Niewygodny dla Cyrankiewicza

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

– Cyrankiewicz doskonale wiedział o roli Pileckiego w obozie, widział jego męstwo, brawurę, bohaterstwo a mimo to apelował o wykonanie na ochotniku do Auschwitz wyroku śmierci. W ten sposób chciał na zawsze pozbyć się niewygodnego świadka. Z Romanem Konikiem, autorem powieści „Znamię na potylicy. Opowieści o rotmistrzu Pileckim”, rozmawia Sebastian Reńca.

– Skąd pomysł na napisanie powieści o rotmistrzu?
– Na temat Pileckiego napisano w ostatnich latach sporo artykułów, kilka monografii naukowych, zrealizowano spektakl Teatru Telewizji w reżyserii Ryszarda Bugajskiego „Śmierć rotmistrza Pileckiego” oparty na dokumentach z archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. Polski rynek wydawniczy w ubiegłym roku zdominowała książka autorstwa Marco Patricellego, włoskiego wykładowcy współczesnej historii Europy na Uniwersytecie w Chieti i redaktora poczytnego „Il Tempo” zatytułowana „Ochotnik”. W Stanach Zjednoczonych książka o Witoldzie Pileckim „The Auschwitz Volunteer. Beyond Bravery” została nagrodzona przez Stowarzyszenie Amerykańskich Wydawców Association of American Publisher złotym medalem w kategorii biografie i autobiografie. Po raz kolejny okazało się, że legendarne postacie z historii Polski budzą szacunek i zachwyt bardziej za granicą niż w kraju. Po prostu zrobiło mi się trochę wstyd, że niemal pół wieku po śmierci bohaterskiego rotmistrza nie napisano w kraju jeszcze fabularyzowanej powieści na jego temat. Z tego też powodu napisałem tę książkę. Taka forma popularyzowania zasłużonych postaci historycznych ma zupełnie innego odbiorcę niż książki dokumentalne czy naukowe. Moje przypuszczenia okazały się zupełnie słuszne, bo po powieść „Znamię na potylicy” sięgają przede wszystkim młodzi ludzie, którzy z postacią Pileckiego zetknęli się marginalnie lub nawet po raz pierwszy. Może powieść zachęci ich, by poczytać „Raporty o Holokauście” autorstwa Pileckiego czy też poszukać czegoś o nim w innych źródłach?

– Pańska książka zbiegła się w czasie z „rewelacjami” Andrzeja Romanowskiego. Jak pan sądzi, skąd taki atak na Pileckiego, a przy okazji na IPN?
– Postać Pileckiego jest wyjątkowa i bardzo wyrazista, dlatego stał się symbolem pewnego sposobu myślenia o ojczyźnie, niepodległości, wolności. Przywoływanie pamięci o rotmistrzu idzie w parze z jego rosnącą popularnością nie tylko w Polsce, ale i w świecie. W nim skupiają się jak w soczewce te cechy, które w dobie kosmopolityzmu czy eklektyzmu ideowego są niewygodne. Patriotyzm Pileckiego wynika z jego głębokiej wiary katolickiej, jego osobiste decyzje, kariera oficerska czy działalność konspiracyjna podporządkowane były hierarchii wynikającej z głębokiej wiary w Boga. Z tego też powodu rosnąca popularność Pileckiego musiała spowodować opór. Niestety, próba deprecjonowania zasług rotmistrza została przeprowadzona w sposób tak nieudolny i niemal groteskowy, że każdy nawet średnio obeznany w historii najnowszej Polski potrafić zakwestionować te rzekome rewelacje Andrzeja Romanowskiego.

