10/04 – Lech Kaczyński. "Nieprzeciętnie inteligentny, niezależny, odważny, dumny. Patriota. Mąż stanu"

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

Odwaga

Rok po zamachu na życie Jana Pawła II, 12 maja 1982 roku, w sanktuarium w Fatimie Juan Fernandez Krohn podjął próbę zasztyletowania papieża bagnetem. Pomimo błyskawicznej reakcji ochrony, sprawca zdołał niegroźnie zranić Ojca Świętego. O tym, że nasz rodak został wtedy ranny dowiedzieliśmy się dopiero w 2008 roku. Atak z 1983 roku był jedną z 15 udaremnionych prób zabicia Jana Pawła II. "Nie możemy żyć w lęku" - powiedział papież do swoich współpracowników, którzy drżeli na myśl o jego pierwszym, po nieudanym zamachu Ali Agcy, publicznym pojawieniu się na Placu Świętego Piotra. Jan Paweł II rozumiał, że ryzyko utraty własnego życia jest częścią jego posłannictwa i akceptował to.

23 listopada 2008 roku, w Gruzji, przy granicy z Osetią Południową, konwój samochodów z prezydentem Polski Lechem Kaczyńskim został ostrzelany. Pomimo niekwestionowanej rangi tego zdarzenia, prominentni politycy Platformy Obywatelskiej, przy wsparciu prorządowych mediów, doprowadzili do zbagatelizowania i ośmieszenia całej sytuacji. To, co normalnie powinno być potraktowane jako próba zamachu, a co najmniej groźba, w Polsce stało się tematem niewybrednych żartów, jeszcze bardziej znieczulając społeczeństwo.

Z każdym rokiem prezydentury Lecha Kaczyńskiego poziom nieskrywanej niechęci i agresji ze strony rządowej skierowanej przeciwko Pałacowi Prezydenckiemu rósł w zuchwałym tempie. Lech Kaczyński został wrogiem wewnętrznym, z którego można było szydzić, któremu można było utrudniać sprawowanie obowiązków, przed którym ukrywano informacje i raporty. Prezydent działał w warunkach skrajnie nieprzychylnych, z jednej strony narażony na ustawiczną i karykaturalną krytykę wszystkich swoich prawdziwych i wydumanych potknięć, a z drugiej mocno ograniczony zależnością od realnych instrumentów, takich jak informacja, infrastruktura, procedury, znajdujących się w rękach obozu rządzącego. Mimo tych przeciwności jego prezydentura pozostawała spójna i mocno charakterystyczna, z wybijającą się na pierwszy plan misją przywrócenia Polakom poczucia dumy narodowej oraz zapewnienia Polsce silnej i bezpiecznej pozycji w Europie i na świecie. To pierwsze realizowało się przez przywracanie pamięci i należytego szacunku do polskiej historii, drugie miało swój wyraz w odnoszącej sukcesy koncepcji jagiellońskiej i realnej współpracy z USA. Bez wątpienia jeszcze niejednokrotnie zostaniemy zaskoczeni informacjami o tym, jak duże rozmiary przybrał, i na jakich działaniach opierał się atak strony rządowej na ośrodek prezydencki. Jednak już dziś zdumienie, a jednocześnie podziw budzi fakt, że Lech Kaczyński nie poddał się strachowi o swoje życie, pozycję, czy dobre imię. Nie zamknął się w czterech ścianach, nie wycofał się. Pozostał sobą do samego końca.

Prawda

Kiedy 1 września 2009 roku na Westerplatte Lech Kaczyński skończył przemawiać, po raz kolejny przekonaliśmy się, że mamy do czynienia z mężem stanu, dla którego dobrem nadrzędnym, przewyższającym poprawność polityczną i strach przed nadepnięciem na odcisk silniejszym, jest polska racja stanu, w tym konkretnym miejscu wyrażająca się twardą i zdecydowaną obroną prawdy historycznej. Są tacy, którzy sądzą, że polityka, która może postawić partnerów w niekomfortowej sytuacji, mimo że opiera się na mówieniu prawdy, jest niedzisiejsza. Dzisiaj wszak liczą się krótkotrwałe zyski, wysokie sondaże i dające satysfakcję klepnięcia po ramieniu. Prezydent Lech Kaczyński wierzył w prawdziwą istotę polityki, która miała realizować się, jako narzędzie w służbie wspólnocie, ojczyźnie. Politykę, która uwzględniała nie tylko chwilowe interesy, ale zapewniała stabilizację i niezależność w długim horyzoncie czasowym. Politykę budowaną na trwałym fundamencie prawdy i gotowości do wskazywania godnych do naśladowania postaw w naszej bogatej historii.

To właśnie poczucie odpowiedzialności za minione i przyszłe pokolenia było przyczyną wizyty w Katyniu w dniu 10 kwietnia 2010 roku. Nie chodziło tylko o przeszłość i martyrologię. Istotą była przyszłość. Przyszłość, w której Polska, jako jedyna ma odwagę postawić niewygodną dla obecnych realiów kwestię ludobójstwa, które miało swoich autorów. Przyszłość, w której nasze państwo wysyła komunikat rodzinom tych, którzy leżą z przestrzelonymi czaszkami w katyńskich lasach, że ich nie zapomni. Że nie opuści swoich obywateli. Dla doraźnego interesu i chwilowego zadowolenia. To istota państwowości. Ciągłość. Przynależność. Odpowiedzialność. Są sprawy, które się nie przedawniają. Prezydent Kaczyński rozumiał znaczenie wyjaśnienia Katynia dla przyszłości naszego kraju, nie tylko w kontekście uzdrowienia relacji z Federacją Rosyjską. Niestety, i w tej kwestii nie mógł liczyć na przychylność obozu rządzącego. Donald Tusk, godząc się na rozdzielenie wizyt i spotkanie z Putinem trzy dni wcześniej, potwierdził dramatyczną sytuację ośrodka prezydenckiego, którego zdeprecjonowanie i poniżenie okazało się być ważniejsze dla szefa rządu, niż integralność polityki zagranicznej suwerennego państwa polskiego. Doprowadziło to do tego, że na prezydenta dużego, europejskiego kraju, mającego wylądować wraz z polską elitą na smoleńskim lotnisku nie czekał 10 kwietnia 2010 roku dosłownie nikt.

Dlaczego zadawano sobie tyle trudu, przede wszystkim Polsce, ale i w Rosji, aby ośmieszyć i zmarginalizować znaczenie podobno mało wpływowego, polskiego prezydenta?

Siła

(...)

http://wpolityce.pl/dzienniki/dziennik-tomasza-rakowskiego/51041-1004-lech-kaczynski-nieprzecietnie-inteligentny-niezalezny-odwazny-dumny-patriota-maz-stanu

Brak głosów