Mafia powstała w Trójmieście. Tak, jak obecny NIErząd.
Zakręceni optymiści, niepoprawni durnie i żartownisie mówią o trójpodziale władzy. Ba, nawet o czwórpodziale. A ja się śmieję. Te minione ćwierć wieku naszej historii, to jeden wspólny tygiel, gdzie kolejne władze, biznes z pierwszych stron gazet, wojsko, policja i służby tajne, biskupi i dyplomaci, wszyscy razem kłębią się i gotują w rytm głównego składnika, którym są przestępcy i gangsterzy. Nie wierzycie?
To poczytajcie jak, nie tylko Trójmiastem rządził jeden człowiek – gangster, Nikodem Skotarczak. Byli nieco zmęczeni. Nie są już kurcze małolatami. Całonocne balowanie lekko ich wykończyło. Żony, odpicowane, jak zwykle, też już były lekko nieświeże. Lecz byli do tego przyzwyczajeni. Imprezowanie non-stop to styl życia. Należy się im. Byli przecież królami.
Las Vegas w Gdyni na Chwarznieńskiej, tuż przy Obwodnicy,przed południem było zamknięte. To jest nocny klub. A uczciwie mówiąc dosyć ekskluzywny, jak na te czasy, burdel. Jednakże dla nich rzadko które drzwi były zamknięte. Siedzieli więc z małżonkami, po tych hucznych imieninach Kury i czekali na wiedeńskie śniadanie, popijając na klina, przygotowane przez speca od tych spraw, drinki.
A potem on z żoną pojedzie się do chaty za Wejherowo i trochę się prześpi, zanim wieczorem zacznie się nowe życie i nowe interesy.
Byli znużeni. I ich czujność opadła jak kurtyna....
***
Ćwierć wieku wcześniej
Podjechaliśmy taksą prawie pod samo molo w Orłowie. Mieliśmy zarezerwowany stolik u Mamuśki w "Skorpionie" i Leszek, kucharz niebylejaki, szykował już słynną kaczuchę. Lecz przed posiłkiem warto było coś wypić w "Maximie" u Mecenasa. "Maxim" był o rzut beretem od "Skorpiona".
- Cześć Nikodem. My tylko na szybkiego drinka. Co słychać?
- Cześć, wchodźcie, wchodźcie... - I uśmiechnął się tym swoim zabójczym uśmiechem.
Klatę miał, jak stodoła, mimo tego był w pewien sposób elegancki. Chociaż to zwykły bramkarz, ale już się mówiło, że to zaufany człowiek Mecenasa. Włosy miał przycięte, zgodnie z kanonem w tych sferach, na ruskiego mafiozo, czyli dosyć wysoko wygolone po bokach. Przy nim wyglądaliśmy, jak hippisi.
- Po staremu bracie, jakoś leci. – Otworzył drzwi, odgarniając cierpliwie oczekujących i wpuścił nas do środka.
To jedno z pierwszych wspomnień Nikodema. Z bramkarzami, czy to ze studenckiego "Żaka", czy z szemranego "Maxima" wypadało dobrze żyć.
Inaczej, kurcze, nie było imprezy.
Jak sięgam pamięcią, to wielu z tych bramkarzy zrobiło później kolosalną karierę. Jeden, na przykład, dobrze ustawiony w ZMS-ie, tej wylęgarni czerwonych kacyków, został słynnym developerem, z pensją już w roku 2000, w okolicach stu tysięcy złotych miesięcznie.
Lecz, żaden, tak, jak Nikodem, nie został królem.
***
Minęło parę lat.
Hamburg. Dla polskich marynarzy to pierwsze okno na wielki świat. Szczególnie, gdy już się wracało do domu, to tutaj robiło się najważniejsze, niezbędne zakupy.
Oczywiście, w pierwszych rejsach każdy biegł do dzielnicy St. Pauli, aby na Reeperbahn, nasycić oczy zepsuciem zachodu, różnokolorowymi i różnogabarytowymi kobietami okupującymi okna wystawowe we wiadomym celu.
Jednakże, po zaspokojeniu ciekawości, później już zazwyczaj kierowało się do dzielnicy Baumwall, pospolicie zwanej Żydowem, albo u Żydów. Było to dosłownie bardzo blisko, więc strategicznie położone, parę kroków od Landungsbruecken, czyli wielkiego pomostu, do którego przybijali wszyscy marynarze stateczkami z portu, po drugiej stronie rzeki. I ruszali, na zakupy do Żydów.
