Fakty wpasowane do narracji – Mirosław Usidus o „kulturze oburzenia”, która niszczy media i wolność słowa
Płatki śniegu (snowflakes) nie spierają się, nie argumentują, nie trudzą się odpieraniem twierdzeń, z którymi się nie zgadzają. Nie umieją tego. Brak im wytrwałości lub wiedzy, albo obu tych rzeczy. Gdy temperatura dyskusji wzrasta, po prostu topią się. Uważają, że „hejt”, czyli wszystko to, z czym się nie zgadzają i czego nie akceptują, powinien zostać zakazany.
Termin „płatki śniegu” zrodził się z groteskowej i histerycznej kłótni studentów Yale z przedstawicielem władz uczelni na temat kostiumów halloweenowych. (...)
Filozof i analityk polityki, Thomas Mitchelhill w serwisie „Medium” opublikował w marcu tego roku tekst mówiący o tym, jak ogarniająca media społecznościowe, a w ślad za nimi także tradycyjne środki przekazu „kultura oburzenia” niszczy dziennikarstwo i ogólniej mass media.
„Dziennikarze nie próbują już docierać do obiektywnych prawd”, pisze Mitchelhill. „Platformy mediów społecznościowych, chęć pozyskiwania ruchu na stronach, kierowania uwagi, a ostatecznie pieniędzy, zamieniły dziennikarzy w podwykonawców ideologicznych projektów, opłacanych za przekształcenie informacji w narrację polityczną. Wszyscy są opętani ideologicznymi celami i gotowi zrobić wszystko, aby ‘fakty’ wpasować do narracji, której służą”.
Autor jako główny przykład podaje sprawę głośnej ulicznej konfrontacji młodzieży z Covington Catholic School z grupą starszych Indian. W ciągu kilku godzin, na podstawie zmontowanego filmiku, nie pokazującego całego przebiegu zajścia i kontekstu (całość materiału zmieniała wymowę wydarzeń), wszystkie liberalne media na czele z uchodzącymi za prestiżowe „The New York Times” i „Washington Post”, rzuciły się jak wygłodniałe hieny na grupę nastolatków. Odprawiano oszalały ideologiczny rytuał medialny z nieodłącznymi zarzutami „bigoterii”, „rasizmu” i „nietolerancji”. Znany pisarz Reza Aslan i celebrytka Kathy Griffin wręcz nawoływali do przemocy wobec chłopaków. (...)
Nocnik Słonimskiego
Przenosząc tę problematykę na polskie poletko, mógłbym skupić się na tym, co proponują lub przynajmniej zdają się proponować u nas środowiska LGBT w dziedzinie zwalczania „mowy nienawiści”, „nietolerancji” i „obrażania mniejszości” i ich do również podpartej u nas konstytucyjnie reguły wolności słowa. Z dostępnych publicznie wypowiedzi zwolenników tej formacji przebija podobna jednostronność, niekonsekwencja i wręcz hipokryzja, jaką widać w opisywanych wyżej lewicowych środowiskach uniwersyteckich w USA. Ujmując ich podwójny język w skrócie – „my korzystamy z wolności – a oni obrażają”. (...)
„Jeśli wolność słowa w ogóle coś oznacza, to oznacza prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć”, powiedział kiedyś George Orwell. Jak daleko jesteśmy dziś od tej zasady? Jak daleko jesteśmy od znanej maksymy – „nie zgadzam się z twoimi poglądami, ale po kres moich dni będę bronił twego prawa do ich głoszenia”, której, wbrew obiegowemu przekonaniu, autorem nie jest Wolter, lecz jego autorka jego biografi, Evelyn Beatrice Hall?
Trudno nie mieć wrażenia, że coraz dalej. Dziś zdaje się rodzić nowa wersja owej „wolterowskiej” maksymy – „nie zgadzam się z twoimi poglądami, więc są one hejtem, z którym walczyć ma prawo i państwo, po kres dni moich, twoich, i tego państwa”.
Mirosław Usidus
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 339 odsłon