Protoplasta wałęsów, jaruzelskich, maleszków, palikotów...
Stanisław August (właściwie Antonii) Poniatowski herbu Ciołek (1732, Wołczyn [obecnie Białoruś] - 1798, Petersburg), stolnik litewski, ostatni król Rzeczpospolitej Obojga Narodów, zwolennik konstytucji 3 Maja, członek konfederacji targowickiej.
Postać to kontrowersyjna, od niedawna znajdująca coraz więcej obrońców i zwolenników. Taki znak czasu... Czasu zdrajców.
Owszem, był mecenasem sztuki i człowiekiem wielkiej kultury. Owszem, założył Teatr Narodowy, Szkołę Rycerską, był inicjatorem Komisji Edukacji Narodowej. Jednakże... (ukochane słówko Stasia - tandem - którym osłaniał wszystkie swoje najhaniebniejsze decyzje: bardzo chciałbym kontynuować wojnę, tandem nie wierzę w jej powodzenie), jednakże jego pasje sponsorskie opustoszyły skarb publiczny; Teatr Narodowy oddał w pacht swojemu lokajowi i rajfurowi, który szukał jedynie szybkiego zarobku; do KEN wprowadził czterech złodziei i zdrajców (na 8 członków) - jej pierwszy przewodniczący, biskup Massalski zawisł na Rynku podczas powstania kościuszkowskiego, prymas i brat królewski Michał Poniatowski uciekł w samobójstwo przed zemstą ludu Warszawy, podskarbi Adam Poniński został skazany przez sąd sejmowy Sejmu Wielkiego na banicję i utratę wszystkich tytułów, a książę August (cóż za fatum z tym imieniem! każdy August musi być kiepskim człowiekiem?) Sułkowski uniknął tego losu tylko dlatego, że zmarł w 1786. Skala grabieży majątku narodowego, jaka miała miejsce w KEN, napawała oburzeniem nawet współczesnych, którzy przecież byli wprawieni w sztuce przekupstwa i zdzierstwa. Jedynie Szkoła Rycerska okazała się dziełem trwałym i przyniosła godne owoce, jednak jej komendantem był wielki przeciwnik króla, jego kuzyn i konkurent do tronu Adam Czartoryski. A długi uczelni po kilku latach działania sięgały 2 milionów złotych polskich.
Jak widać, wszystko w pobliżu króla Stasia kręciło się wokół jednego tematu - forsa. Z jego dworu dochodził wielki krzyk "kasa, misiu, kasa". Sam władca łapówki brał umiarkowanie i powściągliwie, ale za to zadłużał się na potęgę, a później musiał rozpaczliwie szukać sponsora, który popłaci jego długi karciane, zapłaci za miłosne awantury i erotomańskie wyczyny. A któż był bardziej chętny do dawania poręczeń lub płacenia, jeśli nie Rosja, której zawdzięczał całą swą karierę?
Działalność polityczną rozpoczął w wieku 20 lat jako poseł na sejm – i na tym skończyła się jego samodzielna działalność. 3 lata później jako sekretarz brytyjskiego ambasadora znalazłsię w Petersburgu, gdzie został kochankiem przyszłej carycy Katarzyny. Odesłany przez pryncypała, który obawiał się skandalu dyplomatycznego, wrócił po roku do Rosji jako poseł Saksonii. Teraz już pewny nietykalności, mógł bez obaw rzucić się do stóp swojej “Sofie”. Ciekawe, jak potoczyłaby się kariera Stanisława (wówczas jeszcze) Antoniego, gdyby rząd rosyjski nie uznał go jednak za persona non grata. Z powodu konszachtów z wrogami cara Piotra III, podjętych niewątpliwie na zlecenie młodziutkiej carycy, nasz przyszły władca został odwołany do Polski na krótko przed zamachem stanu Katarzyny. Gdyby został w Rosji, na pewno odegrałby znaczną rolę w spisku. Czy władczyni nie przypadkiem nazwana Wielką wyniosłaby swego kochanka-współspiskowca do najwyższych godności w imperium, czy raczej kazała otruć? Obie wersje byłyby dużo lepsze dla Polski, niż uczynienie Poniatowskiego królem Rzeczpospolitej.
