością.

Co się stało z naszą klasą?

Całe doświadczenie studenckiej opozycji, które – nie licząc Marca '68 – zaczęło się od czarnych Juwenaliów w 1977 r. i trwało do strajków 1988 r. pozostaje jak do tej pory prawie nieopisane. Zaczynało się w piwnicach, do których obok rockowych płyt, sprowadzanych prywatnymi kanałami z Zachodu, zaczęły pod koniec lat 70. docierać pierwsze druki opozycji. Była to zapowiedź zmian, które wkrótce potem zaczęły gwałtownie następować. Wybór papieża i jego pielgrzymka w 1979 r. do Polski. A potem roznoszenie ulotek, pierwsze, wysłuchane na żywo „Mury" Jacka Karczmarskiego, gorący Sierpień '80 i rewolucyjna jesień tamtego roku, z Noblem dla Miłosza i eksplozją społecznej energii, od której „mury" wokół nas zaczynały się kruszyć. I dalej: kryzys bydgoski wiosną 1981 r., spacyfikowany 2 grudnia 1981 r. strajk Solidarności i Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarnictwa w Warszawie, stan wojenny – potem konspiracja, emigracja, czarna dziura lat 80.

Co się stało z naszą klasą? Stan wojenny, w który wchodziliśmy bez własnych mieszkań, w butach kupionych na kartki, zabrał nam najlepsze lata życia. Jedna czwarta z nas wyjechała szukać szczęścia na emigracji. Ci, którzy nie wyjechali, wrócili do rodzinnych miejscowości, pozakładali rodziny. Gdzieś pracują, przeważnie uczą w szkole. Rozproszyli się, a to, co obecnie się dzieje, oglądają z pozycji widzów. Polska po 1989 r. przyniosła im rozczarowanie. W latach 90. próbowali coś zrobić, ale szybko się okazało, że górę biorą stare układy. Potem w układy weszli „młodzi, wykształceni z wielkich miast". I tak historia zatoczyła koło, ponad doświadczeniem Solidarności wracając do form i treści znanych z epoki Gierka. Bezmyślna konsumpcja, kredytowe uzależnienie, propaganda sukcesu i opozycja funkcjonująca w drugim obiegu – to obraz dzisiejszej Polski. Zaskakująco zbliżony do tego, co nasze pokolenie pamięta z czasów PRL-u. Nasze pokolenie poznało już wtedy „wartość" nachalnej i absurdalnej propagandy sukcesu. Wiemy, że nie może ona długo trwać, widzieliśmy upadek komunistycznej Polski.

Za wcześnie na emeryturę

W III RP dorosło pokolenie dzisiejszych dwudziestolatków, które – tak jak my kiedyś – ma nad sobą szklany sufit, a przed sobą zablokowane drogi awansu. Może więc w tym młodym pokoleniu pojawia się obecnie partner dla starego NZS-u? Ponieważ w najmłodszym pokoleniu mamy z kim rozmawiać, powinniśmy do społecznej działalności zmobilizować się jeszcze raz. Dla starego NZS-u jest więc jeszcze za wcześnie na emeryturę.

Przegraliśmy walkę o kształt Polski po 1989 r., bo wokół papieskiej idei z Błoń nie udało się zintegrować wystarczającej siły społecznej. Póki istniał realny socjalizm, łączyła nas przede wszystkim jego negacja. Ale pozytywne idee i interesy były różne. Znacząca grupa dawnej opozycji chciała zastąpienia realnego socjalizmu liberalnym modelem społecznym. W III RP wspomniana idea wzięła górę oraz za sprawą reklamy i mediów opanowała masową wyobraźnię. Obecny kryzys, kompromitując tę iluzję, tym silniej wskazuje, że tylko prawdziwa znajomość i afirmacja własnego, polskiego dziedzictwa może być podstawą realnej modernizacji. Takiej, w której Polska musi być realnym, a więc samodzielnym podmiotem politycznym. Tylko w ten sposób Polacy będą mogli rzeczywiście skorzystać z profitów modernizacji.

Nic w ostatnim czasie nie ilustruje lepiej kryzysu idei stojącej u początków III RP, jak forsowana przez establishment III RP reforma oświaty, mająca na celu odcięcie młodzieży od historii. I sprzeciw wobec tej reformy, zainicjowany i prowadzony nie przez kogo innego, jak właśnie przez weteranów dawnej opozycji demokratycznej w środowisku studenckim, dawnych członków i działaczy NZS-u. Przecież nas też w latach 70. chciano wyzwolić z bagażu „polskich wad", „bohaterszczyzny" i „martyrologii", do czego socjalistyczni inżynierowie dusz sprowadzali polskość.

Wspólna walka z utopiami

Wiele środowisk, które przeszły przez ruch Solidarności, zwłaszcza tych, które w latach 50. i 60. zainfekowały się wirusem modernizacji i rewolucji kulturowej, żywiło iluzje związane z krytyką tradycji i wchodzeniem do Europy rozumianym jako wymazywanie i zastępowanie rodzimej tradycji naśladownictwem obcych wzorów. Atut pokolenia pierwszego NZS-u polega na tym, że spośród wszystkich generacji było ono stosunkowo najdalsze od tego typu iluzji. Jako ci, którzy w najbardziej oczywisty sposób doświadczyli na własnej skórze bankructwa utopii PRL-u, mamy szanse nawiązać dialog z tym pokoleniem, które właśnie doświadcza bankructwa utopii neoliberalnej. Teraz zatem, kiedy bankrutują obietnice beztroskiego życia na zielonej wyspie, zaczyna się dobry czas na ponowne nawiązanie nici międzypokoleniowego dialogu z ludźmi młodymi. I to zadanie na nas spada.

Myśli te przyszły mi do głowy po spotkaniu dyskusyjnym o stanie oświaty z nauczycielami i samorządowcami w jednym z małopolskich miasteczek. Grupka nauczycieli i nauczycielek została na sali długo po jego zakończeniu. Rozmawialiśmy prywatnie o tym, co można zrobić w oświacie w warunkach ogólnej bierności środowiska. I o tym, co w ogóle można dziś zrobić w Polsce. W pewnym momencie jedna z pań, zwracając się do tej grupki, powiedziała: „Strajkowaliśmy, nosiliśmy ulotki – pamiętacie? No to weźmy się do tego jeszcze raz". I wtedy w stojących obok mnie dostojnych paniach i panach zobaczyłem nagle koleżanki i kolegów z tamtych czasów, ze strajków, z niezależnych wykładów, z demonstracji. A była to tylko jedna mała grupka ludzi spośród tysięcy podobnych, którzy w swoim czasie coś robili, gdzieś działali, czasem nadstawiali karku. A więc ten artykuł to nie jest apel do tych liderów NZS-u, których wszyscy znają z telewizji, którzy już pograli w polityczne konie i w pewnym momencie przeszli na drugą stronę barykady. To jest apel do drugiego szeregu. Do tych tysięcy studentów sprzed lat, którzy strajkowali, roznosili ulotki, malowali plakaty. Potem to się skończyło, a tamtej roboty nikt za nas nie dokończył. Spróbujmy więc dokończyć ją teraz. Przecież pamiętamy, jak to się robi.

Andrzej Waśko - GPC

Brak głosów