W drugiej połówce lat siedemdziesiątych miałem właśnie u Żydów zakupić popularne wówczas niesamowicie, zegarki cyfrowe, na które miałem zamówienie. Wszedłem do sklepu z elektroniką, który rekomendował mi kolega. Wtedy usłyszałem:
- Hej stary! Co słychać? Witaj! – to był właśnie Nikodem. Siedział w kącie przy stoliku, z drugim gościem z Trójmiasta, Grubym i popijał kawę.
- Cześć! Kopę lat; co ty tu robisz? - Zdziwiony zagaiłem.
Okazało się, że sklep, to jego biznes tutaj i handluje czym się da. A dopiero sporo czasu potem, dowiedziałem, że sklep był przykrywką jego ciemnych i nielegalnych interesów.
***
O ile pamiętam, trzeci i ostatni raz spotkałem Nikodema gdzieś pod koniec lat osiemdziesiątych, w kasynie w Grand Hotelu w Sopocie, gdzie nie grał jak większość, tylko stał pod ścianą, popijał drinka i leniwie się rozglądał.
Dowiedziałem się, że Nikodem, ze swoimi ludźmi, stanowił lokalny bank, który na miejscu pożyczał kasę potrzebującym. Pożyczał na 5%. Dziennie...
Tym razem skinęliśmy tylko sobie głowami.
***
Ojciec założyciel pierwszej polskiej mafii
O kim ja tutaj piszę? Pora przedstawić bohatera.
Nikodem Skotarczak, znany bardziej jako Nikoś, urodził się w 1954 roku. Wykształceniem specjalnie się nie przejmował. Nie interesowało go ono, choć był facetem inteligentnym, nie żadnym tam prymitywem. Interesował się za to kulturystyką i ćwiczeniami fizycznymi. Mieszkał tak, jak nasz pan premier Tusk w młodości, we Wrzeszczu. Taka to była dzielnica...
Już gdy miał 19 lat, został bramkarzem w popularnej Lucynce, a niedługo potem, bramkarzem u Maxima w Orłowie. Oznaczało to również, że został zaufanym człowiekiem tajemniczego Mecenasa, dużej postaci trójmiejskiego półświatka, podobno doktora psychologii, pasera i właściciela różnych rozrywkowych lokali.
Prawdopodobnie na polecenie szefa, Nikoś zaczął organizować, dotychczas rozproszonych, pojedynczych handlarzy walutą, czyli cinkciarzy, w jeden hierarchiczny zespół. W szczytowym momencie miał do dyspozycji około 200 ludzi, cinkciarzy, paserów, prostytutki i złodziei.
Wtedy najprawdopodobniej zainteresowały się nim Służba Bezpieczeństwa i służby wojskowe. Rozwinęła się owocna i długotrwała współpraca.
Dzięki temu, jeszcze za komuny, Nikodem uzyskał nieograniczone możliwości podróżowania po Europie. Działał m.in. w Budapeszcie, Wiedniu, Berlinie, oraz w Hamburgu.
Zaczął się specjalizować w przemycie samochodów. Samochodów kradzionych głównie w Niemczech, Austrii i Holandii. Po długim czasie policja mu udowodniła przemyt co najmniej trzydziestu aut, ale nigdy nie został za to skazany. Bo jakże by? Tymi autami przecież jeździli wszyscy ludzie, którzy tak na prawdę liczyli się w Trójmieście.
Warto też wspomnieć, że Nikoś zbijał też fortunę na wydobywaniu i handlem bursztynem. Podobno 70% rynku należało do niego.
W swoich szerokich interesach współpracował, a także wychowywał takich ludzi, jak Jeremiasz Barański, "Baranina", Zbigniew Nawrot, Andrzej Kolikowski "Pershing", Wojciech K. "Kura", Leszek Danielak "Wańka", czy Andrzej Z. "Słowik". Warto podkreślić, że np. śp. "Pershing" darzył Nikosia największym podziwem i uważał za mentora i głównego bossa.
To była stara gwardia, przestępcy, złodzieje i przemytnicy. Ale nie bandyci.
Ta druga fala gangsterów, okrutnych i bezwzględnych dopiero dorastała.
Mając już nieco odłożonej gotówki, Nikodem zaczął inwestować w legalne interesy. Do tego stopnia, ze wszedł w trójmiejski biznes i z przyjemnością był przyjmowany na oficjalnych salonach. Z bardziej humorystycznych momentów tamtych czasów jest fakt przyznania mu medalu "Za zasługi dla miasta Gdańska". Takie jaja.
