Ekspert międzynar. prawa lotn.: Błędne porozumienie rządu z Rosją

Obrazek użytkownika Polska444
Artykuł

Opinia prof. Marka Żylicza, eksperta międzynarodowego prawa lotniczego, członka Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, to pierwsze tak wyraźne i publiczne postawienie sprawy.

W kwietniowym numerze „Państwa i Prawa" w obszernej analizie Żylicz podkreśla, że na mocy porozumienia polskiego i rosyjskiego rządu badanie przyczyn wypadku prezydenckiego samolotu poddano zasadom i procedurom określonym w załączniku 13. konwencji chicagowskiej. Jak pisze, porozumienie to było nieformalne, przyjęte w trybie roboczym. Przyznaje, że gdyby był dłuższy czas do namysłu, można było próbować uzgodnić tryb załatwiania spraw spornych. Przekonuje, że rząd liczył na realizację porozumienia bez zakłóceń.

Bez opinii prawnej

Decyzję o tym, żeby podstawą badania przyczyn tej katastrofy był załącznik 13. konwencji chicagowskiej, podjęli więc sami Rosjanie, nie konsultując jej ze stroną polską. Rząd Donalda Tuska, zaskoczony całą sytuacją, ją tylko zaakceptował. Premier nie dysponował przy tym żadną opinią prawną, czy będzie to zgodne z prawem i korzystne dla nas.

Dopiero po wyrażeniu zgody okazało się, że postanowienia tej konwencji nie mają zastosowania do takich lotów, jaki odbywał się Tu-154M do Smoleńska. Jak przyznaje Żylicz, lot ten należy traktować jako państwowy-niewojskowy, co oznacza, że nie podlega on reżimowi konwencji chicagowskiej. Decyzja rządu była więc błędem.

Dopiero po akceptacji decyzji strony rosyjskiej rząd zauważył, jak niekorzystne ma ona dla nas skutki. Zbadanie przyczyn katastrofy oddał bowiem wyłącznie w ręce Rosjan, a przedstawiciele Polski mogli jedynie się przyglądać tym pracom, i to wyłącznie w tym zakresie, jaki akceptował Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK). Jak zauważa Marek Żylicz, na początku polscy przedstawiciele w badaniach MAK nie napotykali istotnych trudności. Z czasem jednak okazało się, że komitet nie zapewnia pełnego, zgodnego z załącznikiem 13., dostępu do czynności badawczych, dokumentów i informacji. Żądania Edmunda Klicha, akredytowanego przedstawiciela przy MAK, w tej mierze nie przynosiły często skutku. Niektóre dokumenty były doręczane stronie polskiej innymi kanałami.

Nie można się odwołać

Rząd, nie mając żadnego wpływu na prace MAK, pośrednio zgodził się na to, by to ta instytucja samodzielnie przygotowała raport końcowy i bez uzgodnienia jego treści z polską stroną przedstawiła swoje wnioski opinii międzynarodowej. Jednocześnie polski rząd ma związane ręce, jeśli chciałby odwołać się od treści raportu MAK. Jak przyznaje prof. Żylicz, w załączniku 13. do konwencji nie ma żadnej procedury odwołań. Zaskarżenie raportu do Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (ICAO) lub Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości (MTS) także nie przyniesie polskiemu rządowi żadnych korzyści. Jak zauważa Żylicz, w ciągu 60 lat działania ICAO żadna z pięciu spraw rozpatrywanych w tym trybie przez długie lata nie została rozstrzygnięta przez Radę ICAO ani MTS, a strona skarżąca uzyskiwała jedynie szansę nagłośnienia sprawy.

Skutkiem błędnej i nieprzemyślanej decyzji rządu o prowadzeniu badań przyczyn katastrofy smoleńskiej na podstawie załącznika 13. konwencji chicagowskiej jest więc brak wpływu na raport końcowy MAK i brak realnych możliwości zaskarżenia i podważenia tezy postawionej przez Rosjan, że to wyłącznie polska strona przyczyniła się do tej tragedii.

MAK sędzią we własnej sprawie

Rząd polski kilkakrotnie mógł się ze zgody na oddanie śledztwa Rosjanom wycofać. Załącznik 13. konwencji chicagowskiej w art. 5.4 nakazuje, by organ badający wypadki miał zapewnioną niezależność w prowadzeniu badań. Chodzi o niezależność m.in. od organów odpowiedzialnych za sprawy bezpieczeństwa lotnictwa. Jak zauważa Żylicz, powołany do prowadzenia badań MAK nie korzystał z tej niezależności, bo sam jest organem odpowiedzialnym za sprawy bezpieczeństwa lotnictwa. Komitet stał się więc sędzią we własnej sprawie, a strona rosyjska złamała postanowienia załącznika 13. i nieformalnego porozumienia z Polską, że będzie stosowała się do jego zapisów. Rząd miał więc podstawy, by wycofać się z porozumienia. Nie dokonując jednak żadnej analizy prawnej i nie zastanawiając się nad skutkami swojej decyzji, nie skorzystał jednak z tej możliwości, całkowicie ufając stronie rosyjskiej.

O tym, że strona rosyjska nie stosuje się do przepisów załącznika 13. i porozumienia z Polską, rząd przekonał się też po zakończeniu badań przez MAK i opublikowaniu raportu bez polskich uwag. Nastąpiła wtedy wymiana argumentów na poziomie ekspertów z obu stron i mediów. Nie doszło natomiast do wymiany oficjalnych oświadczeń między obu rządami, więc nie można było mówić o powstaniu sporu międzynarodowego – pisze Marek Żylicz.

http://www.rp.pl/artykul/652559.html

Brak głosów