Duch teutoński nad Polską

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

Pokoleniom, których pamięć historyczną zdominowała wizja barbarzyństwa Niemców podczas Iwojny światowej czy tym bardziej późniejszego zdziczenia zrodzonego z powszechnej w Niemczech fascynacji „przemyśleniami” zawartymi w „Mein Kampf” (1933--1945), trudno jest uświadomić sobie, że w narodzie tym tkwi głęboko zakorzeniona myśl o ekspansji i podbojach nie tylko za pomocą „żelaza i krwi”, ale również ducha.

W 1897 r. Fryderyk Ratzel, wprowadzający do niemieckiej myśli geopolitycznej pojęcie „lebensraum” (przestrzeni życiowej), wydał pracę „Geografia polityczna”, w której, mówiąc krótko, wyraził opinię: „Tam, gdzie my, tam granice naszej ojczyzny”. Przy czym Ratzel inaczej niż autor tych słów – czołgista z filmu „Czterej pancerni i pies”, miał na myśli nie tyle obecność zbrojną, fizyczną, ale nade wszystko duchową. To ona sprawi, że, jak pisał w tymże czasie inny niemiecki myśliciel polityczny (Alfred Kirchhoff, „Jak powstają narody”, 1894), nawet ludzie o odmiennym pochodzeniu etnicznym przejmą ten sam styl życia, przekonania i w końcu język. Staną się narodem. Niemieckim.(...)

Jakie siły duchowe i intelektualne nasi przywódcy mogą przeciwstawić mocy „niemieckiego ducha”? Co mogą przeciwstawić sprawności niemieckich elit, ich umiejętności planowania działań politycznych na wiele pokoleń naprzód?
Na czele rządu polskiego stoi narrator z Kaszub o fantazji godnej barona Münchhausena. W strukturach UE reprezentuje Polskę m.in. Jerzy Buzek, po którym w kraju pozostał swąd czterech „wiekopomnych reform”, a szefem MSZ jest Radosław Sikorski, autor pysznego bon motu: „Jeszcze dorżniemy watahy wroga i tę batalię wygramy” lub jeszcze pocieszniejszego: „Prezydent wolnej Polski może być niski, ale nie powinien być mały”, czym ubawił publikę na konwencji prawyborczej w Bydgoszczy 28 lutego 2010 r., podczas której podochocona tłuszcza wyła razem z przyszłym, w zamierzeniach, prezydentem: „Były prezydent Lech Kaczyński!”. Działo się to niecałe sześć tygodni przed tragedią smoleńską.

(...)Ta głupkowata mantra „elit zachodniopomorskich” współczesnym neokolonistom wystarczy. Oni już nam sprezentują korzenie, przywrócą pamięć i ożywią ducha. Wówczas lokalne mędrki przestaną mówić o wielości opinii, sądów, pamięci. Bo wtedy będzie inny rozkaz i inna „mądrość etapu” zawierająca się w słowach: „Jeden lud europejski, jedno państwo europejskie, jedna władza europejska”. I jedna europejska stolica. Całkiem niedaleko Szczecina. O półtorej godziny jazdy pociągiem.
Polskie dylematy – życie jak z Kafki

(...)W kraju absurdów, bo nie bareizmów, jak chcą optymiści, rodem z powieści Franza Kafki, młodzi (i nie tylko młodzi) ludzie stoją przed dylematem: być parobkiem, a w najlepszym razie osobą drugiej kategorii, w Niemczech, Anglii, Holandii, ale za tę cenę coś robić pożytecznego i dającego satysfakcję, a w przyszłości może zatrudnienie, życiową stabilizację, czy kucać przed byle mędrkiem ze stolicy w jałowych zabiegach o cokolwiek. Tak jak kiedyś w czasach upadku Rzeczypospolitej spauperyzowany szlachcic stał przed alternatywą: czy stając się sługą rękodajnym, lizać pańskie obcasy – za cenę utrzymania szlacheckiej pozycji, czy dokonać samodegradacji społecznej, stając się mieszczaninem i żyć – wprawdzie bez szlachectwa, ale honorowo?(...)

http://naszdziennik.pl/mysl/22531,duch-teutonski-nad-polska.html

Brak głosów