Dymisje Jana Klaty i Bogdana Zdrojewskiego są w tej chwili wymogiem moralnym i patriotycznym

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

Na scenie człowiek w różowej czapeczce. Jedną dłoń trzyma nonszalancko w kieszeni. Jest przykurczony, wściekły. Drugą ręką wymachuje w powietrzu, wskazując palcem na drzwi. Krzyczy: „Wynocha!”. Tak zaprezentował się Jan Klata 14 listopada br. na scenie Narodowego Teatru Starego, kiedy jego sztuka została wygwizdana i przerwana gwałtowną reakcją zbulwersowanej publiczności krakowskiej.

Ręka w kieszeni na scenie i wrzask: „Wynocha!”. Oto postawa godna samego dyrektora teatru narodowego. Tak. To Jan Klata, zatrudniony przez ministra Zdrojewskiego za pieniądze podatnika. Dewastator sztuki.

Żądanie zamknięcia Narodowego Starego Teatru jest zanadto radykalne, ale wyrzucenie niszczycieli narodowej kultury i polskości już nie. Wspomniany Teatr to jeden z trzech w naszej Ojczyźnie, nad którym pieczę sprawuje bezpośrednio minister kultury i dziedzictwa narodowego. Teatr Narodowy w Warszawie, krakowski Stary Teatr i Teatr Wybrzeże w Gdańsku są finansowane przez Polaków z ich podatków. Stary Teatr otrzymuje corocznie 14,5 mln złotych dotacji.

Gdyby Jan Klata był człowiekiem honoru, to po skandalu i fali potężnej krytyki, jaka przetoczyła się w Polsce, głównie wśród znawców rzeczywistości teatru, podałby się do dymisji. Nie poda się.

Gdyby minister Zdrojewski kierował się polską racją stanu, to ze skutkiem natychmiastowym zdymisjonowałby Jana Klatę. A potem siebie. Nie zrobi tego.

Jan Klata, dewastując tradycję, renomę krakowskiego teatru, kulturę słowa oraz sztukę produkuje swoje eksperymenty za pieniądze podatników, a Zdrojewski opłaca jego chore wykwity, podobnie jak bulwersujące bluźnierstwo w Centrum Sztuki Współczesnej (mężczyzna ociera się tam genitaliami o średniowieczny krucyfiks z Chrystusem).

Wszystko byłoby dozwolone, gdyby dewianci uzewnętrzniali swoje poczucie estetyki w eksperymentalnym studiu prywatnym (najlepiej w piwnicy) i przed lustrem, z dala od widoku publicznego. Niestety „rzeźnia” rozgrywająca się w ważnych ośrodkach kulturalnych masakruje dokonania takich nazwisk jak śp. dyrektor Konrad Swinarski, który zginął śmiercią tragiczną pod Damaszkiem, poza tym podważa cele i standardy, jakimi kierowała się od lat ta szacowna instytucja.

Antysztuki Klaty rażą, ranią, obrażają

Promocja dewiacji, wyuzdanego seksu (aktorzy odgrywają akty seksualne w ubraniach – dobrze, że jeszcze w ubraniach), opluwanie polskości, historii to wielomiesięczna makabra, jaka torturuje miłośników tego teatru. Zaś taka tandeta jak sztuka „Do Damaszku” w reżyserii Klaty katuje nie tylko uczucia patriotyczne, ale i uszkadza i ogłusza smak estetyczny widzów. W „Bitwie 1920” w reżyserii Demirskiego i Strzępki w odrażający sposób przedstawia się Marszałka Piłsudskiego, przy okazji gloryfikując czerwonego zdrajcę i kata Feliksa Dzierżyńskiego.

Chcę zwrócić uwagę na fakt, że po objęciu stanowiska dyrektora 1 stycznia 2013 r. przez Klatę skandal goni skandal. Swoją tandetą dyrektor odstraszył skutecznie wielkich aktorów. Aż siedmioro z nich (Anna Dymna, Bolesław Brzozowski, Mieczysław Grąbka, Tadeusz Huk, Ryszard Łukowski, Jacek Romanowski i Krzysztof Zawadzki) odmówiło grania w nowej propozycji „Nie-Boskiej Komedii” w reżyserii Chorwata Oliviera Frljicia, a Anna Polony, strażniczka tradycji tego teatru, odeszła po 50 latach gry na jego deskach.

Czy doszliśmy już do takiego punktu, że w Polsce nie ma już żadnych utalentowanych twórców i musimy ich sprowadzać z krajów byłej Jugosławii?(...)

http://www.naszdziennik.pl/mysl/60909,dewastator-sztuki.html

Brak głosów