– Co ma Pan na myśli?
– Przy takiej liczbie świadków, dokumentów, zeznań, próba wątpienia w to, czy Pilecki był faktycznie poddawany jakimkolwiek naciskom ze strony przesłuchujących go oficerów Urzędu Bezpieczeństwa jest po prostu niesmaczna. Pileckiego przesłuchiwał kliniczny wręcz sadysta, Eugeniusz Chimczak. Po przesłuchaniach stan fizyczny rotmistrza (nawet po krótkotrwałym podleczeniu go przed publicznym procesem) był taki, że nie poznała go własna żona. Pilecki, pisząc raporty z Oświęcimia, wspominał, że starał się w nich unikać wyolbrzymiania, zbędnych figur retorycznych, jakże więc należy traktować jego wypowiedź, że piekło Auschwitz w porównaniu z kazamatami Urzędu Bezpieczeństwa było igraszką? Pilecki nie był skłonny do wyolbrzymiających wyznań. Dlatego próba deprecjonowania go poprzez zwątpienie w jego niezłomną postawę jest po prostu, najdelikatniej mówiąc, niesmacznym gestem. Romanowski w swym ataku na Pileckiego ignoruje powszechnie dostępną wiedzę o stalinowskich metodach śledczych, a także zdaje się nie dostrzegać relacji świadków o torturowaniu rotmistrza. Pilecki miał powyrywane paznokcie u rąk i nóg, na głowie brakowało mu kawałków skóry wyrwanej z włosami, miał nienaturalnie wykrzywioną prawą stopę, chodził z trudem, źle słyszał.

– Jednak Pańska książka to przede wszystkim opowieść o ochotniku do Auschwitz.
– Ten wątek powieści jest poniekąd centralny w książce, głównie z tego powodu, że jest najlepiej udokumentowanym fragmentem życia Pileckiego. Starałem się dołożyć wszelkich starań, by raporty spisane przez niego miały odbicie w fabule powieści. Samo zgłoszenie się Pileckiego, by dostać się do obozu koncentracyjnego jako więzień było na tyle brawurowe, że nie znalazło akceptacji dowództwa Tajnej Armii Polskiej. Pilecki długo musiał przekonywać majora Jana Włodarkiewicza do takiej akcji. Trudno dzisiaj jednoznacznie rozstrzygnąć, czy Pilecki wiedział, co go spotka w obozie, jaki ogrom cierpienia na niego czeka za drutami kolczastymi, jednak z raportów wynika jednoznacznie, że celowość akcji była zasadna. W kontekście zbrodni nazistowskich należy pamiętać, że „Raporty Pileckiego” były pierwszym na świecie świadectwem dokumentującym Holokaust.

– Z pewnością pisząc korzystał Pan z różnych źródeł i opracowań.
– Korzystałem z wielu źródeł, zarówno z opracowań naukowych, głównie z IPN, ale także ze wspomnień tych, którzy bezpośrednio znali Pileckiego. Napisanie powieści fabularyzowanej jest wyjątkowo trudne, gdyż należy zachować należyte proporcje pomiędzy swobodną narracją, fikcyjnymi postaciami a prawdą o bohaterze. Przygotowując główny zarys powieści, starałem się wejść w psychikę rotmistrza, na podstawie zebranych informacji przewidzieć jego zachowanie, postawę, oceny. To było możliwe, gdyż Pilecki był postacią niezwykle harmonijną, jego wewnętrzna postawa wynikała z hierarchii, jaką w życiu przyjął. Czy udało mi się w książce ukazać prawdziwą postać rotmistrza Pileckiego, zostawiam do oceny czytelnikom.

– Opisuje Pan spotkanie Pileckiego z Cyrankiewiczem w Auschwitz. Czy faktycznie miało ono miejsce?
– Niewątpliwie tak. Cyrankiewicz do Oświęcimia trafił 2 września 1942 roku, w tym okresie działał już sprawnie ruch oporu założony przez Pileckiego (znanego w obozie pod nazwiskiem Tomasza Serafińskiego). Z tego, co wiemy Pilecki zachował w stosunku do Cyrankiewicza dystans, bo to, że tzw. świeży numer trafił od razu na „Kanadę”, czyli na bardzo intratne stanowisko w hierarchii pracy obozowej wzbudziło jego podejrzenie. Cyrankiewicz miał dostęp do mienia zrabowanego Żydom, handlował złotem i dolarami, musiał mieć jakiś parasol ochronny.

– Czy znajomość rotmistrza z Cyrankiewiczem wpłynęła na jego życie oraz śmierć?
(...)

http://www.tygodniksolidarnosc.com/pl/a/1035/niewygodny-dla-cyrankiewicza.html

Brak głosów