Wszystkie drzwi, szczególnie w Gdańsku i Sopocie, stały przed nim otworem. A młody pomorski biznes, jak też państwowa administracja, prześcigały się, by z nim się zaprzyjaźnić. Tak, z nim, miłym, uśmiechniętym i eleganckim gangsterem. Twórcą pierwszej zorganizowanej przestępczej – czyli gangu. Mafii.
Jego ludzie, w tym wspomniany Kura, nabyli od prezydenta Sopotu, fantastyczny teren przy samej plaży, na granicy Sopotu i Jelitkowa, dosłownie za bezcen. Tam tenże Kura, zorganizował Towarzystwo Ubezpieczeniowe "Hestia" i wybudował atrakcyjny biurowiec. Dużo ludzi wzbogaciło się wówczas przy tym projekcie. "Hestia" oczywiście nadal się wspaniale rozwija.
To wtedy najprawdopodobniej powstał trwały układ polityczno – biznesowo – gangsterski, który do dzisiaj rządzi Gdańskiem i Sopotem.
Nikodem Skotarczak oczywiście parę razy siedział w swoim życiu. Ale nie za dużo. Słynna była jego ucieczka z berlińskiego, sławnego Moabitu, gdy z wizytującym bratem zamienił się ubraniami i spokojnie wyszedł na wolność. Dwukrotnie uciekał też z polskich konwojów. Jak teraz patrzę z perspektywy, to ani policja, ani prokuratura specjalnie się nie kwapiły, żeby gangstera przymknąć. Widać, że wisiał nad nim zawieszony przez służby parasol.
Tak to Nikodem Skotarczak "Nikoś" wspinając się po przestępczej drabinie, w ciągu dwudziestu paru lat został ojcem założycielem polskiej mafii i niekwestionowanym królem Trójmiasta.
Nie zdołałem potwierdzić, ale obiło mi się o uszy, że był gościem na imprezach organizowanych przez Lecha Wałęsę, w rezydencji na ulicy Polanki.
***
24 kwietnia 1998 –Koniec kariery Nikodema
Pełen życia i wigoru, choć jak podałem na wstępie, nieco zmęczony balangą, ten 44 letni zdrowy i silny mężczyzna, tego poranka, choć właściwie już dochodziło samo południe, czekał w gronie trzech osób – przyjaciela Wojtka K. "Kury" i małżonek na podanie zamówionego wiedeńskiego śniadania.
Kac stępił ich czujność.
Do pokoju weszło dwóch zamaskowanych ludzi. Jeden głośno krzyknął: - Dzień dobry!- i gdy wszyscy odwrócili wzrok, drugi wyciągnął tetetkę i oddał sześć strzałów. Zabił Nikodema na miejscu, a jednym strzałem zmiażdżył Kurze kolano. Kobietom nic się nie stało.
To było klasyczne wykonanie wyroku na zlecenie. Sprawców do dzisiaj nie ujęto. Może nie za bardzo szukano? Także nie znany jest faktyczny zleceniodawca wyroku. Choć mówi się nieco o młodym Pruszkowie, jak też o Rosjanach.
Podobno Nikodem, z pominięciem wszystkich, w tym także Rosjan, chciał bezpośrednio, na własną rękę rozpocząć współpracę z Kolumbijczykami w ustanowieniu stałych nowych szlaków dostaw kokainy do Europy.
Ale tylko podobno...
We wielu domach, ale także biurach i urzędach Trójmiasta zapanowała żałoba po tej śmierci.
Zastanawiającej jest tylko, czy dzieło, to trójmiejskie królestwo, czy układ stworzone przez Skotarczaka nadal trwa? Wielu jest zdecydowanie przekonanych, że tak.
