Mecena Hucpa, a sprawa czeska

Obrazek użytkownika nasza szkapa
Humor i satyra

Jaroslav Hasek Jr.

Mecenas Hucpa, a sprawa czeska

 

Kiedy dziennikarz jednej z popularnych polskich gazet - Maciej M., jesienią 2010 roku wracał po konferencji prasowej z siedziby Bundespressekonferenz w Berlinie do hotelu, jego samochód staranowała śmieciarka należąca do berlińskiego przedsiębiorstwa oczyszczynia miasta. W wyniku kolizji pojazd dziennikarza zjechał z jezdni, uderzył w przydrożną brzozę, po czym natychmiast stanął w płomieniach i doszczętnie spłonął wraz z kierowcą. Długo nie można było ustalić tożsamości zabitego, dopiero badanie DNA pozwoliło stwierdzić z całą pewnością, że to Maciej M. Wdowa domagała się odszkodowania, w związku z czym niemiecka firma ubezpieczeniowa wypłaciła jej ustawowo przewidzianą kwotę. Kierowca śmieciarki dostał naganę i utracił na dwa lata prawo jazdy, za jazdę z nadmierną predkością i spowodowanie wypadku. Sąd uznał go bowiem współwinnym, gdyż jakkolwiek Maciej M. wymusił pierwszeństwo, to kierowca śmieciarki byłby w stanie zapobiec zderzeniu, gdyby sam zachował prędkość odpowiednią do jesiennych warunków na drodze, czyli mgły i warstw gnijących liści na jezdni.

 

Kilka miesięcy później, w mieszkaniu wdowy - pani M. zadzwonił telefon. Jegomość w słuchawce, przedstawił się jako Stanislav Hucpa - adwokat z Pragi. Podczas rozmowy stwierdził, że Niemcy powinni wypłacić wdowie co najmniej 1 milion euro odszkodowania za śmierć Macieja M., nie wspominając już o kosztach pogrzebu, stosownym ukaraniu kierowcy śmieciarki i być może wsadzeniu do więzienia dyrektora berlińskiego MPO. A w ogóle, to prawdopodobnie Rosjanie kryją sią za zamachem na polskiego dziennikarza, tylko nikt w obecnej sytuacji geopolitycznej nie chce tego potwierdzić. Fakty mówią same za siebie: zezłomowanie wraku samochodu przez Niemców i nieprzekazanie go do Polski, gdzie mogłaby się nim zająć specjalna komisja sejmowa; wycięcie brzozy przez berlińską Zieleń Miejską i wreszcie podejrzana mgła, której nie było jeszcze pół godziny wcześniej.

 

Mecenas Hucpa przekonywał panią M. przez trzy kwadranse, w wyniku czego postanowiła się z nim spotkać, celem uzgodnienia dalszej strategii i podpisania stosownego pełnomocnictwa, do reprezentowania przez niego jej interesów. Do takich spotkań, na których omawiano tzw. postępy w sprawie, dochodziło dość często u pani M., tudzież w praskich kawiarniach. Warto przy okazji wspomnieć, że mecenas Hucpa nigdy nie umawia się na spotkania w swojej kancelarii, której jeszcze nikomu nie udało się odnaleźć! O spotkaniach informowani są oczywiście dziennikarze - koledzy tragicznie zmarłego Macieja M., co zapewniło już sprawie i jej protagonistom swoisty rozgłos.

 

W 4 lata od tragedii, wdowa po Macieju M. wydała już ponad 40 tysięcy złotych na podróże swoje i mecenasa, zaś sprawa nie została nigdy podjęta przez żaden z berlińskich sądów. Być może, mecenas Hucpa postanowił tymczasem zaskarżyć Republikę Federalną Niemiec, przed którymś z czeskich sądów (bo w RFN i w Polsce nie jest w ogóle upoważniony do prowadzenia jakichkolwiek postępowań), aby umożliwić kosmiczne kwoty odszkodowań znane z USA. Ostatnio, udało mu się też podobno nakłonić jednego z prokuratorów, do podjęcia ekshumacji Macieja M., celem ostatecznego upewnienia się, że to jego szczątki pochowano w rodzinnym grobowcu, a nie któregoś z berlińskich kloszardów.

 

Innym, znakomitym pomysłem mecenasa Hucpy jest próba wymuszenia na władzach Wielkiej Brytanii, uznania czeskiej mniejszości i zrównania jej w prawach z innymi obywatelami Commonwealth'u. O swoich planach Hucpa regularnie informuje czeską opinię publiczną, zwłaszcza poprzez prawicowe media, które bezkrytycznie podejmują się obrony mecenasa, przed atakami innych prawników, robiąc mu darmową reklamę. Krążyły pogłoski o jego planach utworzenia czeskiej partii narodowej w Wielkiej Brytanii, której celem byłaby rehabilitacja Czechosłowacji w kwestii jej poddania bez walki w 1938 roku.

 

W Europie działa wiele dużych międzynarodowych kancelarii adwokackich, dysponujących własnymi środkami, a przede wszystkim kompetentnymi adwokatami, które dawno już podjęłyby się tak lukratywnych tematów, jak prawa mniejszosci i milionowe odszkodowania (reparacje wojenne), gdyby widziały choćby cień szansy na wygranie procesów. Abstrahując od tego, że nadużywanie instytucji wymiaru sprawiedliwości jest samo w sobie czynem karalnym, trudno oprzeć się wrażeniu, że jeden z tysięcy bezrobotnych, miernych adwokacin, usiłuje pozyskać rozgłos, a tym samym dochód, często kosztem nieświadomych klientów.

 

Szczytem bezczelności i obłudy jest namawianie czeskich stowarzyszeń w Londynie do walki o status mniejszości, chociaż międzynarodowe prawo takiej możliwosci nie przewiduje. Koszty ponoszą - jak zwykle - Czesi żyjący w Wielkiej Brytanii, którym przylepi się teraz nalepkę - „czeski awanturnik”, których tak na prawdę nikt nawet nie pyta o zdanie, a którzy doskonale radzą sobie w kraju, gdzie ludność autochtoniczna sama zaczyna dojrzewać do statusu mniejszości narodowej na własnym, bądź co bądź, terytorium. Koszty postępowania, w tym honoraria adwokata, ponoszą czescy podatnicy, oraz robieni w „konia” klienci.

Na zdraví! 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (3 głosy)