Bez poparcia Katarzyny Staś nie miał żadnych szans na tron. Wszystko świadczyło przeciw niemu – marne pochodzenie (ród Poniatowskich rozpoczyna się dopiero na jego ojcu, również Stanisławie), zerowe talenty polityczne, niska pozycja we własnym stronnictwie (tzw. Familia Czartoryskich chciała wprowadzić na tron Adama Kazimierza Czartoryskiego, w młodości wielkiego przyjaciela Stasia, później największego wroga). Ale te wszystkie przeszkody nic nie znaczyły wobec carskiej woli. Niespełna miesiąc po przejęciu władzy Katarzyna pisała do kochanka:
wysyłam do Polski hrabiego Keyserlinga, by uczynił Cię królem natychmiast po śmierci obecnego.
Tak też się i stało. 2 lata później, w 1764 pod osłoną rosyjskich oddziałów Stanisław Antoni Poniatowski herbu Ciołek został wybrany królem Polski. Akt elekcji podpisało zaledwie 5000 elektorów. A miłość Katarzyny zdołała przez te 2 lata wygasnąć. Prawdziwe powody poparcia kandydatury byłego kochanka “Sofie” sformułowała następująco:
Jest rzeczą nieodzowną, abyśmy wprowadzili na tron Polski Piasta dla nas dogodnego, użytecznego dla naszych rzeczywistych interesów, jednym słowem człowieka, który by wyłącznie nam zawdzięczał swoje wyniesienie. W osobie hrabiego Poniatowskiego, stolnika litewskiego, znajdujemy wszystkie warunki niezbędne dla dogodzenia nam i skutkiem tego postanowiliśmy wynieść go na tron Polski.
Współcześnie wśród pierwszych reform Stanisława (już) Augusta wymienia się reformę monetarną, otwarcie mennicy państwowej (w miejsce prywatnych z państwową koncesją), reformę celną. Taki oświeceniowy Balcerowicz był z tego Stasia. Tyle że… zabrakło konsekwencji Balcerowicza. Obrońcy króla zapominają dodać, że reforma ceł upadła po roku zdławiona przez jedną pruską komorą celną w Kwidzynie, a zyski z mennicy król zainwestował tak rozsądnie, że po 2 latach kasa państwa znów świeciła pustkami. Potem było już coraz gorzej…
Jeszcze w 1764 Rosja zażądała zrównania w prawie innowierców z katolikami. Sprawa powracała na kolejnych sejmach, a jedynym który ją popierał, okazał się król. Rosjanom jednak ta deklaracja posłuszeństwa nie wystarczała. Z inicjatywy ambasadora Rosji powstały dwie konfederacje innowiercze, prokrólewskie, i jedna katolicka, antykrólewska (tak! ona też). Obrońców katolicyzmu złamało dopiero porwanie przywódców przez Rosjan i wywiezienie ich do Kaługi (niektóre źródła podają, że “źródłem osobowym” tej decyzji był nie kto inny jak Stanisław August). Efektem rosyjskich intryg i jawnej ingerencji dyplomatyczno-wojskowej stało się podpisanie w lutym 1768 „Traktatu wieczystej przyjaźni” z Rosją i uchwalenie Praw kardynalnych (liberum veto, wolna elekcja, całkowita władza szlachty nad chłopami, równouprawnienie dysydentów), których gwarantką została osobiście Katarzyna. Ale króla niczego to nie nauczyło. Wciąż liczył, że zreformuje Polskę przy pomocy “Sofie” i jej wojska!
Duża część społeczeństwa nie była aż tak głupia. Dla obrony Polski i wiary katolickiej zawiązano konfederację barską, której przedstawiciele ogłosili detronizację króla, a nawet podjęli próbę jego porwania. Przez 4 lata szlachta toczyła wojnę z Rosją, którą wspierała polska armia (!). Konsekwencją przegranego powstania stał się I rozbiór Polski.