***
Nikoś był tak lubiany i popularny, nie tylko w Trójmieście, że reżyser Olaf Lubaszenko obsadził go nawet w epizodzie z Janem Nowickim w filmie "Sztos"
Stan diecezji gdańskiej jest tragiczny nie tylko finansowo. Jeszcze ważniejsza jest jej sytuacja moralna. W stolicy ruchu „Solidarności” nie zrobiono nic, żeby odsunąć od urzędów księży najbardziej skompromitowanych współpracą ze Służbą Bezpieczeństwa. Prawdziwym symbolem stanu diecezji nie jest żaden Areopag, a kariery takich księży, jak b. kapelan ks. abpa ksiądz Zbigniew Bryk, ks. Stanisław Dułak, ks. Jerzy Kuhnbaum - zwany Kargulem (t.w. SB pseudonim "Julian") czy ks. Władysław Matys (również t.w.). To właśnie ci najbliżsi współpracownicy abpa Gocłowskiego doprowadzili swoją działalnością do tego, że, jak pisała "Rzeczpospolita" z 10 czerwca 2007 roku, w protokołach milicyjnych z roku 1984 znalazło się takie zdanie o członku gangu samochodowego: Rozprowadzał je także poprzez swoje szerokie kontakty z księżmi jak np. ks. Kargul, biskup Gocłowski i inni”.
Co ma do powiedzenia na ten temat abp? „Trudno mi się wypowiadać; nie znałem za życia, nie widziałem pana „Nikosia”. Nic na ten temat nie wiem” - odpowiada. Abp broni się, że osobiście nie znał szefa gangu Nikodema Skotarczaka. Ale przecież wiele o nim słyszał. Musiał słyszeć tak wiele dobrego i z ust tak zaufanych, że gdy „Nikoś” został zastrzelony, specjalną decyzją abpa msza pogrzebowa została odprawiona w katedrze oliwskiej, a ceremonię odprawiał jego bliski współpracownik. Abp twierdzi, że „nie docierały do niego żadne informacje, by księża prowadzili nielegalne interesy z "Nikosiem". Trudno w to uwierzyć i chciałoby się, żeby ks. abp zdobył się nie tylko na więcej szczerości, ale i na przeproszenie diecezjan. Takie głębokie przeprosiny naprawdę się im należą. Bo chodzi nie tylko o współpracę bliskich abpowi księży z gangiem samochodowym. Jeszcze bardziej kompromitującą sprawą jest współpraca licznych księży diecezji ze Służbą Bezpieczeństwa. Wśród licznych przykładów sprzeniewierzenia się księży diecezjalnych wierności wobec Kościoła i narodu, szczególnie groŸnym przypadkiem jest ich związek z kiedyś bodajże najwybitniejszym agentem wydziału IV („kościelnego”) SB – Edwinem Myszkiem (którego poznałem, gdy w latach 1978-1979 rozpracowywał gdańskie Wolne Związki Zawodowe). Znany blogger „Gdańszczanin” podaje: „w latach 87-88 Skotarczak wraz z agentem SB Edwinem Myszkiem (obecnie Tower Press) drukował książki drugiego obiegu. Edwin Myszk wylądował potem w znanym wydawnictwie Stella Maris przy biskupie Gocłowskim a Nikoś zajął się gangsterką na wielką skalę.
Oto istota błędów abpa. Księża współpracują z SB i jej agentami, zostają wciągnięci do współpracy z przestępcami, a następnie wciągają ich do współpracy w instytucjach Kościoła. Mimo ujawnienia części tych powiązań, abp nigdy nie traktował ich, jako koniecznych do wyjaśnienia i przecięcia. To dlatego mogły być one kontynuowane już po roku 1989, aż w końcu doprowadziły do tzw. afery „Stella Maris”, która okryła wstydem całą diecezję. Mimo, że przez swoje zaniechania abp doprowadził powierzoną sobie diecezję do bankructwa, nigdy nie zdobył się na stanięcie z prawdą oko w oko. Na koniec słowo o roli, która przyniosła abpowi sławę ogólnopolską – rolę „kościelnej nogi” przy „okrągłym stole”. Była to rola, którą abp odegrał na szkodę dobra wspólnego. Zasiąść w roli rzekomej przyzwoitki
obok ks. Orszulika, to nie jest tytuł do chwały. Przeciwnie. Pozostaje pytanie, czy abp został do niej przymuszony? Miejmy nadzieję, że w spokoju emerytury abp znajdzie wreszcie okazję do szczerości.
http://www.wyszkowski.com.pl/index.php/blog/GdaA-sk-potrzebuje-Herkulesa...
http://www.google.pl/search?hl=pl&lr=lang_pl&client=firefox-a&channel=s&...
http://radio.radiopomost.com/z-polski/3317-mafia-powstala-w-trojmiescie-tak-jak-obecny-rzad
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 262 odsłony
Komentarze
@Wirle
18 Sierpnia, 2014 - 13:58
Witam!
Jak już mnie polecasz, to może by tak podać autora?
Pozdrawiam
JK
Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.