A co zrobił nasz władca, powołany, by zabiegać o losy państwa i narodu? Zabiegał, a jakże… Za podpisanie traktatu rozbiorowego uzyskał spłatę swoich długów. Ale nie miejmy do niego pretensji, bowiem przy okazji wziął odwet na Rosjanach. Otóż wysokość swoich wierzytelności podał z sufitu i sporo zgarnął do swej kieszeni przed podstawione “słupy”. Uzyskał także wysokie odszkodowanie za rezygnację z prawa rozdawania starostw. Nie pogardził przy tym drobną sumką 6000 dukatów ze specjalnego funduszu korupcyjnego utworzonego przez władców Rosji, Austrii i Prus. Owszem, przy okazji przeforsował przeznaczenie dóbr pojezuickich na oświatę. Tu mu akurat Rosja zostawiła wolną rękę.
Wojska rosyjskie opuściły Polskę dopiero 8 lat później. I jakie decyzje podjął nasz wykształcony, inteligentny i oczytany król? 7 lat przesiedział jak mysz pod miotłą, by w końcu zaproponować carycy utworzenie sojuszu wojskowego przeciw Turcji! To już się w głowie nie mieści. Władca państwa, które nie posiada armii, proponuje sojusz wojskowy potędze militarnej, której właśnie zawdzięcza fakt nieposiadania wojska. Nie dość, że zdrajca, to jeszcze idiota. A Katarzyna idiotką na pewno nie była. Kazała Stasiowi przyjechać do Kijowa, czekać na audiencję 7 tygodni, by w końcu na chwilę się z nim spotkać na statku w przygranicznym Kaniowie. Łaskawie zgodził się przyjąć polskie posiłki w liczbie 12 tysięcy żołnierzy (armia rosyjska liczyła 240 tysięcy).
To jednak nie złamało wierności polskiego monarchy Katarzynie. W 1788 rozpoczęły się w Warszawie obrady sejmu nazwanego później Wielkim. Rozpoczęły się w atmosferze gorączkowych sporów i nadziei spowodowanej niepowodzeniami Rosji w wojnie z Turcją. Dla każdego było oczywiste, że oto nadchodzi wymarzony moment, gdy najpotężniejszy zaborca ma własne problemy i jego wpływy w Polsce osłabną. Koniunkturę międzynarodową nakręcał także rozpad sojuszu trzech czarnych orłów, bowiem Prusy stanęły po stronie Turcji obok zawsze protureckiej i propolskiej Francji. Na kogo w tej sytuacji postawił Stanisław August? Oczywiście – na Rosję. Przez 2 lata zabiegał o swój wymarzony traktat polsko-rosyjski. Na przekór sytuacji międzynarodowej, własnemu narodowi i… samej Rosji, która żadnego sojuszu nie chciała. Dopiero pruskie ultimatum nieco go otrzeźwiło.
Teraz następuje najlepszy rok w życiu króla. Pogodzony z opozycją patriotyczną, współdziałający przy uchwaleniu Konstytucji 3 maja przeżywa swój miesiąc miodowy z Rzeczpospolitą. Ale w chwili swego największego triumfu (uważa się, że król był ostatecznym redaktorem, więc twórcą Konstytucji) przeżywa kolejny afront. Rozentuzjazmowany tłum posłów porywa i niesie na swoich ramionach nie Stanisława Augusta, tylko marszałka Sejmu, Stanisława Małachowskiego. Spójrzcie, jak genialnie przedstawił ten moment Matejko. Czy też widzicie tak jak ja wściekłe plecy króla?
Zastanawiam się… Czy już wtedy wiedział, że nie będzie bronił tej Konstytucji? Czy wściekał się, że znów ta dzika i ciemna szlachta, którą miał nadzieję sobie zjednać, pokazała swą nienawistną twarz? Czy już wtedy uznał, że tylko imperatorowa i państwa ościenne są partnerami godnymi prawdziwego Europejczyka? A może tylko tylko był smutny i zły? Może zrozumiał, że nie należy mu się zaszczyt wędrowania na barkach posłów do katedry? Że ta jego ekspiacja zbyt krótko trwała, by oczekiwać efektów?
11 dni później, oficjalnie w Targowicy, miasteczku na granicy z Rosją, a faktycznie w Petersburgu, kilkunastu przeciwników reform wezwało na pomoc Katarzynę jako gwarantkę ustroju Polski. 18 maja caryca pozytywnie odpowiedziała na ich prośbę. Rozpoczęła się wojna w obronie Konstytucji 3 maja. Wojska polsko-litewskie cofały się w porządku i w sposób planowy, lecz jednak wciąż były w odwrocie. Stoczono kilka zwycięskich bitew, w tym najsłynniejszą pod Zieleńcami. Polska armia z dnia na dzień zdobywała doświadczenie i stawała się coraz lepiej wyszkolona, z kolei Rosjanie mieli coraz bardziej rozciągnięte linie zaopatrzeniowe, ponosili straty, rozpraszali siły. Wciąż było jak, a zwłaszcza – o co – walczyć. I nagle – grom z jasnego nieba! Po 2 miesiącach wojny król przystępuje do Targowicy. Cóż… perspektywy zwycięstwa niewielkie, a groźby Katarzyny, że zażąda zwrotu 30 milionów długu – bardzo realne. Przyznajmy, że w obliczu takich argumentów niepokonana armia polska MUSIAŁA złożyć broń. Jak na ironię, ostatnim akordem wojny będzie zwycięska potyczka polskiej straży tylnej z Kozakami 2 dni po oficjalnym zaprzestaniu działań.
Rosja zajęła całą Rzeczpospolitą z wyjątkiem Wielkopolski, opanowanej przez Prusaków. W kraju panoszyła się Targowica, która jednak stała na stanowisku niepodległości i niepodzielności Polski. Dlatego na ostatnim sejmie I RP, w Grodnie, najpierw rozwiązano konfederację targowicką, by na jej miejsce powołać grodzieńską – pod patronatem króla. To najzupełniej wystarczyło do przeprowadzenia II rozbioru.
Chyba tylko Kościuszce i polskiej miłości do korony zawdzięcza Stanisław August przeżycie powstania, a zwłaszcza insurekcji warszawskiej i wieszania zdrajców. Gdyby tłum, który 9 maja 1794 wziął sprawiedliwość w swoje ręce, znał wszystkie fakty na temat króla, nic by go nie uratowało.
Po upadku powstania zaborcy nie bawili się już w zatwierdzanie ostatniego rozbioru przez polski sejm. Wystarczyła im zgoda polskiego monarchy. Stanisław August znów ruszył w drogę do Grodna. Nie musiał. Mógł uciec, mógł trwać w Warszawie. W dobie rewolucji francuskiej nasi zaborcy, przedstawiający się jako obrońcy legalnego ładu i legalnych władców, nie mogli siłą zmusić króla do niczego. A król bez państwa to też oręż – dyplomatyczny. Nie mówiąc o tym, że bez jego zgody nie można było przeprowadzić III rozbioru. Nawet gdyby Rosja, Austria i Prusy zwołały sejm, to król stanowił odrębną izbę. Bez jego podpisu żadna ustawa nie miała mocy prawnej. Człowiek choć trochę uczciwy, choć troszkę odważny postąpiłby zupełnie inaczej niż nasz żałosny ostatni władca. Stanisław August jak zawsze wybrał najgorsze wyjście. Abdykował, a klejnoty koronne przekazał Rosji. W efekcie wymazanie Polski z oblicza Ziemi miało wszelkie znamiona legalizmu. Po prostu było legalne! W głównej mierze z tego powodu, że Boży pomazaniec kochał pieniądze bardziej niż Ojczyznę. Za swą potulność uzyskał stała pensję od Katarzyny, a państwa zaborcze solidarnie spłaciły jego długi, które wynosiły już 4o milionów złotych.
Ostatnie lata życia spędził w Petersburgu. Zmarł nagle, otruty. Zapewne zleceniodawcą był strażnik cesarskiej szkatuły. Nie umiem znaleźć innego wytłumaczenia. Poniatowski, który w ciągu roku znów narobił gigantycznych długów, był jak ekonomiczna bomba zegarowa. A nie miał już nic do zaofiarowania swoim protektorom…
Pochowany został w najlepszym możliwym miejscu – w petersburskim kościele św. Katarzyny. Niestety, w 1938 bolszewicy zamknęli świątynię, a szczątki zdrajcy zwrócili Polsce. Cichcem pochowano go w rodzinnym Wołczynie, ale władze ZSRR poinformowały opinię publiczną o przekazaniu ciała. Ale ciągnie swój do swojego – w 1939 grób Poniatowskiego znów znalazł się na terenie Rosji. Splądrowany przez Armię Czerwoną kościół w Wołczynie popadł w kompletną ruinę. W 1988 Rosjanie jeszcze raz postanowili obdarować Stanisławem Augustem Polaków. I jak tu nie wierzyć, że KGB na długo przed 1989 rokiem wiedziało, co stanie się w Polsce? Domniemane szczątki naszego ostatniego króla złożono na Zamku Królewskim, a w 1995, za prezydentury Marcina Święcickiego i rządów koalicji SLD-UW, przeniesiono do archikatedry św. Jana w Warszawie.
Chciał, chłopina, dobrze... Stałby się może niezłym władcą, gdyby urodził się Jagiellonem. Takim na przykład Zygmuntem Starym, a może nawet Zygmuntem Augustem, od którego ściągnął drugie imię. Jednak w Polsce postsaskiej był ostatnią osobą, która nadawała się na tron. Polityczny idiota, człowiek bez charakteru, ze wszystkich cech polskiej magnaterii posiadał tylko najgorsze - rozrzutność i egoizm. Słaby, niezdecydowany, podszyty tchórzem – to by jeszcze można mu wybaczyć. Ale te jego długi połączone z brakiem charakteru stworzyły potwora u władzy... Nie był aż tak wielkim zdrajcą jak jego brat prymas, ale dużo bardziej szkodliwym, bowiem zajmował najważniejsze stanowisko w państwie.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1491 odsłon
Komentarze
Smutek ogarnia, Yumo,
11 Stycznia, 2011 - 23:53
gdy się pomyśli, że wiele cech charakteru tego króla posiada nasz obecny p rezydent. Inne potrzeby nim powodują, a jak skończy? Co zrobi z Polską on i jego otoczenie? Co już z Polską zrobiono? Napisałeś kiedyś, że pokolenie naszych dzieci jest stracone, że trzeba odzyskać umysły wnuków. Ja jeszcze mam nadzieję, że moja córka (ta zdrowa, młodsza, wykształcona) zmądrzeje. Ty walczysz. Podziwiam. Pozdrawiam.:)
Niueste
Niueste
12 Stycznia, 2011 - 00:28
Im bardziej zagłębiam się w historię XVIII wieku, tym większe przerażenie mnie ogarnia i tym mniej mam nadziei. Podobieństwo jest uderzające. Tak samo podzielony naród rozgrywany przez sąsiednie mocarstwa i ta sama zgnilizna na wierzchu.
Pocieszam się jedynie podobieństwem do epoki Gierka - też uwielbianego jak Tusk, przy obojętności większości Polaków i bezsilnej opozycji. A potem - nagle Sierpień...
Dziękuję za zachętę :-)
TRzymam kciuki za córkę.
___________________________________
Pozdrawiam każdym słowem
Bydlę
17 Stycznia, 2011 - 00:59
To o królu.
Panna W.
17 Stycznia, 2011 - 01:04
Ufff! Bo już myślałem, że o mnie :-)
___________________________________
Pozdrawiam każdym słowem
Nieeeeee...
17 Stycznia, 2011 - 01:36
Ten koleś mi się nie podoba. Następny król polski, niejaki Wettyn, też.
Eeee
17 Stycznia, 2011 - 01:49
Tzn. poprzedniego króla też nie lubisz. Chyba że chodzi Ci o księcia warszawskiego, Fryderyka Augusta
___________________________________
Pozdrawiam każdym słowem
Książę Warszawski Wettyn
26 Stycznia, 2011 - 01:23
...został w Konstytucji 3 Maja wymieniony jako następny król Polski. Sądzę, że można go uznać za króla, choć funkcji wypełniać nie chciał.
Panno
26 Stycznia, 2011 - 01:37
Może inaczej - miał szansę zostać naszym królem. Gdyby Napoleon wygrał wojnę z Ruskami.
___________________________________
Pozdrawiam każdym słowem
@yuhma
26 Stycznia, 2011 - 14:20
OK! Zgoda.
:)